ROZDZIAŁ 8
Jak długo Jim stał u luku bez ruchu, spodziewając się każdej chwili, że okręt zapadnie mu się pod nogami, a prąd wody zaleje go z tyłu i podrzuci jak wiór – tego nie umiem powiedzieć. Nie bardzo długo – może ze dwie minuty.
Pierwsze, co przyszło do głowy oficerowi, to to, że trzeba „poprzecinać wszystkie rejki od łożysk, aby łodzie mogły się utrzymać na powierzchni, gdy okręt pójdzie na dno”. Pobiegł więc, po drodze zatrzymał go jakiś mężczyzna krzycząc „woda, woda”, Jim chciał się go pozbyć, bał się, że okrzyki wywołają panikę. Dopiero po chwili zorientował się, że temu pielgrzymowi nie chodzi o wodę dostającą się na pokład, ale o napój dla chorego syna. Jim pobiegł po butelkę wody, by uspokoić mężczyznę. Zajął się łodziami, wtedy przybyli mechanicy oraz kapitan i oznajmili, że chcą „zwiać”. Jim myślał o podparciu grodzi, ale nie było czasu, nie było ani ludzi do pomocy, ani drzewa.
Jim pragnął sprzymierzeńca, pomocnika, współwinowajcy. Czułem, że grozi mi z jego strony podejście, obałamucenie, pułapka, może nawet gwałt, byłem tylko chciał zająć wyraźne stanowisko w sporze niemożliwym do rozstrzygnięcia – gdyż nie podobna było wymierzyć sprawiedliwości wszystkim zjawom gnieżdżącym się w duszy Jima
Tymczasem kapitan i mechanicy walczyli z łodzią, żeby uciec z tonącego statku, jeden z nich podbiegł do Jima zatopionego w myślach i poprosił o pomoc, spytał: „Nie chcesz się wyratować – ty piekielny tchórzu?” – teraz w trakcie opowiadania te słowa wywołały w młodym oficerze atak gorzkiego śmiechu.
ROZDZIAŁ 9
Mechanik wciąż wzywał Jima na pomoc, mężczyźni byli w coraz większej panice, bo nagle niebo zaczęło robić się czarne, co zapowiadało silny deszcz i wzburzenie morza, a więc jeszcze rychlejsze zatonięcie „Patny”. Jim widząc zbliżające się niebezpieczeństwo jakby w transie zaczął nerwowo przecinać rejki, tamci mocowali się dalej z łodzią ratunkową. Jeden z maszynistów wykazał się prawdziwą odwagą, biegnąc po młotek. W końcu kapitan i reszta uwolnili łódź. Jim obserwował żałosne zmaganie swoich towarzyszy, w pewnym momencie któryś z mężczyzn upadł (potem okazało się, że zmarł). Jim stał nieruchomo, usłyszał plusk spuszczanej na wodę łodzi. Na parowcu podniósł się gwar, jak w ulu. Ci w łodzi krzyczeli do Georga (mężczyzny, który upadł), żeby skakał i się ratował.
Było ośmiuset ludzi na tym statku. (...) Ośmiuset żywych ludzi, a oni krzyczeli na tego jednego, martwego, żeby skoczył i wyratował się.
Jim słuchał tych krzyków i nagle jakby poza swoją świadomością, skoczył. Nawet nie wiedział, kiedy to się stało. Zobaczył z dołu wielki parowiec, chciał umrzeć. Nie było już powrotu.
ROZDZIAŁ 10
W łodzi długo nikt się nie odzywał, minęli dziób statku. Deszcz niedługo ustał, któryś z mechaników spojrzał na Jima i powiedział:
„W sa-sa-mą po-po-porę... Brr. (...) Widziałem, jak tonął. Akurat wtedy się odwróciłem”.Zrobiło się cicho, Jim chciał wyskoczyć z łodzi i płynąć z powrotem w stronę parowca.
Po chwili kapitan i jego towarzysze zaczęli rozprawiać o swoim ocaleniu, tylko Jim milczał. Mówili o zatonięciu Patny, jakby statek poszedł na dno pusty. Mechanik zaczął uskarżać się na zranioną rękę. Nagle mężczyźni rzucili się na Jima, pytając, czemu tak ociągał się ze skokiem, ku jego zdziwieniu cały czas nazywali go George`em. Ich zaskoczenie było ogromne, gdy dostrzegli, że w lodzi ratunkowej siedzi z nimi ten młody oficer. Wściekli zaczęli wyzywać Jima i chyba właśnie to powstrzymało go przed skoczeniem za burtę. Niewiele brakowało a wywiązałaby się bójka. Jim – gotowy na każdą ewentualność – czuwał przez całą noc, rano trzej pozostali próbowali się z nim dogadać. Pozwolił im mówić, ale nie zwracał specjalnie uwagi na treść wywodów kapitana. Postawili żagiel, Jim objął pierwszą wachtę. Myślał o samobójstwie, ale w końcu zaniechał tego planu.
ROZDZIAŁ 11
Dla Jima wielkie znaczenie miało to, że mógł mi o wszystkim opowiedzieć, pragnął, abym mu wierzył. Dla niego byłem kimś starszym i mądrzejszym. Żałował, że nie został na Patnie, sam nie wiedział, dlaczego skoczył. młody oficer nie chciał przyjąć wersji wydarzeń wymyślonej przez kapitana i mechaników, on znał prawdę i musiał się z nią uporać – dlatego został, aby zeznawać. Kiedy Jim opowiadał mi o tym wszystkim, wciąż był niespokojny i podirytowany. Nagle spytał mnie: „A co pan myśli?”. Poczułem, że jestem bardzo zmęczony.
ROZDZIAŁ 12
Jak uchem sięgnąć wszystko milczało naokół. Mgła uczuć Jima kłębiła się między nami, jakby wzburzona jego wewnętrzną walką – a w rozchyleniach tej niematerialnej zasłony ukazywał się wyraźnie moim wpatrzonym oczom i ociągał mnie w niejasny sposób, niby symboliczna postać w obrazie. Chłodne powietrze nocy zdawało się ciążyć na moich członkach jak płyta marmuru.
- Rozumiem – szepnąłem chyba po to, aby dowieść samemu sobie, że potrafię otrząsnąć się z odrętwienia.
Jim opowiadał dalej. Cała czwórkę z łodzi ratunkowej zabrał „Avondale”. Kapitan opowiedział „historyjkę” o tym, jak trzeba było uciekać z Patny i jak uszkodzony parowiec z pasażerami na pokładzie zatoną pod wpływem szkwału (szczególnie niebezpieczne warunki pogodowe: nagła ulewa, wzburzone morze, wichura). Dla Jima ta historyjka nie miała znaczenia, nie mógł się przeciwstawić – przecież on też skoczył. Potem dowiedział się, że Patna nie zatonęła, choć uciekinierzy byli o tym przekonani – przecież zgasły światła, a Jim słyszał cały czas ciche wołania o pomoc (potem doszedł do wniosku, że to była wyobraźnia).
Parowiec został odholowany przez francuską kanonierkę wracającą właśnie do kraju. Sprawdziwszy, czy aby na Patnie nie panuje zaraza, wysłano łódkę na zwiady. Francuzi weszli na statek, nie mogli się z nikim dogadać. Tłum napierał. Najbardziej zadziwiający dla Francuzów był trup białego człowieka na pokładzie. Na Patnie pozostał jeden oficer (to on zresztą później opowiadał o szczegółach holowania Patny Marlowowi), który miał wszystkiego pilnować. Droga do najbliższego portu trwała długie trzydzieści godzin. Na francuskiej kanonierce przez cały ten czas przy linach do holowania czuwało dwóch oficerów z siekierami, którzy mieli je odciąć w razie, gdyby Patna zaczęła tonąć. Już w porcie francuskiego oficera najbardziej zadziwiła sprawność z jaką ewakuowano pielgrzymów – „dwadzieścia pięć minut z zegarkiem w ręku”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 -