„Trans-Atlantyk” został napisany przez Witolda Gombrowicza w 1953 roku. Książka ma charakter zmitologizowanych wspomnień z wczesnych lat emigracji. W 1939 roku pisarz wziął udział w inaugurującym rejsie „Chrobrego” z Gdyni do Buenos Aires. Po wybuchu wojny Gombrowicz został w Argentynie, gdzie w nędzy spędził dziesięć lat swego życia. Nękały go nie tylko problemy finansowe – rezultatów nie przynosiły również jego działania w obrębie życia literackiego.
Wybitni autorzy, z którymi miał styczność w czasie pobytu w Ameryce Łacińskiej, tacy jak Jorge Luis Borges, czuli się urażeni jego stylem bycia. Jak pisze znawca Gombrowicza J. Łapiński należał on „do kręgu mniej lub bardziej utalentowanych nieudaczników, z którymi prowadził swe gierki artystyczno-erotyczne”. Po tym trudnym okresie opublikował przekłady „Ferdydurke” i „Ślubu”, wtedy też zaczął pisać specyficzną, zarówno pod względem językowym jak i tematycznym, powieść „Trans-Atlantyk”.
„Trans-Atlantyk” ukazał się wraz ze „Ślubem” w Paryżu w 1953 roku, jako pierwszy tom Biblioteki „Kultury”. Ostra krytyka polskości, jakiej dokonał w swym dziele autor, spowodowała niechęć emigrantów.
Gombrowicz napisał swą przedmowę, by – jak sam się wyraził – zażegnać niebezpieczeństwo zbyt wąskiego odczytania utworu. Jego zdaniem poważną przeszkodę interpretacyjną stanowi umysłowość Polaków, którzy nie potrafią wyzbyć się „kompleksu polskiego”. Słowo ojczyzna rozumieją oni szablonowo, poprzez pryzmat przytłaczającej tradycji. Gombrowicz jest przeciwny zbyt wybujałym interpretacjom, które pojawiły się w prasie. Sam pisał:
W opisach akcji „Trans-Atlantyku” często pojawiają się dantejskie motywy i obrazy. Wskazują one na moralną, ewangeliczną mitologizację. Podobnie jak w „Ślubie” pojawia się postać Ojca symbolizuje też te same wartości. Po pierwsze, w sensie etycznym, mamy tu do czynienia z honorem i czystością, a w sensie patriotycznym z męstwem i wiernością. Tomasz, powieściowy ojciec jest podobnie jak Ignacy ze „Ślubu” przedstawicielem Kościoła. Analogia ta znajduje potwierdzenie w tekście. Wystarczy przypomnieć chociażby moment, w którym Gonzalo ugodził szklanką Tomasza. Ten stał tylko, a z jego skroni kapały i spływały po policzku krople krwi, niczym Jezusowi na Kalwarii. Motywy biblijnej góry przywoływane są bardzo często, Gombrowicz - główny bohater wciąż opisuje swoje przygody odwołując się do motywu góry:
Powieść „Trans-Atlantyk” nie jest powieścią biograficzną, ale możemy się w niej dopatrzeć kilku faktów, które naprawdę miały miejsce w życiu Witolda Gombrowicza. Autor, a zarazem główny bohater utworu, rzeczywiście od sierpnia 1939 roku mieszkał w dalekiej Argentynie, gdzie przypłynął na pokładzie MS „Chrobrego”. Na statek dostał się nie z własnej inicjatywy, ale dzięki zaproszeniu, jakie otrzymał od przewoźnika na inauguracyjny rejs. Trzydziestopięcioletni wówczas literat postanowił pozostać w Ameryce Południowej po tym, jak doszła go wieść o podpisaniu paktu o nieagresji pomiędzy Hitlerem i Stalinem, co oznaczało nadchodzącą wojnę.
W swoim „Dzienniku” Gombrowicz napisał:
Szybko jednak okazuje się, że „Trans-Atlantyk” jest dziełem w przeważającej części fikcyjnym, ponieważ niemal od momentu pozostania Gombrowicza na argentyńskiej ziemi nic, co zostało opisane w książce, nie zgadza się z prawdziwymi losami pisarza. Wiadomo, że literat nie mógł wziąć udziału w wojnie, ponieważ od dziecka cierpiał na choroby układu oddechowego, które z czasem przerodziły się w ciężką astmę. Ponadto od najmłodszych lat Gombrowicz borykał się z uciążliwych schorzeniem skóry. Jednak w powieści odmawia powrotu na pokład statku, mówiąc: „Nie będę ja się w to mieszał, bo nie moja sprawa, i jeśli konać mają, niech konają”. Od tego momentu w utworze pojawiają się jedynie drobne elementy biografii Gombrowicza.
Prawdą było na pewno to, że decydując się na pozostanie w Ameryce Południowej, pisarz sam siebie skazał na życie w ubóstwie. Nie mówił w dodatku po hiszpańsku, co jeszcze bardziej utrudniało mu „stanięcie na nogi”. Jak czytamy w „Trans-Atlantyku”:
Faktem było również to, że Gombrowicz pracował w charakterze urzędnika, czego nie znosił. Nienawidził tej pracy tak bardzo, że każdego roku obchodził rocznicę swojego odejścia z niej po siedmiu latach męczarni. Pisarz niesamowicie źle znosił warunki panujące w urzędzie, nie znosił zwłaszcza sztucznego i hermetycznego środowiska pracowników. Pracę tę jednak dostał Gombrowicz dopiero w 1947 roku, a do tego czasu wiódł niesłychanie skromny i ubogi żywot.
Bardzo charakterystyczne w „Trans-Atlantyku” jest występowanie zwierzęcych motywów, rekwizytów, nazw i opisów. Cała powieść przepojona jest zwierzęcością. Jest ich bardzo wiele, uwagę zwracają w szczególności te z pałacu Gonzala, który przecież sam jest „nie bykiem, lecz krową”. Pojawiają się tu psy skrzyżowane z innymi zwierzętami, i tak biega gdzieś
• Amerykańscy krytycy literaccy „Trans-Atlantyk” rozumieją przy wykorzystaniu querr theory czy też teorii postkolonializmu. Oznacz to, że powieść Gombrowicza jawi się jako bunt przeciw wszelakim uciskom, zarówno politycznym, kulturowym, jak i płciowym. Pisarz występuje jako rzecznik prześladowanych gejów czy członków mniejszości narodowych.
• J. Pierre Salagas, bluźnierstwo „Trans-Atlantyku” odczytuje jako manifestację ateizmu, polegającą na odrzuceniu wszelkich autorytetów w imię twórczej wolności.
1. W. Gombrowicz, Trans-Atlantyk - Ślub, Warszawa 1957.
2. J. Błoński, Forma, śmiech i rzeczy ostateczne, Studia o Gombrowiczu, Kraków 1994.
3. Z. Łapiński, Ja, Ferdydurke, Kraków 1997.
4. Z. Malić, „Trans-Atlantyk” Witolda Gombrowicza, w: Gombrowicz i krytycy, oprac: Z. Łapiński, Kraków 1984.
5. Gombrowicz filozof, oprac F. M. Cataluccio i J. Illg, Kraków 1991
Wybitni autorzy, z którymi miał styczność w czasie pobytu w Ameryce Łacińskiej, tacy jak Jorge Luis Borges, czuli się urażeni jego stylem bycia. Jak pisze znawca Gombrowicza J. Łapiński należał on „do kręgu mniej lub bardziej utalentowanych nieudaczników, z którymi prowadził swe gierki artystyczno-erotyczne”. Po tym trudnym okresie opublikował przekłady „Ferdydurke” i „Ślubu”, wtedy też zaczął pisać specyficzną, zarówno pod względem językowym jak i tematycznym, powieść „Trans-Atlantyk”.
„Trzeba dodać dla porządku, choć to może niepotrzebne: „Trans-Atlantyk” jest fantazją. Wszystko – wymyślone w bardzo luźnym tylko związku z prawdziwą Argentyną i prawdziwą kolonią polska w Buenos Aires. Moja „dezercja” także inaczej przedstawia się w rzeczywistości (szperaczy odsyłam do mego dziennika)”– tak Gombrowicz pisze o swym utworze w przedmowie do niego.
„Trans-Atlantyk” ukazał się wraz ze „Ślubem” w Paryżu w 1953 roku, jako pierwszy tom Biblioteki „Kultury”. Ostra krytyka polskości, jakiej dokonał w swym dziele autor, spowodowała niechęć emigrantów.
Przedmowa Witolda Gombrowicza do „Trans-Atlantyku”
Gombrowicz napisał swą przedmowę, by – jak sam się wyraził – zażegnać niebezpieczeństwo zbyt wąskiego odczytania utworu. Jego zdaniem poważną przeszkodę interpretacyjną stanowi umysłowość Polaków, którzy nie potrafią wyzbyć się „kompleksu polskiego”. Słowo ojczyzna rozumieją oni szablonowo, poprzez pryzmat przytłaczającej tradycji. Gombrowicz jest przeciwny zbyt wybujałym interpretacjom, które pojawiły się w prasie. Sam pisał:
„Nie przeczę: „Trans-Atlantyk” jest między innymi satyrą. I jest także, między innymi, dość nawet intensywnym porachunkiem…nie z żadną poszczególną Polską, rzecz jasna, ale z Polską taką, jaką stworzyły warunki jej historycznego bytowania i jej umieszczenia w świecie (to znaczy z Polską słabą)”.Gombrowicz podkreśla, że tematem „Trans-Atlantyku” jest historia w nim przedstawiona. To tylko pewien opowiedziany świat, implikujący wiele znaczeń. Jest on i satyrą, i krytyką, i traktatem, i absurdem, i dramatem – „ale niczym nie jest wyłącznie, ponieważ jest tylko mną, moją „wibracją” moim wyładowaniem, moją egzystencją” – tak stwierdza autor.
Ewangeliczna mitologizacja w Trans-Atlantyku
W opisach akcji „Trans-Atlantyku” często pojawiają się dantejskie motywy i obrazy. Wskazują one na moralną, ewangeliczną mitologizację. Podobnie jak w „Ślubie” pojawia się postać Ojca symbolizuje też te same wartości. Po pierwsze, w sensie etycznym, mamy tu do czynienia z honorem i czystością, a w sensie patriotycznym z męstwem i wiernością. Tomasz, powieściowy ojciec jest podobnie jak Ignacy ze „Ślubu” przedstawicielem Kościoła. Analogia ta znajduje potwierdzenie w tekście. Wystarczy przypomnieć chociażby moment, w którym Gonzalo ugodził szklanką Tomasza. Ten stał tylko, a z jego skroni kapały i spływały po policzku krople krwi, niczym Jezusowi na Kalwarii. Motywy biblijnej góry przywoływane są bardzo często, Gombrowicz - główny bohater wciąż opisuje swoje przygody odwołując się do motywu góry:
„ciężka góra moja na pustce drogi mojej i na Polu moim, ale Pusty, jakby tam nic nie było”.Równie istotna jak postać ojca jest postać syna. Podobnie jak w „Ślubie” symbolizuje nowy porządek, jest „nosicielem deformacji quasi-rzeczywistości”. Syn symbolizuje w porządku etycznym wstyd i hańbę, w porządku zaś ideowym postęp i nieskrępowanie, zerwanie z tradycja i przeszłością.
Elementy biograficzne w „Trans-Atlantyku”
Powieść „Trans-Atlantyk” nie jest powieścią biograficzną, ale możemy się w niej dopatrzeć kilku faktów, które naprawdę miały miejsce w życiu Witolda Gombrowicza. Autor, a zarazem główny bohater utworu, rzeczywiście od sierpnia 1939 roku mieszkał w dalekiej Argentynie, gdzie przypłynął na pokładzie MS „Chrobrego”. Na statek dostał się nie z własnej inicjatywy, ale dzięki zaproszeniu, jakie otrzymał od przewoźnika na inauguracyjny rejs. Trzydziestopięcioletni wówczas literat postanowił pozostać w Ameryce Południowej po tym, jak doszła go wieść o podpisaniu paktu o nieagresji pomiędzy Hitlerem i Stalinem, co oznaczało nadchodzącą wojnę.
W swoim „Dzienniku” Gombrowicz napisał:
„Ja do Argentyny wyruszyłem przypadkiem, na dwa tygodnie tylko, gdyby zrządzeniem losu wojna nie wybuchła w ciągu tych dwóch tygodni, wróciłbym do Polski – ale nie ukrywam, że gdy klamka zapadła i zatrzasnęła się nade mną Argentyna, to było, jakbym siebie samego na koniec usłyszał”.Z kolei na pierwszych stronach „Trans-Atlantyku”, Gombrowicz opisuje dokładniej rejs z Polski do Argentyny:
„Dwudziestego pierwszego sierpnia 1939 roku ja na Statku „Chrobry” do Buenos Aires przybijałem. Żegluga z Gdyni do Buenos Aires nadzwyczaj rozkoszna... i nawet niechętnie mnie się na ląd wysiadało, bo przez dni dwadzieścia człowiek między niebem i wodą, niczego nie pamiętny, w powietrzu skąpany, w fali roztopiony i wiatrem przewiany. Ze mną Czesław Straszewicz, towarzysz mój, kajutę dzielił, bo obaj jako literatki żal się Boże mało co opierzone na tę pierwszą nowego okrętu podróż zaproszeni zostaliśmy; oprócz niego Rembieliński senator, Mazurkiewicz minister i wiele innych osób, z którymi się poznajomiłem”.Rzeczywiście, Gombrowiczowi w tej podróży towarzyszył Czesław Straszewicz, początkujący literat (autor tomiku opowiadań „Wystawa bogów” z 1933 roku), który na wieść o nadchodzącym wybuchu wojny nie zastanawiał się i postanowił powrócić na pokład „Chrobrego”. Straszewicz trafił do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. Walczył na froncie zachodnim jako żołnierz 10 Brygady Kawalerii Pancernej generała Maczka. Po zakończeniu wojny podzielił los Gombrowicza i na stałe osiadł w urugwajskim Montevideo, gdzie mieszkał do śmierci.
Szybko jednak okazuje się, że „Trans-Atlantyk” jest dziełem w przeważającej części fikcyjnym, ponieważ niemal od momentu pozostania Gombrowicza na argentyńskiej ziemi nic, co zostało opisane w książce, nie zgadza się z prawdziwymi losami pisarza. Wiadomo, że literat nie mógł wziąć udziału w wojnie, ponieważ od dziecka cierpiał na choroby układu oddechowego, które z czasem przerodziły się w ciężką astmę. Ponadto od najmłodszych lat Gombrowicz borykał się z uciążliwych schorzeniem skóry. Jednak w powieści odmawia powrotu na pokład statku, mówiąc: „Nie będę ja się w to mieszał, bo nie moja sprawa, i jeśli konać mają, niech konają”. Od tego momentu w utworze pojawiają się jedynie drobne elementy biografii Gombrowicza.
Prawdą było na pewno to, że decydując się na pozostanie w Ameryce Południowej, pisarz sam siebie skazał na życie w ubóstwie. Nie mówił w dodatku po hiszpańsku, co jeszcze bardziej utrudniało mu „stanięcie na nogi”. Jak czytamy w „Trans-Atlantyku”:
„Miałem wszystkiego 96 dolarów, które mnie co najwyżej na dwa miesiące najskromniejszego życia starczyć mogły, więc zaraz trzeba było się pogłowić, co i jak uczynić”.Nie można się dziwić, że pomocy szukał w poselstwie polskim, licząc na przychylność rodaków.
Faktem było również to, że Gombrowicz pracował w charakterze urzędnika, czego nie znosił. Nienawidził tej pracy tak bardzo, że każdego roku obchodził rocznicę swojego odejścia z niej po siedmiu latach męczarni. Pisarz niesamowicie źle znosił warunki panujące w urzędzie, nie znosił zwłaszcza sztucznego i hermetycznego środowiska pracowników. Pracę tę jednak dostał Gombrowicz dopiero w 1947 roku, a do tego czasu wiódł niesłychanie skromny i ubogi żywot.
Motywy zwierzęce w Trans-Atlantyku
Bardzo charakterystyczne w „Trans-Atlantyku” jest występowanie zwierzęcych motywów, rekwizytów, nazw i opisów. Cała powieść przepojona jest zwierzęcością. Jest ich bardzo wiele, uwagę zwracają w szczególności te z pałacu Gonzala, który przecież sam jest „nie bykiem, lecz krową”. Pojawiają się tu psy skrzyżowane z innymi zwierzętami, i tak biega gdzieś
„piesek boloński, z pudlem skrzyżowany, bo ogon miął pydla a sierść foksteriera…a ten pewnie Legawiec, ale kłapouch z niego kiepski, bo jakby chomika miął uszy…sukę miała Wilczurę, która chyba w piwnicy z chomikiem sparzyć się musiała, a choć potem Legawcem pokryta, z Chomika słuchami szczenięta wydała…a w tej chwili pies duży, legawy przyszedł się łasić; i jak baran czarny; ale nie baran to był, bo jak kot duży z pazurami; tyle tylko, że z koźlim ogonem i zamiast miauczeć, jak koza beczał”.Oprócz psów pojawiają się ogiery, kobyły, muchy, papugi, konie, szaraki, szczury, charty, wróble, żaby, rysaki, itd. W powieści obecne jest jakieś zwierzęce szaleństwo, widać to nawet w terminologii, jakiej używają bohaterowie. Pojawiają się wyrazy takie jak: „łasić się”, „zbaranieć”, „srokaty”, „zagawronić”, „zarechotać”, „gzić”, „doić” i oczywiście wszystkie odnoszą się do ludzi. Nawet słowa – klucze tak ważne dla filozofii Gombrowicza mają zwierzęcą proweniencję, chodzi tu o: „ostrogę”, „zasadzkę” czy „potrzask”
Interpretacje obcojęzycznych krytyków
• Amerykańscy krytycy literaccy „Trans-Atlantyk” rozumieją przy wykorzystaniu querr theory czy też teorii postkolonializmu. Oznacz to, że powieść Gombrowicza jawi się jako bunt przeciw wszelakim uciskom, zarówno politycznym, kulturowym, jak i płciowym. Pisarz występuje jako rzecznik prześladowanych gejów czy członków mniejszości narodowych.
• J. Pierre Salagas, bluźnierstwo „Trans-Atlantyku” odczytuje jako manifestację ateizmu, polegającą na odrzuceniu wszelkich autorytetów w imię twórczej wolności.
Bibliografia
1. W. Gombrowicz, Trans-Atlantyk - Ślub, Warszawa 1957.
2. J. Błoński, Forma, śmiech i rzeczy ostateczne, Studia o Gombrowiczu, Kraków 1994.
3. Z. Łapiński, Ja, Ferdydurke, Kraków 1997.
4. Z. Malić, „Trans-Atlantyk” Witolda Gombrowicza, w: Gombrowicz i krytycy, oprac: Z. Łapiński, Kraków 1984.
5. Gombrowicz filozof, oprac F. M. Cataluccio i J. Illg, Kraków 1991