Przy wychodzeniu z kanału trzeba było czekać. Przed grupą Mirona szedł dwustuosobowy konwój „Parasola”. Okazuje się, że nie tylko Miron niósł rannego na plecach. Za tych pozostawionych, zwłaszcza rannych żołnierzy wszyscy czują się winni. Przy wyjściu pomaga Mironowi dwóch ludzi. Narrator jest wyczerpany. Chorego zabierają na nosze sanitariuszki.
Miron, Swen i Zbyszek udają się na Chmielną 32, do Ojca Mirona. Narrator był umówiony z Haliną na 1 sierpnia, a dziś jest miesiąc później – 1 września. Wszyscy trzej są zaskoczeni, kiedy dozorca informuje, że rodzina śpi w mieszkaniu, a nie w schronie w piwnicy. Okazuje się, ze w Śródmieściu panują w miarę normalne warunki. Jest woda, jest jedzenie, świeże ubrania. Obudzona pocałunkiem Mirona Halina zaraz zajmuje się przybyłymi. Przybyli z kanału muszą się przede wszystkim umyć i zjeść. Ludzie jedzą podczas wojny właściwie wszystko, byle kalorycznie – np. makaron ze smalcem (okraszony).
Trwają rozmowy o aktualnych wydarzeniach. Ojciec, Zenek, jest w AK, Zocha ma kuchnię na kwaterze. Przybyli ze Starówki dowiadują się o liniach frontu w Warszawie, że za Marszałkowską jest gorzej, że tu u nich ataki Niemców są przewidywalne, że dowództwo AK mieści się w gmachu PKO na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, że są rozkazy. Ojciec Mirona, Zenek należy do AK. Nie poświęca się jednak bez potrzeby, sam decyduje, kiedy przyznać się do służby, a kiedy udać, że się nie jest w AK.
W Śródmieściu panują w miarę ścisłe reguły wojskowe. Dowództwo stara się utrzymać maksymalną dyscyplinę dzielnicy. Trzeba znać hasło i odzew, które zmieniają się codziennie. Powstańcy zatrzymują przechodniów do prac publicznych – kopań, kuż, barykad, legitymują po zmroku. Dlatego też przybyli ze Starówki muszą znaleźć sobie tu pracę. Miron zastanawia się z Haliną nad przystąpieniem do powstania, podobno niechętnie przyjmują nowych, ponieważ brakuje powstańcom broni.
W tym momencie sytuacja powstania jest tragiczna. Niemcy zbombardowali Wolę, Starówkę, inne dzielnice. Ocalała prawie jedna trzecia Śródmieścia z pozorami porządku. Z dowództwem AK i gazetką pięciominutowa „Rzeczpospolita Śródmieścia”. Niemcy zapuszczają się i tutaj, robią naloty, wpadają z czołgami na niektóre ulice. Ojciec i Halina opowiadają o bohaterskich Polakach, którzy odpierają ataki wroga – o smarkaczu, który butelkami z benzyną zniszczył kilka czołgów; o rodzinie, która mimo kilkakrotnych próśb upierała się, że nie wyjdzie z piwnicy swego domu i zginęła; o kobiecie, która dzięki lamentowaniu na ulicy otrzymała pomoc w przenosinach noszy z jej rannym synem, Jankiem Markiewiczem. Po wojnie Irena P. opowiada Mironowi o koncercie szopenowskim, granym przez Woytowicza w kawiarni na Nowym Świecie. Muzyka rozlegała się na ulicy pomimo nalotu. Pianista nie przerywał, nikt ze słuchaczy nie reagował na bomby. Halina mówi, jak w kinie „Apollo” wyświetla się film dokumentalny z walk w kościele Świętego Krzyża.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 -