Gdy narrator wrócił do domu, uzgodnił z Chmielem warunki budowy grobu. Potem poszedł do księdza w sprawie wykupu placu na cmentarzu. Zdążył to załatwić jeszcze ze starym proboszczem, który był w ich parafii od pięćdziesięciu lat i znał dobrze wszystkich swoich parafian, a jego od urodzenia (nieraz prosił jego rodziców, aby kazali mu się ustatkować, poprawić, przestać pić i zmienić swoje życie). Proboszcz przyjął go bardzo dobrze, poczęstował kieliszkiem wina, doradził, które miejsce ma wykupić na cmentarzu, długo rozmawiali. Niedługo po tej wizycie ksiądz umarł i przyszedł nowy, młody.
Po powrocie ze szpitala, gdy okazało się, że w domu nie było Michała, pomimo zmęczenia i braku siły Szymek poszedł szukać brata. Podpierał się laskami. Chodził od sąsiada do sąsiada, szukał, pytał. Dowiedział się, że ostatnio nikt nie widział najstarszego Pietruszki. Okazało się, że w czasie nieobecności Szymka sąsiedzi brali jego brata do pomocy w polu. Za ciężką pracę otrzymywał… talerz zupy! Ludzie go wykorzystywali, a wręcz prześladowali. Był pośmiewiskiem całej wioski. Przewodniczący na przykład wydał nakaz, aby go ostrzyc i ogolić, bo wstyd gminie przynosił chodząc brudnym.
Szymon obszedł całą wieś bez rezultatu. Dopiero przypadkiem dowiedział się, że Michał pracuje u Skobla, u którego Pietrucha go nawet szukał, ponieważ Skobel był człowiekiem chciwym, nigdy nikomu szczypty soli nie pożyczył, nikomu nie pomógł, nikt do niego nie chodził w odwiedziny czy tym bardziej do pracy. Skobel widząc Szymka od razu zaczął krzyczeć, żeby mu podziękował za to, że wziął Michała do roboty za talerz zupy, bo inaczej ten zdechłby z głodu.
Szymon wszedł do chlewa i zobaczył swego najstarszego brata - kiedyś przed chorobą takiego mądrego człowieka – stojącego boso po kostki w gnoju z widłami w ręku i robiącego za parobka. Wyglądał jak kościotrup, broda zwisała mu do piersi, maił długie włosy, był oblepiony i zarośnięty brudem. Szymon nawrzeszczał na Skobla, że chorego człowieka do gnoju zapędził. Gdy zawołał brata po imieniu, on spojrzał w jego kierunku błędnym, nieobecnym wzrokiem.
W drodze powrotnej do domu Michał szedł pokornie przed nim - może myślał, ze znowu go ktoś do roboty prowadzi. W domu Szymon w złości zbił go powrozem po plecach, lecz Michał nawet nie zareagował, nie bronił się, żył w swoim świecie. Później Pietruszka nagrzał wody i umył brata w bali. Po wytarciu okrył płachtą, bo nic innego nie znalazł w okradzionym domu. Na koniec ostrzygł go oraz ogolił. Dopiero teraz zobaczył, jak przez te dwa lata brat się postarzał. Mimo iż nie wiedział, czy go rozumie, cały czas mówił do niego, opowiadał o ich dzieciństwie. Po doprowadzeniu wyglądu Michała do jako takiego stanu Szymek przygotował kolację z produktów ofiarowanych ze szpitala przez salową Jadwigę. Nie wyznał kobiecie, że ma chorego brata. Powiedział, że ma troje rodzeństwa, z których dwójkę poznała. Stasiek i Antek odwiedzili go raz w szpitalu, tydzień po wypadku. Nie miał pojęcia, skąd się o tym dowiedzieli. Przyszli w garniturach, robili mu wymówki, że przez swoją głupotę spowodował wypadek, kłócili się jak zawsze. O Michała nawet nie spytali, dla nich od chwili gdy zachorował, przestał istnieć.
W czasie kolacji Szymek zaobserwował, że Michał gryzł chleb jak zawsze, po kawałeczku, a garnuszek trzymał dwoma palcami. Doszedł do wniosku, że pomimo choroby pewne nawyki w nim zostały i w jakimś stopniu był taki, jak kiedyś.
To spostrzeżenie spowodowało, że narrator zaczął wspominać zdrowego Michała, który zawsze był inny od braci: nie skakał po drzewach, nie pływał w rzece, nie strzelał z procy, nie ganiał z chłopakami. Najlepiej się uczył i ciągle czytał. Rodzice chcieli, aby został księdzem, ale nie mieli pieniędzy na jego naukę. Gdy kiedyś przyjechał do nich kuzyn matki, uprosiła go i zabrał Michała do siebie na trzyletnią naukę krawiectwa.
W tym czasie chłopak często przyjeżdżał do domu, matka zawsze uszykowała dla niego paczkę z żywnością. Z czasem nie chciał już opowiadać o sobie, zrobił się milczący. Któregoś razu oznajmił, że nie mieszka już u kuzyna, tylko pracuje w fabryce. Nie chciał już paczek, bardzo zdziwaczał. Po paru latach przyjechał limuzyną - musiał być kimś ważnym, ale nic nie chciał o sobie nic powiedzieć. W czasie wojny pokazał się w domu i chciał rozmawiać z Szymkiem, ale się nie spotkali, a po zakończeniu walk jego żona przywiozła go do rodziców i zostawiła. Nigdy już nie usłyszeli głosu Michała. Szymon po śmierci rodziców opiekował się nim jak dzieckiem: ubierał, mył, lecz nigdy się nie dowiedział, co takiego spotkało Michała, że zamieniło go w milczącego dziwaka.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -