Miron, Lusia i Swen robią konkurs literacki. Na skrawkach papieru, ołówkami, piszą młodzi tekst na wybrany temat. Odmierzają czas. Co chwila biegną do framugi, by potem znów kontynuować pracę. Potem jak zawsze w schronie: modlitwa, różaniec, pranie koszul od pyłu i dla schłodzenia się. Nadchodzi noc.
Cywile liczą uderzenia bomb. Raz dochodzi nawet do 123. Słychać nadjeżdżające czołgi i „szafy”, czyli miotacze min, miotacze ognia, granatniki. Schron staje się coraz bardziej ażurowy, bo po każdym uderzeniu w okolicy – na Miodowej, Kapitulnej, od Krakowskiego – sypie się coś z konstrukcji domu. Ubywa jedzenia. Teraz Mama Swena przygotowuje dla wszystkich tylko jeden posiłek dziennie – z resztek kaszy. Suchary, nazbierane przez kobietę też powoli się kończą. Miron chce przeczytać Swenowi swój poemat. Przyjaciele odkładają to jednak na później, bo trzeba zdobyć wodę.
Na Rybaki przychodzi rodzina z ciotką, która wciąż jęczy z bólu po poparzeniach w pożarze. Wszyscy z czasem uciszają ciotkę. Kobieta staje się uciążliwa zwłaszcza nocami. Nowe kobiety robią jedzenie dla siebie. Reszta nie ma tego za złe. W pewnym momencie narrator stwierdza: Chciałem powiedzieć, że na Starówce nie miało się już co pogarszać. Ale nieprawda. To pogarszanie się właśńie nie miało dna. Okazywało się zawsze, że może być jeszcze gorzej. I jeszcze gorzej.
Ludzie czekają na wysadzenie mostów, ale one są nadal. Długo trzyma się Kolumna Zygmunta, stoi kościół św. Floriana na Pradze i cerkiew. Narrator wspomina ulubione melodie psalmów, przypomina sobie tekst nieszporów, na które uwielbiał chodzić przed wojną. Nagle teksty liturgiczne nabierają nowego znaczenia. Warszawa kojarzy się Mironowi z Jerozolimą, o którą walczą pokolenia, i której strzeże lub od której odwraca się Bóg starożytnych Izraelitów.
Jest coraz więcej problemów z wodą. Miron często udaje się na ulice w jej poszukiwaniu. Pewnego dnia umiera obolała od poparzeń ciotka. Rodzina wynosi ją przed kamienicę, ale jest ciągły ostrzał. Niepochowane ciało zostaje na zewnątrz, co zdarza się dość często na ulicach.
Podczas jednej z wypraw po wodę Miron znajduje arkusze papieru kancelaryjnego. Jest to jedna z cenniejszych zdobyczy i powód do prawdziwej radości dla narratora. Miron opowiada, jak 31 sierpnia 200 ludzi z batalionu „Chrobry” wróciło do swej kryjówki po akcji. Powstańcy odpoczywali nocą, gdy nagle uderzyła w ich piwnicę bomba. Nalot zabił wszystkich prócz czworga czy pięciorga ludzi. W 1946 r. Miron, pracujący później jako dziennikarz przy ekshumacji zwłok, będzie świadkiem wydobywania spod gruzów nóg, rąk, skrawków ubrań tych żołnierzy.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 -