Na jednym z zebrań, zorganizowanych przez Związek Zawodowy Pracowników Kultury i Sztuki, na tydzień przed krakowską prapremierą dramatu, wypowiedział się rzeczowo o przyczynach i motywach, które skłoniły go do napisania sztuki: „Problematyka niemiecka interesowała mnie dość dawno – jeszcze w okresie przedwojennym. W roku 1935 wystawiłem w jednym z teatrów warszawskich sztukę satyryczną o reportażowym ujęciu „Daubmann” – satyrę na dążący do władzy hitleryzm. Przebywając w okresie wojny w obozie, szkicowałem pewne pomysły sztuki scenicznej związanej z tematyką niemiecką. Ostatnio moim utworem związanym z tą problematyką jest sztuka „Niemcy”. W literaturze nie tylko polskiej, ale i europejskiej okresu powojennego mamy mnóstwo utworów związanych tematycznie z okupacją, wojną, obozem – z Niemcami. Jest to zupełnie zrozumiałe. Pisarze europejscy mieli dużo do powiedzenia na ten temat, musieli niejako wyrzucić z siebie wszystkie treści, wszystkie przeżycia tego okresu, musieli dać im artystyczny wyraz. Jeśli przyjrzeć się tej całej europejskiej literaturze związanej z problematyką niemiecką, łatwo spostrzec, że ukazywane w niej postacie Niemców niemal z reguły występują jako przedstawiciele zbiorowości zupełnie różnej od wszystkich społeczeństw cywilizowanych, jako odrębny, szkodliwy gatunek ludzi z natury złych, zbrodniczych. Pogląd powiedziałbym „przyrodniczy”, „biologiczny” i w konsekwencji fatalistyczny, uznający, że te wszystkie cechy są trwałe, przyrodzone narodowi niemieckiemu, że zawsze w nim były i będą. Ten sposób widzenia i ukazywania przez pisarzy ludzi niemieckich był zrozumiały w okresie pierwszych lat powojennych jako reakcja na przeżyte doświadczenia okupacyjne, obozowe itp. W stosunku uczuciowym nie było miejsca na analizę, na przyglądanie się tym ludziom i ich mechanizmowi wewnętrznemu. Górowało emocjonalne patrzenie na te postacie i ich świat. Wydało mi się, że taki sposób patrzenia na człowieka niemieckiego jest niesłuszny, niewłaściwy i w konsekwencji szkodliwy, bo każde zjawisko, które obserwujemy, powinniśmy obserwować ze wszystkich stron – tym bardziej zjawiska groźne. Jeżeli przyjmiemy tamten fatalistyczny, przyrodniczy punkt widzenia – Niemców jako obciążonych raz na zawsze zbrodniczymi cechami, powinniśmy w konsekwencji porzucić jakiekolwiek myśli, jakiekolwiek koncepcje reedukacji niemieckiego narodu, zrezygnować z prób i wiary, że naród niemiecki może się zmienić, pozbyć się cech tak okrutnie nam znanych i przestać zagrażać innym narodom. A przecież nie ma człowieka rozsądnego i myślącego, który by się zgodził z tym, że takie ujęcie sprawy jest możliwe. Najtęższe głowy zastanawiają się nad tym, w jaki sposób i jakimi metodami tę reedukację, to przekształcenie narodu niemieckiego przeprowadzić. […] Przyjmując pierwszy „biologiczny” punkt widzenia, należałoby uznać tylko jeden sposób rozwiązania problemu niemieckiego: wyniszczyć, wytępić ten naród, jak się niszczy jadowite owady czy złe, szkodliwe zwierzęta. Takiego rozwiązania sprawy niemieckiej oczywiście nikt poważnie nie może postawić. I stąd konieczność konstruktywnego rozwiązania, które by i samemu narodowi niemieckiemu, i wszystkim społeczeństwom naszego kontynentu zapewniło spokój, i w przyszłości dobrą współpracę z Niemcami. Ten tok myśli doprowadził mnie do zamiaru konkretnego podjęcia tego właśnie tematu w sztuce teatralnej. Ale były w tym jeszcze inne sprawy, już bliższe widzowi teatralnemu. Na pewno wszystkich nas w okresie wojny i okupacji intrygowało boleśnie jedno pytanie: jak to jest możliwe, że Niemcy, których widzieliśmy między sobą, którzy w naszych czy innych krajach okupowanych popełnili codziennie setki zbrodni, podłości, czynów nieludzkich, zdecydowanie ujemnych – ci sami ludzie mieli jakąś swoją „drugą stronę”, której nie widzieliśmy: normalne ludzkie życie, rodzinę, powiązania uczuciowe, że byli nieraz idealni synowie, mężowie, w swym rodzinnym kręgu osób najbliższych sobie nie różni od ludzi innych narodowości. Jaki był wewnętrzny mechanizm tej dwoistości, tego rozbicia egzystencji ludzi, którzy tu popełnili bestialskie czyny, a na łonie swych rodzin okazywali się normalnymi, dobrymi, kochającymi i kochanymi ludźmi? To zagadnienie intrygowało wielu z nas podczas okupacji, to pytanie nasunęło się i mnie. W rezultacie powstała sztuka, w której – aby najogólniej scharakteryzować jej treści i założenia – chodzi o pokazanie szeregu postaci niemieckich, powiązanych węzłami osobistymi, należących do jednej rodziny, które mają taki czy inny stosunek do hitlerowskiej rzeczywistości, do wszystkiego, co Niemcy u siebie i w Europie robili, i o przedstawienie na poszczególnych członkach tej rodziny i ludziach blisko z nimi związanych pewnej skali postaw politycznych, moralnych, ludzkich. Pokazać tych ludzi „u siebie” i „między sobą”, spojrzeć na nich nie jak dotąd patrzyliśmy w literaturze „okupacyjnej”, ale jakby na tę ich „drugą stronę” – od wnętrza, od ich prywatnego, własnego życia. […] Taka jest geneza, takie założenie i punkt wyjścia mojej nowej sztuki.”.
strona: - 1 - - 2 -