Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki
 
Szymon widział się z Michałem przed wojną. Wtedy starszy brat, z którym łączył na najtrwalsza więź, ostrzegał rodzinę, że zbliża się konflikt zbrojny. Był smutny, zamyślony, nawet matce nie chciał powiedzieć, co mu jest. Później, już w czasie wojny znowu pojawił się w domu. Chciał rozmawiać z Szymkiem, który akurat był w partyzantce. Podczas tego pobytu spał w stodole, ukryty w sianie, nie wychodził na dwór. Stasiek przynosił mu jedzenie, a nocą Michał wyjechał.

Teraz Michał był elegancko ubrany, miał bystre oczy, zachowywał się dziwnie. Wypytywał ojca o ilość hektarów otrzymanych z reformy rolnej, o to, czy ksiądz na kazaniu mówi o polityce, chciał wiedzieć wszystko o wszystkich. Ojciec w końcu się zdenerwował i powiedział, że czuje się jak na przesłuchaniu, że Michał wszystko już wie i teraz on chce wiedzieć, co słychać u jego najstarszego syna. Ta deklaracja spowodowała, że Michał pożegnał się i odjechał, obiecując, że następnym razem przyjedzie ze swoją żoną, której jeszcze nikt z rodziny nie poznał. Oczywiście to się nie stało - nie przyjechał, mimo iż matka wciąż wysyłała do niego listy, na które nawet nie odpowiadał.
Z rodzicami na gospodarce został tylko Szymek. Matka czuła się coraz gorzej, kuło ją w piersiach, prawie nie wstawała z łóżka. Ojciec zajmował się domem, siedział przy jej łóżku i prosił, aby mu czytała, razem odmawiali różaniec, przekomarzali się, Gdy powiedziała mu, że niedługo umrze, przylgnął do niej jak dziecko i nie odstępował na krok.

Szymon rzadko bywał w domu. Albo był w pracy, albo u jakiejś panny, albo chodził na wódkę, co było powodem częstych kłótni z ojcem. Pietruszka nie chciał się jednak ustatkować i spełnić prośby matki.

W pracy Szymon się nudził. Do szesnastej gapił się w sufit, ponieważ ślubów było mało. Czasami musiał napisać przemówienie przeciw klerowi dla wójta, które ten odczytywał na zebraniach. Wkrótce potem wójt został zastrzelony. Do jego ciała była przypięta kartka „śmierć czerwonym pachołkom”. Stanowisko po nim objął przewodniczący Leon Maślanka – człowiek bez przeszłości, z żoną ze wsi Pietruszki.

W gminie pracowało dużo dziewczyn. Szymon je podrywał dzięki obdarowywaniu ich nylonowymi pończochami, które kupował od handlarki. Czasami wydawał na to całą pensję, były bardzo drogie, ale musiał się dobrze zaprezentować, ponieważ dziewczyny nie latały już za nim tak, jak przed wojną. Był już niemłody, mimo to za parę pończoch umawiały się z nim.
Szczególnie podobała mu się pracująca w dziale podatkowym Małgorzata - zawsze ładnie ubrana, miała nawet małą maturę. Nie dała się poderwać „na pończochy”, czasami pozwoliła się tylko odprowadzić po pracy do domu.

Pewnej niedzieli straż pożarna urządziła w lesie na polanie zabawę z orkiestrą, na którą Małgorzata zgodziła się pójść z Szymonem. Odżyła w nim nadzieja na „zdobycie” koleżanki z pracy: był dobrym tancerzem, a ona chciała tańczyć tylko „wolne”, podczas których przytulała się do niego całym ciałem. Wtedy narrator kupił pół litra i kanapki w bufecie, chcąc ją ośmielić. Gdy jednak odmówiła picia - całą butelkę wyżłopał sam. Potem zaczął coś mamrotać, zebrało mu się na całowanie, aż kobieta nie wytrzymała, uderzyła go w twarz mówiąc przez łzy, że myślała, że jest inny, a potem uciekła. Zdziwiony Szymek nie gonił Małgorzaty. Był bardzo zły, że tyle czasu zmarnował i nic z „tego” nie wyszło. Wszedł sam na parkiet i oddał się magii muzyki, potrącając przy tym tańczących ludzi. Wszystkim stawiał wódkę, upił się jak świnia i jak zwykle narozrabiał.

Po tym incydencie w urzędzie komentowano jego zachowanie. Maślanka krzyczał, że przez Szymka ludzie uciekli z zabawy, a strażacy nie uzbierali funduszy na motopompy. Za karę Pietruszka został przeniesiony po trzech latach pracy przy ślubach do działu ściągania planowych dostaw mleka, zboża, żywca. Praca była gorsza i trudniejsza, musiał dużo pisać.

Po jakimś czasie od zabawy do rodziców bohatera doszły wieści, że ich syn „ma pannę”. Zaczęli go o nią wypytywać, a on dla świętego spokoju nie zaprzeczył i raczył ich opowieściami o posagu. Ojciec był zadowolony, że syn będzie miał tyle ziemi, już snuł plany z nią związane, jednak po śmierci żony pomieszało mu się w głowie. Cały czas milczał, nie obchodziło go nic nawet jego ukochane pole

VI. PŁACZ

Ludzie we wsi dopytywali Szymka, kiedy w końcu wykończy grób. Doradzali mu, że powinien chociaż papą przykryć przedsionek, ponieważ niszczał, ale Pietruszka miał pilniejsze sprawy i wydatki na głowie. A to podatek do gminy musiał zapłacić, a to węgiel kupić, a to ubranie na zimę dla Michała.
Chmiel cierpliwie czekał, aż narrator zdobędzie trochę funduszy i wtedy on ruszy z robotą. Mury stały, kwatery były podzielone, do zrobienia zostało już tylko sklepienie. Wszystkie materiały na budowę grobu zdobywał z trudem i dzięki okazjom (na przykład szynę utrzymującą sklepienie odkupił od kolejarzy nadzorujących wymianę torów kolejowych.

Aby zarobić jakiekolwiek szybkie pieniądze na wykończenie grobu, Szymon zajął się hodowlą świni. Musiał wiele czasu poświęcić na oporządzenie zwierzęcia, które okazało się bardzo wymagające, na przykład jadło tylko rzeczy gotowane. Pietruszka tuczył świnię osiem miesięcy. Gdy osiągnęła wagę stu sześćdziesięciu kilo, miał ją sprzedać na skupie, ale…świnia zachorowała! Usłyszał od wezwanego weterynarza, że trzeba ją dorżnąć. Później przyszli jacyś ludzie i spryskali chlew śmierdzącym preparatem, a Szymek stracił przypływ gotówki.

Po wypadku Szymon miał jedną nogę całkowicie, a drugą trochę sztywną. Musiał chodzić podpierając się laskami.
Gdy wykupił miejsce na cmentarzu, trzeba było wykopać dół pod grób, bo Chmiel go ponaglał. Wynajął więc do tej roboty Jaśka Kurtykę ze swojej wsi, który nigdzie nie pracował, tylko całe dnie pił. Uzgodnił z nim, że dostanie i pieniądze i wódkę wieczorem, jeśli cały dzień będzie kopal. Na koniec pokazał, w którym miejscu miał to robić i wrócił do domu.

Przez parę następnych dni Jasiek przychodził do Szymka z zapewnieniem, że jutro już skończy, że już dół ma wykopany, tylko natrafił na korzenie i potrzebuje na siekierkę. Co chwilę wymyślał inne utrudnienia, wyciągając od Pietruszki pieniądze na wódkę. Na szczęście pewnego dnia Szymek pokuśtykał na cmentarz i ujrzał na własne oczy nietknięty łopatą teren. Był już pewien, że Jasiek go oszukał, że wyciągnął tyle pieniędzy, a roboty nawet nie zaczął. Ścigał więc Kurtykę po całej wsi, a ten skutecznie się przed nim ukrywał. W końcu sam musiał wykopać dół, nie było innego wyjścia. Nie mogąc tego zrobić szpadlem – miał chore nogi - kopał rękami, aż powstał głęboki i szeroki dół pod grób. Trwało to kilka dni, pot zalewał mu oczy, nie miał siły wieczorem dowlec się do domu. W tamtej chwili żałował, że żyje. Gdyby go w przeszłości rozstrzelali, miałby święty spokój.

Przypomniał sobie, jak podczas wojny poszedł na zebranie, na którym było dużo ludzi z okolicznych wsi. Oficer niemiecki upominał ich, że muszą oddawać większe kontyngenty dla armii niemieckiej. Potem wybrał spośród nich dwadzieścia pięć osób, zapakował na samochód, wywiózł do lasu, kazał kopać dół i… rozstrzelał ich. Z tej grupy jedyny Szymek przeżył, udało mu się uciec z lasu mimo postrzelenia. Dowlókł się do jakiejś chałupy, obcy ludzie go ukrywali i leczyli rany przez kilka miesięcy. W rodzinnej wsi, gdy wrócił po jakimś czasie, nie dowierzali, że przeżył tę masakrę, przecież już go pochowali. Matka widząc go długo płakała ze szczęścia, choć wiedziała, że jej łzy sprawiały mu ból i że bolało go w takich chwilach serce, co odziedziczył chyba po ojcu, który, by poradzić sobie z płaczem żony, maszerował po izbie, śpiewał, tłukł garnkami, wyczyniał różne dziwactwa.

Wracając do epizodu leśnego, o paru latach do domu Pietruszków przyszło trzech urzędników z gminy Borowice, w której wtedy Niemcy rozstrzelali ludzi. Okazało się, że stawiali w lesie pomnik ku czci pomordowanych i dowiedzieli się, że Szymon jako jedyny uciekł. I tu tkwił problem, ponieważ tajemniczy goście chcieliby, żeby nikt nie uciekł, tylko wszyscy zginęli. Bo jak jeden uciekł, to trzeba by więcej o nim wyryć niż o tamtych co leżą. A tak nikt nie uciekł, tylu przywieźli, tylu rozstrzelali.
Zaczęli przekonywać Szymka, aby wyraził zgodę na wyrycie swojego nazwiska. Powiedzieli, że kiedyś i tak umrze, ludzie o nim zapomną, a pomnik będzie „na lata”. Chcieli go w jakiś sposób uśmiercić, wiec nie zgodził się - przecież żył i ludzie go znali.

Swojego chrzestnego – zduna Franciszka Pietruszka widział w życiu dwa razy, nie licząc tego, gdy go podawał do chrztu. Ojciec go kiedyś przywiózł do naprawienia kuchni i w ten sposób został chrzestnym Szymona.
Pierwszy raz bohater spotkał Franciszka, gdy był już dorosłym kawalerem - przyszedł do nich w odwiedziny. Drugi raz widział go w Płocicach podczas wojny, w knajpie. Miał wtedy wraz z dwoma kolegami rozkaz do wykonania: rozstrzelanie woźnego magistrackiego, który stał się Niemcem. Warto zaznaczyć, że wtedy Szymek nosił pseudonim Orzeł.
Przed akcją partyzanci we trójkę weszli do knajpy, w której siedział tylko pijany chrzestny Pietruszki. Rozpoznał Szymka i krzyczał na cały głos Pietruszków syn, mimo ciągłego uciszania: stulcie pysk, nie żaden Pietruszków, tylko Orzeł. Franciszek nic nie robił sobie z takich wyjaśnień i uparcie pytał: jakiś ty znów Orzeł?, Pietruszków syn mój chrześniak. Na nieszczęście narratora w knajpie było pełno szpicli… W końcu Szymon nie wytrzymał i walnął chrzestnego pięścią między oczy. Twarz Franciszka natychmiast zalała krew. Ze strachu, cichym głosem, leżąc na podłodze rzęził - Nie bij, już nie bij. Niech ci będzie Orzeł.

VII. ALLELUJA

Szymkowi najbardziej z wszystkich potraw smakowały jajka wielkanocne. Poświęcone, dla niego miały lepszy smak. Całe życie, co roku chodził w Wielką Sobotę ze święconką. Tak też się stało, gdy wrócił ze szpitala. Choć na chorych nogach i z laskami w ręku, to pokuśtykał wczesnym rankiem do kościoła, aby zająć miejsce w ławce, gdyż tego dnia do kaplicy przybywali ludzie z pięciu przyległych wsi. Nie wiedział jeszcze, że zamiłowanie do wielkanocnej potrawy przyczyni się do jego zwolnienia z pracy.

Gdy Szymek pracował w gminie w dziale planowanych dostaw, nieraz siedział w biurze do wieczora. Ciągle były narady, goniły terminy skupu zboża, mleka. Od pisania aż ręka go bolała. Wypisywał do ludzi ponaglenia, kary, niektórym przesuwał termin dostaw na później, za co w podziękowaniu był zapraszany ciągle do gospody znajdującej się naprzeciwko urzędu gminy. Tam stawiano mu wódkę nawet w godzinach pracy. Nieraz z całym towarzystwem siedzieli w gospodzie do rana i pili, po czym Pietruszka rano, ledwie żywy, szedł do pracy, siadał za biurkiem i leczył kaca. Wtedy się rozpił na całego. Nieraz ojciec zamykał przed nim drzwi na noc, nie wpuszczał pijaka do izby (matka nie mogła mu otworzyć, bo już prawie nie wstawała z łóżka), więc spał na ławce, na podwórku.

Pewnej nocy, gdy Pietruszka wrócił pijany, zdziwił się, że drzwi były otwarte. W izbie na ławie siedział Michał. Wyglądał dziwnie, był jakby nieobecny, nic nie mówił, był zupełnie innym człowiekiem. Matka powiedziała zdziwionemu Szymkowi, że żona jego brata - której nigdy wcześniej nie widzieli - przywiozła go do nich bez niczego i zostawiła. Mimo ciągłych pytań nie mogli dowiedzieć się od Michała, co mu się stało, dlaczego był w takim stanie. Nic nie mówił, już nigdy nie powiedział ani jednego słowa, żył w swoim świecie. W wyniku stanu Michała Pietruszkowa bardziej podupadła na zdrowiu, serce jej pękało.

strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij




  Dowiedz się więcej
1  Kamień na kamieniu - opracowanie