Narrator zbioru eseistycznych reportaży zapowiada przyszłe podróże i odkrycie postaci Herodota. Zanim jednak przystąpi do opowiedzenia swych historii wspomina wykłady o starożytnej Grecji profesor Bieżuńskiej-Małowist, których był słuchaczem sześć lat po zakończeniu wojny na Uniwersytecie Warszawskim. Opisuje wygląd sali i swych kolegów, którzy w większości pochodzili z prowincji. Antyczna historia dla studentów stanowiła „nierealną rzeczywistość”.
Narrator wspomina o pierwszym tłumaczeniu Dziejów Herodota na język polski, które opracował Seweryn Hammer. Choć przetłumaczone zostały w połowie lat czterdziestych do księgarń trafiły w 1955 roku w czasie „odwilży”. Przyczyn zwlekania z wydaniem dzieła narrator dopatruje się w sytuacji politycznej (wzmożenie czujności cenzury przed i po śmierci Stalina). Wspomina, że uważny czytelnik mógłby odnaleźć w utworze powstałym dwa i pół tysiąca lat wcześniej wiele aluzji do współczesności. Przykładem jest historia Periandera, młodego władcy Koryntu, który za radą dyktatora Miletu – Trazybula – wymordował wyróżniających się, wybitnych obywateli swej krainy.
Inna historia dotyczy maniakalnie podejrzliwego władcy Persji – Kambyzesa, który wymordował swe rodzeństwo oraz najwybitniejszych Persów. Zdecydował się na wyprawę przeciw Etipom, jednak nie przygotował odpowiednich zapasów dla wojska. Z przedsięwzięcia wycofał się, gdy podczas wyprawy żołnierze z głodu zjedli wszystkie zwierzęta i zaczęli zjadać się nawzajem.
Narrator wspomina swoją pierwszą po studiach pracę – był dziennikarzem „Sztandaru Młodych”. Do jego obowiązków należało jeżdżenie po Polsce „śladem nadsyłanych do redakcji listów” i opisywanie bolączek obywateli. Wspomina, że na terenach przygranicznych ówczesnej Polski panowała cisza. Zastanawiał się co jest po drugiej stronie granicy, a najbardziej fascynował go moment jej przekroczenia, który wydawał mu się mistyczny, wręcz transcendentalny. Po roku dostał w redakcji polecenie wyjazdu do Indii, pierwszego kraju spoza bloku sowieckiego, którego premier odwiedził Polskę. Jego relacja miała przybliżyć Indie czytelnikom. Od redaktorki swego pisma otrzymał na drogę Dzieje Herodota.
Narrator wspomina pierwszą podróż samolotem do Rzymu (starym dwumotorowcem DC-3). Największe wrażenie wywarł na nim widok widzianego z okien samolotu oświetlonego nocą miasta. Z ironią wspomina o różnicy między sposobem ubierania się ludzi ze Wschodu (ciężka, niedopasowana odzież) i Zachodu oraz w obsłudze sklepowej (zaskoczyła go różnorodność towaru i uprzejmość ekspedientów). W krajobrazie wieczornego miasta najbardziej fascynowały go kawiarnie i bary. W jednym z nich zamówił kawę, jednak mimo zmiany stroju, czuł się obco.
Skazany na Indie
Narrator opisuje podróż czteromotorowym kolosem Air India International. Dziwią go – oryginalny strój stewardessy oraz nieznane zapachy w samolocie. Sięga do lektury Dziejów Herodota skąd dowiaduje się o postaci autora oraz sposobie pisania w starożytności.
Za oknem samolotu podziwia bezkresną przestrzeń, nasuwającą myśl o nieskończoności świata. Na lotnisku w New Delhi nikt nie czeka na pasażera z Polski, dodatkowo zdaje on sobie sprawę z braku jakichkolwiek kontaktów w Indiach oraz słabej znajomości języka angielskiego. Przygodny człowiek zawozi go do hotelu, gdzie zatrzymuje się na noc w skromnym pokoju.
Rankiem sprzeciwia się wynajęciu rikszy i rusza na spacer po starym Delhi. Od ulicznego sprzedawcy kupuje dwie książki w języku angielskim (jedną z nich jest powieść Hemingwaya „Komu bije dzwon”), jednak po powrocie do hotelu okazuje się, że nawet przy pomocy niewielkiego polsko-angielskiego słownika nie jest w stanie zrozumieć tekstu. Obcy język stanowi dla niego namacalny mur, który zamyka przed nim świat. Skazany jest jednak, by pozostać w Indiach.
Najważniejszą rzeczą jest nauka języka, do której bohater gorliwie przystąpił. Czytał zakupioną powieść, spisywał afisze, słuchał rozmów ludzi na ulicy, docierał do Indii przez język. Podkreśla rolę języka w poznawaniu obcego kraju:
Pojąłem, że każdy świat ma własną tajemnicę i że dostęp do niej jest tylko na drodze poznania języka. Bez tego świat ów pozostanie dla nas nieprzenikniony i niepojęty, choćbyśmy spędzili w jego wnętrzu całe lata. Co więcej — zauważyłem związek pomiędzy nazwaniem a istnieniem, bo stwierdziłem po powrocie do hotelu, że widziałem na mieście tylko to, co umiałem nazwać, że na przykład pamiętałem napotkaną akację, lecz już nie drzewo, które stało obok niej, ale którego nazwy nie znałem. Słowem, rozumiałem, że im więcej będę znał słów, tym bogatszy, pełniejszy i bardziej różnorodny świat otworzy się przede mną.
Za namową recepcjonistów udaje się do świętego miasta – Banares. Po drodze obserwuje pozbawionych przez powódź mieszkańców doliny Jamuny i Gangesu. Nad ranem bohater przyłącza się do tłumu pielgrzymów zmierzającego w stronę nadrzecznych schodów Gangesu. Obserwuje nieznane mu obrzędy, a także płonące stosy z ciałami zmarłych po przeciwległej stronie rzeki.
Dworzec i pałac
Następnie bohater udaje się koleją do Kalkuty. W pociągu zaskakuje go pytanie: „Where is your bed?”. Okazuje się, że podróżny oprócz biletu powinien mieć własny materac. Narrator zastanawia się nad konstrukcją hinduskiego społeczeństwa, w którym każdy ma swoje miejsce. Według niego to społeczeństwo było:
pedantycznie, koronkowo unizanym splotem ról i przydziałów, zaszeregowań i przeznaczeń, i wymagało wielkiego doświadczenia, bystrej intuicji i wiedzy, żeby tę drobiazgowo utkaną strukturę przeniknąć i poznać.
Na stacji Sealdah obserwuje dziesiątki tysięcy bezdomnych „chudzielców” pozostających w bezruchu, którzy chronią się przed deszczem (trwa pora deszczowa). Były to ofiary niedawnej wojny między hindusami a muzułmanami, która towarzyszyła narodzinom niepodległych Indii i Pakistanu. Z Kalkuty udaje się na południe do Hajdarabadu, gdzie zostaje z kimś pomylony i zaprowadzony do pałacu miejscowego radży. Nadal uczy się języka angielskiego, próbował także zgłębić kastowy podział społeczny. Podczas zwiedzania miasta narratora zastanawia ilość świątyń – każda poświęcona jest innemu bóstwu. Odwiedza świątynie bogini destrukcji – Kali.
Pałac radży pełen jest służących, których stroje świadczą o randze jaką się szczycą, wszyscy jednak chodzą boso. Przywodzi to na myśl narratorowi wspomnienie z wojny, gdy w 1942 roku przed zimą nie miał butów. Aby zarobić 400 złotych sprzedawał robione przez właściciela domu, w którym mieszkał, zielone mydełka.
Po powrocie do Delhi, w oczekiwaniu na bilet powrotny do Polski, bohater zwiedza miasto, uczy się języka i studiuje dzieło Herodota. Dotyczy ono między innymi ludu Indów, dlatego cytuje obszerny jego fragment, świadczący o dzikości zamieszkujących tam plemion. Podczas podróży do Madrasu, Bangalore, Bombaju i Chandigaru autor uświadamia sobie niemożność poznania kraju, który zdaje się nie mieć granic.
Podczas powrotu zostaje zatrzymany w Kabulu, ponieważ nie ma wizy. Dokumenty pomaga mu zdobyć handlowiec z Polski, który kupował bawełnę do łódzkich fabryk. Wracając z Moskwy do Polski obserwuje w samolocie jednego z towarzyszy podróży, który płacze, lądując w Warszawie. Narrator komentuje: „Był grudzień 1956. Ludzie wciąż wracali z gułagów”.
Rabi śpiewa Upaniszady
Pobyt w Indiach nauczyły narratora pokory – nie sposób poznać innego kraju bez wcześniejszego przygotowania. Po powrocie „uciekł w kraj” do miejsc i tematów znanych, swojskich, ponieważ ze spotkanymi ludźmi łączyła go wspólnota doświadczenia. Poszukiwał także tekstów mogących przybliżyć mu indyjską kulturę, jeden z nich opowiadał o filozofii hinduskiej (Zarys filozofii indyjskiej), inny dotyczył zdrowia fizycznego, którego podstawą miał być odpowiedni sposób oddychania (Hatha-Joga). Następna (Wspomnienia. Błyski z Bengalu) to zapiski poety, kompozytora i malarza, laureata Nagrody Nobla – Rabindranatha Tagore – który był potomkiem książęcej rodziny braminów bengalskich i jako małe dziecko – Rabi – śpiewał wraz z ojcem o świcie Upaniszady (pieśni filozoficzne). Czytając słowa urodzonego w Kalkucie pisarza, bohater przypomniał sobie wydarzenie ze swojego tam pobytu. Otóż pod oknami hotelu przeszła demonstracja rozganiana przez policję. Dowiedział się, że jest to efekt „wojny językowej”. W Indiach to właśnie język był swoistym dowodem tożsamości. Na tle językowym często dochodziło do konfliktów.
Oprócz poszukiwania książek o Indiach autor szukał także informacji o Herodocie. Nie było ich jednak wiele. Wiadomo, że urodził się w Halikarnasie między 490 a 480 rokiem przed Chrystusem. Najprawdopodobniej był etnicznym mieszańcem, zaś na jego światopogląd wpłynęły takie cechy, jak: pogranicze, dystans, inność, rozmaitość. Narrator zastanawia się jak mogło wyglądać dzieciństwo Herodota, m.in. kim był jego ojciec. Wiadomo, że jego wuj był autorem poematów i eposów. W młodości opuszcza Halikarnas wraz z ojcem i wujem, którzy zbuntowali się przeciw władcy Halikarnasu i osiada na górzystej wyspie Samos. W wieku trzydziestu pięciu lat przybywa do Aten, gdzie uczestniczy w dysputach (m.in. może poznać Sokratesa, Sofoklesa, Peryklesa). Nowe prawo staje jednak na drodze do uzyskania ateńskiego obywatelstwa. Herodot osiada na południu Italii w greckiej kolonii Thurioi. Jego dalsze losy owiane są tajemnicą, a przekazy nie są jednoznaczne. Nieznane są także data i miejsce jego śmierci.
Narrator nadal pracuje w redakcji. Wspomina o kolejnych poznanych publikacjach, które przybliżają mu Indie. Na jesieni 1957 roku dowiaduje się, że ma wyjechać do Chin.
Sto kwiatów przewodniczącego Mao
Podróż do Chin wiodła przez Amsterdam, Tokio i Hongkong. Z ostatniej miejscowości bohater dojechał kolejką do granicy Chin, którą musiał przebyć pieszo. Po drugiej stronie czekał podobny pociąg. Po trzech dniach dotarł do Pekinu, gdzie czekało na niego dwóch przedstawicieli młodzieżowej gazety. Powitali go słowami:
Cieszymy się z twojego przyjazdu, ponieważ dowodzi on, że polityka stu kwiatów, ogłoszona przez przewodniczącego Mao przynosi owoce. Przewodniczący Mao zaleca nam bowiem współpracować z innymi i dzielić się swoim doświadczeniem, a to właśnie robią nasze redakcje […]
W hotelu poznaje swojego stałego tłumacza – Li. Był podekscytowany na myśl o swojej pracy – o poznawaniu chińskiej kultury, ważnych miejsc (muzea, uniwersytety, domy partii) i ludzi (pisarze, profesorowie). Został zaprowadzony do redakcji pisma, jednak tam z jej członkami wymienił tylko grzeczności. Kolega Li nie opuszczał go na krok. Zaczął więc studiować przywiezione przez siebie trzytomowe dzieła wybrane Mao Tse-Tunga, do czego zresztą namawiały widoczne wszędzie transparenty. W przerwach sięgał po książkę taoisty Czuang-tsy. Dowiedział się, że ma się udać na wycieczkę, by zobaczyć Wielki Mur -symbol Chin. Uważa, iż zamiast tracić czas na wznoszenie murów, energię do tego potrzebną można by przeznaczyć na przykład na rozwój edukacji czy rolnictwa. Jednak mieszkańcy Państwa Środka zdecydowali się nie szukać porozumienia, a odgrodzić od tego, co „obce”, uważali, że:
to, co przychodzi z zewnątrz, STAMTĄD, może być tylko zagrożeniem, zapowiedzią nieszczęścia, zwiastunem zła, ba – złem najprawdziwszym.
Mur miał służyć także kontroli tego, co znajdowało się wewnątrz.
Za najgorszy efekt stawiania muru uznaje fakt, że buduje on w obrońcach muru przekonanie o wyższości tego, co wewnątrz. W drodze do monstrualnego zabytku przygląda się mieszkańcom miasta, którzy wyglądają identycznie (takie same ubrania, fryzury).
Narrator nie może samodzielnie zbierać informacji o Chinach (nie zna języka, którego istotną wadą była wieloznaczność znaku). Jego jedyną bramą do obcego świata jest tłumacz Li, nie dostaje odpowiedzi na prośby dotyczące spotkania z innymi ludźmi.
Myśl chińska
Wolny czas narrator poświęcił na studiowanie książek o Chinach. Wciąż odczuwał Wielki Mur Języka, który otaczał go zewsząd. Skłoniło go to do refleksji dotyczących pochodzenia przeróżnych alfabetów na świecie. Porównując Hindusów do Chińczyków dostrzega istotne różnice. W Szanghaju poraża go ogrom różnorodności architektury, rozmach zabudowy. Wspomina o dwóch dominujących w Chinach religiach – taoizmie i konfucjanizmie, które powstały pół tysiąclecia przed narodzinami Chrystusa. Uważa, że są one praktyczne, gdyż myśl chińska
stara się podsunąć zwykłemu człowiekowi rady, jak przetrwać w sytuacji, w której znalazł się on z tej prostej przyczyny, że bez swojej woli i zgody pojawił się na naszym okrutnym świecie.
Konfucjanizm naucza, że człowiek jest częścią społeczeństwa, dlatego powinien przestrzegać istniejącego porządku, nie pragnąc jego zmian, powinien być pokorny. Lao-tse, twórca taoizmu, radzi, by od wszystkiego trzymać się na uboczu, nie przywiązywać się do niczego, bo nic nie jest trwałe. By przetrwać należy uczynić się bezużytecznym, nikomu niepotrzebnym i przestrzegać tao. Konfucjanizm i taoizm to szkoły etyczne wskazujące różne drogi przetrwania. Siłą chińskiej idei jest możliwość łączenia różnych kierunków i poglądów.
Po powrocie do Pekinu bohater studiuje historię poety z IX wieku Han Yu, który sprzeciwiał się rozprzestrzenianiu buddyzmu w Chinach, za co został przez cesarza skazany na wygnanie.
W tym czasie dostał z Polski wiadomość o usunięciu przez Komitet Centralny kolegium redakcyjnego „Sztandaru Młodych” w wyniku sprzeciwu wobec zamknięcia pisma „Po prostu”. Postanowił jak najszybciej wracać do kraju. Z Chin wyjeżdżał z poczuciem straty, nieznane zaczęło go wciągać, każąc studiować teksty o chińskiej kulturze i uczyć się tamtego języka. Narrator ten odruch nazywa chorobą, niebezpieczną słabością. Uświadamiał sobie, że na poznanie obcej kultury trzeba poświęcić całe życie, a go wciąż kusiło przekraczanie kolejnych granic. W Warszawie poznał polityczne tło swojego wyjazdu – zatrzymanie demokratycznych procesów po odwilży zapoczątkowanej w Polsce w październiku 1956 roku.
Pamięć na drogach świata
Dziennikarz po powrocie do ojczyzny otrzymał pracę w Państwowej Agencji Prasowej, jako specjalista od spraw dalekiej Azji. Zaczął studiować informacje z takich miejsc, jak: Birma, Sumatra, Malaje czy Filipiny, uświadamiając sobie rozległość tematyki azjatyckiej. Do jego obowiązków należało redagowanie depesz docierających z różnych krajów Azji i mówiących o ważnych wydarzeniach. W wolnych chwilach sięgał do Dziejów Herodota.
Zastanawiał się między innymi nad powodem prowadzenia badań przez starożytnego historyka. Czy ktoś mu je zlecił, czy robił to z własnej inicjatywy? Porównuje także stan pamięci w dobie Internetu oraz w starożytności, kiedy jedynym depozytariuszem pamięci był człowiek. By poznać przeszłość, trzeba dotrzeć do człowieka, który ją nosi, w takim podejściu autor widzi początek reportażu. Snuje także refleksje o powstawaniu legend i mitów, które pierwotnie przekazywali sobie ludzie przy ognisku. Zestawia „płomień” z historią, wspólnotą i pamięcią.
Herodot, spisując historie, pragnie przeciwstawić się naturalnej, niszczycielskiej sile przemijania. Zdaje sobie sprawę z wagi swej misji. Za horyzont w przeciwieństwie do swoich poprzedników, takich jak Homer, przyjmuje „dzieje ludzkości”. Zauważa odwieczny antagonizmy Zachodu (Europy) i Wschodu (Azji) i stara się je zrozumieć. Pragnie znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego ludzie z sobą wojują. Narrator nazywa Herodota „człowiekiem drogi”, który podczas swych podróży jest jednocześnie historykiem, antropologiem, etnografem i reporterem. Jest także pierwszym, który odkrywa „wielokulturową naturę świata” i przekonuje, że każda kultura wymaga akceptacji. Świat Herodota jest jednak śródziemnomorsko-bliskowschodni, nie są mu znane Chiny czy Japonia, Australia i Ameryki.
Szczęście i nieszczęście Krezusa
Herodot, szukając źródeł konfliktu między Wschodem a Zachodem, natrafia na opinię, że globalnej zawierusze winni są Fenicjanie. To oni zapoczątkowali proceder porywania kobiet, który przyczynił się do wybuchu konfliktów (porwanie królewny Io z greckiego portu).
Wspomnienie o tym w Dziejach ma, jak każda „pikantna” historia, wzbudzić u czytelnika zainteresowanie. W całym utworze znajdują się wątki, które mają poruszyć i zdumieć publiczność. Herodot pragnie ustalić pierwszą zasadę historii. Ma nią być odpowiedź na pytanie: kto zaczął? Odwiecznym prawem ludzkości jest prawo zemsty. Strach przed nią powinien powstrzymywać przed popełnieniem złego czynu.
Druga zasada Herodota brzmi szczęście ludzkie nigdy nie jest trwałe. Udowadnia ją na przykładzie losów króla Lidii – Krezusa. W połowie VI wieku przed Chrystusem Krezus był władcą bogatego państwa leżącego między Grecją a Persją. Znany był ze zgromadzonych przez siebie bogactw. Uważał się za najszczęśliwszego z ludzi. Pewnego razu na jego dwór zawitała grupa najwybitniejszych mędrców greckich, a wśród nich Solon. Ten, widząc skarby Krezusa, przypomniał, że człowiek jest igraszką przypadku. O tym, czy człowiek jest szczęśliwy ma świadczyć całe jego życie, gdyż bogowie często obdarowują kogoś hojnie, by następnie wszystko mu odebrać.
Po wyjeździe Solona bogowie ukarali Krezusa za jego pychę. Najpierw w nieszczęśliwym wypadku ginie jeden z jego synów – dorodny Atys. Król Lidii, widząc rosnącą potęgę Persji, pragnie uderzyć na sąsiada. Przed wyprawą składa olbrzymie dary wyroczni delfickiej, aby uzyskać pomyślną wróżbę w sprawie przyszłej wojny. Przepowiednia brzmiała: „jeśli uderzysz na Persję zniszczysz wielkie państwo”. Krezus, licząc na wygraną uderzył na sąsiedni kraj i zniszczył wielkie państwo – swoje własne, a sam dostał się do niewoli. Będąc na stosie, wzywa imię Solona, który powiedział mu, że żaden z żyjących nie może uznać się za szczęśliwego. Cyrus, władca Persji, pragnie go ocalić przed spaleniem, jednak jest już za późno. Krezus w obliczu śmierci wzywa imię Apollona – rozpętuje się gwałtowna burza, która gasi ogień.
Władca Persji rozkuwa kajdany swego wroga i pozwala mu usiąść obok siebie. Krezus jest poniżony, pokorny i cichy, jednak winą za wybuch wojny oskarża bogów greckich. Odprawia swe kajdany do Delf, pytając wyrocznię o jej „niewdzięczność”. Pytia delficka odpowiada zdaniem, które stanowić ma trzecie prawo Herodota:
Przeznaczonego losu nawet bóg nie może uniknąć. Krezus odpokutował za grzech swojego prapradziada, który jako kopijnik Heraklidów, folgując zdradzie niewieściej, zamordował pana swego i posiadł jego godność, a wcale mu się nie należała. Aczkolwiek Apollo wysilał się, aby ciążące nad nim nieszczęście spełniło się dopiero na potomkach Krezusa, a nie na nim samym, nie zdołał jednak odwrócić przeznaczeń…
Krezus zyskuje świadomość, że za swój los odpowiada sam.
Koniec bitwy
Autor powraca do postaci Cyrusa i Krezusa, którzy wspólnie udają się na wojną przeciw plemieniu Massagetów żyjących w głębi Azji Środkowej, na krańcach znanego wówczas świata (lud ten, co zostaje na marginesie, zażywa swego rodzaju narkotyków, jest więc protoplastą współczesnych „ćpunów”). Cyrus przekonany był o swojej wyjątkowości i o tym, że we wszystkich dotychczasowych wyprawach szczęście mu sprzyjało. Lud Massagetów stara się zdobyć podstępem, udając że pragnie poślubić ich królową – Tomyris.
Plan ten zostaje zdemaskowany, więc władcy Persów pozostaje napaść zbrojna. Jego niepohamowana żądza opanowania i podboju sprzeczna jest z grecką zasadą umiarkowania, musi więc doprowadzić do jego klęski (podobnie jak wiele wieków później doprowadziła Napoleona). Aby dotrzeć do terenów wroga wojska perskie pokonać muszą olbrzymie odległości, przedzierając się przez skały, przechodząc pustynię, czasem gubiąc się na bezdrożnych stepach. Wielu z żołnierzy ginie z pragnienia, głodu i wyczerpania. Cyrus zaopatrzony jest we wszelkie dobra, nawet w przegotowaną wodę wiezioną w srebrnych naczyniach. Wraz z nim podróżuje Krezus – narrator zastanawia się nad stosunkami łączącymi obu władców.
Podczas budowy przeprawy na rzece Cyrus dostaje list od Tomyris, która proponuje, że albo ona cofnie się w głąb swego kraju na trzy dni marszu wojska, albo uczyni to Pers. Starszyzna radzi by przyjąć armię Massagetów na własnej ziemi. Jedynie Krezus przestrzega, że życie ludzkie toczy się kołem, które w swoim obrocie nie dopuszcza, żeby zawsze ci sami byli szczęśliwi. Radzi przejść na drugą stronę rzeki, gdzie stacjonują wojska Tomyris, wystawić im jadło i napitek, a gdy ci się upiją przystąpić do ataku. Cyrus ma przed ostatecznym starciem złe przeczucia. Wysyła jednak niezdolną do walki część swej armii przeciw Massagetom. Ci wygrywają i zaczynają wielką ucztę. Gdy zasypiają napadają na nich Persowie, mordując i biorąc w niewolę większość wojsk (pojmują m.in. królewicza Spargapisesa).
Królowa Tomyris nakazuje mu zwrócić syna i opuścić zdobyte ziemie, w innym przypadku grozi, że nasyci Cyrusa krwią. Spargapises po uwolnieniu go z kajdan zamiast niewoli wybiera samobójstwo. Massagetowie wydają Persom krwawą bitwę, w której ginie większość obu armii. Ginie także Cyrus. Zrozpaczona i nienawidząca królowa napełnia bukłak krwią poległych i zanurza w niej głowę martwego władcy Persji.
Przywołany zostaje opisany przez Herodota zwyczaj Massagetów, którzy zabijają i zjadają starszych członków swej społeczności, co uważają za ich największe szczęście. Oszczędzają jedynie chorych, których chowają w ziemi.
O pochodzeniu bogów
Do dziennikarza docierają informacje o wydarzeniach w Chinach, Indonezji i Wietnamie, jednak nie są zbyt precyzyjne. Informuje, że czasem bardziej ciekawi go Afryka – kontynent bliższy Europie, w którym dochodzą do głosu idee niepodległościowe. Wspomina o tajemnicy, która spowija ten kontynent i wzbudza zainteresowanie nim.
Wspomina II księgę Herodota dotyczącą wyprawy do Egiptu. Pragnie przyjrzeć się technice pisarskiej autora z Halikarnasu, którego nazywa rasowym reporterem. Wyobrażenie Herodota wędrującego (prawdopodobnie) ze swym niewolnikiem przywodzą na myśl postaci Don Kichota i Sancho Pansy.
Narrator wspomina o władcy Egiptu – Psammetychu (rządzącym 150 lat przed przybyciem tam Herodota), który pragnął sprawdzić jaki lud został stworzony pierwszy. Każe wysłać dwoje niemowląt na pustynię – pierwsze wypowiedziane przez nich słowo ma zaświadczyć jaki język (a więc lud) był pierwszy. Okazuje się, że malcy wołają po frygijsku „chleb”. Herodot wędruje po Egipcie by sprawdzać, porównywać i uściślać informacje. Próbuje rozwikłać zagadkę źródeł Nilu, jednak po paru miesiącach wędrówki w górę rzeki poddaje się. Skrupulatnie przygląda się egipskim zwyczajom, które różnią się od wszystkich innych. Narrator przywołuje kilka przykładów, których w Dziejach jest wiele. Herodot zdaje się udowadniać, że mimo różnic Egipcjanie i Grecy potrafią zgodnie żyć, gani także pychę i wywyższanie się Greków. Między innymi stawia kontrowersyjne dla mieszkańców Peloponezu twierdzenie, że swych bogów „zapożyczyli” od Egipcjan.
Widok z minaretu
Narrator powraca do kwestii starszeństwa kultury egipskiej. Jeśli to ona zainspirowała i wpłynęła na stworzenie kultury greckiej to, jak konkluduje narrator, cała europejska kultura ma rodowód nieeuropejski. Dla Herodota wielokulturowość jest żywą, pulsującą tkanką, w której nic nie jest określone raz na zawsze, lecz nieustannie przekształca się, zmienia, tworzy nowe relacje i konteksty.
W roku 1960 narrator po raz pierwszy może oglądać Nil. Ówczesny Egipt jest centrum antykolonialnego świata i powstałej dwa lata wcześniej Zjednoczonej Republiki Arabskiej, na której czele stoi pułkownik Naser. Rano podróżnik wyrusza z dzielnicy Zamalk do śródmieścia. Po drodze pragnie wyrzucić butelkę po czeskim piwie do kosza na śmieci, lecz wszędzie towarzyszą mu baczne, wręcz natrętne spojrzenia mieszkańców Kairu (w Egipcie trwa kampania antyalkoholowa). Po paru nieudanych próbach pozbycia się wraca do hotelu, a niechcianego przedmiotu pozbywa się nocą. Spacerując po mieście, wciąż ma wrażenie, że wszystkie uliczki mają „uszy i oczy”. Snuje refleksję, że każda dyktatura wykorzystuje do swych celów „bezczynną, ludzką magmę”. Jej członkowie czują się częścią władzy, zaś dyktatura wykorzystuje ich jako darmowych i wszechobecnych agentów.
Dziennikarz opisuje swą wyprawę wraz z jednym z „tajniaków” – Ahmedem – do meczetu położonego w odległej starej dzielnicy, z którego szczytu widać cały Kair. Na wierzchołek bohaterowie wspinają się stromymi i śliskimi schodami bez poręczy. Na szczycie egipski przewodnik zażądał od Polaka wszystkich pieniędzy, po czym zniknął. Najgorsze dla okradzionego było powolne i ostrożne schodzenie po niepewnych schodach. Po tej przygodzie spotykał kilkakrotnie Ahmeda, jednak obaj zachowywali się, jakby nigdy się nie znali.
Koncert Armstronga
Tekst poprzedzony jest informacją: Chartum, Aba, 1960. Z lotniska w Chartumie taksówkarz zawozi reportera do Hotelu Grand (mimo iż pragnął jechać do Hotelu Victoria), gdzie spotykają się wszyscy przyjeżdżający Anglicy. Hotel położony był nad Nilem. Po wyjściu na miasto odczuł niespotykanie silną fale gorąca, uniemożliwiającą jakikolwiek spacer. Życie ożywa tu dopiero wieczorem. Codziennie liczni mieszkańcy zadają mu podobne pytania – Skąd przybył? Co zamierza robić? Jak mu się w Chartum podoba? Pewnego dnia dwóch studentów proponuje mu zakup i wspólne wypalenie haszyszu. Narrator udaje się nocą wraz z Sudańczykami nad brzeg oświetlonego księżycem Nilu, gdzie po spróbowaniu narkotyku ulega kołysaniu i „wpada w stan nieważkości”. Do hotelu powraca nad ranem z potwornym bólem głowy. Po dwóch dniach dowiaduje się o mającym się odbyć na stadionie koncercie Armstronga.
Stadion na pięć tysięcy osób położony był za miastem. Gdy artysta wykonywał kolejne swoje najbardziej znane utwory m.in. Whats a Wonderful World publiczność milczała. Muzyka i głos Satchmo (pseudonim Armstronga) nie poruszyły ich. Narrator skonstatował że współczesna Afryka i Afryka dawnych amerykańskich niewolników to dwa różne światy. W hotelu mógł porównać dwie twarze Armstronga – pogodnego i ożywionego muzyka z koncertu ze zmęczonym, zgaszonym sześćdziesięcioletnim mężczyzną.
Dziennikarz wspomina o niebezpieczeństwach czekających na pustyni – burzach piaskowych i braku wody. Wspomina opisy Herodota dotyczące wyprawy wojsk króla Persów – Kambyzesa – przeciw ludowi żyjącemu na saharyjskich oazach. Część jego armii po wyjściu na tereny pustynne całkowicie zniknęła.
Po przybyciu do Chartumu dwóch Czechów autor wyrusza wspólnie z nimi do ogarniętego konfliktem Konga. Pierwszą położoną na skraju dżungli osadą, w której się zaopatrzyli była Aba.
Twarz Zopyrosa
Dziennikarz z powodu braku benzyny znajduje się w niewielkim kongijskim miasteczku Paulis. Udaje mu się zakwaterować w szkole prowadzonej przez belgijskich misjonarzy. W kraju trwa wojna domowa, jednak narrator wraz z Herodotem przenosi się w czasy wojny króla Persów Dariusza przeciw zbuntowanemu Babilonowi.
Babilon jest w tym czasie największym i najbardziej dynamicznym miastem planety. Jego mieszkańcy skrupulatnie przygotowują się do ogłoszenia niepodległości, świadomi chwiejnej pozycji na perskim dworze. Babilończycy postanawiają o zaduszeniu wszystkich kobiet, prócz matek, które każdy mężczyzna miał ze swego domu wybrać (w celu oszczędzania zapasów). Narrator zastanawia się, kto o tym zadecydował, jak decyzję przyjęły kobiety i jak przebiegała kaźń. W trakcie oblężenia chronieni potężnym murem mieszkańcy miasta wiszących ogrodów drwią z armii Dariusza, przepowiadają, iż zdobędzie miasto, jeśli mulice (z natury bezpłodne) urodzą młode. W dwudziestym miesiącu oblężenia synowi perskiego notabla – Zopyrosa – jedna z mulic rodzi młode. Zopyros, czując się poniżony i upokorzony przez Babilończyków dokonuje aktu samozagłady – obcina sobie nos i uszy, goli głowę, jak zbrodniarz i każe się wychłostać (następuje wytłumaczenie tego postępowania nakazem kultury – własną hańbę zadaną przez innych można zmazać tylko poprzez samookaleczenie, które przynosi wyzwolenie).
Zopyros udaje się do Babilończyków, obwiniając za swe kalectwo króla Dariusza. Ci wpuszczają go za bramy i pozwalają dowodzić wojskami przeciw Persom. Ten trzykrotnie odnosi zwycięstwo nad wojskami Dariusza (król, zgodnie z umową wystawia najgorszych żołnierzy) i zostaje obwołany bohaterem oraz naczelnym wodzem i komendantem twierdzy. Posiadając klucze do wszystkich bram, w umówionym czasie otwiera je, wpuszczając wojska Dariusza. Zwycięski pers każe zburzyć mury miasta, zaś trzy tysiące najwybitniejszych mężów wbić na pal (o szczegółach Herodot nic nie pisze). Zopyros zostaje zaś zarządcą Babilonu, jednak król Persów wciąż twierdzi, że wołałby go widzieć „wolnym od okaleczeń”.
Zając
Po zwycięstwie nad Babilonem Dariusz wyprawia się przeciw Scytom. Ich siedziby położone są wiele setek kilometrów od Persji, podróż więc musi trwać wiele miesięcy. Narrator sugeruje, że w czasach Dariusza wiedzę o świecie tworzono poprzez doświadczenie inności sąsiadów. Zastanawia się nad sposobem myślenia ówczesnego Wielkiego Władcy, który podbija kolejne plemiona, zachowując się jak metodyczny kolekcjoner. Pretekstem do napaści na Scytów jest fakt, iż przed wiekiem okupowali ziemie Medów (plemienia irańskiego). Scytowie to konfederacja rolniczych i pasterskich plemion zamieszkujących obszary Europy Wschodniej i azjatyckiego stepu. Mianem Scytów określano nieznane i budzące grozę ludy gotowe w każdej chwili do napaści.
Jak podaje Herodot, Dariusz wyrusza przeciw Scytom na czele siedemsettysięcznej armii. Pierwszy most buduje na Bosforze, kolejny na Dunaju. Scytowie zwołują królów sąsiednich plemion i namawiają ich do wspólnego uderzenia na napastników. Brak jednak jedności. Atakowani postanawiają więc przyjąć taktykę cofania się, wrogom pozostawiają zniszczoną trawę i zasypane źródła. Kobiety i dzieci wysyłają daleko na północ, gdzie chroni ich mróz i śnieg. Dariusz żąda od Scytów stanięcia do bitwy, ci jednak wciąż kluczą, używając podstępu, tłumaczą, że nie mają miast ani pól uprawnych, których mogliby bronić. Miłując wolność, sprzeciwiają się też poddaniu swego terenu Persji. Zaczynają atakować oddziały perskie szukające pożywienia. Armia Dariusza jest bezsilna.
Scytowie wysyłają do Persów dary: mysz, żabę, ptaka i strzały. Dariusz interpretuje to jako oznakę poddaństwa, zaś jeden z członów rady jako nakaz opuszczenia ziemi. Armia scytyjska staje naprzeciw potężnych wojsk perskich. W pewnym momencie między przeciwników wbiega zając, którego Scytowie zaczynają gonić. Władca Persji uznaje to za akt lekceważenia i pogardy co stanowi dla niego wielki cios. Zarządza odwrót i nocą opuszcza pole bitwy. Historycy są zgodni, że to właśnie Scytowie powstrzymali podbój Europy przez Persów.
Wśród umarłych królów i zapomnianych bogów
Aby kontynuować opowieść o Dariuszu narrator przenosi czytelnika z Konga (1960 rok) do Iranu (1979 rok). Wspomina o rewolucji islamskiej, na której czele stoi Ajatollah Chomeini. Powraca do postaci Dariusza, który mimo iż często zachowywał się jak bezwzględny zabójca był dobrym gospodarzem – dbał o pocztę, drogi, bił monety oraz wspierał handel. Buduje także wielkie miasto Persepolis (założone przez Dariusza I w 518 p.n.e.).
Dziennikarz przygląda się wydarzeniom w Teheranie, między innymi krwawo tłumionym przez Szacha demonstracjom. Na ich czele często idą młodzi męczennicy – martyrs. Po południu protestujący znikali z ulic, a miejskie życie wracało do normy. Autor, korzystając z ramadanu, postanawia zwiedzić starożytne Persepolis, dokąd udaje się klimatyzowanym autokarem. Po drodze czyta zapiski Herodota dotyczące Scytów. Zatrzymuje się w mieście ogrodów i dywanów – Szirazie. W drodze do Persepolis taksówką obserwuje na pustyni mistyczny wschód słońca. Moment czczony przez muzułmanów robi duże wrażenie także na „niewiernych”. Narrator wspomina o Aleksandrze Wielkim, który w roku 330 p.n.e. zajął irańską stolicę.
Do miasta prowadzą specjalne szerokie schody, obok których przy każdym stopniu widnieją podobizny podobnych do siebie lenników idących w górę, by złożyć hołd. Ze szczytu schodów rozciąga się widok na pustynię. Perspektywa jest dwoista – król z daleka widzi lenników jako ziarenka czy pyłki, oni zaś z daleka obserwują całe bogactwo Persepolis, dlatego rośnie w nich poczucie marności. Wymarłe miasto jest puste – brak tu przewodników czy handlarzy. Narrator zastanawia się nad losem budowniczych dawnej stolicy umarłych królów i zapomnianych bogów. Powraca do ogarniętego zamieszkami Teheranu, gdzie czyta zapiski Herodota o zwyczajach jednego z ludów Traków.
Honory dla głowy Histiajosa
Narrator powraca do momentu odwrotu króla Dariusza z kraju Scytów. Ci ostatni, lepiej znając teren, docierają przed nim do mostu na Dunaju i składają pilnującym go Jonom (ludowi podbitemu przez Persów) propozycję zburzenia przeprawy, co odcięło by Persom drogę powrotu. Na naradzie jońskich tyranów początkowo wszyscy zgodni są ze słowami Miltiadesa radzącego spalić most, jednak Histiajos z Miletu udowadnia, że upadek Dariusza sprawi, iż utracą oni dotychczasową władzę. Wojska perskie spokojnie przechodzą przez Dunaj – imperium zostaje ocalone, a Histiajos pozostaje jako doradca u boku Dariusza.
Na tronie w Milecie zasiada oddany mu zięć – Aristagoras. Wkrótce z teściem decydują się na wzniecenie buntu przeciw Persom. Znak do rewolty w potajemny sposób daje oddalony o Miletu o trzy miesiące Histiajos. Aristagoras szuka sprzymierzeńców – król Sparty odmawia pomocy, zaś Ateńczycy ofiarowują 20 statków. Dochodzi do powstania Jonów, które przez kolejne lata jest krwawo tłumione.
Reporter przytacza kilka scen z okresu jońskiego powstania. Wspomina o spaleniu perskiego miasta Sardes, zapowiedzi Dariusza zemsty na Ateńczykach, wysłaniu Histiajosa do Jonii w celu opanowania sytuacji, ucieczce Aristagorasa do Tracji, decyzji Histiajosa o wystąpieniu na czele Jonów przeciw Dariuszowi, odmowie poparcia dla niego i jego poszukiwaniu pomocy na licznych wyspach jońskich (m.in. na Lesbos), zdobyciu Miletu po sześciu latach przez Persów. Historia Histajosa kończy się tragicznie – zostaje pojmany przez Persów i wbity na pal, zaś jego zabalsamowana głowa zostaje odesłana do Dariusza. Ten, pamiętając o zasługach dawnego tyrana Miletu nad Dunajem, każe pochować jego szczątki z honorami.
U doktora Ranke
Dziennikarz powraca do wojny domowej w Kongu, na której był korespondentem. Otaczał go klimat wojennej grozy, niepewności i nieprzewidywalności. Władzę po ucieczce Belgów sprawowali pijani kongijscy żandarmi, zapanowała anarchia, zwyciężała nikczemność i bestialstwo. Autor w jednym z miasteczek – Lisali – spotyka dwóch silnie uzbrojonych żandarmów. Ich mundur uniemożliwia jakikolwiek normalny kontakt. Pamiętają wieki cierpień, jaki ich lud zaznał od białych ludzi. Jednak bohatera proszą jedynie o papierosa, choć często takie spotkania kończą się tragicznie.
Mieszkający od końca II wojny światowej w Lisali Austriak doktor Otto Ranke opatruje wielu skatowanych przez żandarmów zarówno białych jak i czarnych obywateli. Mówi, że żandarmi nie znają w okrucieństwie umiaru – gdy zabraknie innych – biją się między sobą. Prowadzi niewielki szpital. Nie uciekł wraz z Belgami, gdyż nie ma dokąd – zbliża się do osiemdziesiątki. Chroniący się u lekarza korespondent pogrąża się w bezsilności, nie ma łączności z krajem, nie może także opuścić Lisali (drogi są nieprzejezdne, inna komunikacja nie działa). Wokół rozciąga się nieprzebyta dżungla. Udaje się tam w towarzystwie dzieci, które doskonale znają prawa w niej rządzące.
Po uzyskaniu przez Kongo niepodległości w 1960 roku, wybuchu zamieszek, walk plemiennych, a potem wojny wszyscy mieszkańcy wydają się być uchodźcami. Z ognisk zapalnych uciekają głównie kobiety i dzieci. O wyborze trasy ich ucieczki stanowią stosunki międzyplemienne i świadomość kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Narratora zastanawia wielość afrykańskich plemion – sąsiadujące wioski mogą zamieszkiwać dwie odrębne grupy mające inne zwyczaje i innych bogów. Każde z plemion posługuje się także odrębnym językiem.
Autor powraca myślami do wizji świata Herodota, który starał się opisywać liczne, różniące się między sobą plemiona zamieszkujące znany ówcześnie świat.
Warsztat Greka
Po pewnym czasie reporterowi udaje się opuścić Lisali na zatłoczonym samochodzie. Wielu Kongijczyków stara się powrócić do domów z miejsc, gdzie zastała ich wojna. Poruszają się bez map, czasem nawet w przeciwnym kierunku niż znajduje się ich wioska. Można także spotkać wędrujące wspólnie całe klany i plemiona. Podkreśla, że w jego zawodzie przyjemność i fascynacja podróżą musi ustąpić przed nakazem więzi z centralą i przesyłania bieżących informacji.
Podczas podróży narrator obserwuje wszystko wokoło, poświęcając czasem chwilę na lekturę zapisków wcześniejszych podróżników, także Herodota. Zajmuje go pisarski warsztat Greka, antycznego reportażysty. Zastanawia się, jak przygotowywał się do pisania, jak zbierał materiały. Snuje przypuszczenie, iż Herodot lubił biesiady, na których przysłuchiwał się opowiadanym historiom. Miał także fenomenalną pamięć. Herodot starał się nie tylko słuchać opowiadających, ale patrzeć, jak opowiadają i jak się w takiej sytuacji zachowują. Świadomy kruchości ludzkiej pamięci, często opisując jakieś wydarzenie czyni zastrzeżenia (np. na ile wiemy, jak podają), a także tłumaczy się z braków, usprawiedliwia się. W miarę możliwości stara się wszystko sprawdzić, dotrzeć do źródeł, ustalić fakty. Greka wszystko dziwi, zachwyca lub przeraża. Czasem nie daje wiary swym rozmówcom. Natrąca się i szydzi z ignorancji swoich współczesnych.
Nim rozszarpią go psy i ptaki
Reporter wspomina swego kierowcę, Negusiego, który woził go w Etiopii. Powraca do tematu bezpośrednich kontaktów między ludźmi, które nie opierają się tylko na słowach, ale na gestach, wyrazie twarzy, ruchach ciała. Współczesne sposoby komunikacji pozbawione są tej warstwy. Zubożone są o pozasłowny język. Negusi komunikował się po angielsku dwoma słowami – problem oraz no problem. Narrator opowiada o zatrzymaniu samochodu w górach Goba, gdzie porządku pilnują skorumpowani wojskowi. Dzięki obserwacji mowy ciała Negusiego wie, co się wokół niego dzieje, wyczuwa na przykład zagrożenia. Najlepiej podróżuje się mu po ziemi Amharów, rodzinnych stronach kierowcy, ponieważ zna on każdy zakątek. Wyjazdy w głąb Etiopii są luksusem w porównaniu z żmudną, codzienną pracą reportera.
W Etiopii niepodzielnie rządzi cesarz. Brak jest opozycji, a grupy buntowników przebywają jedynie w niedostępnych partiach kraju.
Narratora nie stać, jak jego zachodnich kolegów dziennikarzy na tłumaczy, więc stara się chodzić i rozpytywać, „nizać informacje”. Dzięki temu czasem udaje mu się zdobyć unikatowe informacje. W czasie przedbożonarodzeniowym nastroje w Etiopii uspokajają się, dlatego można wybrać się sto-dwieście kilometrów poza miasto. „Wtajemniczeni” radzą odwiedzić miejscowość Arba Minch. Znajduje się tam Bekele Mole Hotel malowniczo położony pomiędzy dwoma jeziorami, z którego okien rozpościera się widok na pobliskie góry Amaro. Można tam poczuć się królem życia. Dziennikarz dla odpoczynku od codziennej dziennikarskiej bieganiny sięga po Herodota. Przenosi się z nim na granicę między Persją i Grecją, czyli do centrum ówczesnego świata.
Herodot w pierwszej części swego dzieła naszkicował obraz ówczesnego świata, by następnie skupić się na wydarzeniach rozgrywających się w jego centrum. Stary Dariusz planuje wielką wyprawę przeciw Grecji (pamiętając klęski w Sardes i pod Maratonem). W trakcie przygotowań umiera. Na tronie zasiada jego syn Kserkses. Najpierw pragnie uderzyć na zbuntowany Egipt, a następnie wyprawić się na Grecję.
Innego zdania jest jego kuzyn Mardonios, optujący za atakiem na Ateny. Władca Persji decyduje się najpierw ujarzmić Egipt, co mu się udaje. Następnie Kserkses zwołuje radę najznakomitszych Persów by uzgodnić przyszłe podboje. Perski król głosi: jeśli Grecy ugną się przed wojskami Kserksesa – cały świat będzie podbity przez Persję. Nikt nie sprzeciwia się woli władcy, swój sceptycyzm wyraża jedynie Artabanos stryj Kserksesa, przestrzegając przed skutkami wyprawy na odległe o trzy miesiące drogi od perskiej stolicy Ateny, nakazuje rozwagę i długi namysł. Kserkses jednak upiera się przy wojnie i rozwiązuje naradę. Niepokojony w nocy przez senną marę postanawia zmienić zdanie i na drugi dzień odwołuje wojenne plany. Jednak w kolejnych dniach zjawa pojawia się znów, żądając wręcz najazdu na Grecję. Gdy mara ukazała się również Artabanosowi decyzja o wyprawie przeciw Grecji zapada ponownie. Kserkses ma sen, z którego magowie wróżą, iż stanie się on panem całego świata.
Kserkses
Po powrocie do Addis Abebie narratora wciąż nurtuje moment podjęcia decyzji przez Kserksesa. Wnioskuje iż nikt, nawet Król Królów nie jest wolny od przeznaczenia. Człowiek, rodząc się, swój los ma wypisany raz na zawsze. Sprzeciwienie się mu przynosi karę. Warunkiem przetrwania jest pokora wobec przeznaczenia. Przeznaczenia nie mógł uniknąć Kserkses – pojawiająca się wciąż zjawa senna wymusiła na nim podjęcie decyzji o wojnie z Grecją. O Kserksesie wiemy niewiele – wstąpił na tron, mając trzydzieści dwa lata i pałał żądzą opanowania całego świata. Przez cztery lata buduje potężną armię złożoną z przedstawicieli wszystkich podbitych ludów. Problem stanowi zaopatrzenie kilkumilionowego wojska. Herodota fascynuje pochód wielkiej armii.
Podczas wyprawy Kserkses dowiaduje się, że huragan zniszczył mosty, które miały mu umożliwić przeprawę z Azji do Europy. Wpada w szał. Każe wymierzyć morzu trzysta batów, a budowniczym mostów uciąć głowy. Kserkses uspokaja się, a budowniczowie przerzucają nowe mosty. Cały czas jednak władcy towarzyszy poczucie niepewności, które zagłusza organizując przegląd wojska. Przez Trację, Tesalię i Macedonię dociera do Termopil, przesmyku otwierającego drogę do Aten.
Po kilkudniowej bitwie, dzięki pokazaniu Persom drogi okrężnej przez zdrajcę, Persowie zwyciężają wojska Leonidasa. Wszystkie kolejne bitwy Kserkses jednak przegrał i zmuszony został uciekać do Azji. Nie podbił całego świata, rządził kolejne piętnaście lat, rozbudowując swój pałac w Persepolis. W 465 roku został zamordowany przez szefa swojej ochrony. W tragiczny sposób ginęli kolejni następcy tronu.
Przysięga Aten
Autor wraca do czasów wojny grecko-perskiej. Zwycięstwo Kserksesa oznaczałoby, że Europa musiałaby poddać się despotycznej i niewolniczej Azji. Podczas wielkiego marszu wojsk perskich wiele państewek greckich poddaje się bez walki. Kserkses zdobywa w końcu Ateny, jednak dzięki Temistoklesowi Grecja wciąż się nie poddaje. Herodot, snując opowieść o wojnie przeciwstawia sobie rządzony despotycznie Wschód i pełen wewnętrznych sporów demokratyczny świat grecki. Król Kserkses rządzi niepodzielnie, ateński wódz Temistokles każdą decyzję musi konsultować z dowódcami i zyskiwać aprobatę ludu. Wojska perskie służą realizacji ambicji władcy, mieszkańców Grecji łączy lokalny patriotyzm. Walka toczy się na lądzie, gdzie Persowie nie napotykają na opór i na wodzie, gdzie zniszczenia perskich okrętów dokonują sztormy. Ateńskie okręty cofają się, aż do zatoki Salaminy.
Temistokles wysyła do Kserksesa posłańca, który fałszywie zaświadcza, że wojska floty greckiej są bliskie paniki, a część z nich sympatyzuje z Persją. Nocą oddziały perskie wpływają do Salaminy, bitwa zaczyna się o świcie. Opis walki przypomina wiele opisów podobnych starć – oddaje chaos i „kosmiczny bałagan”. Kserkses reaguje na klęskę strachem. Odsyła swych synów pod opieką eunucha Hermotimosa do swego kraju. Narrator przywołuje wspomnienie Herodota o Hermotimosie – został on wykastrowany jako młody chłopiec i sprzedany na dwór Kserksesa. Później zemścił się na swym oprawcy, sprowadziwszy go do Sardes kazał mu wykastrować swoich synów, a następnie ci wykastrowali ojca.
Przegrany Kserkses powraca do Persji. Na czele pozostałych oddziałów pozostawia swego kuzyna Mardoniosa. Ten próbuje nakłonić Ateńczyków do poddania się, ci jednak stanowczo oznajmiają, że będą bronić swej ojczyzny do końca.
Znika czas
Dziennikarz przenosi się do Tanzanii do miasta Dar es-Salaam, którego nazwa oznacza „Dom Pokoju”. Rzeczywiście w miejscowości „zbiegało się i mieszało pół świata”, można było spotkać Hindusów, Pakistańczyków, imigrantów z wysp Oceanu Spokojnego czy Chińczyków (budowniczych kolei Tanzania-Zambia). Europejczyka mogło dziwić, że wielonarodowe miasto powstało „bez wiedzy i zgody” starego kontynentu. Jako pierwszy wielość świata uświadomił sobie Herodot. Odkrył także, że:
Historia ludzkości przypomina wielki kocioł, którego powierzchnia jest w stanie ciągłego wrzenia, nieustannych zderzeń niezliczonych drobin poruszających się po swoich orbitach spotykających się i przecinających w nieskończonej ilości punktów.
Zastanawiała go również różnorodność czasu – każdy z ludów wyznaczał go inaczej.
Autor opisuje charakter swojej pracy. Dziennikarze różnych agencji spotykali się w restauracji hotelu Sea View i dzielili się zasłyszanymi plotkami czy informacjami, na ich podstawie konstruując swoje depesze. Gdy narrator nikogo z kolegów nie zastał sięgał po Dzieje Herodota, które można czytać „na chybił trafił”, gdyż pełne są dygresji. Można się m.in. dowiedzieć o zwyczajach ludu Traków. Czyniąc dygresję autor dzieli się wrażeniem, że w Der es-Salaam czuje się jak w Indiach. Odczucie to potęguje obecność hinduskiego kelnera Anila.
Częsta lektura Herodota sprawia, że reporter przestaje odczuwać barierę czasu między starożytnością a współczesnością. Konkluduje, iż grecki historyk, mimo stanu ówczesnej cywilizacji, żyje pełnią życia. Idea spisania zbieranych całe życie historii zrodziła się ze świadomości słabości ludzkiej pamięci. Na tym opiera się idea pisania każdej książki. Herodot nie spisuje wyłącznie dziejów dynastii panujących, ale opisuje życie zwykłych ludzi ich wierzenia i zwyczaje, choroby, przebieg klęsk żywiołowych. Opisuje nawet zwyczaje niektórych zwierząt (koty, krokodyle). Narrator sugeruje, że tak wielkie dzieło jak Dzieje trzeba czytać po wielokroć.
Reporter dzieli się swymi odczuciami:
w miarę pogrążania się w czytaniu Herodota postępuje we mnie emocjonalny i myślowy proces identyfikacji z tym światem i zdarzeniami, które przywołuje nasz Grek. Przejmowało mnie bardziej zburzenie Aten niż ostatni przewrót wojskowy w Sudanie, a zatopienie floty perskiej było czymś bardziej tragicznym niż kolejny bunt wojska w Kongo.
Pustynia i morze
Do redaktora dzwoni ambasador Algierii – Judi – z prośbą o spotkanie. Zaproponował mu wyjazd do Algieru, sugerując, że może tam być ciekawie. Był rok 1965 a krajem tym rządził popularny Ahmed Ben Bella, dlatego nic nie zapowiadało czegoś interesującego.
Dziennikarz zdecydował się jednak na podróż przez pół Afryki. Na lotnisku okazało się, że odbył się zamach stanu, a krajem włada Sztab Generalny. W Algierze odczuwa się śródziemnomorską kulturę, wszędzie kwitną francuskie lub arabskie kafejki, bary i restauracje. Wraz z sobą współżyją chrześcijanie i muzułmanie. Inność kultur widać na przykładzie dzielnic. Europejczyk idąc przez Kazbę (dzielnicę arabską) czuje się nieswojo, dopiero w części francuskiej może odetchnąć z ulgą. W stolicy nie widać było oznak przewrotu i dojścia do władzy milkliwego wojskowego – Houariego Bumediena.
Reporter był wściekły na Judiego, gdyż nigdzie w mieście nie mógł otrzymać jakichkolwiek informacji o zamachu.
Praca korespondentów i reporterów często jest powierzchowna. Szukają oni jedynie spektakularnych obrazów, nie zastanawiając się nad ich przyczynami, czy przyszłymi skutkami, ponieważ przenoszą się szybko w miejsce kolejnego konfliktu. Narrator pragnie uniknąć tego stereotypu i wniknąć w głąb, poszukać przyczyn algierskiego zamachu.
Algier wydał mu się dramatyczny i fascynujący – leżał na skrzyżowaniu dwóch wielkich religii – chrześcijaństwa i islamu, a po uzyskaniu niepodległości o wpływy walczyło tu liberalne, otwarte i konserwatywne, fundamentalne skrzydło islamistów. W Algierii można wyróżnić „islam pustyni” – religię wyznawaną przez koczujące plemiona, rywalizujące między sobą na Saharze oraz „islam rzeki” (morza), który wyznają otwarci kupcy i handlarze.
Były władca Algierii Ben Bella był człowiekiem śródziemnomorskim, wykształconym w kulturze francuskiej. Reprezentował muzułmanizm rzeki i morza. Bumedien zaś, walcząc przez wiele lat na pustyni, reprezentował muzułmanizm pustyni. Różniło ich wszystko, nawet styl ubierania się. Wydarzenia w Algierii były początkiem przewrotów w kolejnych państwach afrykańskich. Po powrocie do Dar es-Salaam bohater nie spotkał Judiego. Został on wezwany do Algierii.
Kotwica
Narrator powraca do historii wojen grecko-perskich. Mardonios, wódz Persów, opuszcza zimowe miejsce stacjonowania wojsk – Tesalię i wyrusza przeciw Ateńczykom. Ateny są zniszczone i puste, a ich mieszkańcy przebywają w Salaminie. Wódz Persów ponownie proponuje Grekom poddanie się Kserksesowi. Obraduje ateńska Rada Pięciuset.
Jeden z mówców – Lykidas – zostaje ukamienowany po zgłoszeniu propozycji przyjęcia oferty Mardoniosa. Gdy dowiedziały się o tym ateńskie niewiasty poszły ukamienować żonę i dzieci Lykidasa. Świadczy to jak wielkie emocje budziła w Grekach wojna z Persją.
Kolejną odsłoną wojny była bitwa pod Platejami. Naprzeciw siebie stanęły wojska perskie oraz greckie, do bitwy jednak nie przystępowano. Na jednej z uczt wydanych na część Mardoniosa przez kolaborujących z Persami Tebańczyków jeden z dostojników perskich wyraża przekonanie o rychłej przegranej. Na kilka dni przed ostateczną bitwą z rąk Greków ginie zastępca wodzów perskich Masistios. Persowie lamentują nad stratą, zaś Grecy obwożą ciało pokonanego, by przyjrzały się mu ich wojska. Wielka bitwa jednak wciąż się nie rozpoczyna ponieważ wróżby są niepomyślne. Wróżbitą Persów jest Grek z Peloponezu i wróg Spartan oraz Ateńczyków Hegesistrat (udało mu się kiedyś zbiec ze spartańskiego więzienia po tym, jak w celu uwolnienia z dybów odciął sobie część nogi).
Po kilkunastu dniach wróżby stają się pomyślne dla Mardoniosa. W końcu wielka i krwawa bitwa dochodzi do skutku. Najbardziej walecznym, zdaniem Herodota, okazał się jeden z trzystu żołnierzy Leonidasa, którzy zostali zgładzeni pod Termopilami.
Arisytodemos jako jedyny przeżył porażkę, lecz tym samym okrył się hańbą (prawo Sparty nakazywało zwyciężyć lub polec w przegranej walce). Aby zmyć winę na polu walki dokonuje cudów waleczności, jednak nie zostaje wyróżniony. O losie bitwy ostatecznie decyduje śmierć Mardoniosa. Na uwagę zasługuje sposób walki Greka – Sofanesa. Podczas natarcia przeciwników wbijał w ziemię kotwicę, by wrogowie nie mogli go ruszyć z miejsca.
Czarne jest piękne
Autor udaje się z Dakaru do wyspy Gorée, gdzie zatrzymuje się w pensjonacie prowadzonym przez młode małżeństwo – Abdou i Mariem. Oboje należą do społeczności Peul – największej grupy etnicznej Senegalu, mówiącej językiem wolof. Ich skóra jest jaśniejsza od innych Zachodnioafrykańczyków stąd wnioskuje się o ich pokrewieństwie z Egipcjanami. Senegalski lingwista Cheikh Ant Diop w swych badaniach stawia tezę o egipsko-afrykańskich korzeniach cywilizacji greckiej. Zgadzała się ona z założeniami teorii négritude (murzyńskości) afirmującego historię i cywilizację czarnego człowieka wobec dewaluującej te wartości cywilizacji zachodniej. Popularność tych teorii w połowie XX wieku jest świadectwem, że planeta zdominowana dotychczas przez Europę staje się światem wielokulturowym. Rodzi się więc problem „ja-Inny”, z tym że Inny pochodzi z zupełnie odmiennej kultury.
W 1960 roku jeden z twórców teorii murzyńskości, Senegalczyk, poeta Leopold Senghor zostaje pierwszym prezydentem Senegalu. Organizuje pierwszy światowy festiwal sztuki czarnoskórych, który rozpoczyna się w 1963 roku w Dakarze. Reporter, nie mogąc znaleźć miejsca w centrum zatrzymuje się w „Pension de famille” u Mariem i Abdoula. Po śniadaniu udaje się na festiwal, gdzie odbywają się liczne koncerty, wystawy, przedstawienia teatralne i odczyty. Zauważa, że teatr afrykański w porównaniu z europejskim jest dużo bardziej spontaniczny. Ważne jest zbiorowe uczestnictwo we wspólnym rytmie. Oprócz tańców w teatrze istotną rolę odgrywa maska.
Autor, uczestnicząc w festiwalu, miał świadomość odradzania się wielkiej kultury, narodzin jej poczucia odrębności, świadomości ogólnoświatowego zasięgu. Czasem jednak radości z odradzania kultury towarzyszyło rozczarowanie i poczucie obcości. Amerykański pisarz Richard Wright udał się na początku lat 50. Do Ghany, do swej ojczyzny, jednak z protestującymi tam ludźmi nie potrafił znaleźć wspólnego języka.
Autor opisuje swój przestronny pokój z pensjonatu z widokiem na morze. Przyjazna wyspa Gorée była w przeszłości centrum załadunku niewolników wysyłanych do obu Ameryk i na Karaiby (wypłynęło stąd kilka, kilkanaście, a może nawet dwadzieścia milionów młodych mieszkańców). Proceder ten wpłynął na wyludnienie Afryki. Podczas transportu ginęła połowa niewolników. Narrator snuje refleksję, że od niepamiętnych czasów bogactwo świata było tworzone dzięki pracy niewolników.
Sceny szaleństwa i rozwagi
Będąc na Gorée, trudność sprawia autorowi wieczorna lektura Herodota – w stronę światła zlatują się chmary przeróżnych insektów. Receptą jest dławiący zapach z żarzącego się paleniska rozdmuchiwanego przez właściciela pensjonatu Abodu. Herodot swe Dzieje kończy czterema scenami. Pierwsza to scena batalistyczna – ostatnia bitwa podczas wojny grecko-perskiej pod Mykale. W tym samym czasie, gdy rozgrywała się bitwa pod Platejami naprzeciw siebie stanęły floty perska i grecka. Zwycięstwo platejskie zagrzało do walki Greków, którzy zwyciężyli także na morzu.
Druga to scena miłosna. W czasie klęski Persów pod Platejami i Mykale król Kserkses powraca przez Sardes do swej stolicy Suzy. Nie interesuje go wojna, prowadzi miłosne intrygi. Początkowo próbuje zdobyć uczucie żony swego brata Masistesa, a następnie udaje mu się posiąść jej córkę i swoją synową Artaynte. Żona władcy Persów – Amestris dowiedziawszy się o romansie żąda by jej mąż oddał jej na własność żonę Masistesa (zgodnie ze zwyczajem mogła tego zapragnąć w dniu urodzin króla). Król godzi się na to ofiarowując swemu bratu za żonę jedną ze swoich córek, jednak ten odrzuca tę propozycję.
Amestris okalecza swą szwagierkę i odsyła do domu. Masistes, pragnąc się zemścić wyrusza z synami do podległych sobie ludów, by wywołać przeciwko Kserksesowi rewolucję, jednak ten uprzedza go – jego wojska mordują go w drodze.
Kolejna scena dotyczy zemsty. W Setos, najlepiej ufortyfikowanym mieście perskim po stronie europejskiej, rządził satrapa Kserksesa – okrutny i bezbożny Artayktes. Grecy ścigając niedobitki perskiej armii zaczęli oblegać miasto. Po pewnym czasie jego mieszkańcy z głodu opuścili mury. Grekom udało się dogonić część zbiegów, a wśród nich Artayktesa. Został on przybity do drewnianej belki, a na jego oczach ukamienowano jego syna.
Scena czwarta (retrospektywna) zawiera refleksje Herodota na temat poszukiwania lepszego kraju. Historyk wspomina przodka Artayktesa – Artembrasa, który poprosił ówczesnego króla Persów – Cyrusa Wielkiego o przeniesienie swego ludu z niekorzystnej krainy na któryś z podbitych, przyjaznych geograficznie obszarów. Cyrus przestrzegł, że w łagodnym klimacie rodzą się słabi ludzie, a nie wojownicy. Persowie woleli żyć w trudnym kraju i panować, niż uprawiać żyzne ziemie i być niewolnikami.
Po przeczytaniu ostatniego zdania książki otoczony przez roje much i ciem autor uciekł z tarasu. Nazajutrz otrzymał wezwanie od szefa, by jeśli nic się nie dzieje w Afryce ważnego, wracał do Polski. Tak też uczynił.
Odkrycie Herodota
Narrator wspomina o odwiedzinach w Gorée czeskiego korespondenta – Jarda. Wspólnie przyglądali się afrykańskiemu festiwalowi i zastanawiali jak trudno w kilku słowach oddać to, co mogli zobaczyć. Czech spytał go o powód sięgnięcia do Herodota. Narrator tłumaczy iż słowo dzieje czy historia w czasach antycznych oznaczały badanie, dociekanie.
Herodot chciał w swym dziele poznać i opisać:
jak codziennie powstaje historia, jak ludzie ją tworzą, jak to się dzieje, że jej kierunek jest często sprzeczny z ich staraniami i oczekiwaniami. Czy o tym decydują bogowie, czy też człowiek na skutek swoich ułomności i ograniczeń nie potrafi mądrze i racjonalnie kształtować swojego losu?
Zbieranie materiałów do swej pracy starożytny historyk rozpoczynał od podróży, która jest źródłem, skarbnicą i bogactwem. Autor uważa, że Herodotem kierowała ciekawość świata, pasja rzadko spotykana, ponieważ człowiek jest z natury istotą osiadłą. Była to ciekawość podobna ciekawości dziecka, które widzi na horyzoncie statki i zastanawia się skąd się wzięły. Dzieje to pierwszy wielki reportaż w literaturze światowej, wyraz wiary w przekonanie, że świat jest możliwy do opisania. Łatwość odbioru działa historyka jest spowodowana tym, iż był on człowiekiem wyrozumiałym i pogodnym, nie miał w sobie nienawiści. Starał się wszystko zrozumieć, nie winić jednostek, a system. Był rzecznikiem wolności i demokracji, krytykował zaś tyranię i despotyzm. Nie pozostawał jednak bezkrytyczny wobec miłujących dyskusję i wolność Greków. Wskazywał często na jałowość toczonych sporów.
W historii spisanej przez Herodota dziennikarza najbardziej uderzył tragizm. Jego twórczość ma wiele cech ówczesnych tragedii. Dziejopis ukazuje konkretne postaci. Obok realnych wydarzeń zawiera świat mitu, a także świat snów, lęków i wróżb. Pragnie utrwalić dzieje świata. Odkrywa odwieczną zasadę, iż ludzie pamiętają to, co chcą zapamiętać, a nie to co działo się w rzeczywistości. Nie ma więc jednej obiektywnej historii – jest wiele jej wersji.
Narrator wspomina o czynnikach, które wpłynęły na Herodota przy powstawaniu dziejów. Był to żywy odbiór słuchaczy, z którymi autor miał zapewne bezpośredni kontakt, to także instytucja proksenosa – przyjaciela gościa. Cennym źródłem byli też „strażnicy pamięci, domorośli dziej arze, wędrowni gęślarze”. Dzięki poznawaniu obcych kultur możemy zrozumieć samych siebie.
Stoimy w ciemności, otoczeni światłem
Narrator wspominał, iż nie we wszystkich podróżach towarzyszył mu Herodot i nie zawsze mógł powrócić do na przykład rozmowy o władzy między Otanesem, Megabyzosem i Dariuszem lub przypomnieć sobie jak wyglądali Etiopowie. Czasem nie miał czasu lub był zbyt wycieńczony by czytać. Pamiętał jednak dobrze historię zakończenia wojny między Grekami i Amazonkami.
Pamiętając o Herodocie, autor w pewien sposób go ożywił. Wyobrażał sobie swoje spotkanie z historykiem. Uważał go za jednostkę wybitną, która niczym jamochłon wchłania kolejne informacje, jednak nie zatrzymuje ich długo. Wciąż coś go gna. Tacy ludzie są samotni, ponieważ do nikogo, niczego nie potrafią się przywiązać. Ich empatia jest szczera, ale powierzchowna. Herodotem kieruje ciekawość świata, wciąż jest w podróży. Nie zajmuje się przeszłością, tylko dniem wczorajszym i jego utrwaleniem.
Narrator snuje refleksje, że tak jak kiedyś pasjonowało go przekraczanie granicy w przestrzeni, teraz bardziej fascynuje go przekraczanie granicy w czasie. Wspomina (odwołując się do T.S. Eliota) o prowincjonalizmie czasu. Lektura Herodota umożliwia wyzbycia się go, a także wyzbycia się myślenia wyłącznie w kategorii „tu i teraz”.
W Dziejach zawarty jest nierozerwalny konflikt pomiędzy chęcią zapisania dziejów ludzkości, a źródłami jego dociekań, którymi nie jest historia rzeczywista, lecz historia opowiedziana przez innych. Z tej rozbieżności nie ma wyjścia.
Reporter wspomina swą podróż z Grecji na obecnie turecką wyspę Halikarnas (Bodrum), gdzie dopływa małym stateczkiem. Zatrzymuje się w niewielkim hotelu, rankiem obserwuje życie rybaków i portu. Na wysuniętym cyplu znajduje się zamek św. Piotra, w którym mieści się Muzeum Archeologii Podwodnej prezentujące to, co nurkowie znaleźli na dnie Morza Egejskiego (m.in. liczne amfory). Zdobycze podwodnych zbieraczy nie mogą ukazać całej pełni starożytnego świata, znanego Herodotowi. W jednej z sal znajdują się liczne znaleziska (miseczki, czary) oświetlone są niewielkimi żaróweczkami. Sprawia to wrażenie, jakby zwiedzający znajdowali się na podwodnej uczcie u Posejdona.
Dziennikarz powraca do hotelu, gdzie w recepcji powstrzymywanym ze względów kulturowych uśmiechem wita go Turczynka.
Cytaty ze streszczenia pochodzą z: R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008.