Maciej wyszedł, strapiony, że go na naradę z dziedzicami nie proszą. Jagna została z Witkiem w domu. Nagle w progu stanął jakiś nieznajomy, pytał, czy to dom Boryny. Chciał się ogrzać, rozglądał się po chałupie, rozpytywał o wycinanki i inne rękodzieła. W pewnym momencie zagaił o Jakuba Sochę. Okazało się, że zmarły parobek był niegdyś jego towarzyszem walki, jemu to pan Jacek (nieznajomy okazał się bratem dziedzica) zawdzięcza życie. Kiedy powiedziano mu o śmierci Kuby, poszedł na jego grób i żarliwie się modlił. Witek wracając do domu, spotkał Antka o czym zwrócił uwagę Jagny. Niespokojna kobieta poszła do obory doić krowy i tam naszedł ją syn Macieja.
Zabrakło im głosu, wzruszenie ich dławiło i ta bliskość, ta upragniona samotność, ta noc niemocą się na nich zwaliła, ciężarem słodkim, ale i dziwnym lękiem! Rwali się do siebie, a teraz i tego słowa rzec było trudno i ciężko, pożądali się nawzajem, a i ręki do się wyciągnąć było niepodobna - milczeli.
Porozmawiali chwilę, Antek prosił, żeby wyszła na bróg, miał czekać przez godzinę albo dwie. Schadzka im się jednak tego dnia nie udała, bo skoro tylko się spotkali, rozległo się Wołanie Boryny: „Jaguś, Jaguś”. Maciej widząc zdyszaną i zarumienioną żonę, zaczął ją podejrzewać o jakie schadzki z parobkami. Przyszedł Rocho wypytać o sytuacje z dworem, ale Boryna nic mu nowego nie powiedział. Kiedy gość poszedł Jagna słała już łóżka Boryna rzucił jej szmatę pod nogi i powiedział z wyrzutem: „Zapaski gubisz, nalazłem ją przy przełazie!”. Dziewczyna wykręciła się przytomnie, Łapą, że wyciągnął z chałupy, ale Boryna nie uwierzył.
Rozdział VII
Święto Trzech Króli wypadło tego roku w poniedziałek, po nieszporach ludzie zebrali się w karczmie, gdzie odbywały się właśnie zmówiny córki Kłęby. Konflikt lipieckich chłopów z dworem pogłębiał się, dlatego nie zatrudniono nikogo ze wsi przy wyrębie lasów, co dotknęło przede wszystkim najbiedniejszych. Poproszono o pomoc księdza, wysłano do niego delegacje, ale dobrodziej nie chciał się wstawić za nimi u dziedzica. Biedacy siedzieli w karczmie, pili wódkę i rozmawiali.
Tymczasem zabawa zaczęła się na dobre, część osób poszła w tany, inni stali i gwarzyli wesoło. Nagle pojawił się Mateusz, idąc jeszcze o kiju i zawołał młodego Borynę. Ku zdziwieniu Antka rywal przyszedł się pojednać. Mateusz schlebiał Ankowej sile i przyznał, że latał za Jagną, ale ta go nigdy nie chciała. Mężczyźni co rusz to przepijali zgodę, a mąż Hanki poczuł się tak dobrze, że zwierzył się towarzyszowi z miłości do Jagny. Do Antka i Mateusza ostrożnie zbliżyli się inni młodzi gospodarscy synowi i pomstowali a dziedzica, że lasu nie chce oddać, i na starych, że się rządzić nie potrafią, a na wycug nie chcą iść, młodych do głosu nie dopuszczą. Uradzili, że należy „całą wsią iść, rozegnać, nie pozwolić dopóty, aż się dziedzic ze wsią nie ugodzi”, a buntowi miał przewodniczyć Antek.
jeden tylko Grzela się sprzeciwiał, a że bywał we świecie i gazetę „Zorzę” czytywał, to jął naucznie i kiej z książki prawić, że gwałtu nie można czynić, bo wda się w to sąd i prócz kozy nikt więcej nie wskóra, że trzeba, aby wieś sprowadziła z miasta adwokata, a ten by wszystko po sprawiedliwości wyrychtował.
Do karczmy wszedł Boryna z żoną, co oderwało uwagę Antka od sprawy. Kiedy tylko ojciec się odwrócił podszedł do Jagny i porwał ją do tańca. Józka widząc jak brat z macochą na parkiecie wydziwia poszła po Borynę do alkierza, żeby przerwał to wszystko. Wściekły mąż wyrwał Antkowi żonę z objęć i pognał ją do domu. Cała wieś tylko o tym gadała. Zabawa się skończyła, karczma opustoszała, tylko Antek siedział w kącie jak zamroczony. Ocknął się na głos Hanki, która przyszła zabrać go do domu, ale odpędził ją. Sam wyszedł, szwendał się po wsi długo, a wracając do domu znalazł Hankę leżąca pod cmentarzem. Kobieta płakała rzewnie, wtedy wzięła go żałość i poniósł żonę na rękach do chałupy.
Rozdział VIII
U Borynów po wydarzeniu w karczmie było nie do wytrzymania, panowało straszliwe milczenie. Maciej rozchorował się z tego wszystkiego. Józka dogryzała Jagnie, kiedy tylko miała okazję. Młoda żona nie mogła znaleźć sobie miejsca w domu, wciąż myślała o Antku. Dominikowa próbowała wstawiać się za córka u Boryny, ale ten już swoje wiedział i przekonać się nie dał. Jagnie na ten gniew Borynowy Jagustynka radziła nie dobrocią, a złością chłopa złamać. Nie dopuszczać do siebie i stawiać na swoim.
Tak też Jagna zrobiła i wtedy to dopiero się piekło w domu zaczęło. Zgodę przyniósł ksiądz, który przyszedł na kolędę i przemówił do rozumu Borynie. Ale zgoda to była tylko pozorna. Maciej wciąż pilnował żony, a oboje pamiętali krzywdy sobie wyrządzone. Jagna coraz bardziej nienawidziła męża i coraz mocniej ciągnęło ją do Antka, z którym teraz często spotykała się pod brogiem. Kochankom pomagali Jagustyna (ot przez złość do całego świata) i Witek, który był zły na gospodarza, że kazał mu oddać oswojonego boćka księdzu.
Tymczasem doszło do ugody między dworem a bogatymi gospodarzami - wójtem, kowalem i młynarzem. Mieli sami zwozić drewno. Boryna początkowo obrażony, że go na naradę dziedzic nie zaprosił, w końcu się zgodził, myśląc jednak skrycie, że jak przyjdzie co do czego, to się jeszcze o las będzie sądzić z dworem.
Rozdział IX
Tego dnia na dworze było okropnie, chmurno, wietrznie i mroźnie, ale Hanka i Bylica musieli udać się po chrust do lasu z grupą innych kobiet. U Antków panowała teraz straszna bieda:
w chałupie ziąb nie do wytrzymania, dzieci skwierczą z zimna, warzy już nie było
przy czym zrobić, że jeno suchego chleba pojedli...
Po drodze zatopiona w myślach o przeniewierstwie, w cichych groźbach kierowanych w stronę Jagny, którą obwiniała o swoje nieszczęście, odłączyła się od grupy i wracała sama. Tymczasem obok przejechały Borynowe sanie, gospodarz wracał z sądu (przegrał sprawę o krowę). Maciej poznał synowa i zaproponował podwózkę. Boryna zdumiał się przemianą Hanki:
Dziwny, mrożący spokój bił od niej, a jakaś moc skamieniała, nieustępliwa widniała w jej zaciętych wargach. Nie przerażał ją jak dawniej, mówiła niby z równym a obcym o różnych rzeczach nie skarżąc się ani słówkiem, nie żaląc... Odpowiadała prosto, do składu, a głosem
dziwnie surowym, przecierpianym i przez to jakby stężałym w chropawą grudę utajonych boleń, jeno w oczach niebieskich, wypłakanych tliło się ostre zarzewie czującej mocno duszy.
Boryna przy rozstaniu zaproponował Hance pomoc. Po powrocie do domu kobieta długo rozmyślała o propozycji teścia. Bylica radził jej pogodzić się z Boryna, przystać na jego propozycję, a nie oglądać się na Antka. Hanka myślała teraz już tylko o dzieciach (była brzemienna) i sobie, poczuła nagła moc do walki, do stanowienia o sobie, chciała wrócić do Borynowej chałupy, bo czuła, że tam jest jej miejsce. Pracowała jeszcze, a co i rusz wyglądała za okno czy mąż nie wraca. Nagle usłyszała hałas, coś się paliło. Wpadł Antek.
Okrwawiony był, bez czapki, kożuch miał porozrywany, twarz osmoloną i dziki, nieprzytomny ogień w oczach.
Rozdział X
Tego samego dnia zeszli się ludzie do Kłębów na przędzenie wełny. Plotkowano, bawiono się. Był tam i Roch, który tym razem opowiedział zebranym historię o królach. Jagna tak się zasłuchała , tak przeżywała każde słowo Rocha, że nic już nie widziała, tylko wycinała to co, usłyszała z papieru. Tymczasem zniecierpliwiony Antek dawał jej znaki. Nagle usłyszano ujadanie psów za oknem i jakaś postać przemknęła przez podwórze. Wszyscy się wystraszyli, że to zły jaki. Roch, żeby uspokoić towarzystwo począł opowiadać kolejną historię, tym razem o Matce Boskiej. Zadumanie i dźwięk Mateuszowego fletu sprawiły, że prawie nikt nie zauważył, jak Antek i Jagna wymknęli się razem, by schronić się w stodole.
Rozdział XI
...Wpadli do sadu, chyłkiem przesunęli się pod obwisłymi gałęziami i prędko, trwożnie, niby spłoszone jelonki, wybiegli za stodoły, w omroczałe śniegi, w noc bezgwiezdną i w niezgłębioną cichość pól przemarzłych.
Potem kochankowie spędzili razem namiętne godziny. Ogarnęło ich całkowite szaleństwo, tak, że na chwile o Bożym świcie zapomnieli. Nadszedł czas powrotu. Szli w całkowitych ciemnościach, aż znaleźli się na dróżce „biegnącej wzdłuż wsi za stodołami, ale już po Borynowej stronie”. Nagle Jagna zaczęła płakać. Poczuli nagła tęskność, że „jeszcze bardziej rwali się do siebie”. Już wracali. Nagle usłyszeli jakiś głos niedaleko. Przyspieszyli. Nie minęła. Zdrowaśka jak wyrósł przed nimi nagły ogień, a zaraz po nim gniewny Boryna z widłami w dłoniach. Kochankom jednak udało się uciec, Boryna krzyczał oszalały, zlecieli się ludzie, by ugasić ogień.
Rozdział XII
Wieś aż huczała po wydarzeniach poprzedniej nocy. Nikt nie miał wątpliwości kogo Boryna zastał na brogu. Kochanków zdradziła zapaska zgubiona przez Jagnę. Zebrani na pogorzelisku ludzie podejrzewali, że to Antek w złości podpalił bróg. Wina za wszelkie nieszczęścia obwiniali jednak „tę sukę” Jagnę. Gdy tak pomstowano na kochanków i obmyślano odpowiednią karę, na tych, co wieś całą mogli spalić, nadszedł ksiądz z Panem Jezusem, a przed nimi Jambroży ze świecą i dzwonkami. podążał z ostatnią posługą do umierających, część ludzi podążyła za nim.
Do wsi przybył pisarza ze strażnikami oglądać pogorzelisko. Wszyscy niecierpliwie czekali, kiedy pójdą zabrać Antka do kryminału. Plotki narastały. Wielkie było rozczarowanie wszystkich, kiedy dowiedziano się, że Borynowego syna nikt nigdzie nie zamyka. To znaczy, że nie podpalił? Więc kto? Przecież nie Jagna czy stary. Zaczęły się pojawiać glosy broniące Antka. Za to nienawiść do Jagny rozgorzała na dobre. Ponadto cala wieś jednomyślnie współczuła Hance.
Przyszedł marzec, plotki ucichły, tym bardziej że żadne z uczestników wydarzeń nie rzucał się ludziom w oczy.
Hanka dowiedziała się wszystkiego od Weronki. Jakże ta wiadomość rozdarła jej duszę, jak ją przemieniła. Ból ogromny przerodził się w determinację. Hanka przestała się bać męża, postanowiła pójść do Boryny po pomoc. Wcześniej pogodziła się jednak z siostrą, przeprosiła za wszystko, podziękowała za gościnę, nie skarżyła się jednak na męża, co zdziwiło Weronkę. Antkowa żona w Popielec wybrała się rano na mszę, po czym zaszła do Borynowej chałupy, gdzie radośnie przywitała ją Józka.
Boryna ciepło rozmawiał z synową, ulitował się nad nią i dziećmi, kazał zapakować im jedzenie w tobołki i zaprosił do częstszych odwiedzin. Antek wściekł się widząc ojcową darowiznę, ale Hanka zrobiła mu taką awanturę, ze struchlał i poszedł w wieś. Pil teraz Rawie nieustannie i mimo wszystko spotykał się z Jagną, choć ta widywała się z nim tylko, dlatego że się go bała.
Tymczasem dzięki interwencji księdza pogodzono małżeństwo, co rozwścieczyło zaskoczonego Antka. Czatował wiele dni na Jagnę ale jej nie spotkał, w poszukiwaniu kochanki poszedł na nieszpory, a tam pod wpływem kazania, w którym został wypomniany, przeżywa największe upokorzenie. Odczuwa straszliwa samotność i ból, plącze się bezradnie po okolicy, bo nikt nie chce z nim rozmawiać.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -