Powróciłem do Szumina, gdzie wiodłem życie spokojne i zgodne z moim sumieniem. Do pełni szczęścia brakowało mi małżonki. Najpierw chciałem się oświadczyć córce sąsiada ze „znamienitej familii”, okazałem się jednak za nisko urodzony dla tej damy. Drugą kandydatkę kazano mi opłacić olbrzymią sumą. Trzecie okazała się mieć już serce zajęte. Zniechęcony, ograniczyłem wyjścia z domu, a większość czasu poświęciłem na studiowanie ksiąg.
Wiosną okazało sie, że zmarł mój wuj, „po którym na mnie w Litwie substancja spadała”. Wybrałem się więc „w tamtejsze kraje”, po drodze jednak spotkał mnie nieszczęśliwy przypadek – załamałem się z mostem do bagniska. Posłałem po konie do najbliższej wsi. Z pomocą mi przyszła zacna wdowa, u której znalazłem miłą gościnę. Kilka dni bawiąc już w tym wspaniałym domu, zostałem sam z gospodynią i począłem opowiadać już nie o swoich przygodach zagranicznych, ale o dzieciństwie i wczesnej młodości. Kiedy wspomniałem ukochaną Juliannę, której mimo starań odnaleźć nie mogłem, pani podała mi rękę, na której rozpoznałem pierścień dawno darowany na znak młodzieńczej miłości.
Łatwo kochającego przeprosić można. Zbyt żywe radości, podziwienia, ciekawości impresje przerywały co moment dyskursa nasze. W tumulcie najżywszych pasyj usłyszałem wyrok szczęśliwości mojej... byłem kochanym.
W tydzień oświadczyłem się Juliannie i tak do dziś razem żyjemy ciesząc sie sobą i wnukami.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 -