Zdumienie pani Małgorzaty Linde
Dom Małgorzaty Linde stał tuż przy gościńcu, wiodącym do Avonlea. Umożliwiało to kobiecie szczegółową obserwację życia wioski. Pewnego popołudnia siedziała przy oknie, a jej mąż, Tomasz, siał brukiew na pagórku. Pani Małgorzata była przekonana, że Mateusz Cuthbert również obsiewa pole. Jej zdumienie było ogromne, kiedy ujrzała go, jadącego bryczką w stronę miasta.
Postanowiła iść na Zielone Wzgórze i dowiedzieć się od siostry Mateusza, dokąd i w jakiej sprawie pojechał. Zastała Marylę zajętą robótką. Stół nakryty był dla trzech osób i pani Małgorzata uznała, że Mateusz pojechał po jakiegoś gościa. Maryla wyjaśniła, że Mateusz pojechał na dworzec po chłopca z Domu Sierot, którego postanowili zaadoptować. Zdumiona pani Małgorzata zamilkła, czując się urażoną, że nie zapytano jej o zdanie w tak istotnej kwestii. Maryla wytłumaczyła, że rozważali tę decyzję przez całą zimę, ponieważ Mateusz potrzebował kogoś do pomocy w gospodarstwie.
Ostatecznie przekonała ich pani Spencer, która postanowiła zaadoptować dziewczynkę. Pani Spencer w ubiegłym tygodniu wyjechała do Hopetown i poprosili ją, aby wybrała dla nich jedenastoletniego malca. Prośbę przekazali za pośrednictwem służącego Roberta Spencera i otrzymali wiadomość, że chłopiec będzie czekał dziś na stacji.
Pani Małgorzata uznała, że rodzeństwo popełniało szaleństwo, wprowadzając do domu dziecko, o którym nic nie wiedzieli. Maryla odparła, że czuła się zobowiązana, by spełnić prośbę brata, który nigdy o nic nie prosił. Pani Linde pożegnała się. Idąc gościńcem z żalem pomyślała o chłopcu, który będzie wychowywany przez ludzi nie mających zielonego pojęcia o dzieciach.
Zdumienie Mateusza
Tymczasem Mateusz dojechał do Szerokiej Rzeki, rozkoszując się przejażdżką. Na peronie dostrzegł dziewczynkę, siedzącą na stercie gontów. Zawiadowca poinformował go, że pociąg odjechał przed trzydziestoma minutami.
Pani Spencer powierzyła jego opiece dziewczynkę, którą Cuthbertowie wzięli na wychowanie. Zakłopotany Mateusz podszedł do dziewczynki, która zerwała się z miejsca i wyciągnęła ku niemu chudą rączkę, wyrażając radość, że go widzi. Zmieszany, uścisnął drobną dłoń, postanawiając, że nie powie dziecku o pomyłce. Dziewczynka mówiła o szczęściu, jakie odczuwała od kiedy dowiedziała się, że zostanie zaadoptowana. Do tej pory nie należała do nikogo, a cztery miesiące spędzone w Domu Sierot były dla niej najgorsze w życiu.
Po chwili ruszyli w drogę powrotną. Mateusz, ku swemu zdziwieniu, czuł się bardzo dobrze w jej towarzystwie. Dziewczynka miała wrażenie, że właśnie spełniały się jej marzenia, choć nie mogła być w pełni szczęśliwa. Podsunęła mężczyźnie pod oczy rudy warkocz, wyjaśniając, że osoba o tym kolorze włosów nie może być szczęśliwa. Nieoczekiwanie wykrzyknęła z zachwytu i zamilkła, kiedy bryczka wjechała w „Aleję”, utworzoną z dwóch rzędów kwitnących jabłoni.
W milczeniu wpatrywała się w zachodzące słońcu. Po jakimś czasie Mateusz poinformował ją, że zbliżają się do Zielonego Wzgórza. Mateusz powiedział, że znajdują się w pobliżu Sosnowego Wzgórza, na którym mieszkają państwo Barry. Bryczka wjechała na mostek i dziewczynka ujrzała szereg domków. Jeden z nich stał na uboczu, osłonięty lasami. Wyciągnęła w jego stronę rękę, pytając, czy to Zielone Wzgórze. Z radością powiedziała, że przez cały czas obawiała się, że śni, a teraz wszystko okazało się prawdą. Mateusz, słysząc te słowa, poczuł ulgę, że to nie on będzie musiał powiedzieć dziecku, że zaszło nieporozumienie i dom, do którego tęskniła, nie miał być jej domem.
Zdumienie Maryli Cuthbert
Maryla wyszła im na spotkanie i cofnęła się zaskoczona, widząc dziecko z ogniście rudymi warkoczami i oczami błyszczącymi radością. Zapytała brata, gdzie jest chłopiec, a Mateusz odparł, że na dworcu czekała na niego dziewczynka. Rozmawiali przez chwilę o zaistniałej pomyłce, a dziewczynka przysłuchiwała się temu z rosnącym niepokojem. Nagle w geście rozpaczy załamała ręce. Opadła na krzesło i zaczęła szlochać. Maryla starała się ją uspokoić, lecz ta odparła, że właśnie przeżyła najtragiczniejszą chwilę w swoim życiu.
Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie, zapewniając małą, że zostanie z nimi, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona. Zapytała dziewczynkę, jak się nazywa. Dopiero po chwili sierota z niechęcią wyznała, że nazywa się Ania Shirley. Poprosiła, by Maryla mówiła do niej „Aniu”, nie „Andziu”, ponieważ „Andzia” brzmiało dla niej ohydnie. Potem wyjaśniła, że pani Spencer była przekonana, że Cuthbertowie chcą adoptować dziewczynkę i ucieszyła się, kiedy przełożona Domu Sierot uznała, że ona właśnie będzie najodpowiedniejsza. Podczas kolacji Ania niczego nie zjadła.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 -