Witold poszedł na sesję do kawiarni, by z Pyckalem i Baronem omówić szczegóły pojedynku. Właściwie nikt już nie widział po czyjej jest stronie, czy po stronie honoru a wiec Tomasza, czy może po stronie pieniędzy, a te miał przecież Gonzalo. Absurdalność sytuacji pogłębiał fakt, że w czasie tak niebezpiecznym dla Polaków, gdy powinni oni siedzieć cicho, urządzali sobie pojedynek. „Ale trudna rada, cóż robić, gdy nic innego do roboty nie ma tylko właśnie ten pojedynek przed nimi, jako jedyny cel działania”.
Gombrowicz nękany myślami o beznadziejności zamierzonego pojedynku, postanowił pójść (mimo, że była noc) do Poselstwa i dowiedzieć się, co dzieje się w Ojczyźnie. Z rozmowy z Ministrem wywnioskował, że koniec Ojczyzny jest nieunikniony. Wyszedł z gmachu ministerstwa i krążył po pustych ulicach. Nagle naszła go ochota odwiedzenia Syna. Znalazł dom Tomasza i Ignacego, i patrzył na śpiącego młodzieńca. Poczęła się w nim rodzić wściekłość, że Ignacy „leży i leży, a (on) nie wie sam, co robić ma, po co przyszedł”
Zaczął się pojedynek. Tomasz przybył w skromnym stroju, Gonzalo zaś w atłasowych szatach. Gombrowicz jako sekundant Tomasza wrzucał kule w rękaw, podobnie czynił sekundant Gonzala – Pyckal. Ponieważ pojedynek miał trwać do trzeciej krwi nagle Gombrowicz zdał sobie sprawę, że on się nigdy nie zakończy, bo strzały są puste (brak wszak kuli w pistoletach). Nagle jednak ogier Pyckala ugryzł w zad ogiera Barona, właściciele zaczęli się przepychać, w tym samym czasie nadjechała Kawalkada Ministra. Rozległy się krzyki, psy zaczęły kogoś gryźć. Okazało się, że ich ofiarą padł Ignacy. Tomasz zaczął strzelać do psów (naboje były puste), z pomocą rzucił się Gonzalo. Własnym ciałem bronił ukochanego. Udało się opanować sytuację.
Kiedy Tomasz zobaczył, że jego syn ma jedynie powierzchowne rany, podziękował Bogu, Gonzalowi zaś podał dłoń i nazwał swoim bratem. Minister wygłosił płomienna mowę o tym, że Polak jest miły Bogu i naturze ze względu na swe cnoty, głównie zaś przez rycerskość swą i odwagę. Gonzalo zaprosił Tomasza, Ignacego i Gombrowicza do swego pałacu. Mimo wątpliwości cała trójka pojawiła się w domu Portugalczyka, który był wypełniony mnóstwem rzeczy, które „parzyły się ze sobą”. Była tam nawet biblioteka z tak wielką ilością książek, że Gonzalo zatrudnił kilka osób do ich czytania. Po całym pałacu biegały psy skrzyżowane z kotami, chomikami i innymi zwierzętami. Dziwność sytuacji potęgował strój gospodarza. Chodził on w białej spódnicy, pistacjowej bluzce i słomkowym, przybranym kwiatami kapeluszu (rzekomy strój narodowy). Po kolacji umieścił gości w sypialniach. Pokój Ignacego znajdował się w innym skrzydle. Kiedy Gombrowicz siedział w swej sypialni, zaczęły go dręczyć myśli dotyczące zdrady Tomasza. Przerażony był najbardziej tym, że nie czuje z tego powodu przerażenia. Pobiegł więc i wyznał prawdę o pustych pistoletach. Tomasz postanowił zabić Gonzala i swojego syna. Usłyszał to stojący pod drzwiami Gonzalo, wpadł do pokoju i oznajmił, że ma sposób na Ignacego i że to właśnie Ignacy zabije swego ojca. Gombrowicz zaczął Chodzić, a Chód ten zaprowadził go do pokoju Ignacego. Przeszedł przez korytarz będący zarazem sypialnią parobków - całą drogę deptał ciała chłopców tam pracujących. Jednego z nich opluł niechcący, ale nie widząc żadnej reakcji oplutego znów splunął. Po którymś razie z kolei Witold nie wytrzymał i uciekł. Wpadł do sypialni Ignacego, który leżał na łóżku całkiem nagi.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 -