Pisarz ruszył w stronę Nowego Świata, a za nim szedł, biadoląc, Tadzio. Literat odebrał mu bańkę. Na rondzie stał pusty tramwaj. Pasażerowie prosili motorniczego, by jechał dalej, lecz mężczyzna stwierdził, że odechciało mu się. W końcu uległ błaganiom ludzi i postanowił zawieźć ich na plac Narutowicza. Literat wskoczył do pojazdu, słysząc za sobą zdyszanego Tadzia. Powiedział, że został z kimś pomylony, a wtedy Tadzio wyjaśnił, że ma przecież przed sobą Ryszarda Szmidta. Literat nie patrzył na niego, obserwując mijane ulice. Minęli Dworzec Centralny z szybami powybijanymi od salutu armatniego. W odłamkach szkła odbijało się zachodzące słońce. Nagle tramwaj zatrzymał się, ponieważ wyłączyli prąd. Literat z Tadziem ruszyli ulicą Oczki, kiedy rozległo się wycie syreny karetki pogotowia.
Nagle pojazd zaczął gwałtownie hamować, a w tylnych, uchylonych drzwiach ukazała się roześmiana twarz Kobiałki, ubranego w kaftan bezpieczeństwa. Dygnitarz z radością poinformował, że jedzie do Tworek i że lada dzień kraj zrówna się z Zachodem, a wtedy będzie lepiej. Literat życzył mu zdrowia, a Kobiałka wzniósł okrzyk na cześć niezawisłej Polskiej Republiki Radzieckiej. Karetka odjechała, a pisarz odebrał od Tadzia kanister, nakazując, by czekał na niego na zewnątrz. Sam wszedł do szpitala i ruszył do sali reanimacyjnej. Wewnątrz dostrzegł trzech pacjentów. W jednym rozpoznał Huberta i zbliżył się do niego, mając wrażenie, że czuje odór śmierci. Uklęknął przy jego stopach, mówiąc półgłosem, że dobrze robi, umierając. Na stoliku obok dostrzegł kalendarz z datą 22 lipca 1979 roku. Po chwili wstał i podszedł do wezgłowia łóżka. Pochylił się i pocałował zimne czoło przyjaciela, czując, że tak właśnie należało zrobić. Pojawił się młody lekarz, pytając się, kto mu pozwolił wejść do tego pokoju. Pisarz wyjaśnił, że przyszedł pożegnać się z przyjacielem, który był prorokiem i chciał wyprowadzić naród z domu niewoli. Lekarz odparł, że Hubert zostanie odłączony od maszyn o siódmej. Literat poprosił go, aby uczynił to o ósmej. Wyszedł na korytarz i nagle odwrócił się, przepraszając Huberta, że odbierze mu chwalebny pogrzeb.
Stanął na podjeździe, patrząc na czerwone od zachodzącego słońca niebo. Nagle usłyszał czyjś głos i ujrzał Sachera. Staruszek wyjaśnił, że przyszedł odwiedzić starego przyjaciela i pociągnął za sobą do szpitala. Potem popatrzył literatowi w oczy, pytając, czy to oni wyrzucili go z partii. Mężczyzna wyjaśnił, że to Sachez wyrzucił jego i jego kolegów. Staruszek rozejrzał się podejrzliwie dookoła i wyznał, że pisze pamiętniki, które cały czas nosi ze sobą w teczce. Pisarz chciał przejrzeć dzienniki, lecz Sachez wyrwał mu teczkę z rąk. Po chwili odszedł w głąb korytarza, a literat wyszedł na ulicę, patrząc na potężne, ciemne chmury, zasłaniające niebo. Uszedł zaledwie parę kroków, kiedy ze skweru Starynkiewicza wyłoniło się kilka zgarbionych postaci. Ich przywódca rozkazał, by podniósł ręce do góry i przeszukał jego kieszenie, rekwirując gotówkę. Potem zapytał, gdzie ma legitymację partyjną. Pisarz odpowiedział, że nie należy do partii. Dowódca wyjaśnił, że są miejską partyzantką i kazał mu przejść z nimi do szaletu miejskiego. Tam zaczęli dopytywać się, po co mu benzyna. Wytłumaczył, że zamierza się nią oblać i podpalić. Chwycił dowódcę za kapotę, mówiąc, że mogą zrobić to razem. Partyzanci uciekli w popłochu. Literat stwierdził, że zabrali mu z kieszeni wszystko, nawet skrawek „Trybuny Ludu”. Z ciemności wyłonił się Tadzio. Literat zażądał, aby pokazał mu kopię wymówienia pracy z departamentu. Tadzio zapewniał go, że złoży pismo następnego dnia. Zaczął przekonywać mężczyznę, że jest jeszcze młody i za rok wszyscy o nim usłyszą. Zamierzał dokończyć dzieło pisarza.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 -