Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl

Nowe tytuły po II wojnie światowej


Zarówno szeroko pojęta działalność cenzury, a także uwarunkowania polityczne nie powstrzymały rozwoju prasy literackiej, na której łamach wciąż ukazywały się rzetelne recenzje, eseje i żywe dysputy na tematy artystyczne i humanistyczne, a także świeże komentarze na temat najnowszych dzieł rynku zachodniego. Rynek prasy kulturalnej, zwłaszcza po roku 1956, systematycznie się powiększał.

Nie tylko powstawały nowe tytuły, ale stare odzyskiwały swój dawny charakter po tym, jak oddziaływanie socrealizmu wyraźnie osłabło. Przykładem takiego pisma może być „Twórczość”, której redaktorem naczelnym od 1955 roku był Jarosław Iwaszkiewicz. Dzięki wybitnemu literatowi na łamach czasopisma pojawiały się bardzo ambitne utwory lub ich fragmenty. Na stronach „Twórczości” pojawiały się również wysokiej wartości teksty krytycznoliterackie.

W roku „odwilży” powstał miesięcznik kulturalny „Dialog”, którego pierwszym redaktorem był dramaturg Adam Tarn, autor między innymi Zwykłej sprawy. Czasopismo to poświęcone było wszelkim zagadnieniom związanym z utworami scenicznymi i teatrem. Pismo przysłużyło się wielce polskiej kulturze za sprawą inicjatywy tłumaczenia na rodzimy język najnowszych dramatów zachodnich. W ten sposób w teatrach PRL pojawiały się europejskie i amerykańskie utwory wybitnych współczesnych twórców. Również na łamach „Dialogu” rozwinęła się eseistyka poświęcona dramaturgii najnowszej.

Jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym, czasopismem kulturalnym czasów PRL była „Współczesność”. W 1956 roku Grupa Literacka Współczesność, w opozycji do socrealizmu i literatury produkcyjnej założyła własne pismo literacko-artystyczne, które do 1958 roku ukazywało się co półtora miesiąca, a od momentu przejęcia go przez PAX jako dwutygodnik. Tytuł przetrwał do 1971 roku. Jest uważany przez wielu badaczy i krytyków literatury pismem jednego pokolenia - pokolenia „odwilży”.

W ciągu piętnastu lat istnienia, „Współczesność” miała siedmiu redaktorów naczelnych. Pierwszym był pomysłodawca założenia grupy i wydawania pisma pod tym samym tytułem, które miało stanowić zwierciadlane odbicie tego, co aktualnie działo się w literaturze, nowelista i powieściopisarz Leszek Szymański, jego następcami byli kolejno: Stanisław Grochowiak, Witold Dąbrowski, Stanisław Kuszewski, Andrzej Lam, Józef Lenart i Marek Adam Jaworski.

Periodyk szybko stał się trybuną młodych twórców debiutujących około 1956 roku. Warto wspomnieć, że żadna z ośmiu osób zakładających „Współczesność” nie miała w tym okresie na swoim koncie więcej niż kilku opublikowanych opowiadań lub wierszy. Linia pisma wyraźnie odróżniała go od „Nowej Kultury”, „Przeglądu Kulturalnego”, „Życia Literackiego” – tytułów zdominowanych przez pisarzy pokolenia Kolumbów oraz współpracowników nieistniejącej już „Kuźnicy”. „Współczesność” dała szansę debiutantom.

Z czasopismem współpracowali między innymi: Andrzej Bursa, Ernest Bryll, Stanisław Grochowiak, Marek Hłasko, Jerzy Harasymowicz, Ireneusz Iredyński, Marek Nowakowski, Edward Stachura, Władysław Lech Terlecki.

W 1961 roku ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Kulturalnego” adresowanego głównie do inteligencji wiejskiej i małomiasteczkowej. Pismo wyspecjalizowało się w tematyce ludowej, rolniczej, a także zgłębiało staropolską tradycję. Wspierało także nurt prozy chłopskiej.

Na mocy dekretu ówczesnych władz w 1963 roku zamknięto dwa czasopisma kulturalne: „Nową Kulturę” oraz „Przegląd Kulturalny”, a na ich miejsce powołano jeden tytuł – „Kulturę”. Periodyk ten pełnił funkcję oficjalnego organu państwowego, przestrzegającego oficjalnej doktryny, a jednocześnie aktywnie uczestniczący w życiu kulturalnym.

Dzięki „odwilży” możliwe było powstanie kilku katolickich czasopism. W 1956 roku na rynek wydawniczy powrócił „Tygodnik Powszechny”. Razem z nim pojawił się także „Znak”. Dwa lata później powstał miesięcznik „Więź”, którego pierwszym redaktorem naczelnym był Tadeusz Mazowiecki. Wymienione trzy pisma skupiały wokół siebie katolicką inteligencję oraz pisarzy tworzących w tym nurcie. Wciąż jednak odczuwalna niechęć ze strony państwa dla tego środowiska skutkowała niskimi nakładami (pisma katolickie otrzymywały mniej papieru drukarskiego).

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zaczęły rozwijać się regionalne miesięczniki kulturalne wspierane przez władze lokalne. Najwyższy poziom wśród nich reprezentowała wówczas wrocławska „Odra”, pismo założone w 1958 roku. Do wyróżniających się można zaliczyć również poznański „Nurt” i białostockie „Kontrasty”.

Jak pisze Zbigniew Jarosiński w Małej historii literatury polski. Literatura lat 1945-1975:
Ten rozwój literackiego czasopiśmiennictwa odzwierciedlał procesy różnicowania się literackich zapotrzebowań, wynikające po części z oddalania się od siebie poszczególnych form i rodzajów twórczości, a po części z rosnącej rozmaitości czytelniczych upodobań. I chociaż ówczesny system kulturalny zakładał zasadniczą jednolitość wartości, którym literatura powinna służyć, to jednak odmiennościom tym nie pomógł, ani nie chciał, się przeciwstawiać.


Artziny


Artzin (art magazine) to najprościej mówiąc niezależne, alternatywne pismo literackie o charakterze ulotki, zakładane przez osoby prywatne (najczęściej literatów, muzyków, artystów czy propagatorów jakiegoś zjawiska), powielane własnym nakładem, nierzadko ręcznie. Ich kolportaż odbywał się przeważnie na koncertach, wiecach, spotkaniach młodzieży i subkultur alternatywnych.

Pierwsze artziny pojawiły się w Polsce na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Idea ich tworzenia odwołuje się do postulatu samowystarczalności, charakterystycznego dla tak zwanej Nowej Fali.

Nielegalnie powielane wydawnictwa książkowe (pisane na maszynie), które powszechnie określano samizdatami, rozprzestrzeniały się w opozycyjnym podziemiu. Ze względu na swój charakter kontrola cenzury nad artzinami nie była możliwa. Dlatego też mówiło się, że stanowią one „trzeci obieg”.

Tematyka artzinów najczęściej poruszała zagadnienia muzyczne, ekologiczne, anarchistyczne i literackie. W wielu z nich przebijały się wątki surrealistyczne, dadaistyczne, futurystyczne. Przede wszystkim opierały one swój światopogląd na kulturze punkowej.

Artziny były tekstami prowokacyjnymi, pełnymi kontrowersji, czasami brutalnymi. Poza tym cechował je brak zaangażowania społecznego czy politycznego w otaczającą rzeczywistość, w oficjalne propozycje kulturowe. Określał je głęboki, często ironiczny i sarkastyczny indywidualizm oraz o’haryzm (nawiązujący do nowojorskiej szkoły poetyckiej – głównie do twórczości F. O’Hary), przejawiający się w czerpaniu z kultury konsumpcyjnej, masowej, z popkultury.

Artziny stały się szczególnie popularne w Polsce w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Później sens ich istnienia podważył ogólnodostępny Internet.

Język artzinów, skierowanych do środowisk kultury alternatywnej, sprzeciwiających się zaangażowaniu w politykę, był bardzo potoczny, niedbały, bezpośredni, pozbawiony patetyczności, często brutalny a nawet wulgarny, ponieważ znany młodemu człowiekowi przeżywającemu światopoglądowy kryzys, czego przykładem jest Wiersz wspólny (półfinałowy) Barana, Sendeckiego i Świetlickiego:

Napisalibyśmy wiersze
pełne niezłych idei
lub jakichkolwiek.
Ale drogi Julianie,
żadna nie stoi za oknem.
Tak, za oknem ni chuja idei.


„Bibuła” - drugi obieg


Mianem „bibuły” określa się podziemne wydawnictwa bezdebitowe, czyli oficjalnie zakazane przez cenzurę. Zamiennie stosowanym terminem w tym przypadku jest „drugi obieg”. Rozwój tego zjawiska nastąpił dzięki inicjatywom Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, czyli pierwszych organizacji opozycyjnych w PRL. Wielka pomoc techniczna napływała wówczas spoza granic Polski, dzięki czemu „bibuła” osiągnęła poziom niemal profesjonalny.

W latach siedemdziesiątych stworzono struktury i ramy organizacyjne największych polskich wydawnictw podziemnych. Większość z nich drukowała za pomocą offsetu. Niektóre biuletyny i ulotki przekraczały nawet sto tysięcy egzemplarzy, których powielanie odbywało się ręcznie. Wydawnictwo „Nowa”, które zajmowało się nielegalnym „produkowaniem” książek miało wydolność ok. pięciu tysięcy egzemplarzy na dzień. Duży wkład w sukces „bibuły” mieli weterani AK, którzy uczyli konspiracyjnych metod swoich dużo młodszych kolegów. Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych określa się mianem „festiwalu Solidarności”, ponieważ związek zawodowy doskonale się wówczas rozwijał. Sytuacja ta uległa zamianie 13 grudnia 1981 roku.

Jak możemy przeczytać w Historii PRL „Dziennika”:
Represje stanu wojennego spowodowały, że drugi obieg wydawniczy w latach 80. XX wieku osiągnął wymiar niespotykany w żadnym miejscu świata. Była to spontaniczna amatorska produkcja, a z drugiej strony doskonale zorganizowane przedsiębiorstwa wydające książki i czasopisma w ogromnych nakładach.
Właśnie stan wojenny paradoksalnie przyczynił się do rozwoju „bibuły”. Początkowe akcje milicji ograniczały się do internowania działaczy „Solidarności” i konfiskaty sprzętu służącego do rozpowszechniania niezależnych treści. W ramach tej szeroko zakrojonej akcji zamknięto podziemne wydawnictwo „NOWa” (Niezależna Oficyna Wydawnicza), a także biuletyny „Robotnik” (organ KOR-u) oraz „Opinia” (organ ROPCiO). Izolacja państwa oznaczało przerwanie zagranicznych dostaw maszyn i papieru.

Jeszcze w grudniu 1981 roku zaczęły masowo pojawiać się coraz to nowe ulotki, gazetki, broszury, biuletyny, plakaty, które choć produkowane prymitywnymi metodami były bardzo skuteczne. Internowania, który miały pozbawić podziemie głównych strategów i inicjatorów przyczyniły się do tego, że wielu „szarych” opozycjonistów postanowiło wykazać swoją inicjatywę. Jednak to wciąż „Solidarnościowcy”, którym jakimś cudem udało się uniknąć aresztowania dowodzili „drugim obiegiem”.
Stan wojenny zmusił opozycjonistów do powrotu do tradycyjnych metod produkowania prasy. Do łask powrócił wówczas sitodruk, a także kalkowanie maszynopisu. Niektóre teksty powstawały nawet dzięki gumowym czcionkom odklejanym z dziecięcych klocków. Bardzo popularną metodą powielania tekstów było wykorzystywanie stempli i pieczątek. Problem stanowiła farba drukarską, którą zastępowano atramentem, pastą do butów czy mieszanką wody z mydłem.

Jeszcze inną przeszkodą był brak papieru drukarskiego. Dlatego też w stanie wojennym ukazywały się ulotki i biuletyny drukowane na kartkach w linie lub w kratkę wyrwanych z zeszytów. Jak możemy przeczytać we wspomnianej już Historii PRL „Dziennika”:
Taka spontaniczna produkcja dość rzadko zawierała konkretne informacje, częściej wezwania do oporu, niezbyt wyszukaną satyrę, karykatury czy nawet rzekome przepowiednie Sybilli i Nostradamusa o rychłym upadku komunizmu i odrodzeniu Polski "od morza do morza".


W roku 1982 na Mazowszu, gdzie struktury „Solidarności” nie zostały drastycznie przerzedzone przez milicję i SB, zaczęły ukazywać się regularne pisma podziemne. Wówczas kolportowano takie periodyki jak: „Tygodnik Mazowsze”, „Tygodnik Wojenny”, „Wola”, „Kos”, „CDN”, „Tu i Teraz”, „Solidarność Narodu” (miesięcznik). Te czasopisma o charakterze informacyjno-publicystycznym zaczynały od kilkutysięcznych nakładów, które systematycznie rosły.
Mazowiecka „bibuła” dość szybko wykroczyła poza terytorium regionu. Wkrótce stała się znana w całym kraju. Uważa się, że redaktorzy tych periodyków zawdzięczali sukces wydawniczy doskonałej konspiracji i precyzyjnej organizacji pracy. Zespoły działały wówczas w myśl zasady, iż jedna osoba zajmuje się jednym zadaniem. Dzięki temu aresztowanie jednej osoby nie pociągało za sobą wielkich konsekwencji.

„Bibuła” początkowo była bezpłatna, co zmieniło się pod koniec 1982 roku. Zyski ze sprzedaży samego „Tygodnika Mazowsze” umożliwiały ciągłą pracę wszystkich mazowieckich redakcji „drugiego obiegu”.
Z czasem wydawnictwa podziemne zaczęły zajmować się nielegalnym drukowaniem książek. Wymagało to większego zaangażowania technologicznego i cięższej pracy opozycjonistów. Prym w tej dziedzinie wiodły dwa największe wydawnictwa podziemne – „NOWa” i „Krąg”. Proces produkcyjny książki jest dużo bardziej złożony i pracochłonny od gazety, dlatego też konieczne było podjęcie nowych kroków. Wydawcy opłacali złodziei papieru z państwowych zakładów papierniczych, a także pracowników zakładów poligraficznych. W ten sposób zdobywali konieczne do druku materiały.

Walka z cenzurą PRL


Analizując historię polskiej prasy można odnieść wrażenie, że w okresie PRL niektóre z czasopism istniały tylko po to, by walczyć z cenzurą. W 1977 roku Stefan Kisielewski, którego bez przesady można nazwać mistrzem polskiej publicystyki, na łamach czwartego numeru „Zapisu” napisał:
Cenzura załamała i obrzydziła moje życie, cenzura uniemożliwiła mi wykonywanie zawodu publicysty politycznego, do którego czułem się powołany, cenzura zafałszowała, spaczyła i popsuła 90% tego, co wydrukowałem, cenzura sprawiła, że cotygodniowe felietony, jakie pisuję w krakowskim „Tygodniku Powszechnym” od 32 lat, pojawiają się okaleczone i okłamują często publiczność co do moich intencji, a sprostować tego ani nawet dać do zrozumienia nie można, cenzura bowiem operuje w ścisłej tajemnicy, konfiskując najlżejszą aluzję do swoich czynności.


To rozpaczliwe wołanie dziennikarza było uzasadnione. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk od momentu swojego powstania w 1946 roku był znienawidzoną instytucją polskich twórców, której samo istnienie godziło w wolność słowa. Jedynym wyjściem dla tych, którym zależało na tym, aby ich przekaz trafiał w całości do odbiorców, a nie w wersji okrojonej, było działanie nielegalne.

Najważniejszym czasopismem, które powstało jako efekt frustracji sytuacją panującą w Polsce był wspomniany już „Zapis”. Pierwszy jego numer z 1977 roku składał się z tekstów literackich, których publikacja w innych czasopismach była zakazana przez cenzurę. W artykule wstępnym do premierowego wydania pisma wybitny poeta i przedstawiciel pokolenia współczesności Stanisław Barańczak argumentował wybór tytułu, które miało być właśnie zapisem sytuacji, w której wolność słowa była jawnie łamana. „Zapis” wytrwał do 1981 roku, w sumie ukazało się niewiele, bo 21 numerów tego nielegalnego czasopisma.

Magazyn nie posiadał redaktora naczelnego. Zbliżoną funkcję pełnił początkowo Wiktor Woroszylski, a po nim Jacek Bocheński. Pierwsze numery powstawały w dość prymitywny sposób. Były przepisywane ręcznie na maszynie, dlatego ich nakład początkowo był bardzo skromny. Dopiero dzięki współpracy z Niezależną Oficyną Wydawniczą liczba egzemplarzy zaczęła rosnąć, lecz nigdy nie przekroczyła kilkuset. Kres „Zapisu” położył stan wojenny, w czasie którego internowano znaczną część redaktorów i drukarzy. W latach 1982-1986 ukazywała się kontynuacja periodyku pod nazwą „Nowy Zapis”.

Zbliżonym do „Zapisu” pismem był „Puls”, redagowany przez młodych literatów. Kierowane przez Jacka Bierezina czasopismo skierowane było nie tyle przeciwko cenzurze, co całemu systemowi, który ją wprowadził. „Puls” ukazywał się nieprzerwanie od 1977 do 1993 roku (w 1981 roku redakcja przeniosła się do Londynu).

W Literaturze okresu przejściowego Anny Nasiłowskiej możemy przeczytać:
Znaczenie inicjatyw takich jak „Zapis” nie polega jednak na instytucjonalnej trwałości, ale na przełamaniu monopolu i państwowej kontroli. Było to wyzwanie rzucone dotychczasowym ograniczeniom i wyrazisty akt sprzeciwu, który wybitne osobistości środowiska literackiego stawiał po stronie opozycji. Co ciekawe, żaden z publikujących teksty na łamach „Zapisu” autorów nie podpisywał się pseudonimem, lecz swoim prawdziwym nazwiskiem, co symbolizowało determinację i odwagę w walce o wolność słowa.


Czasopisma emigracyjne


Literaci, którzy po zakończeniu wojny postanowili pozostać na emigracji lub z czasem opuścili kraj z powodów politycznych znajdowali się w pozornie idealnej sytuacji. Poza granicami nie mogła dosięgnąć ich cenzura, nie musieli się również obawiać represji ze strony reżimu i narzucania wytycznych socrealistycznych. Szybko jednak zorientowali się, że na uchodźstwie ich dzieła nie będą ukazywały się w postaci książek, a jedynie fragmentów publikowanych na stronach zagranicznych czasopism literackich.

Ponadto docelowi odbiorcy, czyli Polacy mieszkający na emigracji, wcale nie garnęli się do czytania. Chociaż stanowili oni dość pokaźną liczbę, to nie przekładało się to na zainteresowanie polską literaturą. Przyczyną takiego stanu rzeczy był charakter pracy, jaką wykonywali nasi rodacy zagranicą i brakiem czasu na lekturę. Jak pisze Zbigniew Jarosiński:
Wydawca pierwszego zbiorowego wydania poezji Miłosza skarżył się, że na rozsprzedanie nakładu potrzebne było aż 10 lat. Obieg książek utrudniony był dodatkową rozproszeniem polskiej diaspory, która nie skupiała się w kilku ośrodkach, ale rozpierzchła się po całym świecie.


W tej sytuacji konieczne było posiadanie przez polską emigrację kilku magazynów kulturalnych, na łamach których mogliby publikować swoje dzieła rodzimi artyści. W 1947 roku w Rzymie ukazał się pierwszy numer kwartalnika „Kultura”. Jego twórcami Jerzy Giedroyć oraz Gustaw Herling-Grudziński. Jeszcze tego samego roku czasopismo przeniesiono do paryskiej dzielnicy Maisons Laffitte. Giedroyć stał się wówczas samodzielnym redaktorem naczelnym. Wokół pisma szybko zaczęło skupiać się środowisko emigracyjnych pisarzy i poetów.

„Kultura” paryska zapisała się w historii polskiej literatury, a dzięki działającemu przy niej Instytutowi Wydawniczemu możliwe było wydanie blisko 450 tytułów książkowych. Powołana przez Giedroycia instytucja opublikowała utwory między innymi: Czesława Miłosza, Kazimierza Wierzyńskiego, Witolda Gombrowicza, Zygmunta Haupta, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Józefa Czapskiego, Józefa Łobodowskiego, Leszka Kołakowskiego, Melchiora Wańkowicza. Instytut Wydawniczy umożliwił również druk autorom pozostającym w kraju: Stanisławowi Barańczakowi, Ryszardowi Krynickiemu, Stefanowi Kisilewskiemu, Jerzemu Andrzejewskiemu i innym.

Środowisko londyńskie w latach 1959-1966 wydawało niewielkie pismo „Kontynenty – Nowy Merkuriusz”. W całości poświęcone było poezji, a redagowali je młodzi ludzie. Sprzeciwiali się konserwatyzmowi panującemu wśród polskiej emigracji oraz stereotypowemu rozumieniu patriotyzmu. Głosili również, że należy utrzymywać kontakt z ojczyzną i rodakami w niej mieszkającymi.

W podobnym duchu utrzymany był londyński kwartalnik „Oficyna Poetów”, który ukazywał się pomiędzy 1966 a 1980 rokiem. Pismo o charakterze ściśle artystycznym – pisze Jarosiński, chcącym być pomostem między emigracją a Krajem i publikującym autorów – zwłaszcza poetów – z obu tych kręgów.

Kolejnym ważnym pismem emigracyjnym były ukazujące się w Paryżu od 1983 roku „Zeszyty Literackie”. Pierwszą redaktorką pisma była Barbara Toruńczyk. Czasopismo adresowane było do młodszej emigracji, która utożsamiała się tak zwaną Nową Falą lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych.

Wokół pisma wytworzyło się specyficzne środowisko poetów. Tworzyli je Adam Zagajewski, Stanisław Barańczak, Zbigniew Herbert i Kazimierz Brandys, a także mieszkający w USA Czesław Miłosz. „Zeszyty Literackie” współpracowały również z emigrantami z państw Europy Środkowo-Wschodniej (Litwy, Czech i Rosji). Pismo istniejące obok paryskiej „Kultury” nie zamierzało z nią rywalizować. Często współpracowało nawet z twórcami kojarzonymi z wydawnictwem Giedroycia.

Jak pisze Anna Nasiłowska w Literaturze okresu przejściowego:
„Zeszyty Literackie” były pismem dużo bardziej artystycznym, nastawionym na poszukiwanie trwałych wartości i ponadczasowość, a nie – bieżące polemiki. Twórczość noblistów, studiowanie arcydzieł, refleksje o wielkiej sztuce, także idea Europy Środkowej jako kulturowej wspólnoty – tworzyły klimat tego pisma, które na Zachodzie w pewnym stopniu kontynuowało idee kultury niezależnej, tworząc rzeczywistą wspólnotę artystów pochodzących z krajów pozbawionych demokracji, ale przeciwstawiało się zdecydowanej polityzacji.




Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  „Los utracony” - streszczenie
2  Ważne pojęcia literatury współczesnej
3  Trendy powojennej literatury powszechnej