Ruszył za nią do szatni, gdzie odebrał bańkę z rozpuszczalnikiem. Przy drzwiach wyjściowych czekała na niego Nadzieżda. Wyszli na ulicę, gdzie dziewczyna spytała, czy chciałby środek uspokajający. Dotarli na plac Trzech Krzyży. Na skwerku leżała grupka nietrzeźwych demonstrantów. Pociągnął Nadzieżdę w stronę ruiny budynku, w którym przed laty mieściła się redakcja „Szpilek”. Usiedli na stopniach schodów. Uznał ich kolejne spotkanie za dobry znak i wyznał, że poprzedniej nocy miał objawienie. Dziewczyna odparła, że śnił mu się Antychryst. Widząc jego zdziwienie, wyjaśniła, że jej również często śni się Antychryst. Przytuliła się do niego, kiedy powiedział, że ciężko jest umierać. W oddali dostrzegł A.M. i J.H., wracających ze spaceru. Przyglądał się im z czułością i bezsilnością. Zastanawiał się, co robić.
Ostatni dzień życia stawał się jego ostatnim kawałkiem literackim. Myślał też o Nadzieżdzie, traktując ją jako swoją kobietę. Objął ją i pocałował. Bez słowa weszli do zrujnowanego pomieszczenia redakcji. Po zbliżeniu osunęła się na podłogę, kryjąc twarz w rozpuszczonych włosach. W drzwiach pojawił się jakiś jegomość, podając literatowi kwit z opłatą za zbliżenie miłosne w miejscu publicznym. Osłupiały, zapłacił dziesięć tysięcy złotych. Mężczyzna zasalutował uprzejmie i wyszedł na ulicę. Pisarz usiłował podnieść dziewczynę, lecz zatoczyła się na ścianę, odpychając go. Uciekła w głąb ogrodu i po chwili wróciła, uśmiechając się do niego i ocierając dłonią kąciki oczu. Objęła go, zapewniając, że pójdzie z nim pod Pałac Kultury i zrobi to samo, co on. Nie zgodził się na to, uznając, że lepiej będzie, jeśli zostanie, tęskniąc za nim do końca życia. Przeżegnała go prawosławnym krzyżem, a on pocałował jej palce. Pocałowali się i odbiegła w głąb ulicy.
Po paru minutach wyszedł na ulicę i dostrzegł Tadzia, który trzymał w ręku niebieski kanister. Energicznym krokiem podszedł do chłopca i bez uprzedzenia chwycił go za kołnierz, oskarżając, że wyprowadził go na Żorża. Kiedy Tadzio odpowiedział, że pracuje dla nich od trzech lat, literat uderzył go w twarz. Chłopak osunął się na kolana i zaczął całować jego dłoń. Po kolejnym ciosie wyznał, że ma czterdzieści lat i pisze dla nich wiersze oraz dowcipy satyryczne. Tadzio błagał o wybaczenie, zapewniając, że po obiedzie wymówił pracę w departamencie i jest już innym człowiekiem.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 -