Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
W 1979 roku w Warszawie oraz Londynie, poza cenzurą, ukazała się powieść Tadeusza Konwickiego „Mała Apokalipsa”, która dość szybko
została uznana za najgłośniejszy utwór, opublikowany w czasach PRL w tzw. „drugim obiegu”. Dzieło ukazywało groteskowy i absurdalny obraz Polski Ludowej i obnażała mechanizmy funkcjonowania opozycji.

„Świat psieje, małe są jego sprawy, coraz mniejsze” – mawiał wielokrotnie Konwicki. W powieści przedstawił rozmywanie się systemu wartości i utratę znaczenia takich pojęć, jak godność czy honor we wszystkich sferach życia. Główny bohater
„Małej Apokalipsy” postuluje: „Po pierwsze, dobrowolność. Wy lubicie szantaż, paskudny, duszny szantaż moralny. Po drugie, bezinteresowność. Wy lubicie natychmiastowe nagrody, wy jesteście rzeczowi. Po trzecie, zgoda na przegraną. Wy nie lubicie przegrywać. Nie lubicie za wszelką cenę. Jesteście płodem swego czasu. Jesteście nieładni jak czas, który wydał was na świat”. Te słowa wypowiada człowiek wyznaczony przez opozycję do aktu samospalenia w akcie protestu przeciw przyłączeniu Polski do Związku Radzieckiego. Bohater odbywa wędrówkę po niszczejącym mieście, poszukując sensu swojej ofiary. Obserwuje rzeczywistości w stanie destrukcji, snuje refleksje, by w końcu uświadomić sobie, że jedyną wartością, którą można jeszcze ocalić, jest imię narodu. Ostatecznie godzi się na samobójstwo, akt bezsensownego samounicestwienia, który staje się również próbą ocalenia sensu własnego życia. Mężczyzna jest ostatnim z ludzi, który rozumie znaczenie wolności w świecie, w którym całe społeczeństwo, władza i opozycja nie są już w stanie dokonywać żadnych wyborów i grają wyłącznie role, wyznaczone im przez system.

„Mała Apokalipsa”, dzięki symbolom i refleksjom o charakterze ogólnym, stała się utworem uniwersalnym i ponadczasowym. Powieść została przełożona na kilkanaście języków, doczekała się adaptacji teatralnej oraz filmowej i została wyróżniona nagrodą londyńskich „Wiadomości” (1979) oraz włoskiego Premio Mondello (1981).

Streszczenie Małej Apokalipsy w pigułce


Jest pochmurny, mroczny poranek. Główny bohater budzi się z przeczuciem nadchodzącego końca świata – jego świata. Jest pisarzem, który od kilku lat cierpi na niemoc twórczą. Z okna mieszkania widzi Pałac Kultury, który jest dla niego symbolem zniewolenia i podporządkowania państwa obcemu reżimowi. Budynek, niegdyś monumentalny, teraz niszczeje i rozpada się. Mężczyzna zapala papierosa, rozmyślając o śmierci, która od dawna jest jego obsesją. Pragnie pozostawić po sobie testament, odejść godnie, by zwrócić na siebie uwagę innych i całego wszechświata. Ma jednak świadomość, że jest kimś zupełnie przeciętnym i zwyczajnym.

Czuje się samotny, anonimowy, lecz jednocześnie wolny. Otaczający go świat jest w stanie rozpadu – budynki zmieniają się w ruiny, społeczeństwo zostało podporządkowane partii, ludzie zatracili podstawowy system wartości i nie są w stanie odróżnić dobra od zła. Nieoczekiwanie z wizytą zjawiają się jego dwaj znajomi, Hubert i Rysio, którzy związani są z opozycją.

Literat przyjmuje ich niechętnie, świadomy, że każda ich wizyta zapowiada jakieś kłopoty. Zdenerwowany, włącza telewizor. Na ekranie pojawia się obraz z lotniska, na którym kampania honorowa i delegacja partyjna oczekują na przylot sekretarza partii sowieckiej. W końcu Hubert wyjawia, że pisarz został wybrany do wypełnienia szczególnej misji. Ma dokonać aktu samospalenia przed gmachem Komitetu Centralnego po zakończeniu zjazdu partii. Czyn ten ma wstrząsnąć ludźmi i został dokładnie przemyślany jako protest przeciwko przyłączeniu Polski do Związku Radzieckiego.

Zaskoczonemu literatowi wyjaśnia, że jednym z powodów, dla których został wybrany, jest jego obsesyjne pragnienie śmierci. Nagle Hubert słabnie i Rysio podejmuje decyzje, że muszą natychmiast wrócić do domu. Hubert nakazuje pisarzowi, by udał się do mieszkania przy ulicy Wiślanej, gdzie będą czekały na niego Nadzieżda i Halina, które udzielą mu wskazówek, jak ma popełnić samobójstwo. Po ich wyjściu zjawia się hydraulik, by odciąć gaz. Pisarz przyjmuje tę wiadomość z obojętnością, ponieważ postanowił wypełnić powierzone mu zadanie. W samotności zastanawia się nad sensem i znaczeniem samospalenia, w końcu decyduje się na wyjście z mieszkania.

Miasto jest przystrojone flagami i odświętnymi dekoracjami. Na estradzie występuje zespoły ludowe, wszędzie widać manifestantów, niosących transparenty. Pisarz czuje się zdezorientowany, widząc różne daty. Ma wrażenie, że jest jesień, nie wie, jaki jest dzień roku. Nieoczekiwanie zostaje zatrzymany przez milicję, lecz z opresji ratuje go dawny znajomy, Kolka Nachałow.

Po rozstaniu z Kolką, literat spotyka chłopca, który szeptem recytuje jakieś teksty. Następnie udaje się do baru mlecznego, gdzie dostrzega brata Rysia, Edka. Edek jest filozofem marksistą, obecnie zajmującym się dokształcaniem docentów. Filozof zachęca literata, aby pisał dla cenzury. Po wyjściu z baru pisarz zostaje ponownie wylegitymowany przez tajnego agenta. Wsiada do autobusu, rozmyślając nad organizacją życia społecznego, które zatraciło możliwość normalnego funkcjonowania.

Zauważa, że jego śladem podąża chłopiec, którego widział w bramie kamienicy. W końcu dociera na ulicę Wiślaną. W mieszkaniu czeka na niego Halina. Dziewczyna wręcza mu kilka broszur, dotyczących samospalenia. Mężczyzna przez jakiś czas obserwuje transmisję z uroczystości partyjnych, która zostaje przerwana po tym, jak towarzysz Kobiałka nazwał zebranych dygnitarzy zdrajcami i świniami, po czym zaczął się rozbierać. Rozmowa ze staruszkiem-inwalidą, byłym więźniem, skazanym za przynależność do AK, utwierdza bohatera w postanowieniu, że powinien popełnić samobójstwo zgodnie z wolą opozycji. Halina informuje go, że zmieniono miejsce samospalenia i ma ono odbyć się pod Salą Kongresową. Następnie wychodzi, by kupić odpowiedni rozpuszczalnik i pozostawia pisarza pod opieką Nadzieżdy.

Dziewczyna wyznaje mu, że od dawna jest w nim zakochana. Ich fizyczne zbliżenie przerywa telefon. Halina pyta literata, jaki ma być kolor kanistra. Po jakimś czasie mężczyzna wychodzi na miasto, niosąc niebieski bak z rozpuszczalnikiem z Nowej Zelandii. Spotyka Sachera, działacza politycznego, który przed laty wyrzucił go z partii. Poznaje również tajemniczego chłopca z prowincji, Tadzia Skórko, który uwielbia jego twórczość i prosi o możliwość towarzyszenia mu przez cały dzień. Po chwili nadbiega Halina z wiadomością, że Hubert zasłabł w kinie „Wołga”. Razem docierają do kina, gdzie odbywa się pokaz filmu „Transfuzja” w reżyserii Władysława Bułata.

W hallu budynku odbywa się wystawa obrazów byłego ministra kultury. Literat i Halina odnajdują Huberta w biurze kierownika kina. Osłabiony Hubert rozmawia z Bułatem, podziwiając jego odwagę, a następnie zostaje przewieziony do szpitala. Pisarz staje w pobliżu sali kinowej i ogląda zakończenie filmu, które zostaje przyjęte owacjami publiczności.

Literat w towarzystwie Haliny i Tadzia opuszcza kino. Razem udają się do sklepu walutowego, gdzie dziewczyna kupuje importowane zapałki. Potem idzie do restauracji „Paradyz”, gdzie zamierza zjeść obiad. Kelner informuje go, że ktoś chce z nim rozmawiać. Mężczyzna zostaje aresztowany i przesłuchany. Substancja wzmacniająca ból, którą mu wstrzyknięto, zmusza go do opowiedzenia o porannej wizycie Huberta i Rysia. W pomieszczeniu jest włączony telewizor, na ekranie którego dostrzega Bułata, który wraz z innymi artystami składa hołd radzieckiemu sekretarzowi.

Po przesłuchaniu zostaje odprowadzony do pomieszczenia, w którym przebywa również towarzysz Kobiałka. Dygnitarz czeka na przewiezienie do szpitala psychiatrycznego. Jest przekonany, że wkrótce nastąpi upadek komunizmu. To od niego pisarz dowiaduje się, że nikt w kraju nie zna właściwej daty, ponieważ dostęp do importowanego kalendarza ma wyłącznie minister bezpieczeństwa. Literat wraca do restauracji i przysiada się do stolika Kolki Nachałowa, który jest w towarzystwie pani Gosi. Po chwili Kolka i Gosia odchodzą do szefa kuchni, a do pisarza przysiada się Rysio Szmidt, który informuje go o beznadziejnym stanie Huberta. Pojawia się Halina i przedstawia literata Cabanowi, który zwalnia go od samospalenia.

Szef kuchni prowadzi grupę gości do pomieszczenia w podziemiach restauracji, w którym przygotowano wystawny bankiet na cześć radzieckiego sekretarza. Do pisarza podchodzi Edek Szmidt. Wyjawia, że brat, którego nienawidzi, żyje z książeczki, którą napisał w czasach, kiedy należał do partii. Dzięki temu zapewnił sobie możliwość udzielania się w opozycji. Rysio bije Kolkę Nachałowa, zarzucając mu, że to jego ojciec sprowadził do Polski komunizm. Literat opuszcza podziemia i wychodzi z lokalu.

Przed restauracją czeka na niego Nadzieżda. Razem wchodzą do opuszczonego i zrujnowanego budynku redakcji „Szpilek”. Rozmawiają o zniewoleniu kraju, śmierci i o Antychryście, o którym śnili poprzedniej nocy. Dziewczyna pragnie popełnić samobójstwo razem z nim, lecz mężczyzna nie godzi się na takie poświęcenie. Po rozstaniu z ukochaną spotyka Tadzia, którego oskarża o to, że jest tajnym agentem. Tadzio zapewnia go, że wycofał się z tajnych służb, co okazuje się kłamstwem. W pobliżu zatrzymuje się karetka pogotowia, którą Kobiałka jest przewożony do szpitala dla wariatów. Dygnitarz jest uszczęśliwiony z tego powodu i żegna się z pisarzem.

Następnie bohater udaje się do szpitala, by pożegnać się z Hubertem. Prosi lekarza, aby odłączył przyjaciela od respiratora dokładnie o godzinie ósmej, w chwili, kiedy on będzie umierał pod Salą Kongresową. Po wyjściu ze szpitala, w towarzystwie Tadzia, kieruje się w stronę Pałacu Kultury. Kiedy mija jeden z ogródków działkowych dostrzega ognisko. Jakiś głos zaprasza go, aby przyłączył się do spotkania. Zaskoczony, dostrzega wszystkie kobiety, z którymi był związany, zebrane wokół ognia. Szybko wymyka się, rozmyślając o Nadzieżdzie. Niedaleko spotyka grupę ludzi, wybierających się na pielgrzymkę do Częstochowy. Wśród nich zauważa Kolkę Nachałowa.

Ostatnim miejscem, które literat odwiedza, jest mieszkanie Jana, który był wielkim autorytetem w szeregach opozycji. Okazuje się, że Jan przez cały dzień nie chce wyjść z łazienki. Mężczyzna leży w wannie, a bohater zwierza mu się ze swych wątpliwości. W odpowiedzi słyszy, że historia na pewno doceni jego poświęcenie. To ostatecznie przekonuje pisarza. Po wyjściu z mieszkania postanawia zabić Tadzia, lecz rezygnuje, słysząc, jak przerażony Skórko cytuje myśl Aramejczyka.

Spotykają panią Gosię, która szuka miejsca zebrania pielgrzymów, ponieważ pragnie udać się do Częstochowy, aby odkupić swoje grzechy. Pisarz prosi ją, aby pomodliła się za jego duszę. Czuje żal, że tak późno poznał Nadzieżdę, lecz wie, że wycofanie z samospalenia wywołałoby jej pogardę.

Na Placu Defilad, wśród tłumu ludzi, dostrzega bliskich mu ludzi. Wszyscy z niecierpliwością czekają na wyjście działaczy partyjnych, których spotkanie transmitowane jest na rozstawionych ekranach. Wśród kamer stoi Bułat. Po pisarza podchodzi młodzieniec, zastępujący aresztowaną Halinę i robi mu zastrzyk przeciwbólowy. Następnie zbliża się zapłakana Nadzieżda. Ludzie są poruszeni widokiem mdlejącego polskiego sekretarza. Literat żegna się z dziewczyną i kieruje się ku platformie, prosząc w myślach ludzi, by dodali mu sił.

Plan wydarzeń Małej Apokalipsy


1.Przebudzenie.
2.Wizyta Huberta i Rysia.
3.Rozmowa z hydraulikiem.
4.Wyjście z domu.
5.Spór o gazetę z rencistą.
6.Zatrzymanie pisarza przez milicję.
7.Spotkanie z Kolką Nachałowem.
8.Pojawienie się tajemniczego chłopca.
9.Spotkanie z Edkiem Szmidtem w barze.
10.W mieszkaniu Haliny.
11.Protest Kobiałki.
12.Poznanie Nadzieżdy.
13.Wyznanie miłości.
14.Powrót Haliny.
15.Spotkanie z Sacherem.
16.Rozmowa z Tadziem.
17.Wiadomość o zasłabnięciu Huberta.
18.W kinie „Wołga”.
19.Rozmowa z Hubertem
20.Rozmowa z Bułatem.
21.W restauracji „Paradyz”.
22.Przesłuchanie.
23.Rozmowa z Kobiałką.
24.Rozmowa z Kolką i panią Gosią.
25.Spotkanie z Rysiem.
26.W sali bankietowej.
27.Spotkanie z Nadzieżdą.
28.Odkrycie prawdziwej tożsamości Tadzia.
29.Pożegnanie z Hubertem.
30.Rozmowa z Sacherem.
31.W ogródku działkowym.
32.Wizyta u Jana.
33.Pożegnanie z przyjaciółmi.

Geneza powstania Małej Apokalipsy


Na przełomie roku 1977 i 1978 Tadeusz Konwicki rozpoczął pracę nad „Małą Apokalipsą”, określaną mianem książki-samospalenia. Powieść, będąca swoistym rozrachunkiem ze społeczeństwem i realiami Polski Ludowej, była jednocześnie kontynuacją kierunku, jaki pisarz obrał we wcześniejszym utworze, „Kompleksie polskim”, wydanym poza cenzurą.

Pracę twórczą nad „Małą Apokalipsą” poprzedziły liczne strajki i protesty, będące głosem tych, którzy nie godzili się dalej żyć w państwie, uzależnionym od obcego mocarstwa, w państwie nieustannej kontroli, cenzury i propagandy. Należy tu wymienić między innymi: protesty studentów i inteligencji w roku 1968, krwawe zakończenie strajku robotników Wybrzeża (1970), apel intelektualistów w sprawie Polaków, mieszkających na terenach Związku Radzieckiego (1973), falę strajków robotniczych (1976) oraz powstanie Komitetu Obrony Robotników, który stał się zalążkiem Wolnych Związków Zawodowych.

Ważnym i niezwykle doniosłym wydarzeniem, które decydująco wpłynęło na duchową odnowę Polaków był wybór Karola Wojtyły na papieża i jego pierwsza pielgrzymka do ojczyzny. W dziedzinie życia społecznego nastąpiło przewartościowanie, wzmocniło się poczucie własnej odrębności narodowej i coraz jawniej krytykowano rządzące władze komunistyczne.

Tadeusz Konwicki w „Małej Apokalipsie” stworzył wizję kraju, całkowicie zdominowanego przez system totalitarny i reżim, który podlegał przede wszystkim władzy komunistycznej ZSRR. Taki obraz rzeczywistości wynikał w dużej mierze z obaw pisarza przed całkowitym zniszczeniem wolności, działaniami milicji i cenzury, ograniczającymi niezależność jednostki.

W powieści ukazał świat w stanie rozpadu, w którym nastąpiła degradacja nie tylko wartości materialnych, ale również moralności człowieka. Na kartach powieści narodziła się wizja świata groteskowego, zaludnionego karykaturami ludzi, którzy korzystają z systemu, nie akceptując go, lecz służą mu swoją pracą i talentem. W perspektywie przyszłości takie społeczeństwo nie miało szans na przetrwanie i zmierzało ku totalnej samozagładzie.

Konwicki odsłonił zdeprawowanie środowiska działaczy partyjnych, lecz jednocześnie zdemaskował szeregi opozycji politycznej, stworzonej przez ludzi dwuznacznych moralnie, którzy wcześniej przysłużyli się systemowi i teraz mogli korzystać z pozornej wolności. W to rozpadające się społeczeństwo, pozbawione wszelkich wartości i umierające wraz z otaczającą je rzeczywistością wpisał los jednostki – głównym bohaterem utworu uczynił pisarza, który potrafi właściwie ocenić sytuację i pomimo wątpliwości decyduje się na akt samospalenia, by w ten sposób ocalić cały naród.

W charakterystyce głównego bohatera i jego ledwie zarysowanej biografii można doszukać się elementów autobiograficznych, zaczerpniętych z życia twórcy „Małej Apokalipsy”.

„Mała Apokalipsa”
ukazała się w 1979 roku, w tzw. „drugim obiegu”, poza cenzurą i bardzo szybko zyskała uznanie czytelników.

Kompozycja i artyzm Małej Apokalipsy Tadeusza Konwickiego


Powieść Tadeusza Konwickiego podejmuje uniwersalną problematykę egzystencjalną, odnosząc ją zarówno do jednostki, jak i do losów całego narodu. Autor zawarł w utworze liczne refleksje, dotyczące uwikłania człowieka w sidła systemu totalitarnego i poruszył istotną kwestię moralnej odpowiedzialności każdego człowieka za rzeczywistość, w której przyszło mu żyć.

„Mała Apokalipsa” opisuje kilkanaście godzin z życia głównego bohatera, od chwili jego przebudzenia do momentu, w którym zmierza ku wejściu do Sali Kongresowej, aby dokonać aktu samospalenia w proteście przeciwko włączeniu Polski do Związku Radzieckiego. Akcja powieści skupia się przede wszystkim wokół głównego wątku – wędrówki pisarza po mieście, podczas której spotyka się ze znajomymi i osobami, które mają go właściwie przygotować do narzuconego mu zadania. Bohater, targany wątpliwościami co do sensu złożenia ofiary z własnego życia, rozmyśla nad kwestiami moralnymi, politycznymi i filozoficznymi oraz snuje refleksje nad rozpadem otaczającej go rzeczywistości.

Świat przedstawiony w powieści to rzeczywistość w stanie destrukcji – groteskowa, absurdalna, w której człowiek nędznie wegetuje i czuje się zagubiony. Centralnym punktem tego świata jest budynek Pałacu Kultury, który urasta do rangi symbolu zniewolenia, upadku moralnego i ruiny materialnej.

Kompozycja utworu opiera się na zasadzie trzech jedności: czasu (jeden dzień), miejsca (centrum Warszawy) i akcji (wędrówka bohatera po mieście). Akcja skupia się wokół jednego podstawowego wątku, choć w fabule można wyodrębnić pozornie luźne sceny, wydarzenia i epizody. Pozornie, ponieważ wszystkie te luźne sceny, zdarzenia i epizody uzupełniają motyw całodziennej wędrówki głównego bohatera. Sposób konstrukcji świata przedstawionego łączy w sobie metody, charakterystyczne dla literatury i filmu. Rzeczywistość „Małej apokalipsy” zbudowana jest z sennych wizji, wspomnień i obrazów, które dopełniają obserwacje głównego bohatera. Konwicki zastosował również technikę filmowego zbliżenia, uwidaczniającą się w skoncentrowaniu uwagi bohatera na jakimś szczególe rzeczywistości.

Narrator powieści jest jednocześnie głównym bohaterem oraz wszechwładnym i arbitralnym kreatorem świata przedstawionego. Wypowiada się on w 1 osobie liczby pojedynczej, w czasie teraźniejszym, aktywnie uczestniczy w rozmowach i wydarzeniach. Rozpoczyna swoją opowieść w chwili przebudzenia i doprowadza ją do momentu popełnienia samobójstwa, co zostaje zasygnalizowane gwałtownym przerwaniem wypowiedzi. Narrator kreuje rzeczywistość poprzez subiektywne odczucia i według osobistego sposobu pojmowania obowiązków, które wynikają z narodowej tożsamości, tradycji i indywidualnych zasad moralnych. W sposobie kreacji głównego bohatera uwidaczniają się elementy autobiograficzne: jest on podobnie jak autor pisarzem, czuje się emocjonalnie związany z opozycją, wspomina czasy, kiedy walczył w szeregach AK, wyraża poglądy Konwickiego na temat sztuki podporządkowanej polityce.

Język „Małej Apokalipsy” jest całkowicie podporządkowany kreacji głównego bohatera i jego wędrówce ulicami miasta w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o sens samospalenia. Tłem jego rozmów ze spotkanymi osobami i wydarzeń, w których uczestniczy, jest wszechobecny język oficjalnej propagandy, który wprowadza chaos i poczucie niepewności. W ten sposób zostaje zasugerowane niszczycielskie działanie języku reżimu, który doprowadził do degradacji mowy. Język propagandy stał się narzędziem dezorientacji społeczeństwa, służy kłamstwu i demagogii, wpływa na kształtowanie postaw obywateli według schematu narzuconego przez władzę. Taka konstrukcja języka powieści dodatkowo podkreśla rozpad rzeczywistości, a wprowadzenie tzw. „nowomowy” obniża rangę języka jako ostoi bytu narodowego.

Tadeusz Konwicki w „Małej Apokalipsie” zawarł treści uniwersalne. Ukazał społeczeństwo, zdominowane przez system totalitarny, które całkowicie zatraciło zdolność do obrony własnej tożsamości, nie czuje się odpowiedzialne za własny kraj i jego dalsze losy. Społeczeństwo to zaczyna ulegać procesowi rozkładu, podobnie jak świat, do którego należy.

Mała apokalipsa -interpretacja tytułu


Tytuł powieści Konwickiego „Mała Apokalipsa” nawiązuje do pojęcia „apokalipsa”, które pochodzi z języka greckiego i oznacza „objawienie, odsłanianie”. Termin ten jest również tytułem ostatniej księgi „Nowego Testamentu”, w której została ukazana wizja końca świata oraz zapowiedź ponownego nadejścia Chrystusa. Z kolei w języku potocznym poprzez „apokalipsę” określa się zjawiska przerażające, tajemnicze, które zwiastują jakiś koniec: świata, narodu, kultury, itp.

W powieści Konwickiego odnaleźć można wiele podobieństw do biblijnej Apokalipsy. „Mała Apokalipsa” to utwór o końcu świata, co zostało zapowiedziane już w pierwszym zdaniu dzieła: „Oto nadchodzi koniec świata”. Ów proroczy i natchniony styl pojawia się w wielu obszernych fragmentach powieści.

Koniec świata, podobnie jak w księdze „Nowego Testamentu”, zapowiadają różne znaki na niebie i ziemi. Do takich symptomów zagłady w „Małej Apokalipsie” można zaliczyć: obracające się w ruiny domy, walący się most, całkowite zatracenie obyczajów moralnych i rozpad podstawowych wartości. Świat bohatera dzieła to świat obłudy, fałszu i donosów, na wskroś przesiąknięty złem. To jednocześnie świat, który zdumiewa niezwykłością – mieszają się w nim pory roku, pojawiają się zjawy z przeszłości. Tu również można dostrzec pewne podobieństwa do biblijnej Apokalipsy, którą zwiastowały niezwykłe zjawiska przyrodnicze i przybycie „jeźdźców Apokalipsy”.

W odróżnieniu od biblijnej Apokalipsy, która miała charakter kosmiczny, powieść Konwickiego ukazuje upadek konkretnego państwa i społeczeństwa, choć równocześnie sugeruje upadek całego świata, stając się wizją globalnej zagłady. Tytułowa „Mała Apokalipsa” odnosi się przede wszystkim do upadku świata głównego bohatera, żyjącego w totalitarnym systemie komunistycznym.

Świat bohatera stopniowo ulega degradacji w wymiarze indywidualnym i społecznym – następuje zatracenie wartości, które są konieczne do normalizacji życia ludzkiego. Bohater, zmuszony do złożenia ofiary z własnego życia, przeżywa swoją małą apokalipsę, której momentem kulminacyjnym jest samospalenie w imię odrodzenia prawdziwych wartości etycznych. W powieści Konwickiego nie można jednak doszukać się nadziei na odrodzenie, której zapowiedzią w biblijnej Apokalipsie jest nadejście Chrystusa i zbawienie świata. W końcowym fragmencie utworu Bóg zostaje ukazany jako ludzki wymysł, który umiera w chwili, kiedy nadchodzi kres ludzkiego życia. Śmierć Boga to jednocześnie sygnał, że zbawienie nie nadejdzie.

„Mała Apokalipsa” jest dlatego mała, ponieważ mały jest opisywany w powieści człowiek i świat przez niego stworzony. Taki tytuł jest jednocześnie oskarżeniem i przestrogą. Tadeusz Konwicki określił rzeczywistość dobitnym i niezwykle sugestywnym słowem, które odwołuje się nie tylko do losów głównego bohatera, ale uświadamia, że zło może rozprzestrzenić się na cały naród, a nawet wszechświat. Wizję upadku świata w powieści można rozpatrywać w dwóch wymiarach. Z jednej strony ukazuje obraz rzeczywistości, w której łatwo rozpoznać cechy konkretnego społeczeństwa z czasów komunistycznego totalitaryzmu. Z drugiej strony wizja ta nabiera cech uniwersalizmu, przedstawiając zatracenie podstawowych wartości w świecie opanowanym przez wszechobecne zło.

Czas i miejsce akcji Małej Apokalipsy


Akcja powieści Tadeusza Konwickiego obejmuje wydarzenia, rozgrywające się w ciągu jednego dnia – około trzynaście godzin od chwili przebudzenia głównego bohatera do godziny ósmej wieczorem, kiedy to ma dokonać samospalenia.

Ścisłe sprecyzowanie czasu akcji jest jednak trudne, ponieważ w toku narracji pojawiają się różne daty: rok 1979, 1980, 1999. Również występujące w różnych miejscach i na transparentach napisy, świętujące rocznice PRL, wprowadzają swoisty chaos: czasami jest to 35-lecie Polski Ludowej, kiedy indziej 40-lecie, 50-lecie, a nawet 60-lecie.

Czas utworu staje się przez to w pewien sposób rozmazany, co wpływa na atmosferę niepewności i rozdrażnienia, a główny bohater bezskutecznie stara się ustalić prawdziwą datę. Z kolei pojawiająca się kilka razy data 22 lipca budzi pewne wątpliwości, gdyż anomalia pogodowe sugerują późną jesień bądź zimę. Przemieszanie się pór roku dodatkowo podkreśla dezorganizację świata przedstawionego.

Miejscem akcji „Małej Apokalipsy” jest centrum Warszawy. Główny bohater w ciągu ostatnich godzin życia wędruje po znanych mu miejscach i ulicach, takich jak: Nowy Świat, Aleje Jerozolimskie, Plac Trzech Krzyży, Plac Defilad, zmierzając w stronę Pałacu Kultury, gdzie ma złożyć ofiarę ze swojego życia. Miejsce akcji dzieła określone jest z topograficzną precyzją.

Tadeusz Konwicki - biografia


Tadeusz Konwicki przyszedł na świat 22 czerwca 1926 roku w miejscowości Nowe Wilejce na Wileńszczyźnie, w drobnoszlacheckim domu przy ulicy Letniej. Późniejszy pisarz, reżyser i scenarzysta był jedynym synem Michała Konwickiego i Jadwigi z domu Kieżun. Po przedwczesnej śmierci ojca, w 1929 roku, wielokrotnie zmieniał miejsce zamieszkania, znajdując się pod opieką dość licznej rodziny. W roku 1932 zamieszkał ostatecznie u ciotecznych dziadków, Przemysławostwa Blinstrubowia. Wraz z nimi spędzał czas w różnych miejscowościach w okolicach Wilna, poznając miejsca i związanych z nimi ludzi.

W 1938 roku rozpoczął naukę w Gimnazjum im. króla Zygmunta Augusta w Wilnie, gdzie zdobywał wiedzę do wybuchu wojny. W położonym niemal na linii frontu mieście, będącym areną licznych zmian politycznych, pobierał nauki w szkołach prowadzonych przez kolejnych włodarzy. Zaliczył kolejne szkoły: polską, litewską i radziecką, w której ukończył siódmą klasę. Po wkroczeniu na teren Litwy oddziałów armii niemieckiej i wprowadzeniu przymusu pracy, zatrudnił się jako pomocnik na kolei. W roku 1942 zdiagnozowano u niego gruźlicę płuc.

Pod zmienionym litewskim nazwiskiem, jako Tadas Konvickas, uciekł z robót i musiał ukrywać się przed policją. Ostatecznie znalazł bezpieczną pracę jako pomocnik elektryka w rodzimej Nowej Wilejce. Uczęszczał na tajne komplety, co umożliwiło mu zdanie matury wiosną 1944 roku. Po zaliczonym egzaminie dojrzałości przyłączył się do 8 Brygady Armii Krajowej, w której szeregach uczestniczył w licznych walkach na wileńszczyźnie i w Puszczy Rudnickiej.

W roku 1945 przedostał się na teren „nowej” Polski i na krótki czas zatrzymał się w Gliwicach, gdzie objął stanowisko urzędnika Tymczasowego Zarządu Państwowego. W październiku przeniósł się do Krakowa, gdzie zdał z powodzeniem egzaminy wstępne na Wydział Architektury tamtejszej Politechniki. Przed końcem semestru zmienił jednak kierunek i rozpoczął naukę na Wydziale Filologii Polskiej.

W tym czasie, podczas badań kontrolnych, dowiedział się, że walka partyzancka wyleczyła go z uciążliwej dla niego gruźlicy płuc. Wkrótce po wojnie rozpoczęła się jego kariera dziennikarsko-redaktorska. Początkowo pisywał recenzje i reportaże do licznych czasopism literackich i kulturowych. W 1947 roku zamieszkał w Warszawie, gdzie powstały jego pierwsze utwory literackie. Dwa lata później poślubił Danutę Lenicównę, znaną artystkę i ilustratorkę książek. W 1952 roku przyszła na świat ich pierwsza córka, Maria, a 1959 – Anna.

W roku 1953 został przyjęty w szeregi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zaczął aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym państwa, czego przejawem był między innymi udział w Kongresie Pokoju w Helsinkach w roku 1956. Po przełomie październikowym odszedł od ideałów socjalistycznych. W tym samym czasie rozpoczął się etap jego działalności reżyserskiej i filmowej. Konwicki zaczął również prowadzić działalność opozycyjną i w 1963 roku był jednym z sygnatariuszy listu zbiorowego w obronie Polonii, zamieszkującej tereny ZSRR. Nawiązał wieloletnie przyjaźnie ze znanymi artystami i twórcami kultury, między innymi z Gustawem Holoubkiem, Andrzejem Łapickim, Wilhelmem Machem. Z członkostwa w PZPR zrezygnował ostatecznie w 1966 roku, biorąc udział w proteście przeciwko usunięciu z Uniwersytetu Warszawskiego profesora Leszka Kołakowskiego.

W 1968 roku wystąpił w obronie studentów, protestujących przeciwko zdjęciu „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Po tym apelu, wraz z innymi twórcami, został skazany przez władze na swoistą banicję. Nie mógł podjąć żadnej pracy i stracił możliwość realizacji planów zawodowych. W tym czasie dorabiał, pisując felietony. W 1970 roku objął stanowisko kierownika literackiego zespołu „Kraj”, a rok później wyjechał na Olimpiadę w Monachium jako korespondent. Wkrótce rozpoczął pracę w Zespole „Pryzmat”. W 1976 podpisał się pod „Listem 172”, w którym apelowano o zbadanie strajków robotniczych w Radomiu i Ursusie oraz sytuacji członków KOR. Na przełomie lat 50-tych i 60-tych był kierownikiem literackim Zespołu Filmowego "Kadr". W 1966 roku rozpoczął pracę w miesięczniku „Kino”. W latach 70-tych pracował jako kierownik literacki w Zespole Filmowym „Pryzmat”. Po roku 1976 działał w organizacjach opozycyjnych, publikując utwory w drugim obiegu. W roku 1982 był współautorem protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. W ciągu ostatnich lat stopniowo wycofał się z życia publicznego.

Tadeusz Konwicki jest osobą, która przez całe życie angażowała się w życie polityczne oraz artystyczne. Działał również jako pisarz, reżyser i scenarzysta. Jako pisarz debiutował w roku 1946 reportażem „Szkice z Wybrzeża”. Przez szereg lat współpracował z licznymi pismami, między innymi z: „Odrodzeniem”, „Od A do Z”, „Po prostu”, „Kuźnicą”, „Walką Młodych”, „Światem Młodych”, „Wsią”, „Życiem Warszawy”, „Nową Kulturą”, „Kwartalnikiem Filmowym” i „Teatrem”. Na łamach czasopism publikował przede wszystkim recenzje książek i filmów, reportaże, felietony. W 1947 ukazało się jego pierwsze opowiadanie: „Kapral Koziołek i ja”. Do najbardziej znanych dzieł Konwickiego należą: „Wniebowstąpienie” (1967), „Kronika wypadków miłosnych” (1972), „Sennik współczesny” (1963) oraz „Mała apokalipsa” (1979).

Od początku kariery pisarskiej i publicystycznej Konwicki angażował się także w działalność filmową. Jest autorem licznych scenariuszy i adaptacji filmowych. Jako scenarzysta debiutował na łamach miesięcznika „Kino” tekstem „Ostatni dzień lata”. Jest współautorem scenariuszy do licznych filmów, między innymi: „Austerii” i „Matki Joanny od Aniołów”. Wraz z Jerzym Kawalerowiczem odebrał w 1966 roku nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes za scenariusz do „Faraona”. Jego dorobek filmowy to także twórczość reżyserska. Pierwszy film w reżyserii Konwickiego powstał w 1957 roku i był to „Ostatni dzień lata”. Inne znane filmy w jego reżyserii to: „Salto” i „Dolina Issy”.

Tadeusz Konwicki został wyróżniony wieloma nagrodami i odznaczeniami. Do najważniejszych należy zaliczyć nagrodę Polskiego PEN Clubu im. Jana Parandowskiego za całokształt twórczości, przyznaną mu w 2002 roku oraz nagrodę Polskiej Akademii Filmowej w kategorii „Za Osiągnięcia Życia”.

Krytyka literacka o „Małej Apokalipsie”


Piotr Żbikowski w „Apokalipsa czy rozpad totalitarnego systemu”: powieściowe wizje Konwickiego przestają być antyutopią i nabierają charakteru politycznej, empirycznie sprawdzalnej prognozy. Okazuje się, że spojrzenie pisarza było bardziej przenikliwe i sięgało głębiej niż oceny polityków, socjologów, działaczy i publicystów. Nieoczekiwanie doszło bowiem do tego, że fikcja literacka przeobraziła się niemal bez reszty w realną rzeczywistość.

Piotr Żbikowski: miejscem akcji w „Małej Apokalipsie” jest nie tylko określona przestrzeń geograficzna, ale także przestrzeń kulturowa i społeczna. […] wraz z narratorem wędrujemy przez cały czas po mieście przyszłości, pozbawionym swej tożsamości historycznej i cywilizacyjnej.

Elżbieta Feliksiak w: „Tadeusz Konwicki i Erica Pedretti: głosy zagrożonej pamięci”: Powieści Konwickiego krążą w uporem wokół obrazów sytuacji, gdy wielokulturowa przestrzeń rozpadła się jako forma rzeczywistości historycznej, a stała się odtąd tym bardziej zadaniem pamięci. Kryzys europejskiego pluralizmu jest dla Konwickiego zarazem groźbą klęski (klęską?) w sferze polskiej pamięci narodowej. Gdy Konwicki opisuje zagubienie jednostki, jest to także wypowiedź o zagubieniu wspólnoty.

Piotr Żbikowski: Konwicki, zgodnie z przyjętą przez siebie konwencją i modelem uprawianej prozy, jest nie tylko osobowym autorem „Małej Apokalipsy”, narratorem w tej powieści i jej bohaterem, ale również wszechwładnym i arbitralnym kreatorem prezentowanego w niej świata, a osobowość pisarza stanowi swoisty filtr, przez który przepuszczony został obraz realnej rzeczywistości, tzn. sytuacji w Polsce po drugiej wojnie światowej.

cytaty


Oto nadchodzi koniec świata. Oto nadciąga, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata. Koniec mego osobistego świata. Ale zanim mój wszechświat rozpadnie się w gruzy, rozsypie się na atomy, eksploduje w próżnię, czeka mnie jeszcze ostatni kilometr mojej Golgoty, ostatnie okrążenie w tym maratonie, ostatnich kilka szczebli w dół albo w górę po drabinie bezsensu.

Chciałbym się godnie pożegnać ze światem. No ja od dziecka rozstaję się z życiem i nie mogę rozstać. Marudzę na przejazdach kolejowych, chodzę pod ścianami, gdzie spadają dachówki, upijam się do utraty przytomności, napastuję chuliganów. I tak zbliżam się już do mety. Jestem na finiszowym odcinku. Chciałbym jakoś pożegnać się z wami. Pragnę zawyć nieludzkim głosem, żeby mnie usłyszano w najdalszym zakątku planety, a może nawet w sąsiednich gwiazdozbiorach, a może nawet w siedzibie Pana Boga.

Za oknem moje miasto pod chmurą, jak stara, sczerniała tapeta. Miasto, do którego zapędziło mnie przeznaczenie z mojego własnego miasta, co go już nie pamiętam i coraz rzadziej śnię. Los mnie przegnał tylko kilkaset kilometrów, ale oddalił od nie spełnionej egzystencji o całą wieczność reinkarnacji. To miasto jest stolicą narodu, który wyparowuje w nicość.

Jestem wolny. Jestem jedynym z niewielu ludzi wolnych w tym kraju przezroczystego zniewolenia. Zniewolenia pokrytego niechlujnie lakierem nowoczesności. […]

Jestem wolny i sam. Bo samotność jest dosyć niską ceną za ten mój niewielki luksus. Wyzwoliłem się na ostatnim okrążeniu, kiedy już gołym okiem widać metę. Jestem wolnym anonimem. Moje wzloty i upadki odeszły w czapkach-niewidkach, moje sukcesy i grzechy pożeglowały w korwetach-niewidkach i moje filmy oraz książki poleciały w przepaść w sejfach-niewidkach. Jestem wolnym anonimem.


Widzisz, śmierć śmierci nierówna. Nam wszystkim potrzebna podniosła, majestatyczna, święta. Ty taką nam możesz ofiarować. [Hubert]

Trzeba palić się codziennie tam w centrali, pod murami Kremla. Tamte pożary zachwycają gapiów na całym świecie. A nasze regionalne zaprószenia ognia irytują światową publikę, wprowadzają niepotrzebne komplikacje do emocjonującego widowiska walki dobra ze złem.
Polecili krzyczeć, a to dla mnie najgorsze. Ogień może zniosę, ale wstydu nie przeżyję. Bojownik musi być nachalny i bezczelny.


Wyszedłem na Nowy Świat obrośnięty krzakami flag, flag czerwonych i biało-czerwonych. Ale w tych naszych biało-czerwonych przez lata czerwień z wolna rosła, a biel malała. I teraz nasze flagi też były czerwone, ale z małym białym szlaczkiem u góry.

Czy pan nie rozumie, że przeżywamy kolejny potop? Ocean łajna ze wschodu zalał nas od Bugu po Łabę. I trzeba przeżyć ten kataklizm. Uratować się biologicznie. Ocalić własną duszę. To nasze szczęście, że Rosjanie runęli na tę ziemię przeżarci trądem komunizmu. […] niech pan wyobrazi sobie Rosje wolną, demokratyczną, o systemie ekonomiki kapitalistycznej. Taka Rosja w kilka lat wyda genialną sztukę, która rzuci świat na kolana. Taka Rosja rzeczywiście prześcignie Amerykę przemysłowo. A nas Rosja zassie jak elektroluks pajączka. Bez czołgów, bez zdrady, bez wywózek na Sybir wchłonie nas na prawach wyższości kulturalnej i cywilizacyjnej. Wszyscy będą się tam pchali, jak dzisiaj do Ameryki. [Edward Szmidt]

Wyszedłem z wyraźnym postanowieniem. Spalić się wieczorem. Dlaczego akurat spalić się? […] Po co w ogóle ich słuchałem? Jak zwykle zabrakło mi charakteru? A co to jest charakter? Przecież doskonale wiem, dawno zrozumiałem. Charakter to brak wątpliwości, charakter to uporczywość trwania przy swoim zamiarze choćby nie wiem jak bezsensownym, charakter to brak wyobraźni, charakter to wrodzona tępota, charakter to nieszczęście ludzkości. Zabrakło mi charakteru.
Nasza epoka to szlachetne wątpliwości, to błogosławiona niepewność, to święta nadwrażliwość, to boski brak decyzji.


W moim kraju nie ma nędzy. Mało kto żebrze na rogach ulic, a jeśli to robi, to jakoś bez przekonania, bez tej siły wewnętrznej, bez tych praw moralnych właściwych prawidłowemu żebractwu. Nikt nie dzieli zapałek na cztery części i nikt nie liczy ziaren soli. Zresztą dzielić zapałek nie opłacałoby się w dzisiejszych czasach. Ledwie co trzecia daje się zapalić. Nasza nędza współczesna jest przezroczysta jak szkło i niewidzialna jak powietrze. Nasza nędza to kilometrowe ogonki, to nieustanny tłok łokci, to złośliwy urzędnik, to spóźniony bez powodu pociąg, to odcięta przez fatalne siły woda, czyli brak wody, to zamknięty nieoczekiwanie sklep, to rozwścieczony sąsiad, to kłamliwa gazeta i wielogodzinne przemówienie w telewizji zamiast transmisji sportowej, to przymus należenia do partii, to zepsuta pralka sprzedana w państwowym magazynie, to specjalne sklepy, w których możesz coś sobie kupić za dolary, to monotonia życia bez żadnej nadziei, to rozpadające się miasta historyczne, to pustynniejące województwa i zatrute rzeki. Nasza nędza to łaska totalnego państwa, łaska, z której żyjemy.

Mój testament. Moja ostatnie wola. Kłopotliwy dokument, bo nie ma spadku, nie ma spuścizny. Niczego się nie dorobiłem i niczego nie zdobyłem. […] A przecież wstyd odchodzić niczego nie zostawiając. Coś wypada zapisać żywym, żeby była choć najmniejsza korzyść z mojego życia, z mojej krótkiej obecności na ziemi, gdzie zajmowałem miejsce innym, gdzie odejmowałem bliźnim smaczne kęsy od ust, gdzie czasami plułem krwią współczesnym. […] A jednak widzę coś, co z pewnym onieśmieleniem mógłbym ofiarować potomnym. To są dwie stare, wielokroć wznawiane recepty, dwie różowe wstążki papierowe z niemodnym przedpotopowym nadrukiem.

Kto czeka? Mały procent nawiedzonych, nieprzystosowanych i kalek o skłonnościach dewiacyjnych. W każdym ustroju szukaliby właściwego miejsca dla swoich ułomności. Zapisywaliby się do Armii Zbawienia, wstępowaliby do ekstremistycznych sekt religijnych, przyłączali do grup anarchistycznych. Milcząca większość śpi w letargu. Urządziła się jakoś, wynalazła ciepłe zakątki, obrosła w kokony względnego dobrobytu. Ta wielka epidemia łapówek uratowała system. Bakszysze i kubany zhumanizowały nieludzki ustrój. Od najwyższego sekretarza do nocnego stróża wszyscy biorą w łapę i wszyscy kradną. Płyniemy po bezkresnym oceanie usankcjonowanego złodziejstwa. Nasz okręt nigdy nie rozbije się o przybrzeżne skały, bo nigdy już nie zobaczymy brzegu. Ten system zaczął swoją karierę od leninowskiego hasła: „Grab nagrablennoje!”.

Ty ich wskrzesisz przez swoją śmierć albo odkupisz. [Hubert]

O Boże, gdzież się podziały niegdysiejsze fizjonomie moich rodaków. Gdzież ta rozmaitość twarzy. Ślicznych i kostropatych, przystojnych i zeszpeconych, miłych i lekko krzywych. A te kostropate, szpetne i krzywe też się mogły wydać ciekawe i pociągające. Gdzież ta rozmaitość rysów, typów, kolorytów. Gdzież ten wdzięk i urok powabnych mieszkańców wyrosłych nad brzegami rzek pośrodku Europy.

Po pierwsze, dobrowolność. Wy lubicie szantaż, paskudny, duszny szantaż moralny. Po drugie, bezinteresowność. Wy lubicie natychmiastowe nagrody, wy jesteście rzeczowi. Po trzecie, zgoda na przegraną. Wy nie lubicie przegrywać. Nie lubicie za wszelką cenę. Jesteście płodem swego czasu. Jesteście nieładni jak czas, który wydał was na świat.

Mój rachunek sumienia. Mój akt skruchy. Żal za grzechy. Moja biografia w kolorze przeciętności. Najpierw tej przeciętności nienawidziłem, pogardzałem nią, a na koniec w niej się zadomowiłem. Wielkość w przeciętności. Przeciętność jako najwyższa forma arystokratyzmu. Przeciętność jako asceza, jako dumne osamotnienie w pospolitości, szary habit pysznego mnicha. Przeciętność ostatnim stadium wywyższenia.

Moim ostatnim utworem literackim będzie ten ostatni dzień życia. Dzień skromnego happeningu. Ale coś się załamało. Ogarnia mnie zmęczenie i niemoc. Moje życie się powtarza i ja się powtarzam. Zamiast niepowtarzalności – seryjność. Moją sztukę, a także moje życie można ciąć na kawałki jak kiełbasę. Tak na koniec wychodzi.
Co zapisać żywym oprócz niespłaconych długów? Wielkie testamenty intelektualne idą do archiwów nie doczytane do końca. Podniebne apele moralne stają się słowami piosenek. Więc moja czułość chyłkiem pomyka ku tym różnym ofermom, nieudałotom, fajtłapom. Chciałbym szepnąć im na ucho dobrą radę, chciałbym ich skrzepić słowem otuchy, zagrzać do oporu wobec przeznaczenia.


Historia… historia z bliska jest odrażająca, błazeńska, głupia. Dopiero z odległości jest tragiczna, piękna i majestatyczna. [Jan]

Olśnienie olśnieniem. Tak, widzę, pamiętam wczorajszą noc. Nagłą światłość na progu jesiennej albo letniej nocy. Raptowną, wszechogarniającą pewność, że to my, ludzie, ta płynąca znikąd donikąd rzeka materii biologicznej, że to my stworzyliśmy Boga. Nie w siedem dni, ale przez wieki lodowców i tropików, przez wieki rodzących się kontynentów i wysychających mórz, przez wieki rozwoju półkul mózgowych i zamierania skrzeli, przez wieki złe i dobre, przez ery ujawnione i okryte dotąd tajemnicą, przez całą naszą człowieczą wieczność stworzyliśmy mozolnie, z bólem, z męką naszego Boga, Boga miłosierdzia i dobra, aby nas uchronił przed złem wszechświata, kosmosu albo choćby tego niebieskiego nieba, które razi nas piorunami. Żeby nas uchronił przed nami.

Bibliografia


1.Czapliński P., Tadeusz Konwicki, Poznań 1994
2.Fuksiewicz J., Tadeusz Konwicki, Warszawa 1967
3.Kandziora J., Czas kalendarza – czas paraboli (O cyklu autobiografii otwartych Tadeusza Konwickiego), (w:) Narracje osobiste w prozie po 1976 roku, Wrocław 1993
4.Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 2000, t. 1
5.Nowicki J., Pół wieku czyśćca, Londyn 1986
6.Walc J., Wstęp do „Małej Apokalisy”, (w:) „Kultura niezależna” 1988 nr 46
7.Werner A., Nowa mała apokalipsa, (w:) Literatura źle obecna, Londyn 1984
8.Żbikowski P., Apokalipsa czy rozpad totalitarnego systemu? (w:) Wśród starych i nowych lektur szkolnych, Rzeszów 1994



Mapa serwisu: