Ruth podchodzi do ojca i przekazuje mu pozdrowienia od Petersa. Prosi, aby nie krzyczał na synową, która jest chora z nienawiści. Willi krzyczy, że w ich domu zrobiono podłe świństwo, którego dopuściła się jego siostra. Pani Sonnenbruch pyta syna i synową, co należy teraz zrobić. Profesor pochyla się nad żoną i radzi, aby zachowali milczenie. Postanawia porozmawiać ze służącym. Willi patrzy na niego i pyta drwiąco, co jeszcze ojciec zamierza wziąć na siebie. Sonnenbruch z politowaniem odpowiada, że weźmie na siebie również zranioną duszę syna, a synowej chciałby ująć trochę bólu. Liesel zaczyna krzyczeć, aby zostawili ją w spokoju. Berta przyznaje rację mężowi. Stwierdza, że sytuacja, w której wszyscy muszą milczeć jest ohydna, lecz nie mają innego wyboru. Willi protestuje. Nie chce milczeć w chwili, kiedy wróg Niemiec uszedł z ich rąk i może drwić z ich sentymentalizmu. Berta uspokaja syna. Ma nadzieję, że Peters nie zdołał zbiec daleko i wkrótce zostanie pojmany. Prosi, aby Willi nie zadręczał się. Surowo patrzy na córkę i dodaje, że na szczęście nie ma zbyt wielu ludzi, którzy pomagają przestępcom.
W oddali słychać syreny, odwołujące alarm. Ruth żegna się z krewnymi i zaczyna wchodzić na schody. Liesel powstrzymuje ją chrapliwym głosem, oświadczając, że za chwilę przyjedzie policja. Przyznaje się, że poinformowała policję w chwili, kiedy zauważyła zniknięcie Ruth z bankietu. Zrozpaczony Sonnenbruch podchodzi do niej, pytając, co zrobiła. Kobieta zaczyna krzyczeć, że musiała to zrobić, ponieważ wszyscy chcieli zataić zajście ze zbiegiem. Wskazuje na Ruth, oskarżając wszystkich, że chcieli dziewczynę uratować przed odpowiedzialnością. Ruth staje przed ojcem, mówiąc, że ma nadzieję, iż nie gniewa się na nią i zapewne postąpiłby tak samo. Berta jest przerażona, próbuje znaleźć wyjście z sytuacji, w której córce grozi niebezpieczeństwo, lecz Liesel odpowiada, że Ruth zawsze twierdziła, iż lubi „mocne” życie. Willi wzywa służącego i pyta go o pistolet. Jest wściekły, kiedy dowiaduje się, że siostra miała mu oddać broń. Liesel z ironią stwierdza, że Peters zaopatrzył się u nich również w pistolet. Nazywa profesora śmiesznym, starym człowiekiem i pyta, co wie o okrucieństwie. Berta usiłuje ją uspokoić. Do pokoju wchodzą dwaj urzędnicy policyjni. Jeden z nich pyta o zbiega z obozu koncentracyjnego. Sonnenbruch odpowiada, że zaszło jakieś nieporozumienie, lecz Liesel przyznaje się, że to ona powiadomiła policję. Odzywa się Ruth, wyjaśniając, że zbieg jest już w drodze do Kassel i to ona wywiozła go z domu. Urzędnik nakazuje jej, aby zawiozła ich do miejsca, w którym zostawiła Petersa. Urzędnicy wyprowadzają dziewczynę, która przed wyjściem z żalem patrzy na Liesel. Za nimi wybiega Willi.
Berta przywołuje do siebie męża. Z lękiem zdejmuje naszyjnik i ogląda go. Profesor staje za wózkiem i kładzie rękę na ramieniu kobiety. Liesel wychodzi, czując zmęczenie. Sonnenbruch prosi Bertę, by również udała się do swojego pokoju. Chce być sam. Po jakimś czasie w pokoju pojawia się Joachim Peters. Wyjaśnia profesorowi, że Ruth ukryła go i ze wzruszeniem nazywa ją dzielną dziewczyną. Sonnenbruch jest zdziwiony sytuacją, którą nazywa okrutną i zdumiewającą. Zbieg przypomina mu słowa córki, która powiedziała, że ojciec na jej miejscu postąpiłby identycznie. Profesor jest zmieszany. Peters pyta, czy nie jest tego pewien. Sonnenbruch nie odpowiada. Dopytuje się, co Joachim zamierza teraz zrobić. Mężczyzna odpowiada, że w dużej mierze zależy to od Sonnenbrucha. Wierzy w zapewnienia Ruth, że jej ojciec nie zmienił się przez lata, kiedy on przebywał w obozie. Sonnenbruch surowo upomina go, że to on się zmienił.
Pyta byłego asystenta, czy wolno narażać człowieka dla ratowania innego człowieka. Joachim mówi, że czasami takie poświecenie jest konieczne. Profesor jest zaskoczony jego odpowiedzią. Zarzuca Petersowi, że kiedyś podobnie jak on wierzył w to, że człowiek jest najwyższą wartością. Nikt nie powinien narażać drugiego człowieka na cierpienie. Słowa mężczyzny ranią Petersa. Sonnenbruch wyjaśnia mu, że swoim zachowaniem przywłaszczył sobie to prawo i postępuje podobnie jak ci, których zawsze potępiali. Skazał Ruth na cierpienie, aby ocalić siebie. Joachim odpowiada, że chodzi mu o walkę, a nie o siebie. Przez wiele lat skazywał siebie na cierpienie, na śmierć tylko po to, aby walczyć, sprzeciwiając się złu. Zaczyna rozumieć, co tak naprawdę chciał mu powiedzieć profesor – że źle zrobił, zjawiając się u nich.
Sonnenbruch potrząsa nim gwałtownie, pytając dlaczego przyszedł do niego. Uciekinier pyta go, czy wie, czym jest samotność w państwie Hiltera – uczucie, które zna, jeśli nie zmienił się od czasów ich współpracy. Profesor odpowiada, że samotność jest wszystkim, co mu pozostało i jest z niej dumny. Jest to samotność człowieka, który musi przetrwać i ocalić w sobie wszystko, co zostało sponiewierane i wypędzone z ich życia. Joachim wyznaje, że po ucieczce z obozu przekonał się, co oznacza okropna niemiecka samotność. Jest to samotność w jego ojczyźnie, wśród ludzi, mówiących tym samym językiem. Od czterech dni nie zbliżał się do ludzi, uciekał, słysząc czyjeś głosy, każde dziecko mogło przyczynić się do jego zguby. Sonnenbruch powtórnie pyta go, czy dlatego przyszedł do jego domu, ponieważ obaj odczuwają ową samotność. Peters przyznaje, że nie miał innego wyboru. Nadal pamiętał słowa, wypowiedziane przez laty przez profesora, by zawsze szukał go w chwili nieszczęścia.
Sonnenbruch przyznaje, że tego dnia myślał o nim. Peters zjawił się u niego w chwili, kiedy podsumowywał trzydziestolecie swojej pracy naukowej. Joachim mówi, że należy już do cieni ludzkich, które niegdyś gościły w życiu mężczyzny. W chwili jego rozrachunku jeden z cieni stanął przed nim, ścigany i zaszczuty jak zwierzę i chce, by rozmawiano z nim jak z człowiekiem, a nie z cieniem. Sonnenbruch jest zrozpaczony. Nie wie, jak ma postąpić. Wiele wysiłku kosztowało go odizolowanie się od szaleństwa i zła, które go otaczało. Joachim nie stara się go zrozumieć. Ostatnie lata spędził w obozie, żyjąc zupełnie inaczej niż naukowiec. Profesor nie chce słuchać jego wyjaśnień, lecz mężczyzna pyta, czy wie, jakim celom służą wyniki prac naukowych Sonnenbrucha. Wyjaśnia, że zostały one zastosowane do pewnych celów praktycznych. Sonnenbruch odpowiada, że to nie jego sprawa, ponieważ służy wyłącznie nauce.
Peters przekonuje go, że faszyści włączyli również biologię do arsenału środków ludobójczych, a prace profesora są bardzo cenione. W obozach ludzie są mordowani w celu wypróbowania rezultatów badań naukowca. Sonnenbruch zarzuca mu kłamstwo, ponieważ do tej pory nic o tym nie wiedział. Po chwili załamuje się i pyta Petersa, dlaczego mu o tym powiedział. Zbieg wyjaśnia mu, że chce, aby mężczyzna rozmawiał z nim po ludzku. Jest przekonany, że profesor zagubił się w obcowaniu z cieniami z przeszłości. Sonnenbruch zaczyna krzyczeć. Oskarża byłego asystenta, że zburzył jego spokój i chce zniszczyć jego wiarę w sprawę, której służy. Już w chwili zjawienia się Petersa czuł, że grozi mu niebezpieczeństwo. Od wielu lat wierzył, że prawdziwi Niemcy, tacy jak on, mają do spełnienia wyłącznie jedno zadanie – przechowanie najwyższych dóbr duchowych ludzkości, by zwrócić je w chwili, kiedy upadnie państwo Hitlera. Joachim pyta, czy to jest dla niego ważniejsze niż danie schronienia ściganemu człowiekowi. Zaczyna rozumieć, jaką krzywdę wyrządził profesorowi, przychodząc.
Zjawił się w jego domu, ponieważ należy do tych, którzy sprzeciwiają się złu, walcząc. Sonnenbruch nie potrafi tego uczynić, nie ma w sobie tyle sił, aby sprzeciwić się własnemu synowi. Profesor prosi go, aby jak najszybciej odszedł. Chciałby zapomnieć jak najszybciej o tej sytuacji. Peters uśmiecha się i żegna Sonnenbrucha. Zapewnia go, że jego odejście nie przywróci mężczyźnie spokoju. Po chwili znika w ciemnościach. Sonnenbruch upada na fotel. Po jakimś czasie do pokoju wjeżdża na wózku jego żona. Kobieta prosi męża, by nie siedział przy otwartych drzwiach. Walter Sonnenbruch spogląda na nią zaskoczony. Berta mówi, że nie mają już na co czekać, ponieważ Ruth nie wróci tak prędko. Mężczyzna kryje twarz w dłoniach. Berta kładzie mu rękę na ramieniu i każe, aby się uspokoił, ponieważ nie ma sobie nic do zarzucenia.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -