Pod oknem maszerował kilkuosobowy tłumek, niosący transparent z napisem:
„Niech żyje 22 lipca 1999 roku!”. Nadzieżda wyszła z pokoju, nawet nie spojrzawszy w jego stronę. Na dole, przy latarni ulicznej, dostrzegł chłopaka z prowincji, który najwyraźniej czekał na niego. Chciał chyłkiem opuścić mieszkanie, lecz musiałby wówczas przejść przez pokój, w którym leżał sparaliżowany staruszek. Nadzieżda wróciła, niosąc szklanki z herbatą. Poinformowała, że Halina już idzie do domu. Popatrzył na nią ze ściśniętym sercem, pytając, dlaczego zgodziła się z nim kochać. Żałował, że nie spotkali się wcześniej. Dziewczyna odparł, że dziś widziała go po raz pierwszy i zakochała się w nim w ciągu kwadransa. Spytała, czy jest gotów, by uciec. W głębi mieszkania trzasnęły drzwi. Podeszła do niego i objęła, przekonana, że są sobie przeznaczeni. Mieli przed sobą jeszcze siedem godzin. Odparł, że jeszcze przecież nie podjął decyzji. Stwierdziła, że przegapili ostatni moment na ucieczkę i pocałowała go, mówiąc, że jeśli chce, to pójdzie z nim na stos. Odsunęli się od siebie, kiedy weszła Halina, niosąc
niebieski kanister. Oznajmiła, że kupiła najlepszy importowany z Nowej Zelandii rozpuszczalnik. Literat odparł, że nie wie, co ze sobą robić do ósmej wieczorem i ujął w dłoń kanister.
Nadzieżda stała przy oknie. Przeszedł do drugiego pokoju, staruszek spojrzał na niego i stwierdził, że nie warto tak dalej żyć. Literat przyglądał mu się bez sympatii, zastanawiając się, czy mężczyzna nie znalazł się tu celowo, aby pchnąć go ku przeznaczeniu. Staruszek podniósł rękę z geście pożegnania czy też błogosławieństwa. Pisarz wyszedł, uznając, że po drodze zastanowi się, dokąd iść. W sieni zderzył się z Sacherem. Mężczyzna spytał, czy skądś się znają, a literat wyjaśnił, że dygnitarz wyrzucił go z partii. Rozmawiali przez chwilę i Sacher doradził mu, aby dużo spacerował, gdyż wtedy się najlepiej myśli. Literat wspomniał dzień, w którym wraz ze znajomymi znalazł się w Biurze Politycznym i słowa, wypowiedziane przez Sachera, który – zawieszając go w prawach członka partii – w rzeczywistości zwrócił mu wolność. Potem przeszli do drugiej sali, gdzie stał suto zastawiony stół. Zjedli wspólnie posiłek – ofiary i ich kaci. Polityk życzył mu pomyślności i udał się na spacer.
strona:
- 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 -