Niestety, mróz ciągle trzymał. Piotruś przestał chodzić do ochronki, grzał się tylko w nogach matczynego łóżka. Brakowało węgla, brakowało jedzenia. Pełen różnych skarbów kuferek, w którym przechowywane były brzytwy ojca, jego świąteczna jedwabna chustka, matczyne korale, sztuba z czerwoną podszewką, żółta serweta w kwiaty na stół, kapa na łóżko z zielonego persu, okazał się prawie pusty. Została w nim jedynie kawalerska harmonijka ojca. Tego dnia nie było śniadania, nie było też obiadu.
Po południu matka poprosiła Wicka, aby pobiegł do maglarki ze Szczygła i zaproponował jej kupno żelazka. Gdy już wychodził, poprosiła, by zapytał też o moździerz. Po chwili do listy dodała również rondel. Wicek spotkał w sieni Felka i bracia razem poszli sprzedać cenne przedmioty. Jednak maglarka odesłała chłopców z niczym. Sprowadzono zatem „handla”. On obejrzał, pokręcił nosem, nazwał te rzeczy „szmelcem” i zaproponował jedynie dziesięć złotych. Matka ze zdenerwowania wygoniła go i poleciła zawołać innego, Rudego, który kiedyś już kupił od Mostowiaków stół. Ten jednak zaproponował mniejszą kwotę. Przyszło jeszcze pięciu innych „handlów”, ale każdy następny dawał coraz mniej. Anulka spróbowała jeszcze sprzedać żelazko stróżce, ta jednak, pamiętając zapewne wcześniejszą odmowę, powiedziała, że grata nie chce. To jeszcze bardziej zezłościło matkę.
W końcu poleciła poszukać pierwszego „handla”, tego, który dawał najwięcej. Chłopcy nie musieli błądzić, bo Żyd stał na wprost bramy, jakby czekał aż go zawołają. Tylko teraz nie dawał dziesięciu, a równe dziewięć zlotych. Felek dopilnował, by handlarz nie oszukał biedaków, za co dostał pochwałę.
Mrozy powoli odpuszczały i nocami było słychać pękający na Wiśle lód, jednak w mieszkaniu, wyczyszczonym, jak to mawiał Felek, na glanc panowała ogromna wilgoć, więc wciąż trzeba było kupować węgiel. Stancja nasza wypróżniła się do czysta.(…) Poszła gorsza matczyna suknia, poszedł zegar, poszła balia, a kiedy i płaszcz ojca granatowy poszedł, straciłem zupełnie wiarę w te rzeczy, które są "raz na całe życie", zwłaszcza po niedawnym doświadczeniu z żelazkiem. Matka czuła się coraz gorzej. Lekarstwa nie było. W końcu któregoś dnia ojciec wyjął z kuferka swoją harmonijkę. Siadł na łóżku matki i zaczął wygrywać piękne, wesołe melodie. Wspominali ze wzruszeniem dawne czasy – moment, gdy się poznali, zapowiedzi… Po pewnym czasie Anulka zasnęła, a Filip zaczął wygrywać coraz smutniejsze melodie. Już nie tylko on, ale i dzieci miały łzy w oczach. W końcu mężczyzna wstał i poszedł sprzedać ukochany instrument. Wrócił późno z lekarstwem, węglem i herbatą dla matki.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -