Narrator zbioru eseistycznych reportaży zapowiada przyszłe podróże i odkrycie postaci Herodota. Zanim jednak przystąpi do opowiedzenia swych historii wspomina wykłady o starożytnej Grecji profesor Bieżuńskiej-Małowist, których był słuchaczem sześć lat po zakończeniu wojny na Uniwersytecie Warszawskim. Opisuje wygląd sali i swych kolegów, którzy w większości pochodzili z prowincji. Antyczna historia dla studentów stanowiła „nierealną rzeczywistość”.
Narrator wspomina o pierwszym tłumaczeniu Dziejów Herodota na język polski, które opracował Seweryn Hammer. Choć przetłumaczone zostały w połowie lat czterdziestych do księgarń trafiły w 1955 roku w czasie „odwilży”. Przyczyn zwlekania z wydaniem dzieła narrator dopatruje się w sytuacji politycznej (wzmożenie czujności cenzury przed i po śmierci Stalina). Wspomina, że uważny czytelnik mógłby odnaleźć w utworze powstałym dwa i pół tysiąca lat wcześniej wiele aluzji do współczesności. Przykładem jest historia Periandera, młodego władcy Koryntu, który za radą dyktatora Miletu – Trazybula – wymordował wyróżniających się, wybitnych obywateli swej krainy.
Inna historia dotyczy maniakalnie podejrzliwego władcy Persji – Kambyzesa, który wymordował swe rodzeństwo oraz najwybitniejszych Persów. Zdecydował się na wyprawę przeciw Etipom, jednak nie przygotował odpowiednich zapasów dla wojska. Z przedsięwzięcia wycofał się, gdy podczas wyprawy żołnierze z głodu zjedli wszystkie zwierzęta i zaczęli zjadać się nawzajem.
Narrator wspomina swoją pierwszą po studiach pracę – był dziennikarzem „Sztandaru Młodych”. Do jego obowiązków należało jeżdżenie po Polsce „śladem nadsyłanych do redakcji listów” i opisywanie bolączek obywateli. Wspomina, że na terenach przygranicznych ówczesnej Polski panowała cisza. Zastanawiał się co jest po drugiej stronie granicy, a najbardziej fascynował go moment jej przekroczenia, który wydawał mu się mistyczny, wręcz transcendentalny. Po roku dostał w redakcji polecenie wyjazdu do Indii, pierwszego kraju spoza bloku sowieckiego, którego premier odwiedził Polskę. Jego relacja miała przybliżyć Indie czytelnikom. Od redaktorki swego pisma otrzymał na drogę Dzieje Herodota.
Narrator wspomina pierwszą podróż samolotem do Rzymu (starym dwumotorowcem DC-3). Największe wrażenie wywarł na nim widok widzianego z okien samolotu oświetlonego nocą miasta. Z ironią wspomina o różnicy między sposobem ubierania się ludzi ze Wschodu (ciężka, niedopasowana odzież) i Zachodu oraz w obsłudze sklepowej (zaskoczyła go różnorodność towaru i uprzejmość ekspedientów). W krajobrazie wieczornego miasta najbardziej fascynowały go kawiarnie i bary. W jednym z nich zamówił kawę, jednak mimo zmiany stroju, czuł się obco.
Skazany na Indie
Narrator opisuje podróż czteromotorowym kolosem Air India International. Dziwią go – oryginalny strój stewardessy oraz nieznane zapachy w samolocie. Sięga do lektury Dziejów Herodota skąd dowiaduje się o postaci autora oraz sposobie pisania w starożytności.
Za oknem samolotu podziwia bezkresną przestrzeń, nasuwającą myśl o nieskończoności świata. Na lotnisku w New Delhi nikt nie czeka na pasażera z Polski, dodatkowo zdaje on sobie sprawę z braku jakichkolwiek kontaktów w Indiach oraz słabej znajomości języka angielskiego. Przygodny człowiek zawozi go do hotelu, gdzie zatrzymuje się na noc w skromnym pokoju.
Rankiem sprzeciwia się wynajęciu rikszy i rusza na spacer po starym Delhi. Od ulicznego sprzedawcy kupuje dwie książki w języku angielskim (jedną z nich jest powieść Hemingwaya „Komu bije dzwon”), jednak po powrocie do hotelu okazuje się, że nawet przy pomocy niewielkiego polsko-angielskiego słownika nie jest w stanie zrozumieć tekstu. Obcy język stanowi dla niego namacalny mur, który zamyka przed nim świat. Skazany jest jednak, by pozostać w Indiach.
Najważniejszą rzeczą jest nauka języka, do której bohater gorliwie przystąpił. Czytał zakupioną powieść, spisywał afisze, słuchał rozmów ludzi na ulicy, docierał do Indii przez język. Podkreśla rolę języka w poznawaniu obcego kraju:
Pojąłem, że każdy świat ma własną tajemnicę i że dostęp do niej jest tylko na drodze poznania języka. Bez tego świat ów pozostanie dla nas nieprzenikniony i niepojęty, choćbyśmy spędzili w jego wnętrzu całe lata. Co więcej — zauważyłem związek pomiędzy nazwaniem a istnieniem, bo stwierdziłem po powrocie do hotelu, że widziałem na mieście tylko to, co umiałem nazwać, że na przykład pamiętałem napotkaną akację, lecz już nie drzewo, które stało obok niej, ale którego nazwy nie znałem. Słowem, rozumiałem, że im więcej będę znał słów, tym bogatszy, pełniejszy i bardziej różnorodny świat otworzy się przede mną.
Za namową recepcjonistów udaje się do świętego miasta – Banares. Po drodze obserwuje pozbawionych przez powódź mieszkańców doliny Jamuny i Gangesu. Nad ranem bohater przyłącza się do tłumu pielgrzymów zmierzającego w stronę nadrzecznych schodów Gangesu. Obserwuje nieznane mu obrzędy, a także płonące stosy z ciałami zmarłych po przeciwległej stronie rzeki.
Dworzec i pałac
Następnie bohater udaje się koleją do Kalkuty. W pociągu zaskakuje go pytanie: „Where is your bed?”. Okazuje się, że podróżny oprócz biletu powinien mieć własny materac. Narrator zastanawia się nad konstrukcją hinduskiego społeczeństwa, w którym każdy ma swoje miejsce. Według niego to społeczeństwo było:
pedantycznie, koronkowo unizanym splotem ról i przydziałów, zaszeregowań i przeznaczeń, i wymagało wielkiego doświadczenia, bystrej intuicji i wiedzy, żeby tę drobiazgowo utkaną strukturę przeniknąć i poznać.
Na stacji Sealdah obserwuje dziesiątki tysięcy bezdomnych „chudzielców” pozostających w bezruchu, którzy chronią się przed deszczem (trwa pora deszczowa). Były to ofiary niedawnej wojny między hindusami a muzułmanami, która towarzyszyła narodzinom niepodległych Indii i Pakistanu. Z Kalkuty udaje się na południe do Hajdarabadu, gdzie zostaje z kimś pomylony i zaprowadzony do pałacu miejscowego radży. Nadal uczy się języka angielskiego, próbował także zgłębić kastowy podział społeczny. Podczas zwiedzania miasta narratora zastanawia ilość świątyń – każda poświęcona jest innemu bóstwu. Odwiedza świątynie bogini destrukcji – Kali.
Pałac radży pełen jest służących, których stroje świadczą o randze jaką się szczycą, wszyscy jednak chodzą boso. Przywodzi to na myśl narratorowi wspomnienie z wojny, gdy w 1942 roku przed zimą nie miał butów. Aby zarobić 400 złotych sprzedawał robione przez właściciela domu, w którym mieszkał, zielone mydełka.
Po powrocie do Delhi, w oczekiwaniu na bilet powrotny do Polski, bohater zwiedza miasto, uczy się języka i studiuje dzieło Herodota. Dotyczy ono między innymi ludu Indów, dlatego cytuje obszerny jego fragment, świadczący o dzikości zamieszkujących tam plemion. Podczas podróży do Madrasu, Bangalore, Bombaju i Chandigaru autor uświadamia sobie niemożność poznania kraju, który zdaje się nie mieć granic.
Podczas powrotu zostaje zatrzymany w Kabulu, ponieważ nie ma wizy. Dokumenty pomaga mu zdobyć handlowiec z Polski, który kupował bawełnę do łódzkich fabryk. Wracając z Moskwy do Polski obserwuje w samolocie jednego z towarzyszy podróży, który płacze, lądując w Warszawie. Narrator komentuje: „Był grudzień 1956. Ludzie wciąż wracali z gułagów”.
Rabi śpiewa Upaniszady
Pobyt w Indiach nauczyły narratora pokory – nie sposób poznać innego kraju bez wcześniejszego przygotowania. Po powrocie „uciekł w kraj” do miejsc i tematów znanych, swojskich, ponieważ ze spotkanymi ludźmi łączyła go wspólnota doświadczenia. Poszukiwał także tekstów mogących przybliżyć mu indyjską kulturę, jeden z nich opowiadał o filozofii hinduskiej (Zarys filozofii indyjskiej), inny dotyczył zdrowia fizycznego, którego podstawą miał być odpowiedni sposób oddychania (Hatha-Joga). Następna (Wspomnienia. Błyski z Bengalu) to zapiski poety, kompozytora i malarza, laureata Nagrody Nobla – Rabindranatha Tagore – który był potomkiem książęcej rodziny braminów bengalskich i jako małe dziecko – Rabi – śpiewał wraz z ojcem o świcie Upaniszady (pieśni filozoficzne). Czytając słowa urodzonego w Kalkucie pisarza, bohater przypomniał sobie wydarzenie ze swojego tam pobytu. Otóż pod oknami hotelu przeszła demonstracja rozganiana przez policję. Dowiedział się, że jest to efekt „wojny językowej”. W Indiach to właśnie język był swoistym dowodem tożsamości. Na tle językowym często dochodziło do konfliktów.
Oprócz poszukiwania książek o Indiach autor szukał także informacji o Herodocie. Nie było ich jednak wiele. Wiadomo, że urodził się w Halikarnasie między 490 a 480 rokiem przed Chrystusem. Najprawdopodobniej był etnicznym mieszańcem, zaś na jego światopogląd wpłynęły takie cechy, jak: pogranicze, dystans, inność, rozmaitość. Narrator zastanawia się jak mogło wyglądać dzieciństwo Herodota, m.in. kim był jego ojciec. Wiadomo, że jego wuj był autorem poematów i eposów. W młodości opuszcza Halikarnas wraz z ojcem i wujem, którzy zbuntowali się przeciw władcy Halikarnasu i osiada na górzystej wyspie Samos. W wieku trzydziestu pięciu lat przybywa do Aten, gdzie uczestniczy w dysputach (m.in. może poznać Sokratesa, Sofoklesa, Peryklesa). Nowe prawo staje jednak na drodze do uzyskania ateńskiego obywatelstwa. Herodot osiada na południu Italii w greckiej kolonii Thurioi. Jego dalsze losy owiane są tajemnicą, a przekazy nie są jednoznaczne. Nieznane są także data i miejsce jego śmierci.
Narrator nadal pracuje w redakcji. Wspomina o kolejnych poznanych publikacjach, które przybliżają mu Indie. Na jesieni 1957 roku dowiaduje się, że ma wyjechać do Chin.
Sto kwiatów przewodniczącego Mao
Podróż do Chin wiodła przez Amsterdam, Tokio i Hongkong. Z ostatniej miejscowości bohater dojechał kolejką do granicy Chin, którą musiał przebyć pieszo. Po drugiej stronie czekał podobny pociąg. Po trzech dniach dotarł do Pekinu, gdzie czekało na niego dwóch przedstawicieli młodzieżowej gazety. Powitali go słowami:
Cieszymy się z twojego przyjazdu, ponieważ dowodzi on, że polityka stu kwiatów, ogłoszona przez przewodniczącego Mao przynosi owoce. Przewodniczący Mao zaleca nam bowiem współpracować z innymi i dzielić się swoim doświadczeniem, a to właśnie robią nasze redakcje […]
W hotelu poznaje swojego stałego tłumacza – Li. Był podekscytowany na myśl o swojej pracy – o poznawaniu chińskiej kultury, ważnych miejsc (muzea, uniwersytety, domy partii) i ludzi (pisarze, profesorowie). Został zaprowadzony do redakcji pisma, jednak tam z jej członkami wymienił tylko grzeczności. Kolega Li nie opuszczał go na krok. Zaczął więc studiować przywiezione przez siebie trzytomowe dzieła wybrane Mao Tse-Tunga, do czego zresztą namawiały widoczne wszędzie transparenty. W przerwach sięgał po książkę taoisty Czuang-tsy. Dowiedział się, że ma się udać na wycieczkę, by zobaczyć Wielki Mur -symbol Chin. Uważa, iż zamiast tracić czas na wznoszenie murów, energię do tego potrzebną można by przeznaczyć na przykład na rozwój edukacji czy rolnictwa. Jednak mieszkańcy Państwa Środka zdecydowali się nie szukać porozumienia, a odgrodzić od tego, co „obce”, uważali, że:
to, co przychodzi z zewnątrz, STAMTĄD, może być tylko zagrożeniem, zapowiedzią nieszczęścia, zwiastunem zła, ba – złem najprawdziwszym.
Mur miał służyć także kontroli tego, co znajdowało się wewnątrz.
Za najgorszy efekt stawiania muru uznaje fakt, że buduje on w obrońcach muru przekonanie o wyższości tego, co wewnątrz. W drodze do monstrualnego zabytku przygląda się mieszkańcom miasta, którzy wyglądają identycznie (takie same ubrania, fryzury).
Narrator nie może samodzielnie zbierać informacji o Chinach (nie zna języka, którego istotną wadą była wieloznaczność znaku). Jego jedyną bramą do obcego świata jest tłumacz Li, nie dostaje odpowiedzi na prośby dotyczące spotkania z innymi ludźmi.
Myśl chińska
Wolny czas narrator poświęcił na studiowanie książek o Chinach. Wciąż odczuwał Wielki Mur Języka, który otaczał go zewsząd. Skłoniło go to do refleksji dotyczących pochodzenia przeróżnych alfabetów na świecie. Porównując Hindusów do Chińczyków dostrzega istotne różnice. W Szanghaju poraża go ogrom różnorodności architektury, rozmach zabudowy. Wspomina o dwóch dominujących w Chinach religiach – taoizmie i konfucjanizmie, które powstały pół tysiąclecia przed narodzinami Chrystusa. Uważa, że są one praktyczne, gdyż myśl chińska
stara się podsunąć zwykłemu człowiekowi rady, jak przetrwać w sytuacji, w której znalazł się on z tej prostej przyczyny, że bez swojej woli i zgody pojawił się na naszym okrutnym świecie.
Konfucjanizm naucza, że człowiek jest częścią społeczeństwa, dlatego powinien przestrzegać istniejącego porządku, nie pragnąc jego zmian, powinien być pokorny. Lao-tse, twórca taoizmu, radzi, by od wszystkiego trzymać się na uboczu, nie przywiązywać się do niczego, bo nic nie jest trwałe. By przetrwać należy uczynić się bezużytecznym, nikomu niepotrzebnym i przestrzegać tao. Konfucjanizm i taoizm to szkoły etyczne wskazujące różne drogi przetrwania. Siłą chińskiej idei jest możliwość łączenia różnych kierunków i poglądów.
Po powrocie do Pekinu bohater studiuje historię poety z IX wieku Han Yu, który sprzeciwiał się rozprzestrzenianiu buddyzmu w Chinach, za co został przez cesarza skazany na wygnanie.
W tym czasie dostał z Polski wiadomość o usunięciu przez Komitet Centralny kolegium redakcyjnego „Sztandaru Młodych” w wyniku sprzeciwu wobec zamknięcia pisma „Po prostu”. Postanowił jak najszybciej wracać do kraju. Z Chin wyjeżdżał z poczuciem straty, nieznane zaczęło go wciągać, każąc studiować teksty o chińskiej kulturze i uczyć się tamtego języka. Narrator ten odruch nazywa chorobą, niebezpieczną słabością. Uświadamiał sobie, że na poznanie obcej kultury trzeba poświęcić całe życie, a go wciąż kusiło przekraczanie kolejnych granic. W Warszawie poznał polityczne tło swojego wyjazdu – zatrzymanie demokratycznych procesów po odwilży zapoczątkowanej w Polsce w październiku 1956 roku.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -