Oddano głos Meursaultowi. Na swoją obronę przyznał, ze nie zamierzał zabić Araba, że to wszystko jest efektem działania słońca. Adwokat chciał dowieść, że za dużo na tej sprawie poświęcona uwago matce oskarżonego i przytułkowi, w którym przebywała. Chciał udowodnić, że jego dusza nie jest pozbawiona zasad moralnych, lecz wręcz przeciwnie, że Meursault jest szlachetnym człowiekiem, który ma wielu przyjaciół i jest szanowanym pracownikiem jednej z francuskich firm. Mowa ta nie była już tak przekonywająca jak prokuratora. Jedyne, co odczuwał bohater, to znudzenie, chciał, by wszystko się jak najszybciej skończyło i by mógł położyć się spać
Na wyrok czekano trzy kwadranse, sędzia oświadczył, że uznaje Meursaulta za winnego zbrodni i w imieniu narodu francuskiego skazał go na śmierć przez ścięcie głowy.
Meursault odmawiał przyjęcia kapelana, nie wierzył w Boga i taki proceder wydawał mu się zbędny. Rozmyślał o sposobach zadawania śmierci i sposobach ucieczki skazanych. Zarzucał sobie, ze nie czytał wcześnie specjalistycznej lektury na ten temat. Przypomniał sobie, jak kiedyś opowiadała mu mama, że jego ojciec czuł mdłości przed egzekucją, na którą się wybierał, a w dniu po niej wymiotował. Meursault zrozumiał, że śmierć to jedyna ważna rzecz dla człowieka. Gdyby żył dalej chodziłby na każdą egzekucję. W myślach układał reformę projektu ustaw. Uważał, że powinna istnieć substancja chemiczna, którą wstrzykiwałoby się skazanemu na śmierć, gilotyna jest zbyt banalna – załatwia sprawę raz na zawsze. Zaczął porównywać jej obraz z dawnych lat ze zdjęciem z gazety. Okazało się, że przez cały czas myślał, że będzie musiał wejść po schodach by na „górze” dokonał się akt jego śmierci, zdał sobie jednak sprawę, że teraz gilotyna stoi na ziemni i pozbawiona jest dawnego patosu. Wszystko odbywa się „dyskretnie, nieco wstydliwie i bardzo precyzyjnie”.