Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
TOM PIERWSZY: JESIEŃ

Rozdział I

Ksiądz przywitał troskliwie, idącą na zimowe żebry starą Agatę. Przez chwilę rozmawiał z kobietą o jej ciężkim losie, po czym włożył jej w ręce złotówkę i pobłogosławił. Kiedy Agata odeszła ksiądz chciał modlić się brewiarzem, ale zadumał się nad roztaczającym się jesiennym krajobrazem. Ruszył w drogę w stronę kaplicy, co rusz to zagadywał jakiegoś przechodnia, chwile zatrzymał się koło grupy ludzi, pracujących na polu. Pobłogosławił wszystkim, porozmawiał i odszedł. Stojący na polu poczęli chwalić księdza, ale przywołani do porządku przez Annę szybko wrócili do pracy.

Wzięli się chyżo za robotę i w cichości, że ino słychać było dziabanie motyczek o twardą
ziemię, a czasem suchy dźwięk żelaza o kamień. Czasami ktoś niektoś wyprostował zgięty i zbolały grzbiet, odetchnął głęboko, popatrzył bezmyślnie na siejącego przed nimi i znowu kopał, wybierał z szarej ziemi żółte ziemniaki i rzucał do kosza, przed się stojącego.
Ludzi. było kilkanaścioro, przeważnie starych kobiet i komorników, a za nimi bieliły się dwa krzyżaki, u których w płachtach leżały dzieci raz w raz popłakując.


Kobiety znowu zaczynają gadać to o Agacie, to o Dominikowej, którą posądzają o czary i jej córce Jagnie, która tylko się stroi i rozgląda za mężczyznami. Nagle do Hanki przybiegła Józka Borynówna z wiadomością, że zdycha jedna z krów. Tymczasem słońce zachodzi i wszyscy przerywają pracę. Jeszcze tylko Jagustynaka plotkuje o Borynie, twierdzi, że gospodarz jeszcze krzepki i każda panna by za niego poszła.

Rozdział II

Na Borynowym podworcu, obstawionym z trzech stron budowlami gospodarskimi, a z czwartej sadem, który go oddzielał od drogi, już się zebrało dość narodu; kilka kobiet radziło i wydziwiało nad ogromną czerwono-białą krową, leżącą przed oborą na kupie nawozu.


Hanka rozpaczając nad chorą krową, posłała Józkę po Ambrożego, który zna się na leczeniu. Niestety było już a późno. Na podwórku pojawił się Boryna z synem Antkiem, rozwścieczony gospodarz, krzyczał na kobiety, że zmarnowały mu zwierzę. Wszyscy rozeszli się, widząc, że złość gospodarza może się skończyć bijatyką. W końcu Boryna zażądał posiłku, więc udano się do domu.

Dom był zwykły kmiecy – przedzielony na przestrzał sienią ogromną; szczytem wychodził na podwórze, a frontem czterookiennym na sad i na drogę.
Jedną połowę od ogrodu zajmował Boryna z Józią, a na drugiej siedzieli Antkowie. Parobek z pastuchem sypiali przy koniach.


Nieco udobruchany gospodarz zarządził oporządzenie krowy i poszedł spać. Witek, który pasł krowę i boi się gniewu Boryny, prosi o pomoc Józię. Tymczasem gospodarz wstał i udał się do wójta, by dowiedzieć się o oskarżenia, jakie rzuciła na niego Jewka. Po drodze rozmyśla o zmarłej żonie. Wójt podsunął gościowi myśl o nowej żonie, proponując mu Jagnę Dominikową, co wyraźnie spodobało się Borynie, choć nie dał tego po sobie poznać, jednak wracając do domu, nadrobił drogi, by przejść koło domu Jagny.

Myśl o małżeństwie podobała mu się bardziej o tyle, że nie chciał przepisywać gospodarki na dzieci, poza tym Jagna miała spory posag. Wieczorem leżąc w łóżku rozmyślał o Jagnie.

Rozdział III

Kuba pierwszy się obudził i zaczął chodzić po gospodarstwie, chwilę pobawił się z psem Łapą, by zaraz zająć się obrządkiem. Potem poszedł obudzić Witka, który wstawszy, siadł przed chałupą i bawił się z ptaszkami. Nagle pojawił się Boryna i nie bacząc na lamenty parobka, począł go bić za zmarnowanie najlepszej krowy. Następnie stary gospodarz począł budzić syna (Antka) i wydawać mu polecenia, co skończyło się kolejnym już spięciem między mężczyznami. Boryna wydał resztę poleceń i pojechał na sąd.

Przed sądem panował gwar. Wiele ludzi czekało na rozstrzygnięcie sporu. Jedna sprawa dotyczyła Dominikowej – matki Jagny – więc Boryna uważniej się jej przyglądał. Oskarżano Bartka Kozła o przywłaszczenie sobie świni Dominikowej. Po przerwie przyszła pora na sprawę Boryny. Jewka, która służyła przez pewien czas u niego, twierdziła, że wygnał ją z dzieckiem (którego był ojcem) i nie zapłacił jej za posługę. Płakała i krzyczała, ale nikt nie dał jej wiary, nie miała również żadnych świadków na potwierdzenie swoich słów.

Boryna wygrał sprawę i poczuł wielką ulgę. Poczekał na Dominikową, by pójść z nią do karczmy napić się wódki. Matka Jagny uznała, że to kowal namówił Ewkę na to oskarżenie, byle tylko pognębić teścia. Wracali do wsi razem, w drodze kobieta zaczęła się podpytywać, czy Boryna nie zamierza się jeszcze ożenić, na co ten odpowiedział:
„I... nie bierą mnie już ciągotki do kobiet, za starym...”
Rozmowa toczyła się dalej, a tymczasem Dominikowa zobaczyła córkę, chciała zejść do niej, ale ta obrabiajła z innymi kobietami len. Boryna grzecznie powitał Jagnę i pomyslał: „Dzieucha kiej łania... W sam raz”.

Rozdział IV

Niedziela. Kuba pilnował inwentarza i uczył niechętnego Witka pacierza. Wystrojeni ludzie już szli do kościoła. Kuba pobiegł na plebanię zanieść księdzu kilka kuropatw, za co otrzymał „całą złotówkę” oraz błogosławieństwo od dobrodzieja. Rozradowany poszedł do kościoła i stanął z przodu, tam gdzie wójt i najbogatsi gospodarze, przez co usłyszał kilka słów nagany. Modlił się żarliwie, a w czasie kazania wpatrywał się w księdza, jak w jakiego Archanioła.

Kapłan tak żarliwie wzywał do nawrócenia, że po całym kościele rozszedł się żałosny płacz wiernych. Gdy Jambroży zbierał ofiarę, Kuba rzucił swój pieniążek i długo wybierał resztę, jak to czynią gospodarze. Potem podczas procesji szedł blisko niosących baldachim i śpiewał głośno w uniesieniu.

Po procesji wszyscy zbierali się na przykościelnym „smętarzu”. Kuba nie śpieszył się wyjątkowo na obiad i stał z resztą, rozglądając się naokoło i rozmawiając ze znajomymi. Wśród zebranych stał kowal, na którego co i rusz spoglądał Boryna, bojąc się gadania zięcia. Jednak Jagna odciągnęła wzrok Maćka, szła powoli z matką, piękna i strojna. Kobieta rozglądała się naokoło, a gdy jej oczy ujrzały Antka, oblała się rumieńcem.

Obiad u Borynów był długi i smaczny. Józia tego dnia robiła za gospodynię, więc tylko chwilami przysiadała na ławie. Boryna zagadnął Kubę o wizytę u księdza, ten z zapałem wszystko opowiedział. Wszyscy włączyli się w rozmowę o książkach i gazetach, które czyta ksiądz, co doprowadziło do kolejnej kłótni między ojcem a synem:

- I kowal z młynarzem trzymają gazetę.
- I... to i taka kowalowa gazeta! - rzekł urągliwie Boryna.
- Takutka sama kiej księża - powiedział ostro Antek.
- Czytałeś? Wiesz?
- Czytałem i wiem, a bo raz!
- I nie zmądrzałeś nic z tego, że się zadajesz z kowalem.
- La ojca to ino ten mądry, co chocia z półwłóczek ma abo i ogonów krowich z mendel.
- Zawrzyj gębę, pókim dobry! A to ino okazji szuka, żeby się kłyźnić! Chleb cię to rozpiera,
widzę... mój chleb...
- Ością on mi już stoi we grdyce, ością...
- Szukaj se lepszego, na Hanczynych trzech morgach będziesz jadł bułki.
- Będę żarł ziemniaki, ale mi ich niktój nie wymówi.
- Nie wymawiam ci i ja...
- Ino kto drugi?... Haruj jak ten wół, jeszcze ci słowa dobrego nie dadzą...
- We świecie jest lekciej, nie trza robić, a dadzą wszystko...
- Pewnie, że jest lepiej.
- To se idź i posmakuj.
- Z gołymi rękami nie pójdę.
- Kijek ci dam, cobyś się miał czym od piesków oganiać.
- Ociec! - wrzasnął Antek zrywając się z ławki, ale padł zaraz, bo Hanka ujęła go wpół, a
stary popatrzył groźnie, przeżegnał się, jako że już było po obiedzie, i odchodząc do izby
rzekł twardo:
- Na wycug do ciebie nie pójdę, nie!


Kuba myślał o czekających go wydatkach na kożuch i buty. Hanka z dzieckiem na rękach oraz Antek poszli na pole, rozmawiali co i rusz, o biedzie, o tym, że ojciec nie chce im przepisać ziemi. Kobieta narzekała coraz bardziej, a Antek nie słuchał, kiedy Hanka to zauważyła rozzłoszczona i smutna poszła sobie. Biedna kobieta nie miała nawet z kim porozmawiać. Nawet Kuba udawała, że śpi. Kiedy sobie poszła, otworzył oczy i patrzył w kierunku karczmy, bo go paliła „ta złotówka”. Poszedł, długo się namyślał, po czym kazał nalać: „Półkwaterek, ino krzepkiej!”.

Żyd Jankiel, dowiedziawszy się zapłacie od księdza za kuropatwy, obiecał dać dziesiątaka za jednego ptaszka. Widząc zainteresowanie parobka dodał, ze za sarnę zapłaci całego rubla. Kuba początkowo nie chciała się zgodzić (nie wolno było zabijać zwierząt w pańskim lesie), ale że był już zadłużony u sprytnego Jankiela – zgodził się. Tymczasem w karczmie zrobiło się gwarnie, pijani ludzie tańcowali, szczególnie Franek młynarczyk skory był do zabawy.

W alkierzu natomiast siedział Antek z kowalem, podeszła do nich również Jagustynka. Kowal rozprawiał o lepszym życiu, o tym że dworscy mają wszystko, że się uczą i są panami. Jagustynka rozzłościła kowala niedowierzaniem, więc ją wyrzucił z alkierza. Karczma opustoszała. Tylko Kuba jeszcze spał w popiele i nie chciał się obudzić. W końcu jednak dał się przekonać do wyjścia. Jankiel zdążył mu obiecać strzelbę, żeby mógł odpracować przepitego rubla. Zrozpaczony Kuba wracał do domu, nie wiedział, jak mógł przepić w jeden wieczór całego rubla.

Rozdział V

„Jesień szła coraz głębsza”. Wszyscy gorączkowo przygotowywali się na jarmark. W domu Borynów pracowano do późna w nocy. Wieczorem gospodarz począł pytać Kubę, czy zostanie u niego na służbie dłużej. Parobek wahał się, więc targowali się długo przy gorzałce, aż ustalili odpowiednie wynagrodzenie („trzy ruble i dwie koszule miasto zadatku”). Boryna trochę był zły, że tyle pieniędzy musi wydać, ale wiedział za co płaci – Kuba był doskonałym pracownikiem. Na koniec parobek prosił jeszcze, żeby Maciej nie sprzedawał źrebicy. Kochał to wierzę, bo je odchował i własnym kożuchem przykrywał.

Rano drogi do Tymonowa zapełniły się ludźmi zmierzającymi na jarmark.

Tyla narodu szło, jakby wieś cała wychodziła.
Szli gospodarze, co biedniejsi, szły kobiety, szły parobki i dziewczyny, i komornicy też szli, a i biedota sama – najemnicy tegoż ciągnęli, bo jarmark to był ten, na którym godzono się do robót i zmieniano służby.


Od Borynów na jarmark pojechał Antek z pszenicą i koniczyną, a Józia z Hanką pognały maciorę i wieprzka. Maciej poszedł później na piechotę, bo liczył, że się z kimś zabierze po drodze. Stało się nie inaczej, spotkał organistę, który zaproponował podwózkę. Na wozie siedział również Jaś, który przyjechał ze szkoły specjalnie na jarmark. Okazało się, że syn organisty po skończeniu szkoły ma iść na księdza. Mężczyźni trochę ponarzekali na ciężkie czasy.

Niebawem z przodu ukazał się wóz Dominikowej. Kiedy organista ich wymijał, Boryna aż się obejrzał i krzykną żartobliwie: „Spóźnita się!”. Jagna tylko odkrzyknęła z uśmiechem, że zdążą. Jaś od razu zwrócił uwagę na urodę dziewczyny, natomiast organista dość pogardliwie wyraził się o Jagnie, co nie spodobało się Borynie. Gdy tylko dojechali do miasteczka podziękował za podwiezienie i pożegnał się.

Jarmark był wielki, kolorowy i głośny. Czego tam nie było: i pszenica, i zwierzęta, i książki nabożne, i zabawki, i czego tylko dusza zapragnęła. Boryna szybko odnalazł córkę i synową, dowiedział się, że jeszcze nie sprzedały świni, bo mało dają. Potem począł szukać Antka. Zobaczył go siedzącego na workach i twardo targującego się z Żydami. Boryna oznajmił synowi, że idzie do pisarza złożyć skargę na dwór, bo to z ich winy padła „jego graniasta”.

Opowiedział wszystko pisarzowi, ten trochę podkolorował całą historię, napisał skargę i zgodził się występować w sądzie, jeśli sprawa przejdzie. Boryna pożegnał się i poszedł z powrotem na jarmark, a tam natkną się na Jagnę, wybierającą kapelusze. Dziewczyna zaczęła się go radzić, Boryna wykorzystał okazję i zaczął dziewczynę czarować, aż się zawstydziła. Zapraszał ją na wódkę, ale nie chciała, poszedł więc przed nią, by torować jej drogę wśród tłumu.

Gdy doszli do stoisk z płótnami, dziewczyna aż wzdychał z zachwytu nad wstążkami, chustami. Boryna cały czas towarzyszył Jagnie, chciał jej nawet kupić wstążkę, ale się nie zgodziła. Maciej jednak nie dał za wygraną i odchodząc ofiarował dziewczynie jedwabną chustę i wstążkę, kupione, kiedy nie patrzyła. Jagna nagle zobaczyła żebrzącą Agatę, porozmawiały chwile.

Boryna idąc do Antka, spotkał kowala, który zaraz zaczął upominać się o swoje. Ale Boryna upierał się, że nic nie jest zięciowi winien. Poszli napić się wódki. W karczmie kowal znowu zaczął rozmowę o przepisaniu ziemi, na co Boryna oznajmił, że nic nie da póki żyw, a jak zechce to się i ożeni. Ale nieco uspokojony gospodarz obiecał kowalowi ciołka po graniastej. Rozeszli się do swoich. Jarmark dobiegał końca.

Rozdział VI

„Deszcz się rozpadał na dobre”. Cały świat zrobił się szary i smutny. Nastała powszechna cisza. Tego dnia cała wieś wycinała kapustę. Pod wieczór Jagna i Szymek kończyli swoją pracę, a Józia z Hanką swoją. Jagustynka zaczęła pytać o śluby, tak zeszło na ewentualny ponowny ożenek Boryny. Jagna słuchała w ciszy sprzeciwów Józi i Hanki. Kobiety umówiły się jeszcze „na obieranie” i rozeszły się do domów.

W drodze powrotnej Jagna spotkała Antka, oboje szli dziwnie zmieszaniu, a młody Boryna namawiał dziewczynę by przyszła „w niedzielę na muzykę do Kłebów”. Jagna wahała się, ale po gorących zachętach Antka obiecała przyjść. W domu Jagna zastała starego człowieka –wędrownika świętego od grobu Jezusowego. Starzec właśnie wychodził, ale zapowiedział, że pewnie jeszcze wróci.

Tymczasem przybył Jambroży. Poopowiadał trochę nowin, podano kolacja, po czym synowie Dominikowej „jak zwykle zajęli się sprzątaniem, myciem naczyń i obrządkiem”, a Jagna siadła z Jambrożym przed kominem. Starzec począł wypytywać Jagnę, czy kto się starał o jej rękę, itd. Komplementował dziewczynę, by zaraz wybadać, czy byłaby przychylna Borynie. Dominikowa zachęcona perspektywą dużego zapisu, powiedziała, żeby przysyłali swaty. Jagnie było wszystko jedno, zrobi, co matka każe. Zadowolony Jambroży poszedł od razu do Boryny. Dominikowa pytała potem córki, jak jej się ta propozycja podoba, ale Jagna jakby nie słuchała, siedziała zamyślona:

A bo to jej źle było przy matce? Robiła, co chciała, i nikt jej marnego słowa nie powiedział. Co ją tam obchodziły gronta, co zapisy, a majątki – tyle, co nic, abo i mąż? Mało to chłopów latało za nią? – niechby tylko chciała, to choćby wszystkie na jedną noc się zlecą...(...) jak matka każą, to pójdzie za Borynę... Juści, że go nawet woli od innych, bo kupił jej wstążkę i chustkę... juści... ale i Antek by kupił to samo... a i inne może... żeby tylko miały Borynowe pieniądze... każden dobry... i wszystkie razem... a bo ona ma głowę, żeby wybierać? Matki w tym głowa, żeby zrobić, jak potrza...


Tymczasem wpadła Józia z zaproszeniem na obieranie następnego dnia.

Rozdział VII

Nastał kolejny dzień deszczowej pogody, wszyscy siedzieli w chałupach. Jagnie od rana było jakoś smętnie, nie mogła znaleźć sobie miejsca, niecierpliwie czekała na wieczorne "obieranie" u Borynów. Nagle do chałupy wszedł Mateusz, ten sam o którego Jagnę pomawiano najwięcej, „że z nim w sadzie nocami się schodzi, a często i gdzie indziej puszcza...”. Mężczyzna porwał dziewczynę i zaczął ją całować. Oszołomiona Jagna bezskutecznie próbowała się wyrywać. Na szczęście nadszedł Jędrzej, a potem matka, która przegoniła parobka. Czas już było się ubierać i iść do Borynów.

U Boryny już było sporo ludzi.
Ogień buzował się na kominie i rozświetlał ogromną izbę, aż lśniły się szkła od obrazów i kołysały się te światy, czynione z kolorowych opłatków i na nitkach wiszące u czarnych, okopconych belek; na środku izby leżała kupa czerwonej kapusty, a w półkole, szeroko zatoczone, twarzami do ognia, siedziały rzędem dziewczyny i kilka kobiet starszych - obierały z liści kapustę, a główki rzucały na rozesłaną pod oknem płachtę.
Jaguś ogrzała ręce przy kominie, ostawiła trepy pod oknem i siadła zaraz z kraju przy starej Jagustynce, i jęła się roboty.


Zaczęły się rozmowy. Wszyscy cieszyli się, że Mateusz wrócił, bo będzie miał kto przygrywać przy robocie. Mówiono też o Rochu, starym wędrowniku (był podobno u Grobu Jezusowego), który po trzech latach nieobecności zawitał do Lipiec. Był to bardzo dziwny człowiek, mówiący wieloma językami, nie przyjął gościny od księdza, bo uważał, że jego miejsce z ludem, a nie "na pokojach". Od ludzi tylko kapkę mleka przyjmował i kawałek chleba.

Z wdzięczności uczył wiejskie dzieci. Rozmowy trwały, a tymczasem do chałupy wpadła „Nastusia Gołębianka, Mateusza siostra” z wiadomością, że młynarzowi konie ukradli jakieś „trzy pacierze temu”. Zaczęły się liczne komentarze, które przerwało wejście Boryny. Nakryto do stołu. Po posiłku nastała chwila przerwy przed powrotem do pracy. Wtedy do izby wszedł Roch z błogosławieństwem na ustach. Ktoś zaczął grać tak rzewnie, że Jagnie ze wzruszenia zaczęły płynąć łzy. Nagle za oknem zawył pies, ktoś przyciął mu nogę, Roch wstał uwolnić psa, bo:

I pies stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek... Pan Jezus miał też swojego
pieska i nie dał nikomu krzywdzić...


Na słowa niedowierzania, iżby Pan Jezus miał psa jak zwykły człowiek, odpowiedział taką to historią: W czasach gdy Pan Jezus jeszcze po ziemi chodził, szedł sobie jednego razu na odpust do Mstowa. A upał był straszny i droga piaszczysta, a do losu jeszcze daleko. Zmęczony bardzo Pan Jezus co jakiś czas przysiadał sobie na wydmach, ale Zły, chcąc mu zmylić drogę i dokuczyć, bił racicami w piach, a kurz się podnosił ogromny i Pan Jezusa dusił Doszedł w końcu Pan Jezus do lasu. Odpoczął tam w cieniu, napił się i posilił, ułamał „niezgorszy kijek”, przeżegnał się, a potem wszedł w gęsty las. A w lesie Zły z innymi strachami poczęli trząść gałęziami i wyć, i ciemność całkowita nastała. Pan Jezus spieszył się na odpust, więc przegnał wszycie strachy, tylko się jeden dziki pies ostał, „bo w ony czas pieski nie były jeszcze z ludźmi pobratane”.

Ten ci to pies ostał i leciał za Panem Jezusem, szczekał, to docierał do świętych nóżek. Jego, to udarł zębami za porteczki, to kapot Mu ozdarł i za torby chytał, i sielnie się dobierał do mięsa... ale Pan Jezus, jako że był litościwy i krzywdy nijakiemu stworzeniu zrobić by nie
zrobił, a mógł go kijaszkiem przetrącić abo i zasie samym pomyśleniem zabić, to ino powieda:
- Naści, głupi, chlebaszka, kiejś głodny - i rzucił mu z torby. Ale pies się rozeźlił i zapamiętał, że nic, ino kły szczerzy, warczy, ujada, a dociera i całkiem już psuje Jezusowe porteczki.
- Chlebam ci dał, nie ukrzywdził, a obleczenie mi rwiesz i szczekasz po próżnicy. Głupiś,
mój, piesku, boś Pana swego nie poznał. Jeszcze ty za to człowiekowi odsłużysz i żyć bez
niego nie poradzisz... - powiedział Pan Jezus mocno, aż pies siadł na zadzie, potem zawrócił,
ogon wtulił między nogi, zawył i kiej ogłupiały pognał w cały świat.


Pan Jezus poszedł na odpust. Pośród tłumu nagle rozległ się krzyk: „wściekły pies, wściekły pies!” i rzeczywiście miedzy ludźmi biegł pies z wywalonym językiem prosto na Pana Jezusa. Przestraszeni chłopi chcieli zabić psa, ale Pan Jezus poznał, że to to samo zwierzę, które spotkał w borze i zabronił robić mu krzywdę. Okrył go swoim płaszczem, gdy chłopi mimo zakazu chcieli bić psa i powiedział ludziom zgromadzonym na odpuście, że są „łajdusy” i bezbożnicy.

Pan Jezus chciał już odchodzić, ale lud prosił, żeby z nim został i przebaczył mu grzechy. Tak tez Pan Jezus uczynił, a na odchodne powiedział, że odtąd psy będą służyć ludziom. Zaś odchodząc zawołał Burka (takie imię nadał dzikiemu psu), by szedł za nim. I tak też się stało, pies służył Panu Jezusowi aż do końca, kiedy to wył pod krzyżem, a po zmartwychwstaniu Jezusa poszedł z nim do nieba.

Wszyscy trwali w milczeniu po tej opowieści, tylko Jagustynka drwiąco rzuciła, że ona lepsza zna historię, o tym „skąd się wół wziął człowiekowi”.

Pan Bóg stworzył byka.
I byk był.
A chłop wziął kozika,
Urznął mu u dołu
I stworzył wołu-
...i wół jest!


Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszedł wójt z księdzem, pogadali z gospodarzem. Boryna na koniec dziękował wszystkim za pomoc i oglądał się za Jagną, która szykowała się do wyjścia. Na to też czekał Antek, który wymknął się wcześniej, by móc pod oslonął nocy odprowadzić dziewczynę.

Rozdział VIII

Nazajutrz gruchnęła po Lipcach wieść o Borynowych z Jagną zmówinach. Wójt był dziewosłębem - więc wójtowa, że mąż srogo przykazywał pary z gęby nie puszczać przódzi, nim powróci, dopiero na odwieczerzu pobiegła do sąsiadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na odchodnym nie wytrzymała, ino wzięła kumę na bok i szepnęła:
- Wiecie to, Boryna posłał z wódką do Jagny! Ino nie mówcie, bo mój tak przykazywał.


Plotki szybko się rozeszły i wywołały wielkie oburzenie: że taki stary, a za trzecią żonę się bierze; że taka, co się z niejednym szlajała, a zostanie pierwszą gospodynią we wsi i będzie głowę wysoko nosić. Tylko dzieci Borynowe nic nie wiedziały, bo nikt nie miał odwagi z taka wiadomością do nich zawitać.

Maciej cały dzień chodził struty, bo denerwował się o wynik oświadczyn. Jagustynka widząc to, pocieszała go, mówiąc, że i Dominikowi, i Jagna rozum mają, a sam Boryna dobrze robi, biorąc żonę. Jagustynka żałowała, że sama sobie drugiego męża nie wzięła, tylko ziemię na dzieci przepisała i teraz musi po ludziach służyć, żeby mieć, co jeść. Boryna pod wieczór poszedł do karczmy i tam czekał na wójta z wieściami. Tymczasem wójt z Ambrożym u Dominikowej według zwyczaju targowali się i przepijali, kiedy matka zgodziła się oddać córkę Borynie, poszli wszyscy do karczmy. Szczęśliwy Maciej hojnie wszystkich ugościł.

Gęsto pić poczęli, jeden po drugim i na przekładankę arak ze słodką, i wszyscy wraz mówić zaczęli, nawet Dominikowa podpiła se niezgorzej i nuż wywodzić różności, nuż prawić, aż się wójt dziwował, że taka mądra kobieta jest.
Synowie się też popili, bo Jambroży, to wójt przepijali do nich gęsto i zachęcali.


W czasie tej radosnej zabawy przyszło do rozmowy o zapisie na rzecz Jagny. Dominikowa chciała sześć morgów najlepszej ziemi. Boryna początkowo nie chciał się zgodzić, ale szybko uległ. W karczmie było coraz głośniej, wszyscy się popili. Boryna co rusz to prawił jakieś czułości Jagnie. Aż przyszedł czas powrotu do domu. Dominikowa z trudem wyciągnęła pijanych synów z karczmy, gdzie został już tylko Boryna z dziewosłębami. Tymczasem pojawił się młynarz z wiadomością, że „dziedzic sprzedał porębę na Wilczych Dołach”, do której chłopi również rościli sobie prawo z dziada pradziada. To wywołało wielkie oburzenie, szczególnie u Boryny.

Rozdział IX

W całej wsi zapanował powszechny smętek związany z pogorszeniem się pogody. Szczególnie cicho było w chałupie Boryny, bo dzieci dowiedziały się o planach matrymonialnych ojca. W Zaduszki Boryna ubrał się odświętnie i poszedł opłotkami do Jagny, co by się na dzieci nie natknąć. Witek prosił Kubę, żeby nauczył go strzelać. Chłopakowi marzyły się buty i lepsze życie w mieście. Poszli potem obaj na cmentarz do kościoła dać na wypominki.

Popołudniu na nieszpory odprawiane raz w roku na cmentarzu poszli już wszyscy z Borynowej chałupy. Po okolicy rozchodziły się odgłosy pobożnych pieśni. Ludzie chodzili między grobami, rozmyślając o bliskości śmierci. Kuba poszedł na stary cmentarz i tam rzucał na groby okruchy chleba, co by dusze czyśćcowe się pożywiły. Parobek wspominał swoją zmarła matkę – Magdalenę.

Wieczorem w izbie u Antków siedziała cała gromada ludzi, a wśród nich Roch. Tylko Boryny nie było, bo siedział do późna u Jagny. Stary pątnik pocieszał zasmuconych ludzi, że nie straszno umierać, bo dusza ludzka po śmieci do Pana Jezusa podąża.

Rozdział X

Antek poszedł do księdza pożalić się na ojca i poradzić, a ten go zapędził do szukania zgubionej kobyłki. Ksiądz pocieszał, że przecie inni nic nie mają i Bogu dziękują, a Antek, i trzy morgi ziemi posiada, i żonę i dzieci. Szli obok karczmy, gdzie gwar wielki panował. Antek powiedział, że chłopi nie pozwolą wycinać lasu, dopóki dwór się z nimi nie pogodzi, jak będzie trzeba to i siły użyją, by swoich praw bronić. Ksiądz chciał zganić za te słowa Antka, ale mężczyzna już gdzieś zniknął.

Antek myśląc cały czas o Jagnie, a „jak zadra tkwiła mu ona pod sercem, jak zła zadra, że jej nie wyciągnąć ni uciec od niej”, poszedł do kowala. Mężczyźni pokłócili się, kto więcej wziął od Boryny. Kowal wypomniał Antkowi, że się za Jagną uganiał. Wszedł wójt i począł Borynę usprawiedliwiać, więc i z nim kłótnia się wywiązała.

Następnego dnia rano syn Macieja rozmyślał, że teraz to już wszyscy będą przeciwko niemu, ale ku jego zdziwieniu kowal wszedł do izby, żeby się pogodzić. Kowal zaproponował, że jego żona przyjdzie dziś do Antka i razem rozmówią się z ojcem. Chodzi o to, żeby Boryna resztę ziemi przyobiecał tym dwojgu przy świadkach, a Józkę i Grzelę się spłaci. Jeśli Boryna obieca przy świadkach zawsze będzie z czym do sądu pójść, a już teraz jest, bo przecież są jeszcze cztery morgi po takowej matce.

- Wielka parada, cztery morgi - na mnie i na twoją...
- Ale go nie dał tobie ni mojej! A tyle roków sieje i zbiera! Zapłaci wam dobrze za to i z procentami...


Kowal nakazał spokój i niesprzeciwianie się ojcu w rozmowie. Wszystko po dobroci ma iść, a jak ojciec nie da, to się do sadu pójdzie. Pożegnali się, ale Antek na koniec, nie wiadomo czemu pogroził kowalowi. Teraz już Borynowy zięć nie wiedział, co Antek uczyni.

Juści, kto go ta wie, co zrobi? Sklął mnie, a gotów zrobić, com redził... to i lepiej, że kobieta przy tym będzie... a nie zrobi, pokłócą się... stary go wypędzi... Tak abo i nie, a zawsze się cosik udrze la siebie... - zaśmiał się radośnie, zatarł ręce (…)


Antek jednak zdecydował się porozmawiać z ojcem. W domu Hanka gotowała obiad i rozmawiała ze swoim ojcem starym Bylicą, który akurat przyszedł w odwiedziny. Skarżył się nieśmiało na Weronkę, córkę u której mieszkał. Kobieta tak oszczędzała, że i jeść czasem ojcu zapomniała dać, a i pierzynę, i łóżko mu zabrała. Hanka zaproponowała mu, żeby się przeniósł do niej a wiosnę, ale on tylko zabrał tobołek przygotowany przez córkę i poszedł, gdy w izbie pojawiła się Kowalowa z dziećmi. Antek naradzał się z siostrą, kiedy wpadła Jagustynka z wiadomością, że Maciej z Jagną byli u księdza na wesele prosić. Antek wyszedł na podwórze, ciągle w głowie słyszał kowalowe słowa – nie o grunt ci idzie, a o Jagusie. I tak się w nim uczucia przeplatały, raz nienawiść, raz namiętność w nim wzbierała. Nagle z zamyślenia wytrącił go Witek, który dostrzegł Borynę z daleka.

W izbie panowało jakieś napięcie, tylko Józia siedziała spokojnie, bo nie wiedziała, co się święci. Gdy doszło do rozmowy o zapisie, rozpętała się kłótnia. Antek domagał się swojej ziemi, straszył ojca sądem. Hanka również dodała swoje pretensje, a co najbardziej rozwścieczyło Macieja, nazwała Jagnę „świnią” i „lakudrą”. Boryna chciał w złości uderzyć synową, ale Anek nie dał, dorzucił jeszcze kilka zdań prawdy o Jagnie, co doprowadziło do bojki.

Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili...
Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie...
Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo
twarz miał porozcinaną o szyby.
Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości...Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało go w serce jakby nożem...


Boryna przed snem chodził jeszcze długo po wsi, rozmyślając. Rano, gdy ranny Antek leżał jeszcze w łóżku, Maciej wszedł do izby syna i kazał się mu wynosić wraz z rodziną. Kazał zawezwać Kubę do pomocy przy przeprowadzce, ale parobek leżał chory, bolała go noga i ruszyć się nie mógł. Antkowie się wynieśli na koniec wsi do ojca Hanki już bez krzyków i kłótni. Przyszli ludzie z Rochem na czele, godzić ich chcieli. Bezskutecznie. Łapa pobiegł za Antkiem. Przy obiedzie Boryna pocieszał markotną Józię obietnicami nowych trzewików, kaftana i wstążek.

Rozdział XI

W dniu wesela Jagny i Boryny Dominikowa od rana chodziła po chałupie i ino patrzyła na córkę z troską i żalem, bo ckniło jej się, że Jagny już przy sobie mieć nie będzie. Tymczasem panna młoda wstała, ubrała się i słuchała matczynych rad. Zdziwiła się bardzo, kiedy dowiedziała się, że to Antek najbardziej przeciwko niej do ojca wygadywał. Nie chciała wcale w to wierzyć, nawet broniła mężczyznę, co lekko zatrwożyło Dominikową. Tymczasem przyszła Ewka do gotowania, a Jagna poszła z płaczem do komory.

W chałupie pięknie przystrojonej wycinankami przez Jagnę coraz gwarniej się robiło i weselej, tylko pannie młodej było wszystko jedno, wciąż myślała o Antkowych słowach:

Jakże, on by wygadywał, on?... Nie mogła wierzyć, nie chciała... bo aż się jej na płacz
zbierało!... A może?... Wczoraj, kiedy prała w stawie, przeszedł i ani się nie spojrzał! A jak
szli rano do spowiedzi z Boryną, spotkali go przed kościołem... z miejsca zawrócił jak przed
złym psem... A może?... Niech szczeka, kiej taki, niech szczeka!...
Zaczęła się buntować przeciw niemu, ale z nagła wspomnienia tego wieczora, kiedy wracali
z obierania kapusty od Boryny, buchnęły jej do mózgu i zatopiły ją całą w ogniu, i obwinęły
jej duszę z taką mocą, a tak wyraziście w niej odżyły, że rady sobie dać nie mogła..


Nagle Jagna powiedziała matce, żeby jej po ślubie włosów nie obcinali. Matka i inne kobiety próbowały ją przekonać, że to nie wypada, ale ona była nieugięta. Nagle wpadł Witek po Jagustynkę bo z Kubą było gorzej.


Nadszedł czas ślubu i wesela. Boryna wraz z drużbami poszedł do domu Dominikowej po narzeczoną. A stamtąd oboje - Maciej przez druhny, a Jagna przez drużby - zostali zaprowadzeni do kościoła. Przed wyjściem Dominikowa pobłogosławiła parę obrazem. Po ślubie wszyscy poszli do Dominikowej chałupy na wesele. Muzyka grała głośno, a wesoło. Boryna z Jagną tańcowali pięknie, ale niezbyt długo. Podano wieczerzę, wszyscy zasiedli u stołu według dostojeństwa.

Po wódce wójt zaczął rozmowę, oznajmił, że zarządzono zbiórkę na budowę szkoły. Na to powstał wielki sprzeciw, nikt takiej szkoły nie chciał. Potem jeszcze o wycinaniu lasu gorączkowo rozmawiali. Ale wesele trwało dalej. Toczyły się przeróżne rozmowy. Żartowano sobie sprośnie z młodej pary. Kucharki obmawiały Jagnę, że się źle prowadziła, że z niejednym ją widzieli a teraz Antkom się przez nią krzywda dzieje. Chłopi dobrze już napici dalej pomstowali na dwór i zły los. Zaczęto się rozchodzić po kątach po opłotkach. To znowu wszyscy się zebrali, kiedy muzykanci żwawiej poczęli przygrywać.

odprawować poczęli obrządki różne, jak to jest zwyczajnie przy oczepinach.
Najpierw Jagusia musiała wkupywać się do gospodyń!
A potem jednym ciągiem odprawiali drugie ceremonie; aż parobcy uczynili długie powrósło z nieomłóconej pszenicy i opasali nim wielgachne koło, które druhny pilnie trzymały i strzegły, a Jagusia stojała w pośrodku: chciał z nią któren tańcować, podchodzić musiał, wyrywać przez moc i hulać w kole, nie bacząc, że go ta i prażyły drugimi powrósłami po słabiźnie. Zaś na dokończenie młynarzowa i Wachnikowa zaczęły zbierać na czepiec. Pierwszy wójt rzucił złoty pieniądz na talerz, a za nim, kiej ten grad brzękliwy, posypały się srebrne ruble i jako te listeczki na jesieni, papierki leciały. Więcej niźli trzysta złotych zebrali!


Teraz na nowo tance rozgorzały przeróżne, Boryna pochodził, to do jednych, to do drugich,a cały czas wodził oczami za Jagną. Tak miało trwać wiejskie wesele, póki ludzie się nie pomęczą i nie porozchodzą.

Rozdział XII

Świtem Witek wygoniony przez Jagustynkę z wesela poleciał do chałupy, zajrzał do Kuby, który leżał zmarnowany, cały w gorączce od kilku dni. Jakby na pocieszenie wrócił Łapa od Antków. Kuba żałował, że nie mógł uczestniczyć w weselu, które wciąż trwało. Parobek czuł się coraz gorzej, aż począł wzywać Witka, śpiącego obok:

- Zamrę już! Zamrę! Tak mnie boli, tak we mnie choroba rośnie i dusi... Witek, bieżyj po
Jambroża... o Jezus, albo Jagustynki zawołaj... może co poredzą, bo już nie wydzierżę... już ta
ostatnia godzina na mnie idzie... ten czas ostatni...


Przestraszony Witek pobiegł na wesele po pomoc, ale wszyscy byli spici i nie zwracali na niego uwagi. Kuba tymczasem zasnął przykryty słomą i łachmanami. Po śniadaniu przyszła do niego Jagustynka, ale tylko po to, żeby przepowiedzieć mu rychła śmierć. Chciała do niego wzywać księdza, ale nie pozwolił, bo jego zdaniem nie godziło się tak wielebnej postaci w stajni przyjmować. Został więc sam, tylko Witek czasem do niego zaglądał i Łapa dzielnie mu towarzyszył.

Tymczasem na podwórku trwały przygotowania do przenosin. Wieczorem przyszedł do parobka Ambroży, ledwo wytrzeźwiały. Począł nogę oglądać i dziwił się co to za rana. Kuba wyznał, że to borowy go postrzelił Jamrozy powiedział, że jest za późno na jego leczenie, teraz to tylko do szpitala, gdzie nogę utną. Wtedy Kuba wyzdrowieje. Ale Kuba do szpitala nie chciał, bał się. Z resztą, co to za parobek bez nogi. Boryna by go wygnał, a wtedy co?

Przenosiny trwały. Jagna przybyła do domu Boryny, gdzie przywitał ją mąż. Muzyka zaczęła grać, w izbie już tańcowano. Przed domem kobiety ubolewały, że takiej nieporządnej dziewczynie najlepsze gospodarstwo się trafiło. Przyszedł wójt i wtedy najlepsza zabawa się rozpoczęła, prześmiewano się z państwa młodych i pito wódkę. Nagle w izbie pojawił się Żyd Jankiel, początkowo przywitały go przezwiska, ale wójt o Boryna kazali podać mu wódki i zagrać „żydowskiego”, co by se potańcował. Ale Jankiel niepostrzeżenie wykradł się do sieni, poszedł do Kuby strzelbę odebrać.

Ludzie zasiedli do wieczerzy podług starszeństwa, kiedy Roch zaczął wołać Jambrożego do Kuby. Okazało się, że parobek bał się szpitala, więc sam sobie nogę odrąbał siekierą i teraz leżał w kałuży krwi prawie nieprzytomny. Roch pojechał do Woli po księdza, a do Kuby przyszła Jozia z jedzeniem. Potem znowu został tylko z łapą i końmi. I kiedy w domu wciąż tańcowano i pito, ulatywała „Kubowa dusza”.

TOM II - Zima

Rozdział I

Nadchodziła zima...
- jeszcze się barowała z jesienią i porykujący tłukła po sinych dalach jako ten zwierz srogi
i głodny, że nie wiada było, kiej przeprze a skoczy i lutymi kłami weżre się we świat...
- jeszcze czasami prószył śnieg nikły, płowy - jesienny śnieg...


Dość długo się zapowiadała, aż przyszła jakoś zaraz po świętej Barbarze. Zrobiło się ciemno i wietrznie. Wszystko było jak uśpione, aż do pierwszego dużego śniegu, kiedy to na dworze zrobiło się całkiem bielutko. Antkowie mieszkali teraz w bardzo skromnej chałupie Bylicy razem z rodziną Weronki.

Ciężki to był czas da Hanki, wciąż kłóciła się z siostrą, a i mąż się od niej oddalił. Poza zimnem domownikom doskwiera również głód. Zawzięty Antek zabronił Hance przyjmować jakiejkolwiek pomocy od Boryny. Gorycz Antkową pogłębiało to, że cała wieś się od niego odwróciła, od trzech niedziel nikt ich nie odwiedzał.

Tego dnia Hanka czekała na kupców, którzy mieli kupić krowę, patrzyła na męża siedzącego przy stole z zimną miną i rozmyślała.

Nie, tak być nie może dłużej, krowę sprzedadzą, jeść nie ma co, a on siedzi, roboty nie szuka, do młócki, choć proszą, nie idzie, a choćby i ten złoty groszy dwadzieścia zarobił na dzień, na sól by było, na okrasę, kiej już i tej kapki mleka zbraknie!


Hanka już miała skrzyczeć męża, kiedy spojrzał na nią żałośnie i jakoś odeszła jej złość. Pobiedzili się razem nad swoim losem chwilę, po czy Antek poszedł odkopać ziemniak, żeby sprawdzić, czy nie pomarzły. Przyszli Żydzi po krowę. Zaczęły się ostre targi, w końcu zabrali krowę. Hance tak się smętno zrobiło, jakby kogo z rodziny wywieźli. Antek kazał żonie popłacić wszystkie długi, a resztę schować. Sam wziął w kieszeń pięć rubli i powiedział, że idzie w świat roboty szukać, bo w Lipcach za wyrobnika nie będzie.

Nie uszedł jednak daleko, bo nagle obok przejechały sanie, a na nich Jagna z Boryną. Zgnębiony poszedł do karczmy, pod drodze minął jeszcze kilka sań, jechali na sąd z dworem o krowę i pobitego parobka. Antek siedział w prawie pustej karczmie i pił. Po czym wyszedł bez zapłaty, a przy wyjściu prawie pobił Jankiela.

Rozdział II


U Antków Hanka wciąż kłóciła się z Weronką i zamartwiała o męża. Spoglądała z tęsknością na Borynową chałupę i zazdrościła w duszy Jagnie dobrobytu. Kobieta pokrzątała się w obejściu, po czym kazała ojcu wszytego dopilnować i poszła do wsi. Po drodze spotkała Jankiela, który „wywróżył” jej nędzną przyszłość. Dalej natknęła się na płaczącą Magdę, dziewkę organistów, która właśnie z domu wyrzucano za to, że się z Frankiem prowadzała, a teraz jest w ciąży. Organiścina zaprosiła Hankę do środka.

W domu składali właśnie opłatki, ktoś wezwał organistę na chrzest. A Hanka powoli zaczęła się żalić, skończyła dopiero gdy w pełni dała sobie upust. Wysłuchali jej, pocieszyli ale na Borne słowa złego nie rzekli. Za to gospodyni zaproponowała Hance pracę - przędzenie wełny. Podziękowała i poszła dalej, myśląc, gdzie poszukać pracy dla męża. Postanowiła pójść od młyna, po drodze spotkała Nastkę Gołębiankę.

Młynarz obiecał zatrudnić Antka, ale nie oszczędził kobicie słów prawdy o mężu. Hanka dowiedziała się, że Antek nadal romansuje z Jagną. Hanka pobiegła szybko do domu, tam zastała już trzy worki wełny. W jednym z nich znalazła bochen chleba i kawał słoniny. Siadła i przędła, czekając na Antka.

Następnego dnia Hanka już się tak nie martwiła, nie miała czasu. Antek wrócił dopiero pod wieczór taki zbiedzony, że nie miała serca go o nic pytać. Niespodziewani do chałupy Bieliny zawitał stary Kłąb. Poplotkowali z nim trochę, na koniec zachęcał ich by czasem się u niego pokazali i jakby co prosili o pomoc. Antkowie zostali sami. Hanka Atala męża, czy szukał roboty, skłamał, że tak. Ona tez nieco prawdę przeinaczyła, mówiąc, że młynarz sam zaproponował mu posadę.

Rozdział III

Antek zaczął nową robotę przy rżnięciu drzewa. Po pierwszym dniu Antek wrócił do domu ledwo żywy, wszytko go bolało. Wiedział, że się przyzwyczai, ale i tak było mu ciężko. Hanka dogadzała mu jak mogła. Praca była jeszcze bardziej wyczerpująca, że mróz i wicher doskwierały, ale dla Antka najgorsze było „Mateuszowe przewodnictwo”. A wszystko przez Jagnę:

Dość, że się zawzinali na się coraz srożej, bo na samym dnie złości, jak zadra boląca, tkwiła Jagusia. Obaj oni, a już z dawna, jeszcze od wiosny, a może i od zapust, chodzili za nią
na przyprzążkę i przepierali jeden drugiego kryjomo, dobrze jednak wiedząc o sobie. Jeno Mateusz robił to prawie na oczach wszystkich i w głos powiadał o swoim miłowaniu, a Antek
kryć się z tym musiał, to i głucha, paląca zazdrość parzyła mu serce.


Hanka cieszyła się, że Antek ma robotę, a sama co dzień przynosiła mu obiad do tartaku. Miała wtedy okazję patrzeć na ukochanego męża i pogadać o strawach bieżących. Któregoś dnia gdy Hanka poszła chłopi jeszcze rozmawiali o „bracie dziedzicowym z Wólki”, który niedawno wrócił z zagranicy, a we dworze mieszkać nie chce, tylko się do borowego przeniósł i sam wszystko kolo siebie robi. Podobno po wsiach chodzi i wypytuje się wszystkich o „jakiegoś Kubę”, „któren go miał pono z wojny wynieść i od śmierci uchronić!”. Antek począł mówić o zmarłym parobku, ale Mateusz już wzywał do roboty.

Antek coraz bardziej zamykał się w sobie. Przestał chodzić do kościoła, bo bał się spotkania z Jagną, znajomych nie odwiedzał. Jeszcze bardziej zacięty był na Mateusza. Któregoś dnia spotkał kowala, który zaczął mu wypominać, że nie przyszedł do niego po radę, a przecież taka sama krzywda ich spotkała. Kowal zaczął mówić o zgodzie z Boryną, ale Antek go pogonił. Ten dzień w ogóle był jakiś niedobry. Nic nie szło, jak powinno.

Antek poszedł do młyna przypilnować, by zrobiono kaszę. Zastał tam wielu ludzi, a pośród nich Mateusza. Opowiadali coś o wypędzeniu Magdy i śmiali się przy tym. W pewnym momencie zaczęła się rozmowa o Jagnie, Mateusz się przechwalał, jak to z nią romansował. Tego Antek nie wytrzymał i stanął w obronie dobrego imienia Jagny. Pobił straszliwie Mateusza, po czym poniósł go i wrzucił do wody, co wzbudziło podziw wśród obecnych. Młynarz zawołał do roboty, ale Antek nie chciał iść, chyba że za tyle co Mateusz, a że cennym pracownikiem był, to i utargował lepszą pensję.

Rozdział IV

Zbliżało się Boże Narodzenie. Wszędzie panował rwetes – po chałupach robiono porządki i przygotowywano tradycyjne posiłki. Boryna z nowym parobkiem, Pietrkiem pojechał do miasta po przedświąteczne sprawunki. Tymczasem Jagnę odwiedził w domu księżyk Jasio, przyniósł opłatek i przy okazji podzielił się nowinami. Powiedział miedzy innymi Antkowej biedzie.

Boryna był coraz bardziej zakochany w Jagnie, niczego jej nie żałował. Natomiast dziewczyna cały czas myślała o Antku:

Jasio go jej przypomniał, że jak żywy stanął przed nią, jak żywy...
Prawie trzy miesiące go nie widziała, bo jeszcze na długo przed ślubem, tyla ino, co wtedy przejazdem na drodze pod topolami... juści, czas płynął jak ta woda; a to ślub, przenosiny, kłopoty różne, gospodarstwo, że i kiej to miała o nim pomyśleć! Nie widywała go, to i na myśl nie przychodził, a ludzie też wagowali się mówić o nim przed nią... A teraz, nie wiada dlaczego, tak z nagła stanął przed oczami i patrzył z taką żałością, z takim wyrzutem, aż się jej dusza zatrzęsła ze zgryzoty...


Jagna chodziła niespokojna, popłakała sobie, po czym nagle wesołość ją wzięła. Z tego Dominikowa i Boryna wywnioskowali, że młoda żona jest w ciąży. Gdy jej to oznajmili, zaczęła zaprzeczać, wcale jej się to nie uśmiechało. Tymczasem nastał wigilijny wieczór, Borynowie w towarzystwie Dominikowej, jej synów, Rocha, służby oraz Jagustynki podług obyczaju zasiedli do wieczerzy. O północy cała wieś poszła do kościoła, na „pierwszą msze”, powitać nowo narodzonego. Podczas nabożeństwa Antek przysnął się do Jagny i poprosił, by któregoś dnia wyszła do boru, bo musi pilno z nią pomówić.

Rozdział V

Jagna wróciła po pasterce pełna wątpliwości, spotkać się z Antkiem, czy nie. W końcu jej złe myśli przeszły i znowu wzięła się do roboty. Józia z Nastką pogadywały wesoło, ale i smutne wieści przyszły. Mana zległa w nocy i dziecko zamarzło, ona ledwo żywa się ostała. Rozmowa zeszła również na Mateusza, który wciąż dochodził do siebie, bo bojce z Antkiem. Kiedy Jagna o tym usłyszała nagły płacz ją złapał, ale oprzytomniała szybko i wypytywała się o szczegóły. Jeszcze bardziej jej teraz tkwiło w sercu to Antkowe proszenie: „Wyjść na bróg”. Tymczasem wciąż trwał spór z dworem, chłopi mieli się zebrać, by coś uradzić i prosili Macieja o udział w zebraniu. Ale mądry gospodarz się wykręcił, bo akurat musiał jechać pilnie do Woli.

- Hale, uradzajcie sobie, ale beze mnie! - myślał - wójt ni młynarz, ni co pierwsi nie pójdą z wami! Niech się dwór dowie, że nie nastaje na niego, prędzej zapłaci za krowę... i będzie się chciał godzić z osobna..: Głupie!...do ostatniego chojaka pozwolić mu ciąć... a potem dopiero w krzyk, do sądów, areszt położyć, przycisnąć - dałby więcej niźli zgodą. Niech se radzą, poczekam na boku, nie pilno mi, nie!...


Jagna początkowo cieszyła się, że Boryny cały dzień nie będzie, myślała „wieczorem, wyjde na bróg”. Serce aż ulatywało jej w stronę Antka, ale kiedy Maciej już miał wychodzić, nagle zatrzymała go i poprosiła, by ja ze sobą zabrał. Pojechali razem.

Rozdział VI

Maciej wyszedł, strapiony, że go na naradę z dziedzicami nie proszą. Jagna została z Witkiem w domu. Nagle w progu stanął jakiś nieznajomy, pytał, czy to dom Boryny. Chciał się ogrzać, rozglądał się po chałupie, rozpytywał o wycinanki i inne rękodzieła. W pewnym momencie zagaił o Jakuba Sochę. Okazało się, że zmarły parobek był niegdyś jego towarzyszem walki, jemu to pan Jacek (nieznajomy okazał się bratem dziedzica) zawdzięcza życie. Kiedy powiedziano mu o śmierci Kuby, poszedł na jego grób i żarliwie się modlił. Witek wracając do domu, spotkał Antka o czym zwrócił uwagę Jagny. Niespokojna kobieta poszła do obory doić krowy i tam naszedł ją syn Macieja.

Zabrakło im głosu, wzruszenie ich dławiło i ta bliskość, ta upragniona samotność, ta noc niemocą się na nich zwaliła, ciężarem słodkim, ale i dziwnym lękiem! Rwali się do siebie, a teraz i tego słowa rzec było trudno i ciężko, pożądali się nawzajem, a i ręki do się wyciągnąć było niepodobna - milczeli.


Porozmawiali chwilę, Antek prosił, żeby wyszła na bróg, miał czekać przez godzinę albo dwie. Schadzka im się jednak tego dnia nie udała, bo skoro tylko się spotkali, rozległo się Wołanie Boryny: „Jaguś, Jaguś”. Maciej widząc zdyszaną i zarumienioną żonę, zaczął ją podejrzewać o jakie schadzki z parobkami. Przyszedł Rocho wypytać o sytuacje z dworem, ale Boryna nic mu nowego nie powiedział. Kiedy gość poszedł Jagna słała już łóżka Boryna rzucił jej szmatę pod nogi i powiedział z wyrzutem: „Zapaski gubisz, nalazłem ją przy przełazie!”. Dziewczyna wykręciła się przytomnie, Łapą, że wyciągnął z chałupy, ale Boryna nie uwierzył.

Rozdział VII

Święto Trzech Króli wypadło tego roku w poniedziałek, po nieszporach ludzie zebrali się w karczmie, gdzie odbywały się właśnie zmówiny córki Kłęby. Konflikt lipieckich chłopów z dworem pogłębiał się, dlatego nie zatrudniono nikogo ze wsi przy wyrębie lasów, co dotknęło przede wszystkim najbiedniejszych. Poproszono o pomoc księdza, wysłano do niego delegacje, ale dobrodziej nie chciał się wstawić za nimi u dziedzica. Biedacy siedzieli w karczmie, pili wódkę i rozmawiali.

Tymczasem zabawa zaczęła się na dobre, część osób poszła w tany, inni stali i gwarzyli wesoło. Nagle pojawił się Mateusz, idąc jeszcze o kiju i zawołał młodego Borynę. Ku zdziwieniu Antka rywal przyszedł się pojednać. Mateusz schlebiał Ankowej sile i przyznał, że latał za Jagną, ale ta go nigdy nie chciała. Mężczyźni co rusz to przepijali zgodę, a mąż Hanki poczuł się tak dobrze, że zwierzył się towarzyszowi z miłości do Jagny. Do Antka i Mateusza ostrożnie zbliżyli się inni młodzi gospodarscy synowi i pomstowali a dziedzica, że lasu nie chce oddać, i na starych, że się rządzić nie potrafią, a na wycug nie chcą iść, młodych do głosu nie dopuszczą. Uradzili, że należy „całą wsią iść, rozegnać, nie pozwolić dopóty, aż się dziedzic ze wsią nie ugodzi”, a buntowi miał przewodniczyć Antek.

jeden tylko Grzela się sprzeciwiał, a że bywał we świecie i gazetę „Zorzę” czytywał, to jął naucznie i kiej z książki prawić, że gwałtu nie można czynić, bo wda się w to sąd i prócz kozy nikt więcej nie wskóra, że trzeba, aby wieś sprowadziła z miasta adwokata, a ten by wszystko po sprawiedliwości wyrychtował.


Do karczmy wszedł Boryna z żoną, co oderwało uwagę Antka od sprawy. Kiedy tylko ojciec się odwrócił podszedł do Jagny i porwał ją do tańca. Józka widząc jak brat z macochą na parkiecie wydziwia poszła po Borynę do alkierza, żeby przerwał to wszystko. Wściekły mąż wyrwał Antkowi żonę z objęć i pognał ją do domu. Cała wieś tylko o tym gadała. Zabawa się skończyła, karczma opustoszała, tylko Antek siedział w kącie jak zamroczony. Ocknął się na głos Hanki, która przyszła zabrać go do domu, ale odpędził ją. Sam wyszedł, szwendał się po wsi długo, a wracając do domu znalazł Hankę leżąca pod cmentarzem. Kobieta płakała rzewnie, wtedy wzięła go żałość i poniósł żonę na rękach do chałupy.

Rozdział VIII

U Borynów po wydarzeniu w karczmie było nie do wytrzymania, panowało straszliwe milczenie. Maciej rozchorował się z tego wszystkiego. Józka dogryzała Jagnie, kiedy tylko miała okazję. Młoda żona nie mogła znaleźć sobie miejsca w domu, wciąż myślała o Antku. Dominikowa próbowała wstawiać się za córka u Boryny, ale ten już swoje wiedział i przekonać się nie dał. Jagnie na ten gniew Borynowy Jagustynka radziła nie dobrocią, a złością chłopa złamać. Nie dopuszczać do siebie i stawiać na swoim.

Tak też Jagna zrobiła i wtedy to dopiero się piekło w domu zaczęło. Zgodę przyniósł ksiądz, który przyszedł na kolędę i przemówił do rozumu Borynie. Ale zgoda to była tylko pozorna. Maciej wciąż pilnował żony, a oboje pamiętali krzywdy sobie wyrządzone. Jagna coraz bardziej nienawidziła męża i coraz mocniej ciągnęło ją do Antka, z którym teraz często spotykała się pod brogiem. Kochankom pomagali Jagustyna (ot przez złość do całego świata) i Witek, który był zły na gospodarza, że kazał mu oddać oswojonego boćka księdzu.

Tymczasem doszło do ugody między dworem a bogatymi gospodarzami - wójtem, kowalem i młynarzem. Mieli sami zwozić drewno. Boryna początkowo obrażony, że go na naradę dziedzic nie zaprosił, w końcu się zgodził, myśląc jednak skrycie, że jak przyjdzie co do czego, to się jeszcze o las będzie sądzić z dworem.

Rozdział IX

Tego dnia na dworze było okropnie, chmurno, wietrznie i mroźnie, ale Hanka i Bylica musieli udać się po chrust do lasu z grupą innych kobiet. U Antków panowała teraz straszna bieda:

w chałupie ziąb nie do wytrzymania, dzieci skwierczą z zimna, warzy już nie było
przy czym zrobić, że jeno suchego chleba pojedli...


Po drodze zatopiona w myślach o przeniewierstwie, w cichych groźbach kierowanych w stronę Jagny, którą obwiniała o swoje nieszczęście, odłączyła się od grupy i wracała sama. Tymczasem obok przejechały Borynowe sanie, gospodarz wracał z sądu (przegrał sprawę o krowę). Maciej poznał synowa i zaproponował podwózkę. Boryna zdumiał się przemianą Hanki:

Dziwny, mrożący spokój bił od niej, a jakaś moc skamieniała, nieustępliwa widniała w jej zaciętych wargach. Nie przerażał ją jak dawniej, mówiła niby z równym a obcym o różnych rzeczach nie skarżąc się ani słówkiem, nie żaląc... Odpowiadała prosto, do składu, a głosem
dziwnie surowym, przecierpianym i przez to jakby stężałym w chropawą grudę utajonych boleń, jeno w oczach niebieskich, wypłakanych tliło się ostre zarzewie czującej mocno duszy.


Boryna przy rozstaniu zaproponował Hance pomoc. Po powrocie do domu kobieta długo rozmyślała o propozycji teścia. Bylica radził jej pogodzić się z Boryna, przystać na jego propozycję, a nie oglądać się na Antka. Hanka myślała teraz już tylko o dzieciach (była brzemienna) i sobie, poczuła nagła moc do walki, do stanowienia o sobie, chciała wrócić do Borynowej chałupy, bo czuła, że tam jest jej miejsce. Pracowała jeszcze, a co i rusz wyglądała za okno czy mąż nie wraca. Nagle usłyszała hałas, coś się paliło. Wpadł Antek.

Okrwawiony był, bez czapki, kożuch miał porozrywany, twarz osmoloną i dziki, nieprzytomny ogień w oczach.


Rozdział X

Tego samego dnia zeszli się ludzie do Kłębów na przędzenie wełny. Plotkowano, bawiono się. Był tam i Roch, który tym razem opowiedział zebranym historię o królach. Jagna tak się zasłuchała , tak przeżywała każde słowo Rocha, że nic już nie widziała, tylko wycinała to co, usłyszała z papieru. Tymczasem zniecierpliwiony Antek dawał jej znaki. Nagle usłyszano ujadanie psów za oknem i jakaś postać przemknęła przez podwórze. Wszyscy się wystraszyli, że to zły jaki. Roch, żeby uspokoić towarzystwo począł opowiadać kolejną historię, tym razem o Matce Boskiej. Zadumanie i dźwięk Mateuszowego fletu sprawiły, że prawie nikt nie zauważył, jak Antek i Jagna wymknęli się razem, by schronić się w stodole.

Rozdział XI

...Wpadli do sadu, chyłkiem przesunęli się pod obwisłymi gałęziami i prędko, trwożnie, niby spłoszone jelonki, wybiegli za stodoły, w omroczałe śniegi, w noc bezgwiezdną i w niezgłębioną cichość pól przemarzłych.


Potem kochankowie spędzili razem namiętne godziny. Ogarnęło ich całkowite szaleństwo, tak, że na chwile o Bożym świcie zapomnieli. Nadszedł czas powrotu. Szli w całkowitych ciemnościach, aż znaleźli się na dróżce „biegnącej wzdłuż wsi za stodołami, ale już po Borynowej stronie”. Nagle Jagna zaczęła płakać. Poczuli nagła tęskność, że „jeszcze bardziej rwali się do siebie”. Już wracali. Nagle usłyszeli jakiś głos niedaleko. Przyspieszyli. Nie minęła. Zdrowaśka jak wyrósł przed nimi nagły ogień, a zaraz po nim gniewny Boryna z widłami w dłoniach. Kochankom jednak udało się uciec, Boryna krzyczał oszalały, zlecieli się ludzie, by ugasić ogień.

Rozdział XII

Wieś aż huczała po wydarzeniach poprzedniej nocy. Nikt nie miał wątpliwości kogo Boryna zastał na brogu. Kochanków zdradziła zapaska zgubiona przez Jagnę. Zebrani na pogorzelisku ludzie podejrzewali, że to Antek w złości podpalił bróg. Wina za wszelkie nieszczęścia obwiniali jednak „tę sukę” Jagnę. Gdy tak pomstowano na kochanków i obmyślano odpowiednią karę, na tych, co wieś całą mogli spalić, nadszedł ksiądz z Panem Jezusem, a przed nimi Jambroży ze świecą i dzwonkami. podążał z ostatnią posługą do umierających, część ludzi podążyła za nim.

Do wsi przybył pisarza ze strażnikami oglądać pogorzelisko. Wszyscy niecierpliwie czekali, kiedy pójdą zabrać Antka do kryminału. Plotki narastały. Wielkie było rozczarowanie wszystkich, kiedy dowiedziano się, że Borynowego syna nikt nigdzie nie zamyka. To znaczy, że nie podpalił? Więc kto? Przecież nie Jagna czy stary. Zaczęły się pojawiać glosy broniące Antka. Za to nienawiść do Jagny rozgorzała na dobre. Ponadto cala wieś jednomyślnie współczuła Hance.

Przyszedł marzec, plotki ucichły, tym bardziej że żadne z uczestników wydarzeń nie rzucał się ludziom w oczy.

Hanka dowiedziała się wszystkiego od Weronki. Jakże ta wiadomość rozdarła jej duszę, jak ją przemieniła. Ból ogromny przerodził się w determinację. Hanka przestała się bać męża, postanowiła pójść do Boryny po pomoc. Wcześniej pogodziła się jednak z siostrą, przeprosiła za wszystko, podziękowała za gościnę, nie skarżyła się jednak na męża, co zdziwiło Weronkę. Antkowa żona w Popielec wybrała się rano na mszę, po czym zaszła do Borynowej chałupy, gdzie radośnie przywitała ją Józka.

Boryna ciepło rozmawiał z synową, ulitował się nad nią i dziećmi, kazał zapakować im jedzenie w tobołki i zaprosił do częstszych odwiedzin. Antek wściekł się widząc ojcową darowiznę, ale Hanka zrobiła mu taką awanturę, ze struchlał i poszedł w wieś. Pil teraz Rawie nieustannie i mimo wszystko spotykał się z Jagną, choć ta widywała się z nim tylko, dlatego że się go bała.

Tymczasem dzięki interwencji księdza pogodzono małżeństwo, co rozwścieczyło zaskoczonego Antka. Czatował wiele dni na Jagnę ale jej nie spotkał, w poszukiwaniu kochanki poszedł na nieszpory, a tam pod wpływem kazania, w którym został wypomniany, przeżywa największe upokorzenie. Odczuwa straszliwa samotność i ból, plącze się bezradnie po okolicy, bo nikt nie chce z nim rozmawiać.

Rozdział XIII

„Na zwiesnę się miało;” Odwilże i chłód dawały się we znaki szczególnie lipickim biedakom. Ludzie chorowali. U Borynów nowe porządki nastały. Maciej choć przyjął żonę do domu, to nie miał już dla niej serca, zapędzał ją do roboty i traktował tak jak dziewkę. Nie pilnował jej nawet, bo stała mu się zupełnie obojętna. Jednej nocy podobno w ogóle nie wrócił, bo zasiedział się do późna w mieście. Był rejenta jakiś zapis zrobić, ale jaki wiedziała tylko Hanka, bo teraz była w takiej łasce u teścia, że radził i zwierzał jej się we wszytym. Bywała u niego co dzień, a dzieci nawet nocowały z dziadkiem, bo tak je miłował. A Jagna coraz zajadlejsza była, coraz bardziej wściekła. I do Antka już nie miała ochoty wychodzić, aż jej raz wszystko wypomniał i poszedł sobie.

Któregoś dnia marca, w wsi pojawiła się wiadomość, że dziedzic las wycina. Aż zawrzało wśród chłopów, zaczęto się radzić. Po czym poszła delegacja do Boryny, by się go poradzić. Gdy Maciej dotarł na plac przed karczmą chłopi już czekali. Wcześniej i kowal, i Roch, i ksiądz próbowali odwieźć tłum od walki. Maciej przemówił, po czym poprowadził naród do walki o swoje.

Rębacze ustąpili widząc groźne twarze lipieckich chłopów, ale z dworu nadeszła odsiecz i doszło do zajadłej bójki. Boryna nie miał sobie równych walce. Wśród chłopów był również Antek, który początkowo zamierzał zabić ojca, ale coś w ostatniej chwili mu nie pozwoliło. Gdy dostrzegł, że borowy powalił Macieja na ziemie, najpierw wpadł w rozpacz, a potem pognał za przeciwnikiem i zabił go. Lipczaki wygrali. Ciężko ranny w głowę Maciej ledwo rozpoznaje syna, po czym traci przytomność.

Tom III - Wiosna

Rozdział I

„Czas był wiosenny o świtaniu”. Kiedy dokoła wszystko zaczęło się budzić do życia, Agata powracała z ogromną radością w sercu do Lipiec z zimowych żebrów. Ciągnęło ją do znajomych stron, bo czuła, że śmierć już bliska, a nie chciała umierać wśród obcych. Niosła ze sobą zresztą gromniczną świecę, wodę święconą i kropidło z myślą o własnym pochowku. Rozglądała się dokoła ciesząc oczy znajomym widokiem i wtedy zwróciła uwagę, na to że na polach brak pracujących ludzi.

Pomyślała „Próżniaki”, jednak niedługo dowiedziała się od Jagustynki a potem jeszcze od Kłębowej, że wszystkie lipeckie chłopy już trzy tygodnie siedzą w kryminale, czekają na sąd za najazd na dwór. Nie wiadomo, kiedy wrócą, a tu robota czeka. We wsi tylko kowal, wójt, kilku starszych, jeden parobek oraz ciężko rany Boryna się ostali.

Agata nie przybyła do krewniaków z pustymi rekami, po wieczerzy wyciągnęła ze swojego tobołka prezent dla każdego: sznury paciorków, koziki dzielne, paczkę machorki dla Tomasza oraz fryzkę dla Kłębowej. Każdy się radował otrzymanym podarkiem.

Rozdział II

„Nazajutrz była Palmowa Niedziela”. Hanka nad ranem wyszła z Borynowej chałupy, rozejrzała się po obrządku, pobudziła śpiących jeszcze parobków. Kobieta wprowadziła się z powrotem do domu Macieja zaraz po tym, jak chłopi wrócili z bitwy z dworem. Obawia się, że skoro Boryna zległ, to kowal może się wprowadzić do jego chałupy i już go nikt nie wygoni. Czuła, że musi teraz wszystkiego dopilnować, w końcu „toć Antkowy też był gront”. Hanka pilnie zajęła się gospodarstwem, a z Jagną toczyła ciągłą, milczącą wojnę.

Przeciech sama ostała kiej ten kierz na rozdrożnym wywieisku, jeno że się nie cofnęła
przed robotą ni ludzi nie ulękła. A przeciwko niej była Jagna; byli kowalowie, zawzięci na
nią, że niech Bóg broni; był wójt, któren był swoje zamysły na Jagnę powziął i bez to sielnie
się nią opiekował; był nawet dobrodziej, rychtowany na sprzeciw przez Dominikową.


Tymczasem Hanka starannie doglądała chorego Borynę, karmiła go, zmieniała pościel, posyłała po doktorów. Natomiast Jagnie coraz bardziej ckniło się w domu. Poszłaby do matki, ale ta kazała jej siedzieć u Boryny, swego pilnować, póki mąż nie zemrze. Jagna, kiedy mogła chodziła po wsi, odwiedzała znajomych. Coraz częściej odwiedzał ją wójt, bo sobie upatrzył dziewczynę.

Po śniadaniu, Józka, Jagna i parobkowie szli do kościoła z palmami. Hanka została w domu, pilnować starego, poza tym czekała na Rocha, który miał przynieść wieści o Antku. Okazało się, że z mężem wszystko w porządku, jednak jeszcze nie wiadomo kiedy wyjdzie. Borynowy syn kazał ubić wieprzka na Wielkanoc i sobie przywieźć – też chce mieć święta. Kowal co rusz to przychodzi węszyć za Borynowymi pieniędzmi.

Któregoś dnia Maciej nagle się przebudził począł wołać Hankę i kazał jej wszystkich odprawić z izby. Kowal nie chciał wyjść, bo miarkował, że Maciej chce synowej jakąś tajemnice wyjawić. W końcu jednak musiał ustąpić. Okazuje się, że w komorze we zbożu ukryte są pieniądze. Teść przykazuje, aby Hanka zrobiła wszystko, żeby Antka z więzienia wyciągnąć.

Rozdział III

Haka poszła odwiedzić siostrę i Bylice. A tam w chałupie straszna bieda i zimno, a ojciec ledwo żywy leżał pod kożuchem. Weronka narzekała na biedę, wypominała Jagnie, że się z wójtem po karczmach prowadza. Hanka obiecała, że sprawi więcej mięsa i siostry razem pójdą mężom świąteczną strawę zanieść. Kiedy ubito już u Borynów wieprzka, przyszedł kowal wojować o swoje. Hanka nie dała się wyprowadzić z równowagi, powiedziała kowalowi, że bez zgody Antka nie da kowalowi, ani walka słoniny.

Ten widząc, że nic nie wskóra, począł słowa zgody wypowiadać i wypytywać o rozmowę z ojcem, i pieniądze. Hanka się z niczym nie zdradziła, ale chytry kowal domyślił się, że kobieta musi coś wiedzieć. Tymczasem ksiądz szedł z Panem Jezusem do Agaty, która wygoniona od Kłębów, leżała teraz chora u Kozłów i czekała śmierci. Hanka przyłapała kowala jak ręce w beczkach ze zbożem zapuszczał i czegoś szukał. Pogoniła go, ale teraz jeszcze bardziej czuła, że musi pieniędzy pilnować.


Rozdział IV

Do wsi przybyli strażnicy, żądając koni i robotników do naprawy drogi. Ludzie pomstowali a nich i na biedę. Bo to już wiosna szła, a rąk do roboty nie było. Roch patrzył na to wszystko zmartwiony i wymyślał jakiś plan, tymczasem pomagał ile mógł.

(…) szedł dalej po chałupach miarkując, gdzie może być w czym pomocny.
Przyciszał kłótnie, spory łagodził, doredzał, a gdzie było potrza, i w robocie, choćby najcięższej, pomagał, bo jak u Kłębów drew narąbał widząc, że Kłębowa nie mogła poradzić
sękatemu pniakowi, a Paczesiowej wody przyniósł ze stawu; gdzie znowu rozswawolone
dzieci do posłuchu napędzał...


Nastała straszliwa wichura, wiele szkód we wsi poczyniła. Najgorzej, że Bylicowa chata się zawaliła. Hanka poleciała natychmiast do siostry i ojca. Znaleźli się dobrzy ludzie, co im dopomogli. Weronka zamieszkała w izbie u Sikorów, ksiądz przysłał trzy ruble na dobry początek. Bylica nie chciał zamieszkać u Hanki, choć prosiła bardzo. Zrobił sobie legowisko w sieni zawalonego domu, chciał zemrzeć, tam gdzie się urodził.

Trwały ostatnie przygotowania do świąt. Sprzątano, gotowano, krzątano się po obejściach. W sobotę ksiądz odwiedzał chałupy z kropidłem i święcił pożywienie. Następnego dnia rano, kiedy już wszyscy poszli na rezurekcje, Hanak wśliznęła się po cichu do ojcowej komory i cosik wyniosła po czym również poszła do kościoła.

Rozdział V

W kościele Hanka stała cała roztrzęsiona, nie mogła się skupić na pacierzach. Na Mszy było pełno ludu, tylko chłopów lipickich brakowało. Ksiądz przemawiał gorąco o Zmartwychwstaniu Pańskim. Potem huczało: „Alleluja, Alleluja!”. Hance cała złość na męża przeszła, chciała tylko, żeby wrócił już do domu.

Nazajutrz po święconym Hanka pojechała odwiedzić Antka. Na gospodarstwie została Józia. Jagna siedziała wystrojona w ubrania po zmarłej żonie Boryny. W domu było wesoło przez cały dzień, dziewczyny z parobkami się zabawiały. Hanka wróciła bardzo późno, po wieczerzy rozmawiała z Rochem o spotkaniu z mężem. Nie skarżyła się jednak na to co jej na sercu zległo, tylko się rozpłakała.

(…)toć Antek ją przyjął kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te kilkanaście złotych wziął, nie pytając, skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem daleką drogą!...


Następnego dnia był Lany Poniedziałek, chłopaki biegały za dziewczynami i polewali je srogo. Okazało się, że ktoś się wkradł do Borynowej komory i szukał czego w beczkach ze zbożem. Hanka wiedziała, że to kowal. Cieszyła się, że zdarzyła przed nim zabrać pieniądze. Przybyli sołtys i wójt oglądać miejsce włamania. Odeszli. Hanka w łóżku leżała, bo brzemienna była i odpocząć musiała.

Drugiego dnia świat Jagna spotkała na drodze syna organistów, Jasia. Młody Księżyk pokazywał Jagnie książki o dalekich krajach. Było między nimi jakieś napięcie, pragnienie bliskości, ale Jaś w ostatniej chwili się pożegnał i poszedł. Jagna była zauroczona Jasiem, ale jednocześnie romansowała z wójtem.

U Borynów w chałupie znowu gwarno, zebrali się wszyscy znajomi, a Roch opowiadał cudne historie. Nagle ktoś krzyknął: „Podlesie się pali!”. Nikt z lipieckich ludzie nie ruszył, by ratować dworskie zabudowania. Pan Bóg pokarał ogniem dziedzica – myśleli wszyscy.

Rozdział VI

Hanka niedawno urodziła syna i teraz leżała w łóżku, ale mimo słabości pilnowała gospodarki skrzętnie. Bylica siedział przy niej i opowiadał, tym, że pan Jacek zamieszkał u niego za komorne. Teraz obok niego w sieni zrobił sobie legowisko i śpi w chłopskiej chacie, choć dziedzicowy brat. Tymczasem Józia i Dominikowa przyniosły dziecko Hanki od chrztu i podały małego Rocha matce na ręce. Zaczęło się przyjęcie.

Tymczasem rozpogodziło się na dobre, wiosna szła głęboka, a w polu nie miał kto robić. Kobietom nie starczało już sił, ino narzekały na nędze. Tylko u Borynów robota szła jakoś, trochę wolniej, ale jednak Pietrek i Witek dawali radę. Hanka wszystkiego doglądała i popędzała do roboty wszystkich, sama też się nie oszczędzając.

Do wsi zawitali Cyganie, wszyscy zamykali drzwi, zaganiali zwierzęta, bo bali się kradzieży. Jagna jakby na złość Hance cały dzień z cyganami się prowadzała, a wieczorem wróciła całkiem pijana. Noc nie przeszła spokojnie. Balcerkowej ukradli konia z wozem. Pojechano szukać Cyganów, ale nic nie wskórano. Kradzieże się mnożyły po okolicy, a na ludzi padł strach o dobytek.

Jednak i szczęście się w końcu w Lipcach pojawiło. Po długiej nieobecności wrócił Roch z wiadomością, że czwarte na dwa dni chłopi z okolicznych wiosek przybędą na dwa dni pomagać w najpilniejszych robotach „za Bóg zapłać”. Roch chodził rozradowany, że coś dobrego mógł zrobić, że ludzie sobie po chrześcijańsku będą pomagać. Przez dwa dni we wsi wrzało w dzień od roboty, w noc od zabawy. Na koniec ksiądz jeszcze każdemu z osobna dziękował za pomoc, mówiąc:

Bo co dasz potrzebującemu, jakbyś samemu Jezusowi dawał! No, mówię wam, że choć nieskorzy jesteście dawać na mszę, choć o potrzebach kościoła nie pamiętacie, choć już od roku wołam, że dach mi zacieka na plebanii, co dzień modlić się za was będę, za waszą poczciwość Lipcom okazaną... –


Rozdział VII

„Chłopy wracają!” - rozległo się po wsi radosnym okrzykiem. Kobiety pognały do wójta, by potwierdzić wiadomość. Wyrywały sobie z rąk urzędowy papier. Gotowano się na przyjęcie chłopów, mało to wychodził w pole. Tymczasem Jaś od organistów wyjeżdżał do szkół, uczyć się na księdza. Jagna żegnała go wzrokiem. Czuła się bardzo samotna i co rusz to o Antku, jeszcze więcej o Jasiu, myślała.

Cala wieś ruszyła z procesją na nabożeństwo, ksiądz przewodził, dalej ludzie śpiewając i mówiąc litanie. Wśród nich była i Agata, która jakiś już czas temu ozdrowiała. Nagle ktoś zobaczył chłopów jakiś idących od lasu. Az się porwali ku nim, ale ksiądz pouczył, że nabożeństwo pierwsze. Hance też serce drgnęło, choć wiedziała, że Antka ta nie ma. Mówiono, że jeszcze drugim mogą długo posiedzieć. W końcu doszło do powiania, gorącego i radosnego.

Tylko Hanka i Jana czuły się tego dnia samotne. Jagna chciała powitać Mateusza, ale jakby jej nie dostrzegł. Matka go dopadła i siostra, i Tereska żołnierska, która odwiedzała go przez cały czas w wiezieniu, teraz trzymała go za rękę. Wieczór minął na wsi pod znakiem miłosnych powitań. Jagna wyszła na wieś i co rusz natykała się na jakąś parę. To jej brat Szymon z Natka, to Marysia Balcerkówna z Wawrzkiem, w końcu Mateusz z Tereską. Zawróciła szybko.

Rozdział VIII

Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby po tej burzy srogiej, co
szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszy z trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę,
imał się po ździebku pracy wetującej.


Do Tereski przyszedł list od męża, Jaśka, który właśnie z wojska miał wracać. Ciepły to był list, pełen troski o nią. W liście jeszcze Grzela prosił, by zawiadomiła jego ojca (Borynę) powrocie, nie wiedział bowiem, że Maciej ledwo żywy dogorywał w łóżku od miesięcy. Tereska wcale z powrotu męża się nie cieszyła, kochała Mateusza i cała wieś już wiedział o ich romansie. U wójtów wywiązała się awantura miedzy wójtową o Kozłową, tak ostra, że do bijatyki doszło. Mateusz obejrzał chałupę Bylicy – według niego trzeba było nową stawiać. Pan Jacek obiecywał zmartwionej Weronce, że drzewo na budowę się znajdzie.

We wsi wrzało od plotek o wójtowej bitce i o sprzedaży Podlesia. Nikt nie chciał mieć Niemców za sąsiadów, ale zadłużony dziedzic nie miał innego wyjścia. U Dominikowej w chałupie też nie działo się najlepiej. Synowi nie chcieli po dawnemu wykonywać w domu kobiecych obowiązków. Jagna też niewiele pomagała, romansowała z wójtem. A ludzie gadali. Hance to nawet na rękę było, ale u Borynów też robota kiepsko szła, bo parobek się rozhulał i gospodyni nie dawała sobie z nim rady. Któregoś dnia przyszedł kowal, z informacja, że Antka do procesu nie wypuszczą, a i potem nie wiadomo, bo dziesięć lat mu grozi. Podpowiedział, żeby go wykupi, a potem niech do Ameryki ucieka. Hanka nie wierzyła za bardzo słowom kowala, ale lękała się o męża.

Rozdział IX

Dzień przed Bożym Ciałem pojawił się Roch we wsi i od razu Hanki poszedł. Zobaczył Macieja i prorokował, że stary niedługo odejdzie. Dowiedział się od Hanki, że Stachowi i Weronce chałupę budują, bo pan Jacek dał na to „dziesięć chojałów”. Zdziwił się Roch tą hojnością. Stary niósł dobre wieści. Można było Antka wykupić za pięćset złoty jeszcze przed sprawą. Ale poręczenie było potrzebne, że nie ucieknie. Hanka wyciągnęła Borynowe pieniądze, trochę było za mało, ale uradzili, że inwentarza trochę sprzedadzą i wykupią jej męża.

Jagny nie było, pojechała z matka do miasta bo ta chciała córce cały grunt zapisać, po złości buntującym się synom. Ktoś potem widział Jagnę i wójta, jak leżeli pod jakim krzakiem i spici spali w najlepsze. Podobno Dominikową zostawili w mieście, co ty nie przeszkadzała. Plotki się rozeszły i słowa potępienia rzucano to na Jagnę, to na wójta. Jego najwięcej o wszystko obwiniali:

Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, zaraz mu trąba zmięknie! (…) - Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim i zesadzić! To, co dzisiaj zrobił, wstyd dla całej wsi, aleć gorsze robił, z dziedzicem zawdy trzymał na szkodę gromady, szkołę chce w Lipcach stawiać, Niemców na Podlesie to on pono dziedzicowi naraił. A hula cięgiem, pije, stodołę sobie postawił, konia przykupił, mięso co tydzień jada i herbatę pija - za czyje to pieniądze? co? Juści, nie za swoje, jeno za gromadzkie.


Następnego dnia ksiądz szedł z procesją od ołtarza do ołtarza. Lipce znowu tętniły życiem. Było kolorowo i gwarno. Wieczorem przy muzyce tańcowano i bawiono się długo. Przy wódce chłopi rozmawiają, że Podlesie jeszcze nie sprzedane, ale lada dzień będzie po wszystkim. Myślą odkupić ziemię i podzielić. Wiedzą, że w Lipcach jest za mało ziemi, a za dużo ludzi – wykup Podlesia rozwiązałby problem. Grzela – brat wójta – poddał pomysł, żeby „z dziedzicem się pogodzić i w zamian morgi lasu zażądać po cztery morgi pola na Podlesiu”. Inni jednak chcieli siłą brać Podlesie jak las. Potem poszli do karczmy na zabawę.

Rozdział X

Po Bożym Ciele Mateusz i inni chodzili po chałupach i namawiali ludzi przeciw Niemcom. Chcieli zmusić ich do wyrzeczenia się kupna Podlesia. Pomagał i Grzela, i Roch choć uważał, że to zbójecki sposób, to nie widział innego wyjścia. Cała wieś była przeciwko Jagnie, krzyczano za nią „wójtowa kochanica”.

Gdzież to teraz pójdzie? Drzwi przed nią pozawierają i jeszcze psami szczuć gotowi!... Nawet do matki nie ma iść po co: prawie ją wygnała mimo próśb i płaczów... że gdyby nie Hanka, już by co złego sobie zrobiła... Juści, jedna Antkowa zaopiekowała się nią poczciwie, nie cofając ręki pomocnej i jeszcze broniąc przed ludźmi...


Tymczasem przyszedł papier z urzędu, że Antka można wykupić. Rozradowana Hanka, poczuła nowe siły. Uwijała się ze sprzedażą, by zgromadzić cała sumę na wykup. Jagna choć nic jej nie powiedziano, czuła, że Antek niedługo wróci.

A w domu u Dominikowej wywiązała się awantura, Szymek oznajmił, że żeni się z Nastką, prosił matkę o pieniądze, co by dać na zapowiedzi. Dominikowa odmówiła, i zabroniła mu się żenić. Rozwścieczony, chciał brać pieniądze siła, doszło do szamotaniny i matka wpadła na kuchnię miedzy garnki z wrzątkiem. Choć poparzona, wstała i wyrzuciła syna z domu. Ten siadł przed domem i powiedział, że nigdzie nie pójdzie, co to jego, ojcowe. Obok przysiadł jego brat Jędrek oraz Mateusz. Ten ostatni widząc, że Jagna z domu wychodzi, poszedł za nią nad staw. Rozmawiali ciepło, Mateusz kazał jej „pogonić tę pokrakę”, wójta, obiecał pomścić dziewczynę. Jagna była znowu dobrej myśli.

Hanka wracała do domu, podprowadził ją Mateusz. Mówili o tym, że Jagnę i Tereskę ksiądz wypomniał na kazaniu. Pod domem czekali już chłopi na Rocha. Poszli do Niemców, ale ci nie chcieli nawet słyszeć o oddaniu Podlesia. Wtedy zaczęły się groźby, Niemcy chcieli się strzelać, ale Roch wycofał swoich. Nie tracili nadziei.

Rozdział XI

Anek miał wrócić za trzy dni. Hanka czekała na niego niecierpliwie. Poszła do Boryny powiedzieć mu o wszystkim. Stary leżał teraz w sadzie, bo chałupie za gorąco było. Hanka poszła na pole zanieść obiad wyrobnikom. Gadali o Niemcach, ze się wyniosą i zgoda z dziedzicem też będzie. Nagle przybiegł Witek. Hanka pognała o domu. Maciej się przebudził prosił o buty, chciał iść na pole. Przenieśli go do chałupy, widząc, ze to już koniec.

Posłali po księdza, co by go na maścił. Boryna leżał spokojnie w łóżku, już nic nie majacząc nawet. W dniu, w którym miał wrócić Antek, Hanka cały dzień go wypatrywała, ale się nie doczekała. W środku nocy Boryna się przebudził i wyszedł na dwór, myśląc że dnieje i trzeba iść na pole (księżyc świcie jasno). Poszedł i począł siać.

A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał - jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.


Boryna usłyszał jeszcze wołania jakie i zmarł.

TOM CZWARTY: LATO

Rozdział I

Dopiero rano dowiedziano się w Borynowej chałupie o śmierci gospodarza. Łapa zaprowadził Józkę na pole, gdzie leżał martwy Maciej. Przygotowaniom do pogrzebu towarzyszyły lament i płacz. Boryna leżał pięknie odziany, a ludzie tłumnie przychodzili, by się za niego pomodlić i pożegnać się z zacnym gospodarzem. Hanka żałowała, że Antek nie zdążył pożegnać się z ojcem. Mateusz robił trumnę dla nieboszczyka. Kto przybył pocieszał Hankę, Magdę Józkę, tylko Jagny nikt nie żałował, jeszcze obgadywali dziewczynę srogo. Hanka marzyła, żeby spłacić rodzeństwo Antkowe i pozostać na całym gospodarstwie. Złość ją brała gdy wspominała przepisane na Jagnę sześć morgów.

Następnego dnia cała przyroda zdała się żegnać starego gospodarza. Hanka obudziła się o świcie i od razu zaczęła rozporządzać, co trzeba zrobić. Przyjechał kowal po pieniądze na sprawunki niezbędne na jutrzejszą stypę, a przy okazji nagabywał Hankę o Borynowe pieniądze. Hanka go przepędziła. Przygotowania trwały.

Pogrzeb Boryny odbył się kolejnego dnia. Odprawiono w kościele uroczyste nabożeństwo, potem wyniesiono trumnę, śpiewając „Miserere mei Deus”. Ruszyła żałobna procesja:

Czarna chorągiew z kościotrupem załomotała na wietrze kiej ten ptak straszliwy i poniosła się przodem, a za nią dopiero błyskał srebrzysty krzyż i otwierała się długa ulica brackich z zapalonymi świecami, i szli księża w czarnych kapach.
Trumna jechała w pośrodku, ułożona na słomie wysoko, że ją cięgiem i wszystkie mieli na oczach, a tuż za nią wlekła się rodzina srodze zawodząc płaczem i jękami, zaś pobok i kaj gdzie kto wziął miejsce, ciżbiła się cała wieś, w niemałym smutku a cichości idąca. Że nawet chore i kalekie nie ostały w chałupach.


Nawet dziedzic dołączył do pochodu i szedł z ludem żegnać najznakomitszego gospodarza we wsi. Na pogrzebie ludzie płakali szczerze żałując zmarłego i jego rodziny. Potem rozchodzili się przy dźwiękach bijących dzwonów do izby Borynowej na stypę. A tam niczego nie zabrakło ni smacznego jedzeni, ni gorzałki; komentowano, że stypa była okazała, jak niejedno wesele. Jak zawsze w większym zgromadzeniu rozmawiano o zmarłym, bieżących zdarzeniach oraz sąsiadach. Przeniesiono się później do karczmy, a w domu kobiety opłakiwały Borynę.

Rozdział II

W dzień świętego Piotra i Pawła obywał się w Lipcach odpust. Antka wciąż nie wypuścili z więzienia. Do wsi zjechało się mnóstwo ludu, handlarzy świętościami, dziadów i innych. Słychać było odgłos katarynki. Kościół aż pękał w szwach podczas Mszy, podczas której „spadły zapowiedzie Szymka Dominikowej z Nastusią”, co później chętnie komentowano. Tymczasem Niemcy wynosili się z Podlasia, nie poszczęściło się im tam. Chłopi żegnali ich nieprzyjemnymi docinkami. Pojawił się również dziedzic, który teraz przymilnie rozmawiał z mieszkańcami Lipiec, bo chciał z nimi ubić dobry interes.

W tłumie dostrzeżono też Jasia organistów, szczególnie Jagnę zainteresował ten widok. Natomiast do niej ponownie zalecał się Mateusz. Na odpust przybyło wiele dziadów żebraczych, Hanka rozdając im jałmużnę, dostrzegła w pewnym momencie wśród nich własnego ojca. Kobieta była w szoku, kazała ojcu natychmiast wracać do domu – jakiż to był dla niej wstyd. Na to dobrotliwy ojciec odpowiedział:

Nie póde... Już to sobie z dawna umyśliłem... Co wama mam ciężyć, kiej dobre ludzie wspomogą... We świat se pociągne z drugimi... święte miejsca obacze... co nowego się prze wiem... Jeszczech wama spory grosz przyniese... Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la Pietrusia... kup...


Hanka nie mogła się z tym pogodzić, poszła do Weronki, nakrzyczała na siostrę, że ojca głodziła, itd. Jednak ta się nie dała, biednie u niej było, sama nie miała, co do garnka włożyć. Kobiety musiały się pogodzić, z wyborem ojca.

Tego dnia w karczmie odbywała się narada na temat zgody z dziedzicem. nie wszyscy wierzyli w jego dobre intencje. Chciał oddać cztery morgi ziemi na Podlesiu za morgę lasu. Rozeszli się chłopi z karczmy, wieś kładła się spać, bo radosnym dniu. Tylko Jagna wieczorem stała pod oknem Jasia i wzdychała ciężko, bo coś ją za serce chwytało.

Rozdział III

W oktawę śmierci starego Boryny rodzina zamówiła mszę za jego duszę, ponadto tego dnia rodzina zgodnie z tradycją miała rozmawiać o podziale majątku. Ksiądz napominał dziedziczących, by dzielili się sprawiedliwie i nie pokrzywdzili sierot, szczególnie Józki, która jest jeszcze „skrzatem” oraz Grzeli przebywającego w wojsku z dala od domu. Jak można było przewidzieć nie obeszło się bez starć: o pieniądze po Borynie, o kożuch, zwierzęta, itp. Hanka nie pozwoliła nic brać póki spisu nie będzie i Antek nie wróci.

Kiedy kowal już wyszedł pojawiła się wójtowa z listem o Grzeli, widząc Jagusie poczęła ją wyzywać.Doszło do awantury z Dominikową, która broniła córki. Na koniec Jagna tak zeźliła Hankę, że Antkowa żona wyrzuciła ją z domu. Jagna z pogardą rzuciła zapis (na sześć morgów ziemi) pod nogi rywalki, powiedziała przy tym, że Antek tylko ją kochał, a żonę miał za nic. Jagna zabrała swoje rzeczy i poszła do matki. W liście donoszono, że Grzela nie żyję. Najmłodszy syn Boryny utopił się jeszcze na Wielkanoc. Hanka z jednej strony żałowała chłopaka, z drugiej ulżyło jej, że mniej osób do podziału gospodarki będzie. następnego dnia wójt przyszedł z wiadomością, że Antek na dniach powróci do domu.

Rozdział IV

Hanka od rana była niespokojna, poganiała wszystkich do roboty bardziej niż zwykle. Wciąż wyglądała męża, który rzeczywiście pojawił się tego dnia, a wraz z nim Roch. Małżonkowie przywitali się ciepło i radośnie. Antek nie wrócił z pustymi rękami, przywiózł żonie piękne prezenty – wełnianą chustę, jedwabną chusteczkę na głowę oraz trzewiki. Hanka pokazała mu syna, którego urodziła w czasie pobytu męża w więzieniu. Antek zjadł pyszny, swojski obiad, a potem poszedł oglądać gospodarkę. Hanka opowiedziała mu o wygonieniu Jagny i o skardze, którą żona Boryny na nią złożyła. Na polach Antek odkrył, ze jest bardzo związany z ojcowską ziemią. Zrozumiał, że źle postępował. Był dumny, że żona tak dobrze poprowadziła gospodarstwo.

Wieczorem przyszli znajomi, witać się z Antkiem, był i Mateusz, i kowal. Pomstowano, że chłopi głupi, nie chcą podpisać zgody z dziedzice i tylko nosami kręcą. Wszystko dlatego, brak im przewodnika. W tej roli chętnie widziano by Antka – tylko kowalowi było to nie w smak. Szwagier przypomniał niedawnemu więźniowi, że czeka go jeszcze proces o zabójstwo i nie powinien brać na siebie odpowiedzialności za sprawy całej wsi.

Rozdział V

Parobek Pietrek coraz bardziej daje się we znaki Hance swoją bezczelnością. Antek na polu spotyka Jagustynkę – kobieta wróciła niedawno do dzieci. Pogodziła się z nimi, bo teraz biedę klepią, a matka to zawsze matka. Od niej dowiaduje się Antek o piekle w Dominikowej chałupie. Jakoś mu serce dziwnie drgnęło na brzmienie Jagusinowego imienia. W domu Antek warczał na Hankę, potem poszedł do kowala, który radził mu uciekać do Ameryki przez wyrokiem. Pognębiły te słowa młodego gospodarza. Myślał, że jakiej rady dobrodziej mu udzieli, ale nic nowego nie usłyszał.

Tymczasem był umówiony z Jagną. Początkowo przywitała go oschle, wymawiała krzywdy, ale kiedy przysunął ją do serca i począł namiętnie całować, poddała mu się zupełnie bezwolna. Po wszystkim pokłócili się ostatecznie, a Antek postanowić zakończyć romans raz na zawsze. Nie spał cała noc, a rano lepszy był już dla żony.

Zabrał się Antek do pracy. Ale to nie pomogło, coraz bardziej strapiony chodził, myślał o sprawie, o ucieczce, o Jagnie. Zrobił się chmurny i niedobry dla żony, która nie rozumiała, co się dzieje. Dopiero, gdy któregoś wieczora przyszli strażnicy pytać o Rocha, Antek zwierzył się żonie. Ta jednak powiedziała, że do żadnej Ameryki nie pojedzie, jeśli Antka zamkną, ona gospodarki dopilnuje.

Rozdział VI

Dzięki poręczeniu Antka i Mateusza Szymek wyklęty syn Dominikowej wziął od dziedzica sześć morgów na spłaty. Okrutnie zapuszczone to było pole i odradzali mu ludziska, przestrzegali, że nic tam nie urośnie, ale Szymek się zaparł. Robił od świtu do nocy i nie zniechęcał się ni biedą, ni narzekaniami narzeczonej. Mimo zakazu matki pomagał mu Jędrek. A i inni widząc jego zaciętość, postanowili go wesprzeć. Pan Jacek przyszedł i robił z Szymkiem, Mateusz, postawił siostrze i przyszłemu szwagrowi niewielką ale „galantą” chałupę. Kiedy wszystko było już gotowe, odbył się skromny ślub Nastki i Szymka. Młoda żona popłakiwała nad biedą w której przyszło im żyć, ale pocieszeniem byli hojni sąsiedzi, którzy to z dobrego serca, to przez złość do Dominikowej, pomagali młodej parze.

Rozdział VII

Józka chorowała na ospę. Doglądała jej Jagustyka i Witek. Młody parobek znosił do domu ptaszki i inne stworzonka, by zabawić chorą. A lato było upalne i wszyscy cierpieli z powodu suszy. Zanoszono błagania do Pana Jezusa o deszcz. W końcu zahukało gdzieś i burza rozpętała się straszliwa. Ludzie modlili się o zmiłowanie. Piorun walną w stodołę wójtową i spalił ją do cna.

Jagna odwiedziła Szymonów, dowiedziała się ile dobra Antkowie im uczynili. Ofiarowała Nastce dziesięć rubli i obiecała matkę udobruchać. W drodze powrotnej spotkała Mateusza, poszedł za nią, ale że nie mógł się z nią dogadać szybko zawrócił. Wtedy Jagnę dopadł wójt, ale go pogoniła i zakazała się zbliżać do siebie. Myślała tylko o Jasiu. Jaką radością wybuchła dowiedziawszy się, że upragniony „księżyk” przyjeżdża następnego dnia.

Rozdział VIII

Tymczasem miało się odbyć spotkanie w sprawie budowy szkoły. Od chłopów żądano podatku na ten cel. We wsi panowała bieda, a ponadto szkoła miała być rosyjska, więc postanowiono głosować przeciw. Kiedy jednak przyszło co do czego tylko najodważniejsi nie bali sprzeciwić się naczelnikowi. Głośno upomniano się o polską szkołę. Ale głosowanie i tak zostało sfałszowane – w ten sposób zatwierdzono budowę szkoły.

Rozdział IX

W drodze powrotnej Antek spotkał Żyda, pomógł mu pchać jego toboły, a przy okazji dowiedział się, że kontrakt na budowę szkoły od dawna był podpisany. Dalej spotkał dziedzica, przywitali się i rozmawiali o spotkaniu z naczelnikiem. Dziedzic dziwił się, skąd u chłopów taka znajomość historii i świadomość narodowa – widział w tym rękę Rocha i swego brata. Antek odważnie rzucił oskarżenie za wszystkie nieszczęścia polskiego ludu na panów, co rozgniewało straszliwie dziedzica. Wzburzeni rozstali się.

Wtem Antek zdziwiony zobaczył Jagnę i Jasia stojący przy drodze. Poszedł dalej, a tam się natknął na organiścinę, nie mógł jej nie powiedzieć, gdzie i z kim widział jej syna. Wtem Jaś wyleciał matce na przeciw, ta poczęła go pouczać, żeby z Jagną się nie pokazywał, bo zaraz będą plotki. Niewiele to pomogło, bo Jagna w niego była mocno zapatrzona, często bywała u organistów i w kościele. A Jaś niby bierny, ale coś go do niej ciągnęło. Któregoś dnia spotkali się przypadkowo, „księżyk” począł jej czytać książkę. Przydybała ich razem Kozłowa, Jasia wzywano do domu, bo na plebani pojawili się żandarmi.

Rozdział X

We wsi panował zamęt, bo nie wiadomo było, po co ci żandarmi przyjechali. Ktoś przytomnie domyślił się, że to Rocha chcą zabrać i poszedł do Borynów z ostrzeżeniem. Ten uciekł szybko, a wcześniej kazał Józce, leżącej wciąż z ospą w łóżku, włożyć pod siebie jakieś papiery i pilnować. Antkowie nie wydali Rocha, żandarmi odeszli.

Roch powrócił zabrał swoje rzeczy i odszedł pożegnawszy się ze wszystkimi. Odprowadzała go Jagusia, do której przemawiał raz ostatni z ostrzeżeniem, żeby żyć inaczej zaczęła.

Rozdział XI

Zbliżał się czas żniw. Po wsi rozeszła się wiadomość, że kowal ma zamiar budować młyn – konkurencje dla dotychczasowego młynarza. Jasiek wrócił z wojska i od razu życzliwi powiadomili go o romansie żony. Tereska szukała pomocy u kochanka, ten jednak nie chciał nic zaradzić. Mąż początkowo zły, wybaczył jej jednak. Wszyscy podziwiali poczciwość żołnierza. Na Agatę przyszła ostatnia godzina. Kobieta umarła tak jak marzyła, w Kłębowym łóżku pod własną pierzyną. Nawet ksiądz do niej przyszedł z ostatnią posługą. Jaś rozpaczał po śmierci Agaty, a we frasunku pocieszała do Jagna.

Tę scenę zobaczyła organiścina i okrutnie nawymyślała Jagnie. Matka opowiedziała synowi o szczegółach Jaginych romansów. Początkowo nie mógł uwierzyć, ale potem się przekonał, ze to prawda. Na pogrzebie Agaty Jagna wgapiała się w niego namiętnie, więc postanowił się z nią rozmówić. Ale rozmowa przerodziła się wczuła scenkę zakochanych i tak ich przyłapała organiścina. Nie mogła odpędzić Jagny, do której nie docierały nawet największe obelgi.

Niedługo po tym z Lipiec wyruszyła pielgrzymka do Częstochowy, w której poszli: „Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ofiarowały przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu”. Na pielgrzymkę wyruszył również skruszony Jasio, co doprowadziło Jagnę do rozpaczy.

Rozdział XII

Po tym wszystkim wściekła Dominikowa sprała Jagnę, mówiąc, że musi się zmienić. Na to córka jej wypomniała, że w młodości podobno nie była lepsza. Tymczasem rozeszła się wieść, że aresztowano wójta, bo z kasy znikło pięć tysięcy rubli. Nie dość, że skonfiskowali wójtowi całą gospodarkę, to jeszcze podobno Lipce mają spłacać resztę długu. Rozzłościło to cała wieś, do tego organiścina podpowiedziała, że to przecież wszystko na Jagnę przepuścił i cała złość na niej się skumulowała. Gromadą uradzili, że Jagnę trzeba wypędzić ze wsi, nawet Antek się nie sprzeciwił, przystał na wolę wsi. Jedne Mateusz nie godził się na to. Cała wieś poszła do Dominikowej, siłą wyciągnęła Jagnę i dokonała sądu na dziewczyną.

(...)Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu, pohańbiona na wieki, skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała jakby już nie słysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły po jej twarzy posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku skamieniałym.


Złość jakoś w ludziach opadła, wszystko się uspokoiło. Wracali do domów, a burza się rozpętała. Nazajutrz nastał piękny dzień. Rozpoczęły się żniwa. Jagna wraz z matką zamieszkały w chacie Szymka na Podlesiu. Jagna wciąż leżała ogłupiała. Któregoś dnia do wsi zawitał dziad i począł wypytywać Mateusza o zdrowie Jagny. Tylko ci dwaj jej żałowali.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij