Nagle stanęło przed nim dwóch młodych milicjantów, prosząc, by wszedł z nimi w bramę. Tam zażądali okazania dowodu osobistego. Podał im zniszczoną książeczkę, pytając, jaki dziś dzień. Odpowiedź, że jest dwudziestego drugiego lipca, zaskoczyła go, ponieważ sądził, że jest późna jesień. Popatrzyli na niego bez życzliwości, a wyższy zaczął go spisywać, pytając, czy go to nie dziwi. Odparł, że był często spisywany. Nagle dostrzegł znajomego, Kolkę Nachałowa, który pojawił się w bramie. Kolka popatrzył na milicjantów i zaczął ich wypytywać o numer. Speszeni funkcjonariusze oddali pisarzowi dowód i odeszli. Kolka, syn generała KGB, nie wyjechał do Moskwy z rodziną, lecz został w Polsce, robiąc dziwaczne interesy. Znali się od kilku lat i pisarz nie pamiętał już w jakich okolicznościach po raz pierwszy spotkał Nachałowa. Literat nie chciał tym razem nic od niego kupić i szybko odszedł.
W wylocie bramy spotkał nieznajomego młodzieńca, który ukłonił się z szacunkiem. Zaskoczony, oddał mu ukłon, a potem minął go, udając obojętność. Przeszedł na drugą stronę ulicy i usiadł przy stoliku w barze mlecznym. Nagle ktoś go zawołał z kolejki do kasy. Rozpoznał brata Rysia, który zamówił dla niego śniadanie. Nie potrafił przypomnieć sobie imienia mężczyzny i posiłek zjedli w milczeniu. Z grzeczności w końcu zapytał, jak leci, nazywając towarzysza docentem. Filozof uznał ten tytuł za obraźliwy. Wybierał się na wykład do departamentu aluzji, który powołano w cenzurze. Literat dostrzegł w końcu sali nieznajomego z bramy, który uśmiechał się do niego. Brat Rysia rozpoczął wykład o aluzji, którą popierał, a pisarz zapytał go o brata. Mężczyzna z irytacją odparł, że uważa Rysia za idiotę, który marzy o światowej karierze i nie rozumie teorii aluzji w prozie. Doradził, aby literat nie kłaniał się swoim opozycjonistom i by pisał dla cenzury. Literat spojrzał na kalendarz, wiszący na ścianie, który pokazywał kwiecień 1980 roku. Nie wiedział, czy to stary kalendarz, czy nowy. Powiedział, że zapamiętał filozofa jak młodego genialnego naukowca i spytał, co pchnęło go w stronę marksizmu. Mężczyzna ze złością rzucił bułkę na stół. Z trudem opanował wzburzenie. Pisarz uznał, że najwyraźniej lękał się odpowiedzialności za życie na własny rachunek i dlatego ukrył się za ikonostasem partii, cenzurując teksty utalentowanych kolegów. Na czole filozofa pojawiły się kropelki potu. Zarzucił, że pisarz jest głupcem, ponieważ nie dostrzega konieczności ocalenia własnej duszy przed falą komunizmu. Był przekonany, że Rosja wkrótce prześcignie przemysłowo Amerykę i Polacy sami będą chcieli tam jechać. Słowa te zdruzgotały pisarza. Odparł, że woli zapomnieć o tej rozmowie. Filozof zaśmiał się szyderczo i wyszedł z baru bez pożegnania.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 -