„A więc umrę… wszyscy wiedzą, że życie nie jest wcale warte trudu przeżywania. W gruncie rzeczy dokładnie zdawałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia, czy się umiera w trzydziestym czy w osiemdziesiątym roku życia, ponieważ jest oczywiste, że w obydwu wypadkach inni mężczyźni i inne kobiety będą żyć dalej, i to przez tysiące lat. Słowem nie ma nic bardziej oczywistego. To zawsze bym ja umierał, teraz czy za dwadzieścia lat…Z chwilą, gdy się umiera, słowa „jak” i „kiedy” nie maja oczywiście żadnego znaczenia.”
Meursault próbował pogodzić się z myślą o odrzuceniu ułaskawienia, ale gdy jednak pomyślał, że zostało ono pozytywnie rozważone, napełniała go niesamowita radość, jego ciało wypełniał niedorzeczny poryw krwi.
Właśnie w takiej chwili, gdy odrzucał po raz kolejny, sam w sobie, możliwość ułaskawienia, odwiedził go kapelan. Meursault był pewien, że to już koniec, ale duchowny oznajmił mu, że to przyjacielska wizyta. Oskarżony oświadczył, że nie wierzy w Boga i że rzeczy o których zamierza mu mówić przybyły zupełnie go nie interesują. Ksiądz chciał go nakłonić do wyznania wiary. Meursault wpadł w szał, zaczął szarpać księdza, przeklinać go i krzyczeć:
„…byłem pewny siebie samego, pewny wszystkiego, pewny swego życia i tej śmierci, która mnie czekała. Tak miałem tylko to, ale przynajmniej panowałem nad tą prawdą w równej mierze jak ona panowała nade mną. Miałem rację, mam nadal rację, zawsze miałem rację. Żyłem w taki sposób, mógłbym żyć w inny. Robiłem jedne rzeczy, nie robiłem innych. Nie uczyniłem tej rzeczy bo uczyniłem inną”
Ten wybuch wściekłości oczyścił go, zrozumiał w tym momencie, dlaczego jego matka przed śmiercią znalazła sobie przyjaciela. Podobnie jak on teraz i ona chciała zacząć wszystko od nowa. Meursault poczuł się szczęśliwy, jedyne czego pragnął to wielu widzów podczas jego egzekucji.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -