Dziennikarz po powrocie do ojczyzny otrzymał pracę w Państwowej Agencji Prasowej, jako specjalista od spraw dalekiej Azji. Zaczął studiować informacje z takich miejsc, jak: Birma, Sumatra, Malaje czy Filipiny, uświadamiając sobie rozległość tematyki azjatyckiej. Do jego obowiązków należało redagowanie depesz docierających z różnych krajów Azji i mówiących o ważnych wydarzeniach. W wolnych chwilach sięgał do Dziejów Herodota.
Zastanawiał się między innymi nad powodem prowadzenia badań przez starożytnego historyka. Czy ktoś mu je zlecił, czy robił to z własnej inicjatywy? Porównuje także stan pamięci w dobie Internetu oraz w starożytności, kiedy jedynym depozytariuszem pamięci był człowiek. By poznać przeszłość, trzeba dotrzeć do człowieka, który ją nosi, w takim podejściu autor widzi początek reportażu. Snuje także refleksje o powstawaniu legend i mitów, które pierwotnie przekazywali sobie ludzie przy ognisku. Zestawia „płomień” z historią, wspólnotą i pamięcią.
Herodot, spisując historie, pragnie przeciwstawić się naturalnej, niszczycielskiej sile przemijania. Zdaje sobie sprawę z wagi swej misji. Za horyzont w przeciwieństwie do swoich poprzedników, takich jak Homer, przyjmuje „dzieje ludzkości”. Zauważa odwieczny antagonizmy Zachodu (Europy) i Wschodu (Azji) i stara się je zrozumieć. Pragnie znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego ludzie z sobą wojują. Narrator nazywa Herodota „człowiekiem drogi”, który podczas swych podróży jest jednocześnie historykiem, antropologiem, etnografem i reporterem. Jest także pierwszym, który odkrywa „wielokulturową naturę świata” i przekonuje, że każda kultura wymaga akceptacji. Świat Herodota jest jednak śródziemnomorsko-bliskowschodni, nie są mu znane Chiny czy Japonia, Australia i Ameryki.
Szczęście i nieszczęście Krezusa
Herodot, szukając źródeł konfliktu między Wschodem a Zachodem, natrafia na opinię, że globalnej zawierusze winni są Fenicjanie. To oni zapoczątkowali proceder porywania kobiet, który przyczynił się do wybuchu konfliktów (porwanie królewny Io z greckiego portu).
Wspomnienie o tym w Dziejach ma, jak każda „pikantna” historia, wzbudzić u czytelnika zainteresowanie. W całym utworze znajdują się wątki, które mają poruszyć i zdumieć publiczność. Herodot pragnie ustalić pierwszą zasadę historii. Ma nią być odpowiedź na pytanie: kto zaczął? Odwiecznym prawem ludzkości jest prawo zemsty. Strach przed nią powinien powstrzymywać przed popełnieniem złego czynu.
Druga zasada Herodota brzmi szczęście ludzkie nigdy nie jest trwałe. Udowadnia ją na przykładzie losów króla Lidii – Krezusa. W połowie VI wieku przed Chrystusem Krezus był władcą bogatego państwa leżącego między Grecją a Persją. Znany był ze zgromadzonych przez siebie bogactw. Uważał się za najszczęśliwszego z ludzi. Pewnego razu na jego dwór zawitała grupa najwybitniejszych mędrców greckich, a wśród nich Solon. Ten, widząc skarby Krezusa, przypomniał, że człowiek jest igraszką przypadku. O tym, czy człowiek jest szczęśliwy ma świadczyć całe jego życie, gdyż bogowie często obdarowują kogoś hojnie, by następnie wszystko mu odebrać.
Po wyjeździe Solona bogowie ukarali Krezusa za jego pychę. Najpierw w nieszczęśliwym wypadku ginie jeden z jego synów – dorodny Atys. Król Lidii, widząc rosnącą potęgę Persji, pragnie uderzyć na sąsiada. Przed wyprawą składa olbrzymie dary wyroczni delfickiej, aby uzyskać pomyślną wróżbę w sprawie przyszłej wojny. Przepowiednia brzmiała: „jeśli uderzysz na Persję zniszczysz wielkie państwo”. Krezus, licząc na wygraną uderzył na sąsiedni kraj i zniszczył wielkie państwo – swoje własne, a sam dostał się do niewoli. Będąc na stosie, wzywa imię Solona, który powiedział mu, że żaden z żyjących nie może uznać się za szczęśliwego. Cyrus, władca Persji, pragnie go ocalić przed spaleniem, jednak jest już za późno. Krezus w obliczu śmierci wzywa imię Apollona – rozpętuje się gwałtowna burza, która gasi ogień.
Władca Persji rozkuwa kajdany swego wroga i pozwala mu usiąść obok siebie. Krezus jest poniżony, pokorny i cichy, jednak winą za wybuch wojny oskarża bogów greckich. Odprawia swe kajdany do Delf, pytając wyrocznię o jej „niewdzięczność”. Pytia delficka odpowiada zdaniem, które stanowić ma trzecie prawo Herodota:
Przeznaczonego losu nawet bóg nie może uniknąć. Krezus odpokutował za grzech swojego prapradziada, który jako kopijnik Heraklidów, folgując zdradzie niewieściej, zamordował pana swego i posiadł jego godność, a wcale mu się nie należała. Aczkolwiek Apollo wysilał się, aby ciążące nad nim nieszczęście spełniło się dopiero na potomkach Krezusa, a nie na nim samym, nie zdołał jednak odwrócić przeznaczeń…
Krezus zyskuje świadomość, że za swój los odpowiada sam.
Koniec bitwy
Autor powraca do postaci Cyrusa i Krezusa, którzy wspólnie udają się na wojną przeciw plemieniu Massagetów żyjących w głębi Azji Środkowej, na krańcach znanego wówczas świata (lud ten, co zostaje na marginesie, zażywa swego rodzaju narkotyków, jest więc protoplastą współczesnych „ćpunów”). Cyrus przekonany był o swojej wyjątkowości i o tym, że we wszystkich dotychczasowych wyprawach szczęście mu sprzyjało. Lud Massagetów stara się zdobyć podstępem, udając że pragnie poślubić ich królową – Tomyris.
Plan ten zostaje zdemaskowany, więc władcy Persów pozostaje napaść zbrojna. Jego niepohamowana żądza opanowania i podboju sprzeczna jest z grecką zasadą umiarkowania, musi więc doprowadzić do jego klęski (podobnie jak wiele wieków później doprowadziła Napoleona). Aby dotrzeć do terenów wroga wojska perskie pokonać muszą olbrzymie odległości, przedzierając się przez skały, przechodząc pustynię, czasem gubiąc się na bezdrożnych stepach. Wielu z żołnierzy ginie z pragnienia, głodu i wyczerpania. Cyrus zaopatrzony jest we wszelkie dobra, nawet w przegotowaną wodę wiezioną w srebrnych naczyniach. Wraz z nim podróżuje Krezus – narrator zastanawia się nad stosunkami łączącymi obu władców.
Podczas budowy przeprawy na rzece Cyrus dostaje list od Tomyris, która proponuje, że albo ona cofnie się w głąb swego kraju na trzy dni marszu wojska, albo uczyni to Pers. Starszyzna radzi by przyjąć armię Massagetów na własnej ziemi. Jedynie Krezus przestrzega, że życie ludzkie toczy się kołem, które w swoim obrocie nie dopuszcza, żeby zawsze ci sami byli szczęśliwi. Radzi przejść na drugą stronę rzeki, gdzie stacjonują wojska Tomyris, wystawić im jadło i napitek, a gdy ci się upiją przystąpić do ataku. Cyrus ma przed ostatecznym starciem złe przeczucia. Wysyła jednak niezdolną do walki część swej armii przeciw Massagetom. Ci wygrywają i zaczynają wielką ucztę. Gdy zasypiają napadają na nich Persowie, mordując i biorąc w niewolę większość wojsk (pojmują m.in. królewicza Spargapisesa).
Królowa Tomyris nakazuje mu zwrócić syna i opuścić zdobyte ziemie, w innym przypadku grozi, że nasyci Cyrusa krwią. Spargapises po uwolnieniu go z kajdan zamiast niewoli wybiera samobójstwo. Massagetowie wydają Persom krwawą bitwę, w której ginie większość obu armii. Ginie także Cyrus. Zrozpaczona i nienawidząca królowa napełnia bukłak krwią poległych i zanurza w niej głowę martwego władcy Persji.
Przywołany zostaje opisany przez Herodota zwyczaj Massagetów, którzy zabijają i zjadają starszych członków swej społeczności, co uważają za ich największe szczęście. Oszczędzają jedynie chorych, których chowają w ziemi.
O pochodzeniu bogów
Do dziennikarza docierają informacje o wydarzeniach w Chinach, Indonezji i Wietnamie, jednak nie są zbyt precyzyjne. Informuje, że czasem bardziej ciekawi go Afryka – kontynent bliższy Europie, w którym dochodzą do głosu idee niepodległościowe. Wspomina o tajemnicy, która spowija ten kontynent i wzbudza zainteresowanie nim.
Wspomina II księgę Herodota dotyczącą wyprawy do Egiptu. Pragnie przyjrzeć się technice pisarskiej autora z Halikarnasu, którego nazywa rasowym reporterem. Wyobrażenie Herodota wędrującego (prawdopodobnie) ze swym niewolnikiem przywodzą na myśl postaci Don Kichota i Sancho Pansy.
Narrator wspomina o władcy Egiptu – Psammetychu (rządzącym 150 lat przed przybyciem tam Herodota), który pragnął sprawdzić jaki lud został stworzony pierwszy. Każe wysłać dwoje niemowląt na pustynię – pierwsze wypowiedziane przez nich słowo ma zaświadczyć jaki język (a więc lud) był pierwszy. Okazuje się, że malcy wołają po frygijsku „chleb”. Herodot wędruje po Egipcie by sprawdzać, porównywać i uściślać informacje. Próbuje rozwikłać zagadkę źródeł Nilu, jednak po paru miesiącach wędrówki w górę rzeki poddaje się. Skrupulatnie przygląda się egipskim zwyczajom, które różnią się od wszystkich innych. Narrator przywołuje kilka przykładów, których w Dziejach jest wiele. Herodot zdaje się udowadniać, że mimo różnic Egipcjanie i Grecy potrafią zgodnie żyć, gani także pychę i wywyższanie się Greków. Między innymi stawia kontrowersyjne dla mieszkańców Peloponezu twierdzenie, że swych bogów „zapożyczyli” od Egipcjan.
Widok z minaretu
Narrator powraca do kwestii starszeństwa kultury egipskiej. Jeśli to ona zainspirowała i wpłynęła na stworzenie kultury greckiej to, jak konkluduje narrator, cała europejska kultura ma rodowód nieeuropejski. Dla Herodota wielokulturowość jest żywą, pulsującą tkanką, w której nic nie jest określone raz na zawsze, lecz nieustannie przekształca się, zmienia, tworzy nowe relacje i konteksty.
W roku 1960 narrator po raz pierwszy może oglądać Nil. Ówczesny Egipt jest centrum antykolonialnego świata i powstałej dwa lata wcześniej Zjednoczonej Republiki Arabskiej, na której czele stoi pułkownik Naser. Rano podróżnik wyrusza z dzielnicy Zamalk do śródmieścia. Po drodze pragnie wyrzucić butelkę po czeskim piwie do kosza na śmieci, lecz wszędzie towarzyszą mu baczne, wręcz natrętne spojrzenia mieszkańców Kairu (w Egipcie trwa kampania antyalkoholowa). Po paru nieudanych próbach pozbycia się wraca do hotelu, a niechcianego przedmiotu pozbywa się nocą. Spacerując po mieście, wciąż ma wrażenie, że wszystkie uliczki mają „uszy i oczy”. Snuje refleksję, że każda dyktatura wykorzystuje do swych celów „bezczynną, ludzką magmę”. Jej członkowie czują się częścią władzy, zaś dyktatura wykorzystuje ich jako darmowych i wszechobecnych agentów.
Dziennikarz opisuje swą wyprawę wraz z jednym z „tajniaków” – Ahmedem – do meczetu położonego w odległej starej dzielnicy, z którego szczytu widać cały Kair. Na wierzchołek bohaterowie wspinają się stromymi i śliskimi schodami bez poręczy. Na szczycie egipski przewodnik zażądał od Polaka wszystkich pieniędzy, po czym zniknął. Najgorsze dla okradzionego było powolne i ostrożne schodzenie po niepewnych schodach. Po tej przygodzie spotykał kilkakrotnie Ahmeda, jednak obaj zachowywali się, jakby nigdy się nie znali.
Koncert Armstronga
Tekst poprzedzony jest informacją: Chartum, Aba, 1960. Z lotniska w Chartumie taksówkarz zawozi reportera do Hotelu Grand (mimo iż pragnął jechać do Hotelu Victoria), gdzie spotykają się wszyscy przyjeżdżający Anglicy. Hotel położony był nad Nilem. Po wyjściu na miasto odczuł niespotykanie silną fale gorąca, uniemożliwiającą jakikolwiek spacer. Życie ożywa tu dopiero wieczorem. Codziennie liczni mieszkańcy zadają mu podobne pytania – Skąd przybył? Co zamierza robić? Jak mu się w Chartum podoba? Pewnego dnia dwóch studentów proponuje mu zakup i wspólne wypalenie haszyszu. Narrator udaje się nocą wraz z Sudańczykami nad brzeg oświetlonego księżycem Nilu, gdzie po spróbowaniu narkotyku ulega kołysaniu i „wpada w stan nieważkości”. Do hotelu powraca nad ranem z potwornym bólem głowy. Po dwóch dniach dowiaduje się o mającym się odbyć na stadionie koncercie Armstronga.
Stadion na pięć tysięcy osób położony był za miastem. Gdy artysta wykonywał kolejne swoje najbardziej znane utwory m.in. Whats a Wonderful World publiczność milczała. Muzyka i głos Satchmo (pseudonim Armstronga) nie poruszyły ich. Narrator skonstatował że współczesna Afryka i Afryka dawnych amerykańskich niewolników to dwa różne światy. W hotelu mógł porównać dwie twarze Armstronga – pogodnego i ożywionego muzyka z koncertu ze zmęczonym, zgaszonym sześćdziesięcioletnim mężczyzną.
Dziennikarz wspomina o niebezpieczeństwach czekających na pustyni – burzach piaskowych i braku wody. Wspomina opisy Herodota dotyczące wyprawy wojsk króla Persów – Kambyzesa – przeciw ludowi żyjącemu na saharyjskich oazach. Część jego armii po wyjściu na tereny pustynne całkowicie zniknęła.
Po przybyciu do Chartumu dwóch Czechów autor wyrusza wspólnie z nimi do ogarniętego konfliktem Konga. Pierwszą położoną na skraju dżungli osadą, w której się zaopatrzyli była Aba.
Twarz Zopyrosa
Dziennikarz z powodu braku benzyny znajduje się w niewielkim kongijskim miasteczku Paulis. Udaje mu się zakwaterować w szkole prowadzonej przez belgijskich misjonarzy. W kraju trwa wojna domowa, jednak narrator wraz z Herodotem przenosi się w czasy wojny króla Persów Dariusza przeciw zbuntowanemu Babilonowi.
Babilon jest w tym czasie największym i najbardziej dynamicznym miastem planety. Jego mieszkańcy skrupulatnie przygotowują się do ogłoszenia niepodległości, świadomi chwiejnej pozycji na perskim dworze. Babilończycy postanawiają o zaduszeniu wszystkich kobiet, prócz matek, które każdy mężczyzna miał ze swego domu wybrać (w celu oszczędzania zapasów). Narrator zastanawia się, kto o tym zadecydował, jak decyzję przyjęły kobiety i jak przebiegała kaźń. W trakcie oblężenia chronieni potężnym murem mieszkańcy miasta wiszących ogrodów drwią z armii Dariusza, przepowiadają, iż zdobędzie miasto, jeśli mulice (z natury bezpłodne) urodzą młode. W dwudziestym miesiącu oblężenia synowi perskiego notabla – Zopyrosa – jedna z mulic rodzi młode. Zopyros, czując się poniżony i upokorzony przez Babilończyków dokonuje aktu samozagłady – obcina sobie nos i uszy, goli głowę, jak zbrodniarz i każe się wychłostać (następuje wytłumaczenie tego postępowania nakazem kultury – własną hańbę zadaną przez innych można zmazać tylko poprzez samookaleczenie, które przynosi wyzwolenie).
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -