Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
Powieść Andrzeja Szczypiorskiego ma wielu bohaterów różniących się zasadniczymi kwestiami: pochodzeniem społecznym, poziomem wykształcenia, narodowością, sposobem myślenia, motywacją, których historie stanowią jej fabułę. Zostali oni ukazani wszechstronnie:
z zewnątrz i od wewnątrz, w dialogu i w opisie, przez swoją przeszłość – i przez to, co się dopiero dokona (…) Postacie wielorako się różnią: pochodzeniem społecznym, poziomem wykształcenia, narodowością i sposobem myślenia, motywacją. Przedwojenny sędzia i krawiec z Płocka, żydowski donosiciel i łódzki Niemiec w hitlerowskim mundurze, ratując żydowskie dzieci siostra zakonna, badacz starożytności i dwaj młodzi chłopcy, których wojna na zawsze rozdzieli. I wielu innych. Tym, co ich wszystkich na krótko złączy, jest czas – lata 1941-42 – i miejsce – Warszawa. Intencja pisarska jest czytelna: to ma być przekrój przez Polskę, ukazanie wielości ludzkich postaw i ich źródeł.
(E. Jażdżewska-Goldsteinowa, Wstęp [w:] Początek Andrzeja Szczypiorskiego. Warszawa 1995, s. 13).

Charakterystyka Pawła (Pawełek) Kryńskiego


Bohatera powieści Początek utożsamianego z autorem książki – Andrzejem Szczypiorskim (posiada cechy osobowości i wyposażony jest w elementy z biografii pisarza) można nazwać pozytywnym, choć w czasie wojny jest pośrednikiem w ciemnych interesach handlowych, a dokładniej w handlu dziełami sztuki między bogatym krawcem Apolinarym Kujawskim a potencjalnymi sprzedawcami.

Tego syna oficera polskiego oraz uczestnika kampanii wrześniowej i jeńca obozu niemieckiego poznajemy, gdy ma dziewiętnaście lat, mieszka z matką, właśnie otrzymał świadectwo dojrzałości na tajnych kompletach i kocha dwie kobiety jednocześnie!

Pierwszą z nich jest osiemnastoletnia Monika poznana na tajnym uniwersytecie, którą idealizuje i uważa za przyszłą żonę (potem ona ginie w powstaniu), dając tym samym dowód swojej wyobraźni i niezwykłej wrażliwości. Drugą wybranką serca Pawełka jest jego sąsiadka pani Irma Seidenman – piękna, trzydziestosześcioletnia wdowa po wybitnym lekarzu i naukowcu, którą kochał, odkąd skończył zaledwie trzynaście lat.

Bohater od czasów szkoły przyjaźni się z żydowskim chłopcem, Heniem Fichtelbaumem, któremu, mimo groźby utraty życia, pomaga ukrywać się przez długi czas, gdy ten buntuje się przeciw zamknięciu i ucieka z getta. W ostatniej rozmowie z przyjacielem Kryński udowadnia, że jest już dojrzałym mężczyzną. Gdy się rozstali, doznał wrażenia jakiegoś początku, co uświadomiło mu, że czeka go jeszcze wiele pożegnań, a nielicznych powrotów. Śmierć Fichtelbauma była dla niego prawdziwym ciosem, nie mógł zrozumieć, dlaczego morduje się ludzi ze względu na ich religię. Kolega ze szkolnej ławki wielokrotnie pojawiał się później w jego snach.

W czasie wojny Paweł pomógł jeszcze wielu osobom: zorganizował odbicie Irmy, gdy była przetrzymywana w Alei Szucha, zaopiekował się wraz z matką małą Joasią, siostrą Henia, gdy została wyprowadzona z getta.

Bohater wykazał się bohaterstwem także w inny sposób. Prócz walki w konspiracji wziął udział w powstaniu warszawskim, błogosławiąc od tej chwili dzień, w którym się wojna skończyła, odmówił powojennej współpracy z komunistami, co było powodem emigracji do Paryża, angażuje się w działalność opozycyjną oraz działa aktywnie w NSZZ „Solidarność”.

Po latach, już jako starszy, zrezygnowanym i znużonym życiem, internowany w czasie stanu wojennego jegomość, stwierdził, że w czasie wojny
Po raz pierwszy sama Polska Polskę zhańbiła i wdeptała w błoto! Swoją gorzką wypowiedź skonstatował słowami: Nareszcie zdechł mit o naszej wyjątkowości, o tym polskim cierpieniu, które zawsze było czyste, prawe i szlachetne. (…) Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki. Pod stopami młodych oenreowców i starych pułkowników. Pod dachem Belwederu. Pod mostem. Święta polskość pod knajpą i kasą. Tępe pyski granatowych policjantów. Lisie mordy szmalcowników. Okrutne twarze stalinowców. Chamskie gęby Marca. Przerażone gęby Sierpnia. Pyszałkowate gęby Grudnia. Święta polskość bluźniercza, która się ośmieliła nazywać Polskę Chrystusem Narodów, a hodowała szpiclów i donosicieli, karierowiczów i ciemniaków, oprawców i łapowników, ksenofobię podniosła do rangi patriotyzmu, u obcych klamek się wieszała, składała wiernopoddańcze pocałunki na dłoniach tyranów. (…)Gdzie się podziała nasza wolność, jeśli nie możemy być sobą? Gdzie się podziałem, kiedy się zawieruszyłem?


Wojenne doświadczenia sprawiły, że Kryński stracił wiarę w słuszność Boskich wyroków, przeżył głęboki kryzys wiary. Patrząc na śmierć najbliższych – ojca, Henia, Moniki, doszedł do wniosku, że Bóg nie istnieje, bo jak mógłby pozwolić na ekspansję na taką skalę wszechobecnego zła.

Stosunek do religii zmienił dopiero po zakończeniu wojnie, gdy obserwował i brał czynny udział w historycznym czasie zwycięstwa nad faszyzmem.

Jego radość z wolności, ulga i optymistyczne patrzenie w przyszłość skończyło się wraz z początkiem dominacji negatywnej oceny powstania warszawskiego. Nie mógł znieść oskarżeń warszawiaków o nielojalność i wariactwo, jakie im zarzucano po przeanalizowaniu walk, a decyzję o wyjeździe przypieczętowały namowy komunistów do współpracy. Bohater nigdy nie zaakceptował prosowieckiego kierunku polityki państwa polskiego, które według niego zasłużyło swoją historią na pełną suwerenność, nie mógł znieść świadomości, że nowa Polska jest marionetką Związku Radzieckiego.

Charakterystyka Henryka (Henio) Fichtelbauma


Przystojny, o ciemnej karnacji skóry, dziewiętnastoletni bohater powieści Początek Andrzeja Szczypiorskiego jest Żydem, synem adwokata, który prowadził świecki dom i chciał być bardzo europejski. W polskim gimnazjum, w klasie profesora Winiara, odnajduje dziedziny, w których jest mistrzem: matematykę, fizykę i chemię. Tam też zaprzyjaźnił się na wiele lat z Pawełkiem Kryńskim, z którym z zamiłowaniem jedli ogromne ilości słodyczy.
Serdeczna sympatia chłopców została brutalnie przerwana, gdy w 1940 roku Henio razem z rodziną musiał się przeprowadzić do getta, mimo iż jego ojciec dawno porzucił religię mojżeszową i nie utrzymywał kontaktów z Żydami. Chłopiec stracił tam matkę, a po dwóch latach jego buntowniczy charakter wziął górę i bohater postanowił uciec z wydzielonego obszaru.

Po przedostaniu się na aryjską stronę, mógł liczyć na pomoc kolegi. Paweł znalazł mu kryjówkę na strychu u starego zegarmistrza Flisowskiego, gdzie Henio mieszkał przez dwa miesiące. Po tym czasie ponownie jego nonkonformizm zatriumfował i, wykończony ciasnotą i brakiem perspektyw, nie wrócił z jakiejś wyprawy do miasta.

Ukrywał się przez długi czas. Spał na strychach, klatkach schodowych, w bramach i na wysypiskach śmieci, żywiąc się tym, co wyżebrał u ludzi. Był zaszczuty, przerażony, zziębnięty i wygłodniały. Wtedy już był pewien, że nie ma żadnych szans i niebawem będzie musiał umrzeć. Tak też się stało, gdy wrócił do getta.

Bohater jest chłopakiem inteligentnym i dociekliwym. Choć wykazuje uzdolnienia w przedmiotach ścisłych, to potrafi dać dowody głębokiej wrażliwości i empatii, która czasami sprawia, że stara się zrobić wiele rzeczy na raz, jest trochę chaotyczny i choleryczny.

Gdy musiał ukrywać się po ucieczce z getta, szybko wydoroślał. Zaczął zastanawiać się nad wpływem urodzenia na dalsze życia, nad powodem, dlaczego on musi żyć jak zbieg, a jego przyjaciel Paweł dalej mieszka w pięknym i wygodnym domu, w końcu zrozumiał, że czeka go śmierć, mimo iż nic złego nie zrobił.

Na jego decyzję powrotu do getta wpływ miały głównie trzy wydarzenia: przygoda w cukierni, gdy został rozpoznany i wypędzony niczym pies oraz pobyt w gospodarstwie poza miastem, gdy ukrywał się całą zimę u pewnego chłopa, który wyklinał jego narodowość, obarczając żydostwo za kłopoty i zmartwienia. Kluczowym epizodem życia Henia było spotkanie i noc z młodą prostytutką, która sprawiła, że czas upokorzenia i upodlenia zniknął, dając miejsce świadomej decyzji o spędzeniu ostatnich chwil z bliskimi. Najadłszy się do syta, umywszy oraz wyspawszy w normalnym łóżku, a także przeżywszy pierwsze doświadczenie seksualne, młodzieniec poczuł się spokojniejszy i uznał, że teraz może już umrzeć.

Gdy wrócił do getta, mimo iż wiedział, jaki los go czeka, do końca starał się postępować honorowo, by uratować choć swoje dobre imię, kiedy nie mógł już ocalić swojego młodego życia.

Charakterystyka Irmy Seidenmanowej (Maria Magdalena Gostomska)


Bohaterka powieści Andrzeja Szczypiorskiego Początek jest polską Żydówką, która aby przeżyć, zmienia tożsamość. Jest to postać autentyczna – to żona żyjącego w Nowym Jorku mecenasa Ludwika Seidenmana.

Jest złotowłosą, ładną kobieta o niebieskich oczach i zgrabnej, smukłej sylwetce, bezdzietną wdową po sławnym i wybitnym doktorze rentgenologu, Ignacym Seidenmanie, którego ceniła niczym nauczyciela. Po jego śmierci na raka w 1938 roku, zajęła się porządkowaniem jego bogatego archiwum naukowego, nawiązała kontakt z uczonymi francuskimi, a nawet zaczęła się przygotowywać do studiów medycznych, by w sposób profesjonalny opracować zebraną dokumentację męża.

Gdy wybuchła wojna, schowała cenne archiwa u przyjaciół w willi w Józefowie i zajęła się budowaniem nowej tożsamości, by uniknąć zamknięcia w getcie, do którego nie chciał się przenieść, by nadzorować spuściznę męża, ocalić ją dla potomności i opublikować.
By uchronić się przed aresztowaniem i zdemaskowaniem, zmienia trzykrotnie dokumenty i miejsce zamieszkania. W końcu osiadła w okazałej kawalerce na Mokotowie jako Maria Magdalena Gostomska – piękna blondynka, wdowa po polskim oficerze. Dysponowała stosunkowo dużym kapitałem w biżuterii i złotych dolarach.

Pewnego dnia została wydana gestapo przez konfidenta Bronka Blutmana i zatrzymana w Alei Szucha. Zostałaby z pewnością zamordowana (wydała ją srebrna papierośnica z inicjałami I.S.), gdyby nie pomoc przyjaciół: zakochanych w niej Pawła Kryńskiego i Adama Kordy oraz nieznajomych: kolejarza Kazia Filipka oraz Niemca Johanna Müllera.

Po wojnie, przez dwadzieścia pięć lat kobieta codziennie musiała wchodzić w znienawidzoną ulicę Alei Szucha i przekraczać próg budynku, w którym o mały włos nie straciła życia, ponieważ urządzono tam siedzibę ministerstwa oświaty, w którym pełniła wysoki urząd.
Kilka lat później, w czasie wydarzeń 1968 roku, z powodu nasilonych represji antysemickich została zwolniona i internowana. Wyemigrowała do Francji, skąd już nie wróciła, mimo próśb Kryńskiego.

Tam często, do późnych lat starości, samotna spacerowała po paryskim bruku i wspominała przeszłość, nie mogąc zrozumieć, dlaczego wyrzucono ją z Polski, mimo iż czuła się Polką odkąd wróciła z gestapo:
(…)wcale nie pamiętała Stucklera ani okratowanej klatki, lecz tylko nieduży gabinet z biurkiem koloru ciemnego miodu, dwoma telefonami, palmą w donicy pod oknem, dywanem, fotelami obitymi skajem, nieduży gabinet pamiętała doskonale, twarz sekretarki, pani Stefy, pamiętała, nade wszystko zaś twarze tych trzech mężczyzn, którzy zachowywali się gruboskórnie i szyderczo, wówczas, w kwietniu roku 1968, kiedy zjawili się w gabinecie, aby ją z niego usunąć.


Nawet nie pozwolili jej zabrać teczki, a także pani Stefa, która odwróciła się twarzą do okna, kiedy Irma przechodziła w towarzystwie mężczyzn przez sekretariat, byli rzeczywistością, życiem spełnionym do końca, a przecież przeciętym gwałtownie, w ciągu jednej chwili, brutalnie i niegodziwie. Pamiętała tylko owych mężczyzn w gabinecie, sylwetkę pani Stefy na tle okna, a także nalane, obrzmiałe i niechętne twarze późniejszych swoich rozmówców, dłonie celników na jej bagażu, dokumentach, książkach i notesach. Od tej pory uważała, że odebrano jej wszystko, ponieważ nazywała się Irma Seidenman.


Bohaterka nie wróciła już do ojczyzny. Nie pomogły nawet prośby Pawła Kryńskiego, który często odwiedzał staruszkę we Francji.

Irma jest symbolem ofiar II wojny światowej, które, choć przeżyły koszmar, to i tak nie potrafiły już żyć jak wcześniej, ponieważ w czasie tych pięciu lat odebrano im poczucie wolności, godności, człowieczeństwa.



Siostra Weronika
Polska chłopka, siostra Weronika, której, gdy miała zaledwie siedemnaście lat, dwa razy ukazał się Pan Jezus nakazując, by zajęła się nawracaniem Murzynów.

Dziewczyna została więc zakonnicą. Uczyła dzieci katechizmu, chcąc je przybliżyć do Boga. Mimo tej zacnej misji żydowskie maluchy traktowała oschle i z dystansem:
Chciała doprowadzić do Boga wszystkie dzieci ziemi, bliskie i dalekie, białe, czarne, żółte, a nawet jeszcze bardziej egzotyczne. Jeśli była w jej sercu jakaś oschłość, to chyba tylko wobec dzieci żydowskich, bo co innego znaczy nie poznać wcale, a co innego poznać i podeptać. Czarne buzie dalekich Murzynków znajdowała siostra Weronika jako niewinne, bo jeszcze nie tknięte palcem prawdy. Smagłe twarzyczki dzieci żydowskich nosiły na sobie piętno tego wyznania i nienawiści, z jaką się spotkał Zbawiciel pośród ludu Izraela. To byli ci, którzy odrzucili Boga, nie dali wiary słowom Jego Syna. Wysoki mur nieufności oddzielił siostrę Weronikę od dzieci żydowskich. Emanowała z nich obcość. Kiedy szła ulicą, wysoka, duża, stawiając na chodniku swoje mocne, męskie stopy, żydowskie dzieci uciekały przed nią. Jej biały kornet, jak wydęty żagiel łodzi, płynął pośród czarnych, pierzchliwych czółenek żydowskich. Nigdy nie przybijały do jej burty, a ona nigdy nie wpływała do ich gwarnych zatok.


Gdy wybuchła wojna, Weronika podzieliła los innych sióstr z zajęła się opieką poszkodowanych i chorych oraz nauką osieroconych dzieci żydowskich. Pomagała im w przyswojeniu nowych imion i nazwisk, nowych życiorysów (uratowała między innymi małą Joasię). W myślach przepraszała Boga, że przyczynia się kłamstwa, lecz ratowanie dzieci stało się jej misją.

Kazio Filipek

Kazio Filipek to zdeklarowany ateista, kolejarz działający w konspiracji oraz pracujący w tajnej drukarni (udaje mu się z wyżymaczki domowej skonstruować drukarkę!), a potem członek Polskiej Partii Socjalistycznej.

Od wielu lat przyjaźni się z Niemcem Johannem (Jasiem) Müllerem, którego poznał na katordze na Syberii i z którym walczył w I wojnie światowej i z którym w powieści uwalniają Irmę z Alei Szucha.

Bohater ma nadzieję, że jego młodszy kolega Pawełek Kryński doczeka dobrych czasów wolnej, sprawiedliwej i demokratycznej Polski: dla wszystkich Polaków, Żydów, Ukraińców, a nawet dla Niemców. Wiele razy prowadzi wewnętrzne monologi, podczas których daje mu wiele cennych rad, na przykład: Komunistów zwalczać należy, Pawełku, to gawiedź niebezpieczna, podstępna, ale nigdy pałką, nigdy pałką!
Gdy zimą 1948 roku mężczyźni przypadkiem się spotykają, Filipek nie jest już tym optymistycznie patrzącym w przyszłość, energicznym i pomysłowym kolejarzem. Rozgoryczony i zawiedziony twierdzi, że wszystko w Polsce jest ześwinione, oczywiście z winy komunistów: Jak komunista czegoś dotknie, zaraz ześwini.

Johann (Jaś) Müller

Bohater powieści Andrzeja Szczypiorskiego, choć jest synem niemieckiego majstra włókienniczego, to jednak urodził się w Łodzi i czuje się Polakiem:
Jestem Niemiec z ciała, Polak z duszy.
Nie boi się wziąć udziału w uwolnieniu z więzienia Irmy Seidenmanowej, ponieważ uważa, że niemiecki naród jest płaski jak deska: Niemcy są prostolinijni. (…) Niemcy są płascy jak deska! Bez wyobraźni, bez obłudy, bez dwulicowości (…) Stucklerowi kazali Żydów tępić, to ich tępi. Każą mu Żydów szanować, to będzie łaskawą panią całował w rękę i traktował najlepszym, francuskim koniakiem. Dyscyplina, akuratność, rzetelność w każdej robocie. W zbójeckiej robocie także, niestety! (…)Niemcy nie popełniają pomyłek, to nie jest w niemieckim stylu. (…)Brak nam szczypty szaleństwa, myślał, jesteśmy tak bardzo trzeźwi. (…)Być lepszym w każdej dziedzinie, być niedoścignionym - oto niemiecka ambicja. Najpiękniej komponować, najwydatniej pracować, najmądrzej filozofować, najwięcej posiadać, najsprawniej zabijać! (…)Jeśli historia nałoży kiedyś na Niemców obowiązek hipokryzji, staną się najdoskonalszymi hipokrytami pod słońcem.


Przyjaźni się z Kaziem Filipkiem, którego poznał w Krasnojarsku, gdy z więzienia na Pawiaku został zesłany na katorgę do Rosji. To z nim w 1904 roku uwolnił kolegę Biernata, przetrzymywanego na posterunku żandarmerii w Puławach.

Mimo tak wielkiej pomocy bliźnim, bohater obawiał się, co się z nim – Niemcem – stanie po wojnie: (…) wiem, że przynależę tutaj. Ale czy ludzie po wojnie, w niepodległej Polsce, także uznają za oczywiste, że ja tutaj przynależę?
Obawiał się, że zostanie ponownie uwięziony przez obłudnych i nieobliczalnych Rosjan, których nie lubił i których się bał.

To wszystko spowodowało, że Müller jesienią 1944 roku wyjechał z Polski. Nie chciał żyć w kraju rządzonym przez naród, któremu nie ufa i który wyznaje odrażający komunizm.

Resztę życia spędził samotnie, po kilku latach biedy już bez trosk materialnych, lecz milczący i nie rozumiany, wciąż z głową obróconą ku Polsce, której nowe cierpienia przejmowały go smutkiem.

Adam Korda

Adam Korda jest filologiem klasycznym, udzielającym lekcji łaciny i greki. Urodził się na wsi pod Kielcami w bardzo biednej rodzinie. Aby odciążyć bliskich i zmienić swój los, mając zaledwie dziesięć lat wyruszył w świat.

Pracował przy budowach, przy studniach, przy koniach. Często głodował, a cierpienie nie było mu obce. Mimo tego uczył się z chłopską zaciętością. Mieszkał w komórkach w zamian za rąbanie drzewa czy noszenie wody, żywiąc się w garkuchniach za mycie naczyń i podłóg. Opłaciło się - ukończył gimnazjum klasyczne z wyróżnieniem i dostał się na bezpłatne studia: Jego Golgota trwała dwadzieścia lat, bo na domiar wszystkiego musiał przebiedować Wielką Wojnę i rok 1920. Dopiero później stanął na nogi, ale zawsze żył w biedzie, dumny i samotny, doktor filozofii, filolog klasyczny, syn parobków bez ziemi, co własną pracą, determinacją, siłą charakteru wydźwignął się nie tylko ponad swój stan, ale ponad miliony innych ludzi, pod szczęśliwszą gwiazdą urodzonych. Wszystko zawdzięczał sobie i niczego od świata nie potrzebował. Zadowalał się skromną egzystencją, środki czerpał z dorywczego nauczania łaciny i greki, imał się także innych zajęć, bo żadnej pracy się nie bał, bo już wszystkiego zaznał w młodości. Nie lubił świata, który był mu dany. Opuścił więc świat ludzi i rzeczy widzialnych, przeniósł się do ciepłych, słonecznych krajów antyku.

Wiktor Suchowiak

Trzydziestotrzyletni bohater powieści Andrzeja Szczypiorskiego Początek był bandytą działającym w myśl zasady pieniądze albo życie i posługującym się łomem lub kastetem z taką łatwością, z jaką okradał praktycznie każdego, kogo spotkał na ulicy: Polaków, Niemców (tych wolał, ponieważ byli zamożniejsi).

Z racji tego, iż zajmował się także - za dużą opłatą - przemycaniem ludzi z getta do aryjskiej części miasta, przyczynił się – mimo bójki z Pięknym Lolem - do uratowania małej Joasi, siostry Henia.

Po wojnie ponownie spotkał szmalcownika, który dwadzieścia lat wcześniej próbował go okraść. Tyle że teraz były zupełnie inne okoliczności. Wiktor wyszedł właśnie z więzienia jako człowiek przedwcześnie postarzały, wyrzutek i reakcjonista i z racji inicjatywy władz państwowych, ożywionych misją naprawiania natury ludzkiej, dostał skierowanie do pewnej fabryki materiałów budowlanych. Miał pracować przy obsłudze betoniarki. Gdy wszedł do gabinetu kierownika działu personalnego, okazało się, że jest nim… Piękny Lolo! Bohaterowie natychmiast się rozpoznali. Po długiej i dosyć ostrej wymianie zdań, wypełnionej wulgaryzmami i groźbami (Jak oni zaczną grzebać koło ciebie, gnoju jeden, to już się nie wymkniesz. Czy mi uwierzą? Pewnie, że uwierzą. W nich jest cholernie dużo tęsknoty do wymierzania sprawiedliwości. Żadna partia ci nie pomoże, żadne stanowisko), Suchowiak wyszedł z pokoju z pokaźną sumą w kieszeni i skierowaniem do lepiej płatnej pracy w innymi przedsiębiorstwie.

Piękny Lolo

Bohater ten w czasie wojny napadał i okradał Żydów, był eleganckim szmalcownikiem, zabierającym im wszystko, co mieli przy sobie. Czasem, gdy nie zebrał satysfakcjonującej zdobyczy, odprowadzał swoją zdobycz na posterunek policji.

Po wojnie pracował jako kierownik działu personalnego w fabryce materiałów budowlanych. Pewnego dnia musiał dać dużą łapówkę oraz skierowanie do lepiej płatnej pracy Suchowiakowi, który rozpoznał w nim Pięknego Lola.

Apolinary Kujawski

Apolinary Kujawski – był znanym w Warszawie krawcem męskich spodni, człowiekiem bardzo zamożnym i szanowanym. Zajmował piękne i słoneczne, pięciopokojowe mieszkanie przy ulicy Marszałkowskiej, gdzie przeprowadził się ze skromnej sutereny z ulicy Miodowej (zarabiał wówczas prasowaniem męskich garniturów oraz reperacją odzieży tak zwanej biedoty).

Za radą sędziego Romnickiego przyjął stałą posadę w zakładzie krawieckim bogatego Żyda Benjamina Mitelmana, zatrudniającym aż kilkanaście osób, co na przedwojenne czasy świadczyło o bogactwie i żyłce przedsiębiorczej właściciela.

Gdy w 1940 roku jego pracodawca musiał się przenieść do getta, nakazał Kujawskiemu, by opiekował się osobiście jego zakładem. Mężczyzna miał korzystać z dochodów oraz przynosić ich część Mitelmanowi do getta. Na koniec tej ważnej rozmowy zdolny krawiec obiecał, że po wojnie założy ze swoim szefem wspólny zakład.
Kujawski rzetelnie i uczciwie wywiązywał się z umowy, regularnie zanosił Mitelmanowi część zysków. Podczas takich wizyt w getcie oglądał cierpienie Żydów, ich nędze, głód. Uważa, że nawet jeśli ich wina była udowodniona, to i tak jest to kara za ich grzechy ponad wyobrażenia ludzkie, nawet jeśli srodze zgrzeszyli, nie dając wiary słowu Zbawiciela. Rozmyśla także nad powodem ciężkiej sytuacji Polski:
I tylko jedna sprawa sączyła niepokój w jego serce. Że mianowicie Pan Bóg jak gdyby odwrócił się od Polski, wystawiał ją na zbyt ciężką próbę. Czymże bowiem ta Polska zawiniła tak bardzo, gdy po stuleciu niewoli i cierpień odrodziła się po Wielkiej Wojnie i przetrwała zaledwie dwadzieścia lat? Na pewno nie wszystko było w Polsce w porządku, lecz czy gdzie indziej było w porządku? Czy było w porządku, jeśli potężna Francja broniła się zaledwie przez miesiąc i kapitulowała tak sromotnie, niemal na kolana padając przed Hitlerem? Czy było w porządku, jeżeli Sowiety, rozciągając się aż na skraj świata, pękły z trzaskiem pod naporem niemieckim w ciągu dwóch miesięcy? A przecież Sowiety dokonały wspólnie z Hitlerem rozbioru tej nieszczęsnej Polski. Za ten grzech Bóg słusznie ich pokarał, uciekali przed Niemcami aż do samej Moskwy i dopiero tam się jakoś opamiętali, skuteczniej stawili opór. Więc coś takiego było w Polsce i Polakach, że znów muszą cierpieć, jak nigdy dotychczas? Dlaczego Bóg tak okrutnie Polskę i Polaków doświadcza?

Gdy wiosną 1942 roku Mitelman zmarł w getcie, Kujawski przejął jego cały wielki majątek (jedyny syn nieboszczyka – dentysta Mieczysław, także zginął – był ofiarą kuli na ulicy).

Apolinary, ciesząc się swobodą finansową, zaczął gromadzić dzieła sztuki, które marzył przekazać dla muzeum w niepodległej Polsce.

Niestety, jego pragnienie się nie spełniło – został zastrzelony podczas ulicznej egzekucji jesienią w 1943 roku, po uprzednim pojmaniu go, zmierzającego na spacer po Saskim Ogrodzie, na ulicy i zamknięciu w policyjnej budzie:
Umarł pod ścianą kamienicy, a gdy oprawcy wrzucili jego ciało na platformę i odjechali, jakaś kobieta umoczyła chusteczkę w krwi krawca, krzepnącej na chodniku, i uniosła z sobą jak pieczęć ludzkiego męczeństwa.


Tak oto wszedł do panteonu bohaterów narodowych, choć wcale tego nie pragnął i nawet w ostatniej chwili nie przemknęła mu przez głowę myśl, że jest bohaterem.

Bronek Blutman

Jest bohaterem powieści Początek Andrzeja Szczypiorskiego. Jego rodowód sięga początków Biblii:
mnie żaden Żyd nie oszukał! W promieniu światła, który się odbija w żydowskiej źrenicy, widzę starego Mojżesza, święto paschy i święto namiotów, Arkę Przymierza widzę wyraźnie, twarze wszystkich dwunastu plemion Izraela, i Garizim widzę, i Sychem, i Betel, i Hebron, wszystko widzę w jednym żydowskim spojrzeniu, od Idumei, przez Karmel, aż do Taboru i jeziora Genezaret, a nawet dalej, bo widzę Dan, i dalej jeszcze widzę, aż po górę Hermon. Dlaczego chce mnie poniżyć na mojej własnej ziemi?

To on rozpoznaje w Marii Magdalenie Gostomskiej Żydówkę Irmę Seidenman i wydaje ją, jak dziesiątki już przed nią, gestapo.
Bronek był konfidentem, demaskując Żydów Niemcom miał nadzieję na ocalenie własnego życia.
Zostaje rozstrzelany w ruinach getta.

Profesor Winiar

Ten matematyk, nauczyciel Henia, umiera w oczekiwaniu na tramwaj, gdyż nie może znieść widoku i dźwięku wesołej karuzeli nieopodal wysokiego muru, oddzielającego getto od aryjskiej części miasta.

Stuckler

Niemiec był gorliwym esesmanem, stale tropił Żydów i niszczył Polaków, którymi pogardzał. To on przesłuchiwał Irmę Seidenman i znalazł przy niej srebrną papierośnicę. Dał się jednak przekonać rodakowi, który zapewniał, że kobieta jest jego znajomą i nie może być Żydówką.

Bohater do końca życia był zdania, że Niemcy zabijali wrogów, aby zwyciężyć. Umarł z głodu i wyczerpania na Syberii, gdzie wraz z innymi jeńcami niemieckimi został skierowany na ciężkie roboty do karczowania lasów.

Romnicki

Jego historia rozpoczyna się na Podolu, w świecie dawno umarłym, skąd sędzia odszedł jako młodzieniec jeszcze, by odtąd już samotnie mierzyć się z losem.

Bohater jest polskim sędzią, przedstawicielem inteligencji, humanistą, który, prócz prowadzenia interesów z Apolinarym Kujawskim, pomaga swoim żydowskim przyjaciołom, przebywającym w getcie, realizując nakaz męstwa Pana Cogito: Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach.

Dzięki ogromnej odwadze zgadza się uratować córkę znajomego adwokata, którą odbiera po wyprowadzeniu jej na aryjską część Warszawy i zawozi do klasztoru. Tam, słysząc słowa siostry Weroniki zapowiadającej, że wychowa Joasię na katolickie dziecko, szybko ripostuje, że ona i będzie żydowską kobietą.

Bohater jest przekonany o niezwykłej misji Żydów wyznaczonej przez samego Boga, który wybrał ten naród spośród wielu innych.
Po okupacji adwokat, jako reprezentant niewygodnej frakcji politycznej, zostaje aresztowany. Opuściwszy stalinowskie więzienie w 1956 roku, do śmierci mieszka u dalekich krewnych w małym prowincjonalny miasteczku.

Joasia Fichtelbaum (Miriam Wewer)

Joasia jako jedyny żydowski bohater powieści Andrzeja Szczypiorskiego przeżywa wojnę.

Jest siostrą Henia. Mając cztery latka, zostaje wyprowadzona z getta przez Wiktora Suchowiaka i oddana przez znajomego swojego ojca – sędziego Romnickiego, pod opiekę siostry Weroniki. W zakonie dziewczynka zmienia tożsamość – staje się Marysią Wiewiórą, osieroconą katoliczką spod Sanoka. Ukończywszy dwadzieścia lat, wyjeżdża do Izraela i jako Miriam Wewer wychodzi za mąż i rodzi dziewczynkę.

Charakterystyka narodów w „Początku”


Nie strona, po której się walczy, określa człowieka, lecz jego własny wybór
– te słowa Ewy Jażdżewskiej-Goldsteinowej doskonale oddają charakter analizowanej powieści.

Andrzej Szczypiorski w Początku bohaterami ustanawia przedstawicieli kilku narodów żyjących obok siebie w okupowanej Warszawie. Mamy tu Niemców, Żydów, no i oczywiście Polaków, co czyni tę historię wielonarodowościową i wielopłaszczyznową, bowiem pisarz złamał, podważył, poddał ocenie i refleksji powszechnie obowiązujące narodowościowe stereotypy, wypowiadając się przeciwko etykietom przypisanym niektórym nacjom.

Przedstawicielami narodowości żydowskiej są między innymi: piękna i wykształcona wdowa Irma Seidenmanowa, młody chłopak Henryk Fichtelbaum oraz konfident Bronek Blutman. Postaci te nie są typowymi – według propagandy hitlerowskiej aryjskiej krwi – Żydami, na przykład Irma reprezentuje nordycki typ urody: jest złotowłosą, bladą i efemeryczną kobietą.

Nie spełniają też szablonowych wymogów współpracy mniejszości w czasie zagrożenia – Bronek nie ma wyrzutów sumienia, gdy siłą odwozi Irmę na gestapo. Cieszy się, że powiększy swoje szanse na przeżycie, że przypodoba się Niemcom.

Jeśli mowa o Germanach, w powieści mamy kilku przedstawicieli tego narodu: Johanna Müllera czy Stucklera. Mimo wspólnego pochodzenia, różni ich chyba wszystko: stosunek do polityki Adolfa Hitlera (pierwszy z mężczyzn jest całkowicie przeciwny nazistowskiej ideologii, podczas gdy drugi jest jej wiernym wyznawcą), sposób traktowania Żydów czy stosunek do swoich współrodaków (Stuckler jest dumny słysząc o kolejnych wojennych zdobyczach Niemców, a Müller uważa, że są oni płascy jak deska, nie mają głębszych uczuć, są zakłamani oraz dwulicowi:
Niemcy są prostolinijni. (…)Niemcy są płascy jak deska! Bez wyobraźni, bez obłudy, bez dwulicowości (…) Stucklerowi kazali Żydów tępić, to ich tępi. Każą mu Żydów szanować, to będzie łaskawą panią całował w rękę i traktował najlepszym, francuskim koniakiem. Dyscyplina, akuratność, rzetelność w każdej robocie. W zbójeckiej robocie także, niestety! (…)Niemcy nie popełniają pomyłek, to nie jest w niemieckim stylu. (…)Brak nam szczypty szaleństwa, myślał, jesteśmy tak bardzo trzeźwi. (…)Być lepszym w każdej dziedzinie, być niedoścignionym - oto niemiecka ambicja. Najpiękniej komponować, najwydatniej pracować, najmądrzej filozofować, najwięcej posiadać, najsprawniej zabijać! (…)Jeśli historia nałoży kiedyś na Niemców obowiązek hipokryzji, staną się najdoskonalszymi hipokrytami pod słońcem).


Reprezentantem narodu polskiego jest przede wszystkim Paweł Kryński – nosiciel cech charakteru Andrzeja Szczypiorskiego oraz mający podobną do prozaika biografię. Choć jest postacią pozytywną (pomaga Żydom, bierze udział w powstaniu warszawskim, a po wojnie nie godzi się na współpracę z komunistami, działa w opozycji), to nie minimalizuje złych uczuć, jakich po lekturze powieści dostarczyło postępowanie wielu Polaków, którym pisarz wytknął tchórzostwo, cieszenie się z czyjegoś nieszczęścia, donosicielstwo.

Wystarczy wspomnieć chociażby dwie sceny – choć jest ich kilkanaście – dowodzące tej tezy. Gdy na przykład ukrywający się po ucieczce z getta Henio wchodzi do cukierni i chce zjeść ciastko, zostaje przepędzony niczym chory na wściekliznę pies:
(…) wzbudził najpierw dyskretne zaciekawienie, później popłoch, wreszcie gwałtowną reakcję jakiegoś mężczyzny, który wykrzyknął! "Żyd je ciastko!". Reakcja zebranych w kawiarni Polaków była natychmiastowa: Kilka osób w pośpiechu opuściło cukiernię, kelner zawołał - "O, Jezu! Teraz nas wszystkich pozabijają!".


Podobnym negatywnym świadectwem braku empatii i zobojętnienia na cudze cierpienie jest epizod z profesorem Winiarem, który umiera nie mogąc znieść wesołych dźwięków karuzeli, ustawionej pod murem getta, zza którego dochodziły krzyki mordowanych Żydów. O okropności wojny i jej paraliżującym wpływie na podstawowe ludzkie odruchu świadczy fragment traktujący o tym, że w dniu pogrzebu profesora Winiara karuzela na placu Krasińskich kręciła się nadal:
(…) koniki galopowały, powoziki podskakiwały, sanie sunęły, gondole pluskały, chorągiewki furkotały, panny piszczały, młodzieńcy pokrzykiwali, katarynka skrzypiała, mechanizm karuzeli dudnił, wystrzały z broni maszynowej rozlegały się coraz donośniej, wybuchały pociski armatnie, huczały płomienie i tylko żydowskich jęków nie było słychać spoza muru, bo Żydzi umierali w milczeniu, odpowiadali granatami i bronią ręczną, ale usta ich milczały, już bowiem byli umarli, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, bo mężnie wybierali śmierć, zanim jeszcze nadeszła, wychodzili jej naprzeciw, w ich dumnych oczach była cała wzniosłość dziejów ludzkich, odbijały się w nich pożary getta, przerażone pyski esesmanów, ogłupiałe pyski polskiej gawiedzi, zgromadzonej wokół karuzeli, smutna twarz nieboszczyka profesora Winiara, odbijały się więc w ich oczach wszystkie dalekie i bliskie losy świata, całe zło świata i okruch jego dobra, a także twarz Stwórcy, zasępiona i gniewna, smutna i cokolwiek upokorzona, bo Stwórca odwracał oczy ku innym galaktykom, aby nie patrzeć na to, co zgotował nie tylko umiłowanemu ludowi, ale wszystkim ludziom ziemi, zhańbionym, współwinnym, podłym, bezradnym, zawstydzonym, a pośród wszystkich ludzi ziemi także temu człowiekowi, który stojąc na przystanku tramwajowym, dokładnie w miejscu, gdzie przed kilku dniami profesor Winiar padł na posterunku, powiedział pogodnie: - Żydki się smażą, aż skwierczy!

Z nieba, osnutego dymami, żaden grom jednak nie uderzył i nie poraził tego człowieka, bo to zostało zapisane w księgach stworzenia przed tysiącami tysięcy lat. I było tak zapisane, aby profesor Winiar zmarł nieco wcześniej i nie usłyszał słów owego człowieka, który roześmiał się wesoło i poszedł w stronę karuzeli.


Początek ukazuje przekrój wojennego i powojennego społeczeństwa - wielonarodowego, wielowyznaniowego i wielojęzycznego - w którym pokojowe współistnienie Polaków, Żydów i Niemców, wzajemna tolerancja i kulturowy synkretyzm zostały zastąpione niestety przez donosicielstwo, konfidencję, antysemityzm, brak szacunku dla innych religii, zaściankowość, ksenofobię.

Zaletą scharakteryzowania narodów w powieść jest ukazanie ich w innym, niż znanym do tej pory, świetle. Prozaik jako jeden z pierwszych polskich literatów pokazał, że w każdej narodowości – czy to żydowskiej, niemieckiej, czy naszej – wielokrotnie idealizowanej i stawianej na świeczniku - narodowości są ludzie zarówno szlachetni, altruistyczni, jak i kolaboranci, szmalcownicy, zdrajcy.

Żydzi na przykład nie są zacierającymi ręce, bezdusznymi handlarzami, nie żyją w zwartych, solidarnych grupach, nie są źle nastawieni do Polaków. Przeciwnie. Bogaty krawiec Benjamin Mitelman na swojego następcę wybiera Polaka Apolinarego Kujawskiego, któremu ufa i powierza fabrykę, gdy musi wraz z rodziną przenieść się do getta. Bronek Blutman cieszy się, gdy zaprowadzi jakiegoś Żyda na gestapo, nic nie robi sobie z tego, że wydaje rodaka. Szczypiorski pokazał, że potomkowie Mojżesza przed wojną byli zasymilowani z Polakami (przyjaźń Henia i Pawła, ślub Irmy i Ignacego), czego nie udało się już chyba odbudować po wydarzeniach marcowych 1968 roku.

Podsumowując, Początek nie jest atakiem na Polaków czy idealizacją Żydów, nie jest tekstem generalizującym. Jest raczej zwróceniem uwagi na to, jaki wpływ na ludzi ma wojna i jej konsekwencje, które przecież nie dotykają tylko tych złych do szpiku kości, ponieważ czasem z ludzi dobrych do bólu zamieniają w ludzi pokroju Bronka Blutmana czy Pięknego Lola.

Powojenne losy bohaterów „Początku”


Z kilkunastu bohaterów Początku Andrzeja Szczypiorskiego wojnę przeżywa zaledwie kilku. Choć przerwać Holocaust udaje się między innymi Pawłowi Kryńskiemu, Irmie Seidenmanowej, Wiktorowi Suchowiakowi, Pięknemu Lolowi, sędziemu Romnickiemu oraz Joasi Fichtelbaum, to ich życie nie płynie szczęśliwie. Dotyka ich dramat wykorzenienia, a wydarzenia 1968 roku czy stanu wojennego zmuszają ich do wyjazdu z kraju, który uznali za ojczyznę.

Kryński nie może się odnaleźć w kraju rządzonym przez komunistów, którzy prowadzą propagandę oskarżającą uczestników powstania warszawskiego, posądzają ich o szaleństwo i głupotę. Ponaglany ciągłymi propozycjami współpracy, nie akceptując prosowieckiego kierunku polityki państwa, w końcu emigruje do Paryża, gdzie spotyka dawną miłość - panią Irmę Seidenmanową, która trafiła zagranicę po tym, jak została internowana w czasie wydarzeń 1968 roku.

Wracając do Pawła, po kilku latach podróży po Europie i poszukiwania własnego miejsca na świecie, wraca w końcu do kraju, angażuje się w działalność opozycyjną, aktywnie działa w NSZZ „Solidarność”, a wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego dzieli przymusowy emigracyjny los dawnej sąsiadki.

Bohater nigdy nie pogodził się z tym, że kraj, o wolność którego walczył podczas II wojny światowej, jest pozbawiony suwerenności, opanowany przez ludzi podporządkowanych Związkowi Radzieckiemu.

Pod koniec życia z bólem wspominał twarze młodych milicjantów i żołnierzy, którym kazano pilnować internowanych:
Po raz pierwszy sama Polska Polskę zhańbiła i wdeptała w błoto! Swoją gorzką wypowiedź skonstatował słowami: Nareszcie zdechł mit o naszej wyjątkowości, o tym polskim cierpieniu, które zawsze było czyste, prawe i szlachetne. (…) Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki. Pod stopami młodych oenreowców i starych pułkowników. Pod dachem Belwederu. Pod mostem. Święta polskość pod knajpą i kasą. Tępe pyski granatowych policjantów. Lisie mordy szmalcowników. Okrutne twarze stalinowców. Chamskie gęby Marca. Przerażone gęby Sierpnia. Pyszałkowate gęby Grudnia. Święta polskość bluźniercza, która się ośmieliła nazywać Polskę Chrystusem Narodów, a hodowała szpiclów i donosicieli, karierowiczów i ciemniaków, oprawców i łapowników, ksenofobię podniosła do rangi patriotyzmu, u obcych klamek się wieszała, składała wiernopoddańcze pocałunki na dłoniach tyranów. (…)Gdzie się podziała nasza wolność, jeśli nie możemy być sobą? Gdzie się podziałem, kiedy się zawieruszyłem?


Podobne odczucia miał także jego znajomy, kolejarz Kazio Filipek, który, spotkany przypadkowo zimą 1948 roku, nie jest już tym samym optymistycznie patrzącym w przyszłość, energicznym i pomysłowym kolejarzem, co pod koniec wojny i na początku powojnia, gdy płakał ze wzruszenia, kiedy widział biało-czerwone flagi i czerwone sztandary w pochodzie pierwszomajowym. Rozgoryczony i zawiedziony zmianami wprowadzonymi przez nową władzę Polski Ludowej twierdzi, że wszystko w Polsce jest ześwinione, oczywiście z winy komunistów: Jak komunista czegoś dotknie, zaraz ześwini. Takiej rewizji poglądów dokonał obserwując to, co działo się w Polsce.

Szczególnie dotkliwie przeżył likwidację Polskiej Partii Socjalistycznej w 1948 roku, do której z taką radością należał.
Wkrótce potem zmarł w samotności. W pogrzebie uczestniczyło niewiele osób z jego dalszej rodziny i kilkoro najbliższych znajomych.

Wojnę przeżyła także Irma Seidenmanowa. Choć starała się zapomnieć o przykrościach, jakich doświadczyła na gestapo, to jednak po zakończeniu walki przez dwadzieścia pięć lat pracowała na wysokim stanowisku w ministerstwie oświaty, w dawnej siedzibie hitlerowskiej policji. Bohaterka pracowała z oddaniem, nie szczędząc sił, by jej ukochana Polska nadrobiła zaległości i dogoniła zachodnich sąsiadów.

Na nic się zdało jej poświęcenie. W marcu 1968 roku do jej gabinetu weszło trzech mężczyzn z Urzędu Bezpieczeństwa i kazało jej natychmiast opuścić miejsce pracy. Z powodu nasilonych represji antysemickich musiała opuścić Polskę. Nie mogła zrozumieć tego faktu, bo czuła się Polką, a nakaz wyjazdu przeżyła bardziej niż noc spędzoną w gestapo, co potwierdzają jej słowa, gdy jako staruszka wspominała swoją przeszłość:
(…)wcale nie pamiętała Stucklera ani okratowanej klatki, lecz tylko nieduży gabinet z biurkiem koloru ciemnego miodu, dwoma telefonami, palmą w donicy pod oknem, dywanem, fotelami obitymi skajem, nieduży gabinet pamiętała doskonale, twarz sekretarki, pani Stefy, pamiętała, nade wszystko zaś twarze tych trzech mężczyzn, którzy zachowywali się gruboskórnie i szyderczo, wówczas, w kwietniu roku 1968, kiedy zjawili się w gabinecie, aby ją z niego usunąć. Nawet nie pozwolili jej zabrać teczki, a także pani Stefa, która odwróciła się twarzą do okna, kiedy Irma przechodziła w towarzystwie mężczyzn przez sekretariat, byli rzeczywistością, życiem spełnionym do końca, a przecież przeciętym gwałtownie, w ciągu jednej chwili, brutalnie i niegodziwie. Pamiętała tylko owych mężczyzn w gabinecie, sylwetkę pani Stefy na tle okna, a także nalane, obrzmiałe i niechętne twarze późniejszych swoich rozmówców, dłonie celników na jej bagażu, dokumentach, książkach i notesach.


Irma wyjechała do Francji, skąd nigdy nie wróciła mimo próśb Pawła Kryńskiego, który wielokrotnie ją odwiedzał i namawiał do zmiany decyzji. Marzec 1968 roku traktowała jako najbardziej wstydliwy i odrażający punkt na mapie najnowszej historii Polski, który ograbił ją z tego, czego nie odebrała jej nawet II wojna światowa – z poczucia godności i człowieczeństwa.

Wojnę przeżyli nie tylko ludzie „wartościowi”, inteligentni i pozytywni. Nową szansę otrzymali także bandyci, którzy w powieści są reprezentowani przez Wiktora Suchowiak oraz Pięknego Lola. Do ponownego spotkania tych przestępców doszło dwadzieścia lat po ich bójce w bramie jednej z kamienic, mającej miejsce przy okazji odbijania małej Joasi z getta.

Spotkali się, gdy Wiktor wyszedł z więzienia jako człowiek przedwcześnie postarzały, wyrzutek i reakcjonista i z racji inicjatywy władz państwowych, ożywionych misją naprawiania natury ludzkiej, dostał skierowanie do pewnej fabryki materiałów budowlanych na stanowisko obsługującego betoniarkę. Gdy wszedł do gabinetu kierownika działu personalnego, okazało się, że jest nim… Piękny Lolo! Bohaterowie natychmiast się rozpoznali. Po długiej i dosyć ostrej wymianie zdań, wypełnionej wulgaryzmami i groźbami (Jak oni zaczną grzebać koło ciebie, gnoju jeden, to już się nie wymkniesz. Czy mi uwierzą? Pewnie, że uwierzą. W nich jest cholernie dużo tęsknoty do wymierzania sprawiedliwości. Żadna partia ci nie pomoże, żadne stanowisko), Suchowiak wyszedł z pokoju z pokaźną sumą w kieszeni i skierowaniem do lepiej płatnej pracy w innymi przedsiębiorstwie.

Ten epizod świadczy o tym, że po wojnie wysokie stanowiska obsadzano zwykłymi przestępcami, konfidentami mającymi na sumieniu wiele ludzkich żyć.

Ostatnią bohaterką, która przeżyła wojnę, jest Joasia Fichtelbaum, siostra Henia zmarłego w getcie.
Czteroletnią dziewczynkę z ogrodzonego piekła wyprowadził na polecenie jej ojca Wiktor Suchowiak. Mężczyzna przekazał ją najpierw pod opiekę Kryńskich, a potem zajął się osieroconą dziewczynką sędzia Romnicki – przedwojenny przyjaciel jej ojca (notabene polski mecenas także przeżył wojnę - po okupacji został aresztowany, opuściwszy więzienie w 1956 roku, do śmierci mieszkał u dalekich krewnych w małym prowincjonalny miasteczku, cały czas rozpamiętując przeszłość:
Pamiętał wszystko, do najdrobniejszych szczegółów. Owocarnię, gdzie przy wejściu syczał saturator, a sprzedawca wynurzał się spoza kiści winogron, aby powitać klienta. Stuk maszyn do szycia firmy Singer w zakładzie krawieckim Mitelmana na ulicy Bielańskiej. Wyroki, jakie ferował w imieniu Rzeczypospolitej, której ostoją miała być sprawiedliwość, a on traktował to poważnie i dlatego wciąż spierał się z Bogiem, prawami i własnym sumieniem, bo wiedział, że trzyma w rękach losy ludzkie. Deseń tapet w swym pokoju sypialnym i kształt nożyków do owoców. Nieprzespane noce i długie nocne rozmowy, kiedy Bóg i diabeł odwiedzali go, by gawędzić o zbrodni i karze, zbawieniu i potępieniu dusz. Pamiętał prawdę
).

Joasia trafiła pod opiekę siostry Weroniki. Stała się Marysią Wiewiórą, osieroconą katoliczką spod Sanoka. Ukończywszy dwadzieścia lat, wyjechała do Izraela i tam, jako Miriam Wewer, spędziła resztę życia, stając się nacjonalistką czerpiącą satysfakcję z dręczenia Palestyńczyków przez izraelskich ekstremistów, czego dowodzi jej reakcja na widok Żydów wyważających drzwi palestyńskich domów, wyrzucających z nich kobiety i dzieci:
Wtedy w jej sercu obudziła się jakaś dzika, krzykliwa radość, jakby nareszcie coś wypełniało, jakieś oczekiwanie tysiącleci, jakby wypełniało się marzenie zakneblowane w pokoleniach Izraela, które przepalało do cna umęczone ciała milionów Żydów Europy i Azji, przez całe wieki ożywiało te gromady wiecznych wędrowców, mrocznych, ciemnych, zalęknionych, żarliwych, przeklętych i zarazem wybranych. Była zdania, że w końcu nadeszła chwila wyrównywania rachunków.

Choć miała męża oraz dziecko, nigdy nie otrząsnęła się z wojennego koszmaru, stając się osobą skłonną do ironicznego postrzegania świata.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie „Początku” w pigułce
2  Początek opracowanie