„Awantura o Basię” - streszczenie w pigułce
W wyniku tragicznego wypadku na stacji kolejowej mała dziewczynka traci matkę. Dziecko zostaje przygarnięte przez małżeństwo Budziszów. Po kilku dniach, gdy nikt się nie zgłasza po małą, doktor pisze list do Warszawy, na adres podany mu przez kobietę przed śmiercią, prosząc, aby ktoś odebrał sierotę ze stacji danego dnia o danej godzinie.
Mała Basia zostaje posadzona w przedziale, ucałowana przez dotychczasową opiekunkę i wysłana w drogę. Mają się nią opiekować dwie podróżujące z nią kobiety. Niestety, panie okazują się niesłowne i gdy pociąg zbliża się do stolicy, nie interesują się dzieckiem. Na szczęście dziewczynką zajmuje się jadący w tym samym przedziale mężczyzna, posiadający groźne spojrzenie i ponurą twarz, aktor Walicki.
Po wyjściu z pociągu okazuje się, że nikt na dziewczynkę nie czeka. Po upływie godziny mężczyzna zabiera zmęczoną Basię do wynajmowanego przez siebie mieszkania. Zajmuje je wraz z innym aktorem, Szotem. Położywszy małą spać, wspólnie próbują odczytać dane z zawieszonego na szyi małej kartonika z adresem osoby, która miała ją odebrać. Niestety w podróży, wskutek nieuważnego picia mleka, niektóre litery rozmazały się. Przy pomocy książki telefonicznej aktorom udaje się odszyfrować dane: „Stanisław Olszowski, Warszawa, Chmielna”. Okazało się, że Olszowski to sławny literat.
Mężczyźni odstawiają Basię na dany adres. Po powrocie z premiery swojej sztuki pisarz widzi w swoim mieszkaniu śpiące dziecko. Początkowy szok zostaje zastąpiony przez szczerą miłość do dziewczynki. Ojcowskie uczucia wybuchają w jego sercu z gwałtowną siłą. Mała staje się jego oczkiem w głowie.
Tymczasem w innej części miasta Stasia Olszewska wraca do domu po miesięcznym pobycie u rodziców na kresach. Czeka na nią list (adres „Stanisława Olszańska, Warszawa, Zielna”), w którym jakaś doktorowa donosi jej o śmierci dawnej przyjaciółki Heleny i o wysłaniu do niej córki zmarłej. Okazuje się, że podany w liście termin upłynął kilka tygodni wcześniej. Kobieta denerwuje się na babkę, z którą mieszka. Ma jej za złe, że nie zawiadomiła jej o czekającej korespondencji.
Tańska z wnuczką postanawiają odszukać osieroconą dziewczynkę. Z listu wynika, że nie miała także ojca, był uczonym, wyjechał do Ameryki Południowej na wyprawę z dwoma Francuzami i zaginął. Kobiety dają ogłoszenie do gazet ze zdjęciem zaginionej dziewczynki,. Dzięki pojawieniu się pań z przedziału udaje się odszukać Walickiego, który z kolei informuje o pobycie Basi u Olszewskiego.
Choć kobiety chcą odebrać dziewczynkę pisarzowi, ulegają prośbie sieroty, która pokochała Stanisława i nazywa go wujciem. Wszyscy postanawiają podzielić się sprawiedliwie opieką na Basią, pomyłkowo dostarczoną do pisarza, zamiast do przyjaciółki jej matki.
Mija rok. Basia spędza trochę czasu u Stasi i Tańskiej, a trochę o Olszewskiego. Gdy ciężko choruje na zapalenie płuc, wszyscy bliscy zmieniają się w czuwaniu przy jej łóżku. To wydarzenie ma szczęśliwe zakończenie – na prośbę dziewczynki Stasia i Stanisław postanawiają się pobrać. Wychowywanie małej zbliżyło ich do siebie.
Po ślubie Basia zostaje oficjalnie adoptowana przez państwa Olszowskich. Kończy już 15 lat, jej rodzina powiększa się o małego braciszka Tadzia.
Życie upływa bohaterom na codziennych obowiązkach, wszyscy są szczęśliwi. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia jedna ze szkolnych koleżanek nazywa Basię znajdą. Rodzice postanawiają opowiedzieć jej o śmierci biologicznej matki. Dziewczyna przezywa wstrząs. Zaczyna szukać śladów ojca, interesuje się geografią, dzięki poznaniu dawnego przyjaciela rodzica – profesora Somera – dowiaduje się o okolicznościach jego zaginięcia w Ekwadorskich górach.
Ciosem dla bohaterki okazuje się śmierć Walickiego. Aktor umiera wskutek ciężkiego zapalenia płuc. Basia bardzo chudnie, zaczyna wysyłać listy do Francji (miała tam jedyną żyjącą krewną – babkę). Nie interesuje jej rywalizacja dwóch kolegów o jej względy.
Bohaterka ratuje szkolną koleżankę od tragedii, wskutek czego jej dłonie ulegają poparzeniu. Staje się wzorem do naśladowania dla rówieśników.
Pewnego dnia Olszowski otrzymuje list z Ambasady Francuskiej w Warszawie donoszący, iż Basia jest poszukiwana, ponieważ odziedziczyła ogromny spadek po babce. Dziewczyna zaczyna rozmyślać o panującej na świecie biedzie.
Z apatii wyciąga ją wiadomość od ocalonego z ekwadorskiej wyprawy Francuza, Gastona. Informuje ją, że jej ojciec prawdopodobnie żyje. Basia ze Stanisławem udają się do Francji, gdzie słuchają opowieści amerykańskiego podróżnika i przyrodnika Williamsa. Przemierzając krainy Ameryki Południowej, usłyszał od kogoś o białym człowieku, żyjącym w odległej dziczy Ekwadoru wśród szczepu dzikich Indian. Dzięki jego staraniom dziewczyna w końcu poznaje rodzica.
Mężczyzna przypomina staruszka, choć ma około czterdziestu lat. Wskutek wypadku w górach stracił pamięć. Basia postanawia zostać z nim w nadmorskiej, cichej miejscowości, aby przyzwyczaił się do nowego otoczenia.
Dziewczyna nie poddaje się w walce o odzyskanie przez ojca sprawności intelektualnej, dzięki czemu mężczyzna zaczyna powoli wracać do zdrowia. Po powrocie do kraju wspólnie zamieszkują u babci Tańskiej.
Gdy ojciec w końcu odzyskuje pamięć (dzięki Basi i spotkaniu z Somerem), postanawia spisać swoje wspomnienia z indiańskiej wioski. Razem z córką zamieszkuje w nowym miejscu i stara się jej wynagrodzić lata swojej nieobecności.
Streszczenie szczegółowe
1
Na stacji PKP w małym, dziesięciotysięcznym miasteczku, po dwóch godzinach jazdy zatrzymał się pociąg zmierzający do Warszawy. Jechała w nim młoda, smutna kobieta w żałobie. Towarzyszyła jej pięcioletnia córeczka w niebieskim płaszczyku.
Gdy w czasie postoju kobieta chciała kupić mleko dla dziecka, stało się nieszczęście: zatroskana i zamyślona matka wysiadła przez niewłaściwe drzwi i wpadła prosto pod nadjeżdżający pociąg. Udało jej się w ostatniej chwili odrzucić dziecko na bok, ratując małej życie.
Mimo natychmiastowego wezwania miejscowego lekarza bohaterka zmarła. Lekarz zdążył zapisać jej ostatnie słowa, a następnie posłał po swoją żonę. Oboje zdecydowali, że zabiorą dziecko do domu. Postanowili zaopiekować się małą do czasu, aż ktoś się po nią zjawi.
Dziewczynka miała na imię Basia. Doktorowa powiedziała jej, że mamusia umarła i poszła do nieba. Dziewczynka nie rozumiała tego, cały czas płakała.
Małżeństwo Budziszów nie miało potomstwa. Zaledwie parę dni wystarczyło, aby Basia wzbudziła w nich szczerą miłość. Mimo upływu dni, nikt nie zgłaszał się po dziecko. Doktor wysłał list na adres w Warszawie, który kobieta podała przed śmiercią. Napisał w nim, aby ktoś odebrał Basię ze stacji dworca w środę o 17:00. Choć żona chciała jechać razem z dziewczynką, mąż cały czas pamiętał skutki jej samotnych wypraw do stolicy. Była w Warszawie trzy razy (dwa razy ją okradziono, za trzecim razem wpadła pod auto i złamała nogę).
Basia została odstawiona na dworzec, a doktorowa poprosiła siedzących w przedziale ludzi o opiekę nad sierotą informując, że w Warszawie ktoś małą odbierze. Na koniec zawiesiła na szyi Basi kartonik z warszawskim adresem, dała jej też torebkę ze słodyczami i wylewnie się z nią pożegnała. Obiecała także, że za miesiąc ją odwiedzi.
2
Mała bohaterka wyruszyła samotnie w podróż. Jechała w przedziale z dwiema wścibskimi starszymi paniami oraz dziwnym mężczyzną. Był ponury i gburowaty, miał czerwoną twarz, przerażający wzrok, zgrzytał ze złości zębami, gdy kobiety zaczęły wypytywać Basię o rodzinę.
W czasie postoju jedna z kobiet kupiła Basi szklankę gorącego mleka. Popędzana dziewczynka przez nieuwagę wylała napój na sukienkę i kartonik z adresem, który się rozmazał (zachowało się tylko kilka liter).
Gdy pociąg zbliżał się do Warszawy, panie zaczęły zbierać się do wyjścia, nie myśląc o Basi. Usłyszawszy od mężczyzny, że są fałszywe, tylko się obruszyły. To właśnie on zająć się małą, pomógł jej założyć płaszczyk, wziął jej torebkę i razem wyszli z pociągu. Mimo iż czekali kilkadziesiąt minut, nikt się po dziecko nie zjawił. Gdy zrezygnowany chciał odejść, Basia chwyciła go za płaszcz. Jej niebieskie, żałosne oczy spowodowały, iż wziął małą na ręce i skierował się do wyjścia.
3
Mężczyzna z pociągu nazywał się Antoni Walicki i był aktorem w objazdowych teatrach. Ze względu na swój wygląd przeważnie grywał Heroda lub nieboszczyków, ale miał też na swoim koncie role w sztuce Szekspira (grał ducha zmarłego ojca Hamleta). Teraz wracał z kilkudniowych występów w małych, prowincjonalnych miasteczkach.
W Warszawie wynajmował małe mieszkanko ze współlokatorem, również aktorem, młodym wesołym Szotem, który do tej pory grywał tylko role jednozdaniowe lub był statystą. Podobnie jak Walicki, cały czas wierzył jednak, że los się wreszcie do niego uśmiechnie i dostanie wielką rolę.
Szot był zdziwiony, widząc przyjaciela z dzieckiem na ręku. Antoni opowiedział mu historię z pociągu. Mężczyźni przygotowali dziewczynce posłanie na kanapie, ta nie zasnęła jednak, nim Walicki nie opowiedział jej bajki do snu. Po zapadnięciu dziecka w sen próbowali rozszyfrować adres na zalanym kartoniku. Udało im się złożyć litery w napis „Stanisław Olszowski, Warszawa, Chmielna”. Numer mieszkania był niestety zbyt rozmazany. Dzięki pożyczonej książce telefonicznej ustalili, iż Olszowski jest literatem i mieszka pod numerem 15. Walicki znał tego sławnego pisarza, grał kiedyś w jego sztuce.
4
Olszowski, wybitny pisarz powieści i dramatu, wrócił nocą do domu po premierze w teatrze i zobaczył śpiącą dziewczynkę w swoim łóżku. Zdziwiony zbudził sługę Michasia, a ten zaspany powiedział mu o przybyciu dwóch panów i dziewczynki. W jednym z nich rozpoznał aktora Walickiego, który oznajmił mu, że jego chlebodawca jest wujem Basi. Literat postanowił z samego rana wyjaśnić tę pomyłkę, przecież nie miał w rodzinie żadnych dzieci.
Nazajutrz bohatera obudziły odgłosy dochodzące z kuchni. Dziewczynka rozmawiała z żoną dozorcy, Walentową. Gdy zawołał dziecko do siebie, Basia natychmiast usiadła Olszowskiemu na kolanach i poprosiła o całusa, a ten ze zdziwieniem spełnił jej prośbę. Mimo usilnych prób dowiedzenia się czegoś od małej, nie otrzymał żadnych istotnych wskazówek.
Pisarz zdobył adres Walickiego. Niestety, Szot poinformował go, iż jego współlokator wyjechał na miesiąc z wędrownym teatrem.
Po powrocie do domu Olszowski wysłuchał opowieści Basi o przeżytym dniu i obejrzał swoje mieszkanie, wyglądające niczym po przejściu huraganu.
Minęło kilka dni. Literat uległ namowom dziewczynki zaczął wcześniej wracać do domu. Rano padali sobie w objęcia i tańczyli dookoła pokoju. Wieczorem z kolei czytał jej książeczkę, napisaną specjalnie dla niej. Wszyscy mieszkańcy kamienicy pokochali Basię. Sielanka trwała miesiąc. W końcu Michaś pokazał bohaterowi komunikat ze zdjęciem dziecka w gazecie, a ten oznajmił, że nikomu jej nie odda.
5
Barbara Tańska była zamożną siedemdziesięcioletnią kobietą, matką kilkorga dzieci, cierpiącą na lekką demencję i próbującą zawsze postawić na swoim. Kobieta mieszkała z dwudziestopięcioletnią, doskonale wykształconą wnuczką Stasią i kucharką Marcysią. Marzeniem Tańskiej było wydanie wnuczki za mąż. Obecnie dziewczyna przebywała na wsi u rodziców, na litewskich kresach.
Pewnego dnia służąca przyniosła list polecony dla Stasi, zaadresowany: „Stanisława Olszańska, Warszawa, Zielna 15”. Z powodu jej nieobecności zalegał na komodzie, a gdy w końcu adresatka wróciła – zbladła, czytając wiadomość. Okazało się, że jej przyjaciółka Helena z Gdyni nie żyje: wpadła pod pociąg, przed śmiercią podała jej adres, aby odesłać do niej swoje dziecko. To Stasia na dworcu miała odebrać Basię. Ojciec małej był uczonym, wyjechał do Ameryki Południowej na wyprawę z dwoma Francuzami i zaginął.
Kobiety były wstrząśnięte tą smutną opowieścią. Postanowiły odnaleźć dziecko. Zaczęły od poinformowania doktorowej o zaginięciu Basi. Budziszowa już następnego dnia przyjechała do Warszawy i zamierzała zostać aż do odnalezienia małej. Razem dały ogłoszenie do gazet ze zdjęciem zaginionej dziewczynki, dzięki czemu natychmiast zjawiły się dwie kobiety z pociągu, które miały opiekować się Basią. Opowieść o dziwnym mężczyźnie o twarzy Heroda sprawiła, iż wszystkie obwiniły Walickiego o porwanie. W poszukiwania została włączona policja.
Pewnego dnia doktorowa przypadkiem na przystanku rozpoznała aktora. Ten poinformował, że Basia żyje i opowiedział o zostawieniu jej przez dwie kobiety z pociągu, o tym, że nikt nie czekał na nich na dworcu. W końcu okazało się, że adresy i nazwiska Stasi i Stanisława były podobne. Kobiety były bardzo zdziwione, iż do tej pory literat nie odpowiedział na ich apele w prasie.
6
Poinformowany o zaistniałej pomyłce Szot postanowił ostrzec literata o nadciągających kłopotach. Po wysłuchaniu historii Basi, Olszowski wpadł w panikę. Nie wyobrażał sobie, że mógłby stracić kontakt z małą. Postanowił walczyć o opiekę, spełniał się w roli przybranego rodzica, każde marzenie dziewczynki było od razu wcielane w czym (lalki, zabawki, piesek foksterier o imieniu Kibic). Co wieczór kładł Basię spać, trzymał ją za rączkę, póki nie zasnęła, kupił nawet książkę o prawidłowym odżywianiu dzieci. Mała zaczęła z własnej woli nazywać go wujciem.
Nagle do kamienicy siłą wdarły się Tańska, Stasia i doktorowa. Ich krzyki było słychać w całym budynku.
Przewidując rozwój sytuacji, Olszowski porwał Basię na ręce i zapytał, czy chce zostać z nim. Wystraszona dziewczynka zaczęła całować go po twarzy i powtarzać, że nie chce nigdzie odchodzić. Pisarz poprosił obserwującego całą sytuację Szota, aby zabrał małą do drugiego pokoju, a sam otworzył drzwi krzyczącym kobietom.
Słysząc, iż Basia ma się doskonale i nie wróci z nimi do domu, kobiety zaczęły tłumaczyć, że zaszła pomyłka, że to Stasia jest prawowitą opiekunką małej według życzenia jej zmarłej nagle matki. Każdy bronił swojej racji, aż nagle do pokoju wbiegła Basia i wskoczyła w objęcia gospodarza.
Gdy kobiety ostrzegły, że zamierzają iść na policję, mała oświadczyła, że nigdzie z nimi nie pójdzie, ponieważ kocha „wujcia”. Skołowane, zaczęły naradzać się po cichu, co robić dalej. Po godzinie doszły do wniosku, że nikt z zebranych nie ma formalnego prawa do opieki nad osieroconą dziewczynką, a policja tylko zaszkodzi samopoczuciu dziecka. Wszyscy zgodzili się na zorganizowanie nazajutrz w domu Tańskiej sądu polubownego.
7
Minął rok. Basia właśnie spędzała miesiąc u Stasi i Tańskiej. Seniorka bardzo odżyła dzięki pomocy w opiece nad małą, ubyło jej lat. Częstym gościem w jej domu był Walicki, który – podobnie jak Szot czy Olszowski, wręcz uwielbiał Basię.
Choć dziecko dobrze się czuło zarówno u kobiet, jak i u wujcia, to jednak w głębi serca dziewczynka wolała czas spędzony u tego drugiego – tam panowała wolność, zawsze było wesoło, nie było żadnych ograniczeń w zabawie. Z kolei pod opieką Stasi musiała więcej czasu poświęcić nauce czy domowym obowiązkom.
Pewnego dnia, akurat w czasie pobytu u Olszewskiego, literat zabrał dziewczynkę na przedstawienie w teatrze. Basia siedziała oczarowana w pierwszym rzędzie, patrzyła na spektakl z wypiekami na twarzy. Gdy siedzący na tronie Herod głośno przemówił, tylko ona nie wtuliła się z przerażeniem w ramię opiekuna, lecz uszczęśliwiona wbiegła na scenę i rzuciła się mu na szyję. Okazało się, że w tę rolę wciela się jej ukochany wujcio Walicki. O tym wydarzeniu pisały gazety.
Niestety, nie wszystko było sielanką. Basia rozchorowała się na zapalenie płuc. Jej poważny stan sprawił, że Stasia i Olszowski bardzo zbliżyli się do siebie, wspólne czuwanie przy łóżku dziewczynki uzmysłowiło im, jak wiele ich łączy. Gdy najgorsze w końcu minęło, wracająca do zdrowia bohaterka zapytała opiekunów, czemu się nie pobiorą. Oni bez wahania odpowiedzieli, że zrobią, co im karze, tak jak zawsze zresztą.
8
Po ślubie Basia została oficjalnie adoptowana przez państwa Olszowskich. Skończyła już 15 lat, jej rodzina powiększyła się o małego braciszka Tadzia.
Każdego dnia dziewczynka odwiedzała babcię Tańską, podobnie zresztą jak Walicki. Staruszka słuchała opowieści o codzienności dziewczynki, która dzieliła się z nią nawet tajemnicami ze swego życia uczuciowego.
Któregoś dnia z domu Olszowskich zaczęły znikać rozmaite przedmioty gospodarza: trzy pióra, atrament, nawet sześć brudnych kołnierzyków przypinanych do koszuli. Dopiero, gdy los przedmiotów podzieliło sześć kartek rękopisu nowej książki, w domu wybuchła awantura. Stasia płakała, a Stanisław przeprowadził prywatne śledztwo. Okazało się, że to wszystko sprawa Basi. Dziewczynka wyznała, że w jej klasie sześć dziewczynek kocha się w wujciu. Trzy z przyjaciółek wymusiły na niej dostarczenie jego piór, trzy kolejne – atramentu, aż w końcu wszystkie zażądały kołnierzyków, a potem rękopisu. Olszowski wybaczył jej kradzież jego osobistych rzeczy, ale zaznaczył, że ma zwrócić fragment jego książki. Nazajutrz okazało się, że koleżanki nie oddadzą rękopisu, o ile nie będą tego mogły zrobić osobiście. Przy okazji oczekiwały wpisów w swoich pamiętnikach od ukochanego pisarza. I tak oto doszło do spotkania Olszewskiego i jego młodych fanek.
Gdy inne dziewczynki ze szkoły dowiedziały się o wydarzeniu, także poprosiły o możliwość wizyty. Nie otrzymując zgody Basi, jedna z nich nazwała ją znajdą. Po powrocie do domu zapłakana Basia wtuliła się w ramiona Stasi i wysłuchała opowieści o swoim pochodzeniu i przeszłości. Dziewczynka dowiedziała się, że jedyną żyjącą krewną jest przebywająca we Francji babcia, a Olszowscy czekali z tą opowieścią do czasu, aż będzie wystarczająca duża by zrozumieć, że kochają ją jak rodzoną córkę. Dziewczynka, słuchając opowieści przybranej matki, zaczęła przypominać sobie twarz biologicznej rodzicielki, zgrzyt hamującego pociągu, krzyki ludzi.
9
Poznawszy swoją historię, Basia bardzo się zmieniła. Zrobiła się cicha, dużo rozmyślała. Olszewscy obwiniali się, że zbyt szybko o wszystkim jej opowiedzieli.
Dziewczynka zaczęła interesować się geografią, poznawała mapy i atlasy Ameryki Południowej. Miejsce, w którym zaginął jej ojciec było najczęściej odwiedzanym na mapie. Pewnego dnia poprosiła Stanisława o napisanie listu polecającego do profesora Somera, sławnego geografa. Gdy tak się stało, dziewczyna udała się do badacza. Ten, odczytawszy list, opowiedział Basi o jej biologicznym ojcu. Okazało się, że był bohaterem. Jego ostatnia wyprawa dotyczyła badań Ekwadoru. Podczas gdy bagniste południe tego kraju było zdominowane przez malarie i śmiertelną gorączkę, północ składała się z przepaści i gór, zamieszkiwało ją dzikie indiańskie plemię. To właśnie był cel podróży – poznać zwyczaje niezbadanego ludu. Ojciec dziewczynki udał się na północ z dwoma Francuzami. Jeden miał spisywać pieśni i mowę, drugi badać roślinność, zaś on miał przyjrzeć się budowie rzek i gór. Podczas wędrówki zdarzył się tragiczny wypadek, z którego ocalał tylko jeden z cudzoziemców (dwóch badaczy wpadło w przepaść). Somer dowiedział się o losie przyjaciela z biuletynu Francuskiego Towarzystwa Geograficznego. Choć kilka ekip ratunkowych wyruszyło na poszukiwanie, ciało ojca Basi nigdy nie zostało odnalezione. Właśnie mija dziesiąta rocznica tragicznego wydarzenia.
Profesor nie krył zdziwienia talentem Basi do czytania map oraz jej wiadomościami na temat Ameryki Południowej. Na koniec pokazał dziewczynie grupową fotografię, na której pierwszy raz ujrzała ojca, mężczyznę o wesołej i jasnej twarzy.
Po powrocie do domu bohaterka opowiedziała o wszystkim Olszowskim. Co wieczór modliła się, aby uwięzionemu w skalnej zapadlinie ojcu nie było zimno, aby nie budziły go spadające kamienie.
Pewnego dnia dziewczyna pojechała z wizytą do swojej pierwszej opiekunki, doktorowej Budziszowej. Razem poszły na grób matki Basi, którym opiekowała się kobieta.
Gdy po trzech dniach bohaterka wróciła do Warszawy, czekała na nią smutna wiadomość – Walicki przebywał w szpitalu w wyniku ciężkiego zapalenia płuc. Przeziębił się podczas wędrownych występów swego teatru.
Zmartwiona dziewczyna pobiegła do babci Tańskiej, także zasmuconej losem przyjaciela, noszącego w zimie cienki płaszczyk i dziurawe buty. Opowiedziała, jak to dumny odmówił, gdy chciała sprezentować mu nową odzież.
Nazajutrz dziewczyna odwiedziła chorego przyjaciela. Przed wejściem na salę spotkała czuwającego Szota, który przekazał jej wszystkie fotografie Walickiego (na jego prośbę) i opowiedział, jak to musiał ogolić i przebrać współlokatora, gdy ten dowiedział się o odwiedzinach.
Walicki był bardzo wychudzony i zmęczony, gdy został z Basią sam wyznał, że pokochał ją od momentu, gdy przed laty w pociągu przytuliła swoją twarz do jego. Tylko ona nie bała się jego odstraszającego wyglądu, odpowiedzialnego za jego samotność. Na koniec mężczyzna poprosił, aby Basia nigdy go nie zapomniała. Odszedł, trzymając jej dłonie. Poorana zmarszczkami twarz wygładziła się, pojawił się na niej błogi uśmiech.
10
Na pogrzebie Walickiego przemawiał Olszowski, a babcia Tańska włożyła do trumny kupione w prezencie buty, których nie chciał przyjąć. Wokół trumny zgromadzili się sami najbliżsi.
Basia bardzo schudła. Stanisław widział, jak wysyłała wiele listów, w odpowiedzi na które przychodziła korespondencja z Francji.
Dziewczyna była obiektem rywalizacji dwóch szkolnych kolegów, brali udział w wymyślanych na poczekaniu przez innych zawodach o serce Basi, na przykład włożenie rąk do pudełka z jaszczurką lub trzymanie głowy pod wodą czy prowadzenie głodówki. Cała szkoła żyła tymi zmaganiami, wszystkie koleżanki zazdrościły Basi (zwłaszcza Wanda), ale ona nie przywiązywała uwagi do takich spraw.
Każdego roku w szkole obchodzono uroczyście imieniny przełożonej. Były występy, recytację, śpiewy. Ulubionym akcentem tego wydarzenia były „żywe obrazy”, w których każdy chciał zabłysnąć. Wanda nie miała żadnego większego talentu, lecz była posągową pięknością o niezwykłej urodzie, co gwarantowało jej główne miejsce podczas uroczystości. Świadoma swojej mocnej pozycji dziewczyna specjalnie stroiła fochy. Przestała dopiero, gdy dowiedziała się, że odgrywając swoja rolę Basia będzie musiała przed nią klęczeć.
Próby prowadził Szot. W końcu nadszedł dzień uroczystości. Wanda stanęła na podwyższeniu na scenie, miała na sobie zwiewną szatę, w ręku trzymała płonącą pochodnię, wyglądała niczym „bóstwo”. Basia recytowała swoją rolę na klęczkach. Nagle Szot szepnął, by Wanda zniżyła pochodnię. Rozkoszując się widokiem nielubianej koleżanki, klęczącej u jej stop, dziewczyna opuściła rękę zbyt szybko, podpalając swoje szaty. Gdy wszyscy zamarli z przerażenia, tylko Basia zachowała zimną krew – zaczęła zrywać palące się ubranie z koleżanki i nakazała Szotowi nakryć Wandę swoim frakiem. Gdy w końcu wyniesiono „boginię”, wówczas dopiero Basia zobaczyła swoje poparzone ręce.
11
Po dwóch tygodniach od feralnego wydarzenia doszło do spotkania Basi i Wandy. Bohaterka przyjęła podziękowanie uratowanej koleżanki, dziewczynki obiecały sobie szczerą przyjaźń.
Pewnego dnia Olszowski otrzymał list z Ambasady Francuskiej w Warszawie. Informowano, iż Basia jest poszukiwana, ponieważ odziedziczyła spadek. Niestety, odczytany list był czwartym z kolei, po przeprowadzeniu śledztwa Stanisław dowiedział się, że to Walicki zdecydował, by trzy poprzednie pisma spalić (przy współudziale babki Tańskiej). Obawiał się, że ktoś będzie chciał im zabrać dziewczynę.
Bohaterka została spadkobierczynią ogromnego majątku. Jej biologiczna babka była Francuzką, wyszła za mąż za Polaka, rządowego urzędnika pracującego w Indochinach. Po jego śmierci odziedziczyła fortunę, lecz żyła w odosobnieniu. Odnalazła wnuczkę dzięki pomocy ocalałego z wyprawy Francuza. Zaczęła wysyłać do niej listy przez ambasadę, które potem Walicki palił. Teraz kobieta zmarła, z znaczna część jej majątku przypadła Basi.
Otrzymawszy od Olszewskiego zgodę na rozdysponowanie pieniędzy według własnego uznania po osiągnięciu odpowiedniego wieku, dziewczyna zaczęła rozmyślać o panującej na świecie biedzie.
Pewnego dnia ocalony z wyprawy Francuz – Gaston – zadzwonił do Basi z informacją, że jej ojciec prawdopodobnie żyje. Bliscy dziewczyny płakali ze szczęścia. Somer natychmiast rozesłał listy do znajomych uczonych ze świata z dobrą nowiną.
Stanisław postanowił towarzyszyć przybranej córce w podróży do Francji. Ta decyzja nie przypadła do gustu babce Tańskiej, która mimo skończonych osiemdziesięciu lat miała ochotę na wycieczkę. Rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do wyjazdu, formalności w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, rozmowy z dziennikarzami.
12
Bohaterów we Francji przywitał Gaston Dimauriac. Z pochodzenia Gastończyk, opowiedział przybyłym ze szczegółami przebieg tragicznej wyprawy, podczas której – jak się teraz okazało – ojciec dziewczyny nie zginął, lecz zaginął na długie lata.
Amerykański podróżnik i przyrodnik Williams, przemierzając krainy Ameryki Południowej, usłyszał od kogoś o białym człowieku, żyjącym w odległej dziczy Ekwadoru wśród szczepu dzikich Indian. Po wielu trudach w końcu dotarł na miejsce. Dowiedział się, że ojca Basi uratowało dwóch Indian, odnaleźli go rannego:
„ojciec pani, uniesiony przez kamienistą lawinę, jak przez wezbraną rzekę, znalazł się w jakiejś rozpadlinie. Był ranny i skrwawiony, lecz odzyskawszy siły, zaczął iść przed siebie z rozpaczliwym uporem. Rozpacz umie pokonywać najstraszniejsze przeszkody… Ucieczka przed śmiercią jest gonitwą nieprawdopodobną… Ojciec pani przebył drogę, której przebycie byłoby trudne dla dzikiego zwierza”.
Amerykanin donosił, że ojciec Basi stracił pamięć, przez te wszystkie lata był „posłusznym robotnikiem” Indian, a teraz przebywa w stolicy Ekwadoru, póki Francuskie Towarzystwo Geograficzne nie da im dalszych wskazówek.
Wkrótce pojawiły się nowe dane i po dwóch miesiącach starań i pracy Williamsa i Gastona Basia z Olszowskim pojechała do portu w Hawrze. Gdy okręt już przycumował i pasażerowie opuścili pokład, Gaston udał się na statek w poszukiwaniu dawnego przyjaciela. Po jakimś czasie w towarzystwie pielęgniarza wyprowadził człowieka, który przypominał widmo. Jego włosy były siwe, choć miał dopiero czterdzieści lat. Przypominał staruszka. Gdy Basia do niego podbiegła, nie zareagował na jej uścisk. Dziewczyna nie zraziła się jego obojętnością i nieobecnym wzrokiem. Postanowiła zająć się ojcem, zachowującym się bardziej jak dziecko, niż dorosły mężczyzna. Jego ruchy były łagodne, czasami wykonywał jakieś gesty, będące pozostałością lat wyrabiania kapeluszy u Indian.
Po przybyciu do pokoju hotelowego ojciec zaczął mówić coś w nieznanym przez nikogo języku, a Basia zaczęła płakać. Powtarzała mu, że jest jego małą Basią, bez nie doczekała się żadnej reakcji. Mężczyzna był zajęty pochłanianiem jedzenia w pośpiechu, nie patrząc nawet na zawartość talerza.
Gdy Olszowski zaproponował powrót do Paryża, Basia oświadczyła, że on powinien wrócić, a tymczasem ona z ojcem pojedzie do nadmorskiej, cichej miejscowości, aby przyzwyczaił się do nowego otoczenia. Swój wywód zakończyła słowami:
„będę tak długo patrzeć w jego nieruchome oczy, aż mnie ujrzą”.
Gdy Stanisław otrzymał zapewnienie Gastona o pomocy Basi w opiece nad ojcem, zmartwiony Olszowski w końcu podjął decyzję o powrocie do rodziny. Cały czas martwił go ogrom ciężaru, jaki ta młoda panna, w sumie jeszcze dziecko, na siebie wzięła.
Basia zamieszkała z ojcem w portowym miasteczku. Codziennie chodzili razem na spacery, tłumaczyła mu nazwy przedmiotów, uczyła go wszystkiego od podstaw.
Gdy pewnej nocy rozpoczęła się burza, ojciec dostał ataku paniki. Oparty plecami o ścianę, zakrył uszy i zaczął krzyczeć. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy córka go przytuliła i ułożyła do snu.
Nazajutrz przyjechał Gaston. Podał dawnemu kompanowi rękę na powitanie, a ten odwzajemnił gest. Mimo iż zrobił to machinalnie, nieobecny myślami, to jednak był to znak wyraźnej poprawy.
Basia udała się z ojcem na spacer nad morze. Gdy mówiła do niego, stał się cud:
„Nagle zwrócił twarz ku Basi i z niesłychanym natężeniem wpatruje się w nią i wpatruje. Potem ostrożnie, miękko, z wahaniem położył rękę na jej ręce. Wyłamuje jakieś słowo w skale, wygrzebuje je z krwawiącym trudem. Potem je wymawia: -Basia… to jest Basia…”.
13
Basia nie poddawała się w walce o odzyskanie przez ojca sprawności intelektualnej. Każdego dnia chodziła z ojcem nad morze, choć fizyczne wyczerpanie dawało się we znaki, bardzo schudła, jej twarz stała się zapadnięta. Otuchy dodawało jej obserwowanie codziennych zmagań ojca z samym sobą. Walczył z barierami, stworzonymi przez własny umysł. Pewnej nocy podszedł do śpiącej córki i zaczął gładzić jej twarz. Basia udawała, że śpi. Jej serce przepełniała radość.
Po trzech miesiącach życia w portowym miasteczku Basia wraz z ojcem popłynęła do Polski.
Tymczasem babcia Tańska nie kryła swej złości na Olszewskiego za pozostawienie Basi samej z „dzikim” człowiekiem. Swoje nastawienie zmieniła dopiero, gdy dowiedziała się, co przeszedł ojciec dziewczyny. Postępy w opiece nad rekonwalescentem w listach opisywał zainteresowanym Gaston.
Po powrocie do kraju Basia – decyzją Tańskiej – miała zamieszkać z ojcem u niej. Staruszka przygotowała nawet dla nich pokój.
Gdy w końcu Bzowski z córką wrócili, Olszowski nie poznał wychodzącego z pociągu mężczyzny. Teraz był to wytworny dżentelmen, jedynie pojawiająca się w oczach obawa zdradzała przeżyte cierpienie.
Dziewczyna przedstawiła rodzica swoim opiekunom, o których opowiadała mu podczas pobytu nad morzem. Mówiła do niego wolno i cierpliwie, na koniec poprosiła, aby się przywitał. Mężczyzna z trudem wypowiedział pojedyncze słowa, podał rękę Olszowskiemu, a Stasię pogłaskał po twarzy.
W domu Tańska wyściskała Basię z całych sił. Teraz to ona przejęła rolę opiekunki zmęczonej dwójki. Godzinami opowiadała Bzowskiemu o swoim życiu, on jako jedyny jej słuchał, podczas gdy inni uciekali. Szot na jej polecenie czytał wracającemu do zdrowia książki, sprawiało to ogromną przyjemność słuchającemu i Basi, o którą martwiła się cała rodzina.
Lekarze cały czas głowili się nam dalszym leczeniem Bzowskiego. Nie wiedzieli, co robić, aby zaczął normalnie funkcjonować, mimo małej poprawy:
„Wyszedł z mroku, ale zatrzymał się na progu świadomości`.
Basia postanowiła zabrać ojca do profesora Somera. Gdy ojciec usłyszał to nazwisko, na jego twarzy pojawił się grymas niepokoju. Gdy wchodzili po schodach prowadzących do mieszkania geografa, dziewczyna była zdumiona sprawnością, z jaką rodzic pokonuje stopnie. Po przestąpieniu progu Bzowski od razu skierował się do pracowni, podczas gdy Basia uprzedziła profesora o jego dziwnym zachowaniu. Somer wspominał, jak ojciec przychodził do niego przez trzy lata, cały czas przygotowując się do wyprawy do Ekwadoru. Teraz razem z jego córką obserwował zachowanie rekonwalescenta. Bzowski był zdziwiony, w jego oczach pojawiła się udręka i ból, zaczął nerwowo pocierać czoło i jęczeć, dotykał map i książek leżących na dużym biurku i na półkach. Nagle chwycił swoją głowę i zbladł. Widząc to, profesor ruszył w kierunku dawnego przyjaciela i drżącym głosem zapytał: „Jak się macie, panie Adamie?”. Bzowski zachwiał się, jakby otrzymał cios. Spoglądał na Somera niczym na widmo. Tymczasem profesor powtórzył jego imię i wyciągnął ku niemu ramiona. Mężczyźni rzucili się w objęcia. Basia usłyszała od gospodarza: „-Basiu, oddaję ci ojca…”.
Ten wstrząs uzdrowił geografa. Wszyscy byli szczęśliwi. Bzowski chciał nadrobić wszystkie stracone lata. Był pełen werwy, zapału. Jego wygląd poprawił się, a ruchy stały się szybkie i sprężyste. Osobiście napisał listy do Williamsa i Gastona z podziękowaniem za uratowanie życia. Dopiero teraz Basia opowiedziała mu o tragicznej śmierci matki, razem udali się na jej grób.
Choć wspomnienia z przeszłości wiele razy przerywały mu sen i mąciły umysł, powoli składał nową rzeczywistość w całość. Przypomniał sobie katastrofę w górach, swoją wędrówkę i wioskę Indian. Wszystko to postanowił opisać w książce.
Basia zamieszkała z ojcem w nowym miejscu. W końcu byli sami. Aby nadal mieć jakiś cel w życiu, babcia Tańska postanowiła zająć się teraz małym Tadziem. To on miał zająć jej teraz każdą wolną chwilę i zminimalizować żal spowodowany ślubem Szota i wyprowadzką Bzowskich. Stało się jednak inaczej – dzięki ojcu Basi staruszka poznała profesora Somera i oboje przypadli sobie do gustu.
Ojciec cały czas rozpieszczał Basię, a ona cieszyła się postępami w jego powrocie do zdrowia. Znowu stała się radosną nastolatką. Podjęła ważne decyzje – połowę spadku oddała sierotom, wróciła też do szkoły.