Nie upadli na kolana i nie dziękowali Bogu za tak niezwykłe ocalenie. Odchodzili w zupełnym milczeniu, każdy oddzielnie, jakby ich rozdzielały teraz wszystkie myśli i uczynki, które wspólnie przedsiębrali. I każdy poszedł w swoją stronę.
Na koniec Dawid dzieli się z Janem swoją życiową filozofią, w której prym wiedzie neutralność wobec świata, ludzkich spraw, problemów i zmartwień, co umożliwiają wyzbycie się uczuć i pragnień:
Nie kochając wolny jesteś od rozpaczy, nie pragnąc zbawienia – nie lękasz się piekła!
Usłyszawszy wyznanie Dawida, narrator – mimo iż uratowany przez niego przed niechybną śmiercią, sprzeciwia się jego słowom i tezom. Broni mieszkańców Arras, którzy według niego szukali tylko swojej drogi, sensu życia. Ich pragnieniem było odnalezienie czegoś wyższego od codziennych zmartwień, nieważne: dobrego czy złego. Jan nie zgadza się z Dawidem, że jedyna droga, jaka się została człowiekowi, wiedzie na polowanie z sokołami albo do sali biesiadnej… Narrator decyduje się odejść z Arras. Przedtem zadaje sobie kilka ważnych pytań:
Czemu nie poszedłem precz z Arras, kiedy sądzono Celusa, a idę precz dzisiaj? - pytałem siebie, cokolwiek stropiony. Czemu nie buntowałem się przeciw Albertowi i jego Radzie, ogarniętej świętym szaleństwem, a buntuję się dziś przeciwko księciu, którego roztropność poważałem przez całe życie.
Na szczęście odpowiedzi same do niego przyszły, nie musiał się długo zadręczać:
Jużem wiedział, panowie, co czynię. Na każdego przychodzi potrzeba wielkiego buntu.
Rzecz w tym, aby człowiek wybrał właściwą godzinę. Gdybym odszedł z Arras w czasie szaleństwa, ocaliłbym tylko rozsądek, którego nigdy mi przecież nie brakło. Odchodząc po wszystkim, ocaliłem szczyptę wiary. Niewiele tego, lecz starczy, aby jeszcze pożyć na tym najlepszym ze światów.
Jan udaje się do Brugii i opowiada tamtejszym mieszkańcom o tym, co przeżył w Arras.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -