Gamma został stalinistą. Myślę, że pisząc swoje wiersze pozbawione namiętności czuł się źle. Nie był stworzony do literatury. Zasiadając nad papierem czuł w sobie pustkę. Nie był zdolny przeżywać upojeń pisarza - ani upojeń procesu twórczego, ani upojeń nasyconej ambicji. Okres pomiędzy nacjonalizmem a stalinizmem był dla niego okresem otchłani, bezsensownych prób i rozczarowań.
Putrament był znany głównie ze swojej działalności politycznej. Po zakończeniu wojny szybko został wybrany posłem Rzeczpospolitej Polskiej w szwajcarskim Bernie, dwa lata później reprezentował kraj w Bałkańskiej Komisji Bezpieczeństwa ONZ, a w latach 1948-1950 była ambasadorem PRL w Paryżu. O jego pobycie w stolicy Francji czytamy u Miłosza:
W pałacu Gamma miał swój apartament, salony recepcyjne i swoje biuro. Bywało u niego wielu najwybitniejszych przedstawicieli nauki i sztuki Zachodu. Pewien biolog angielski mawiał o nim, że jest to człowiek czarujący, liberalny i pozbawiony fanatyzmu. Tego samego zdania byli liczni przedstawiciele umysłowej elity: katolicy, liberałowie, a nawet konserwatyści. Co do wielkich luminarzy literatury komunistycznej, to cenili go zarówno jako wysłannika uwielbianego przez siebie Wschodu, jak i za jego bystrość w marksistowskiej ocenie problemów literackich. Nie znali oni oczywiście jego przeszłości i nie wiedzieli, jaką cenę płaci się, aby z nieokrzesanego młodzieńca, który wychował się w jednym z najbardziej zapadłych kątów Europy, stać się gospodarzem osiemnastowiecznego pałacu. Jerzy Putrament był agentem NKWD i konfidentem UB.
Po powrocie do Polski został posłem na Sejm z ramienia PZPR (1952-1956), a rok wcześniej wydał zbiór wierszy wybranych napisanych w latach 1932-1949. Działał aktywnie na polu Związku Literatów Polskich, był redaktorem i publicystą wielu czasopism. Porzucił poezję dla prozy, do jego najgłośniejszych dzieł należą powieści: Rzeczywistość (1947 r.), Wrzesień (1952 r.), Rozstaje (1954 r.), Pół wieku (1962 r.), Arka Noego (1961 r.), Pasierbowie (1963 r.), Odyniec (1964 r.), Puszcza (1966 r.), Małowierni (1967 r.), Bołdyn (1969 r.). Jerzy Putrament zmarł 23 czerwca 1986 roku w Warszawie.
Delta – Konstanty Ildefons Gałczyński
Delta miał ciemną, cygańską cerę, był piegowaty, niewysoki, jego gębę, kiedy się śmiał, wykrzywiał sardoniczny grymas, włosy odgarniał w tył z wysokiego czoła. Jego głowa była nieproporcjonalnie duża w stosunku do tułowia, miał w sobie coś z karła i błazna, tak jak go malowali w scenach książęcych uczt dawni malarze. Zdradzał skłonność do ekscentrycznych ubrań, krawaty lubił wiązać na luźny, duży węzeł,- czytamy w Zniewolonym umyśle.
Konstanty Ildefons Gałczyński urodził się 23 stycznia 1905 roku w Warszawie. W 1914 roku wraz z rodziną został ewakuowany do Moskwy, tam zaczął pisać wiersze. Gałczyńscy powrócili do Warszawy w 1918 roku. Rok przed maturą w „Rzeczpospolitej” wydrukowano pierwszy wiersz poety. Rozpoczętych studiów na Uniwersytecie Warszawskim nie ukończył, nawiązał współpracę z pismami satyrycznymi (m.in. z „Cyrulikiem Warszawskim”), w latach 1926-1928 odbył służbę wojskową. Związał się z literackim ugrupowaniem Kwadryga. W 1931 roku wysłano go na placówkę kulturalną do Berlina, tam napisał m.in. Bal u Salomona, o którym możemy przeczytać w Zniewolonym umyśle:
Najbardziej niezwykłym poematem Delty był »Bal u Salomona«. Dlaczego król Salomon wydał bal? Dlaczego król Salomon żyje w dwudziestym wieku? Może to zresztą nie król Salomon, tylko Salomon po prostu? Dlaczego na salę wkraczają bezrobotni sprzedający motylki? Kto śpiewa pieśni perskie o Gulistanie, ogrodzie róż? Skąd nagle zjawiają się hordy policjantów i zaczynają tańczyć dzikie tańce? Nie warto troszczyć się o podobne pytania. Istnieje szczególna logika snu i tylko taki poeta jak Delta potrafi używać jej swobodnie. »The women come and go talking about Michelangelo« - pisał T.S. Eliot chcąc wyrazić nonsens. U Delty rozmowy toczące się na balu u Salomona są dźwignięte o stopień wyżej - w krainę majaczeń i »wiekuistego zwątpienia«.
Niedługo po powrocie do Warszawy wyjechał do Wilna, gdzie jego kariera nabrała jeszcze większego tempa. Ulegając romantycznej tradycji miasta tworzył dla gazet wileńskich, krakowskich i warszawskich, nawiązał współpracę z radiem, a także artystami estradowymi, dla których zaczął pisać teksty. Po narodzinach córki Gałczyńscy powrócili do Warszawy. Miłosz na kartach Zniewolonego umysłu zdradzał dość wstydliwe szczegóły na temat Gałczyńskiego:
Delta był nałogowym alkoholikiem. Alkoholizm (zwykle były to cykle trwające po kilka dni) wprowadzał go w stan halucynacji, który wyrażał się działaniami, jakie nie zdarzają się innym pijakom. Wchodził do biura podróży i żądał szklanki piwa (...) Kiedy był trzeźwy, nikt nie mógłby przypuścić, patrząc na niego, że jest on autorem wierszy, które rozśmieszały publiczność. Małomówny, ponury, patrzył spode łba. Ożywiał się tylko na widok pieniędzy. W targach był nieubłagany. Wymieniał sumę i żadne argumenty nie mogły go skłonić do ustępstw. (...) Szarlatan, alkoholik. A jednak Delta był wybitnym i - wbrew pozorom - tragicznym poetą.
Zaraz po wybuchu wojny został wcielony do armii. Trafił do niewoli niemieckiej, gdzie napisał m.in. słynny do dziś utwór Pieśń o żołnierzach z Westerplatte. Przewieziono go do międzynarodowego obozu jenieckiego w Altengrabow niedaleko Magdeburga. Po zakończeniu wojny podróżował po Europie.
Po długich wahaniach Gałczyński zdecydował się powrócić do Polski. 22 marca 1946 roku przybył do kraju repatrianckim statkiem „Ragne”, a wydarzenie to zostało opisane w Zniewolonym umyśle:
Powrót jego do Polski odbył się z towarzyszeniem wszelkich przepisowych skandali: Delta od portu (przyjechał statkiem) był w stanie alkoholicznej i patriotycznej euforii; wysyłał z każdej stacji kolejowej depesze do żony. Kiedy wreszcie zjawił się w Krakowie (dokąd żona przedostała się po zniszczeniu Warszawy) w towarzystwie przyjaciółki, którą przywiózł z Brukseli, żona natychmiast zastosowała ostre represje i przyjaciółkę wyrzuciła za drzwi. Żona Delty była drobna, szczupła i czarnowłosa, miała orientalny typ urody: z lekka garbaty, wydatny nos, czarne oczy; lubiła nosić na pięknych rękach błyszczące bransolety. Pochodziła z rodziny gruzińskich emigrantów; wyglądała jak kaukaska Madonna. Była bierna i samicza, ale nie pozbawiona zmysłu do interesów i daru trzymania męża w ręku.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -