Tytuł wiersza zapowiada rozważania nad przywilejem szlacheckim zwanym „liberum veto”, który pozwalał na zerwanie Sejmu przez jednego posła, który krzyknie „nie pozwalam” bądź „protestuję”. Było to jedno z najbardziej kontrowersyjnych praw i często podlegało krytyce.
Wiersz ten jest przykładem liryki inwokacyjnej. Podmiot liryczny już w pierwszym wersie w sposób serdeczny zwraca się do adresata: „Powiedałem ci nieraz, miły bracie [...]”. Owa początkowa serdeczność w sposób wyraźny kontrastuje ze zwrotem końcowym, kiedy to podmiot, jakby w uniesieniu gniewu, nazywa „miłego brata” bękartem. Zmiana tonu od łagodnego do groźnego, gniewnego zwiększa siłę ekspresji końcowego napomnienia.
Wiersz składa się z ośmiu wersów, pisanych trzynastozgłoskowcem (7+6). Występują rymy parzyste, dokładne, żeńskie. Koncept opiera się tu na grze słów i znaczeń. Podmiot wyprowadza „veto” czyli „nie pozwalam” od „vae” – „biada”, bo też dla niego „veto” ma właśnie taki sens.
„[...] biada to, gdy zły nie pozwalaJest to zdanie, które odnosi się do sytuacji, jaka panowała w Rzeczypospolitej w czasach Potockiego. Sejmiki były dezorganizowane przez posłów dbających jedynie o swoje interesy, co nie pozwalało uchwalać nowych ustaw. Tutaj poeta dokonuje wyraźnej oceny takiej postawy. Ostatnie zdanie jeszcze zwiększa wydźwięk tego wiersza, zapowiadając nadużywającym przywileju mękę piekielną, a więc uznając takie postępowanie za grzech. Wniosek zostaje podkreślony ciekawą grą podobnych słów (powetować, wet, veto):
na dobre i tym słówkiem ojczyznę rozwala”
„powetujeć pokusa kiedyś tego wetu.”