Basia nie poddawała się w walce o odzyskanie przez ojca sprawności intelektualnej. Każdego dnia chodziła z ojcem nad morze, choć fizyczne wyczerpanie dawało się we znaki, bardzo schudła, jej twarz stała się zapadnięta. Otuchy dodawało jej obserwowanie codziennych zmagań ojca z samym sobą. Walczył z barierami, stworzonymi przez własny umysł. Pewnej nocy podszedł do śpiącej córki i zaczął gładzić jej twarz. Basia udawała, że śpi. Jej serce przepełniała radość.
Po trzech miesiącach życia w portowym miasteczku Basia wraz z ojcem popłynęła do Polski.
Tymczasem babcia Tańska nie kryła swej złości na Olszewskiego za pozostawienie Basi samej z „dzikim” człowiekiem. Swoje nastawienie zmieniła dopiero, gdy dowiedziała się, co przeszedł ojciec dziewczyny. Postępy w opiece nad rekonwalescentem w listach opisywał zainteresowanym Gaston.
Po powrocie do kraju Basia – decyzją Tańskiej – miała zamieszkać z ojcem u niej. Staruszka przygotowała nawet dla nich pokój.
Gdy w końcu Bzowski z córką wrócili, Olszowski nie poznał wychodzącego z pociągu mężczyzny. Teraz był to wytworny dżentelmen, jedynie pojawiająca się w oczach obawa zdradzała przeżyte cierpienie.
Dziewczyna przedstawiła rodzica swoim opiekunom, o których opowiadała mu podczas pobytu nad morzem. Mówiła do niego wolno i cierpliwie, na koniec poprosiła, aby się przywitał. Mężczyzna z trudem wypowiedział pojedyncze słowa, podał rękę Olszowskiemu, a Stasię pogłaskał po twarzy.
W domu Tańska wyściskała Basię z całych sił. Teraz to ona przejęła rolę opiekunki zmęczonej dwójki. Godzinami opowiadała Bzowskiemu o swoim życiu, on jako jedyny jej słuchał, podczas gdy inni uciekali. Szot na jej polecenie czytał wracającemu do zdrowia książki, sprawiało to ogromną przyjemność słuchającemu i Basi, o którą martwiła się cała rodzina.
Lekarze cały czas głowili się nam dalszym leczeniem Bzowskiego. Nie wiedzieli, co robić, aby zaczął normalnie funkcjonować, mimo małej poprawy:
„Wyszedł z mroku, ale zatrzymał się na progu świadomości`.
Basia postanowiła zabrać ojca do profesora Somera. Gdy ojciec usłyszał to nazwisko, na jego twarzy pojawił się grymas niepokoju. Gdy wchodzili po schodach prowadzących do mieszkania geografa, dziewczyna była zdumiona sprawnością, z jaką rodzic pokonuje stopnie. Po przestąpieniu progu Bzowski od razu skierował się do pracowni, podczas gdy Basia uprzedziła profesora o jego dziwnym zachowaniu. Somer wspominał, jak ojciec przychodził do niego przez trzy lata, cały czas przygotowując się do wyprawy do Ekwadoru. Teraz razem z jego córką obserwował zachowanie rekonwalescenta. Bzowski był zdziwiony, w jego oczach pojawiła się udręka i ból, zaczął nerwowo pocierać czoło i jęczeć, dotykał map i książek leżących na dużym biurku i na półkach. Nagle chwycił swoją głowę i zbladł. Widząc to, profesor ruszył w kierunku dawnego przyjaciela i drżącym głosem zapytał: „Jak się macie, panie Adamie?”. Bzowski zachwiał się, jakby otrzymał cios. Spoglądał na Somera niczym na widmo. Tymczasem profesor powtórzył jego imię i wyciągnął ku niemu ramiona. Mężczyźni rzucili się w objęcia. Basia usłyszała od gospodarza: „-Basiu, oddaję ci ojca…”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 -