Deszcz jesienny – analiza i interpretacja
„Deszcz jesienny” stanowi jeden z najbardziej znanych wierszy Staffa i najczęściej rozpoznawanych tekstów dekadenckich epoki. Pochodzi z drugiego tomu Leopolda Staffa, „Dzień duszy” (1903).
Już tytuł wiersza zapowiada treść i nastrój. Liryk nie będzie miał nic wspólnego z radosną, energiczną aurą „Kowala”. Wprowadza nas za to w klimat mokry, przygnębiający, ostateczny, szary i smutny. W przestrzeń, gdzie nie ma nadziei, gdzie panuje nastrój schyłkowości, czyli modernistycznej dekadencji. Zresztą, wprowadzenie w tytuł jesieni implikuje pewne konotacje: jesień wszakże to czas, gdy świat powoli zasypia, przygotowuje się do zimy, gdy zrodzona na wiosnę i rozkwitła latem natura więdnie, umiera.
Ze względu na typ liryki trzeba mówić o „Deszczu jesiennym” jako o liryce pośredniej, a konkretnie opisowej. W kunsztownej formie poeta opisuje pejzaż, jaki widzi za oknem i odnosi go niejako do siebie, będąc zarazem oddzielonym od niego szybą. Nie poznajemy uczuć podmiotu lirycznego wprost, nie mówią nam o nich formy czasownikowe, a przecież ma się wrażenie, jakby impresje podmiotu lirycznego spływały na czytelnika. Można wywnioskować, że postać za szybą odgradza się od deszczu, jesieni, przemijania, w końcu od śmierci. Nie pozostało w nim nic z kowala, tytana pracy, aktywisty. Teraz jest biernym widzem.
Bohaterem wiersza jest deszcz jesienny, stanowiący tło dla refleksji. Pod koniec tekstu pojawia się inna postać – szatan. Niemniej jego obecność nie jest ważna sama w sobie, ale podkreśla tylko schyłkowy nastrój i beznadzieję sytuacji.
Tekst składa się z siedmiu zwrotek o zróżnicowanej ilości 12-sylabicznych wersów: po 6, 10, 6, 10, 6, 10 i 6 linijek. Owe wersy ułożone są w cztery zestroje akcentowe, zaś akcent pada na drugą, piątą, ósmą i jedenastą sylabę (ze średniówką po szóstej sylabie). Można zatem mówić o wierszu sylabotonicznym. Występują rymy żeńskie, końcowe, niegramatyczne, parzyste (aa bb aa).
Struktura wiersza jest regularna, dzieli się on na części o następującej po sobie regularności. Podkreśla ją wyrafinowany poetycki gest Staffa, mianowicie refren. Sprawia on, że wiersz zyskuje na melodii, refren potęguje wrażenie muzyczności, uzyskany już dzięki rytmowi, średniówce i eufonii oraz wyrazom dźwiękonaśladowczym (onomatopejom). Poza tymi środkami stylistycznymi pojawiają się również anafory (w refrenie stanowią one klamrę dla zwrotki) – w czwartej strofie. W tej samej zwrotce znajdują się pytania retoryczne. Zwraca uwagę wielość epitetów oraz charakterystyczna interpunkcja (namnożenie wielokropków), która potęguje wrażenie płynności wiersza.
Już refren, będący niejako nicią przewodnią dla wiersza, wprowadza nieprzyjemny, oleisty klimat pełen melancholii i smutku. W krajobrazie, jaki kreśli poeta, nic się nie zmienia, nie ma żadnego ruchu, wszystko określone jest przez „jednaki, miarowy, niezmienny” deszcz, który z biegiem lektury można odczytywać jako więzienie. Wszak jednostajne strugi deszczu tworzą swego rodzaju nieuchwytne, pionowe pręgi, a utopione w takich, a nie innych jesiennych, szarych kolorach mają prawo kojarzyć się z więziennymi prętami, a więc z więzieniem. Wrażenie nieszczęścia potęguje „jęk szklany... płacz szklany”, czyli symbole nierozerwalnie kojarzone ze łzami, co w genialny sposób podbija temat i bohatera wiersza – deszcz (w końcu można go metaforycznie ująć jako zbiór łez). Zatem deszczowa jednostajność to jeden z pomysłów Staffa na zbudowanie aury.
Poeta nie poprzestaje na tym. Używa również symboliki funeralnej: mary, żałoba, groby, korowód, pogrzeb oraz techniki onirycznej: sny, powiewne, chmurna, mglista. Mają one wnosić określone konotacje i barwy. Splatają się owe symbole w przepiękny, acz rozpaczliwy obraz końca i rozpaczy. Mglistość, zwiewność, cień podkreślają niestałość, eteryczność krajobrazu, podobnie rzecz się ma z kolorami: są one ponure, szare, czarne, jesienne właśnie. Zatem nastrój wiersza motywuje jego barwę.
A klimat „Deszczu jesiennego” nie należy do najweselszych, zarazem nie jest przecież gwałtownym krajobrazem rodem z romantycznych liryków. Staff posłużył się w nim po mistrzowsku malarską techniką impresjonistyczną, odmalowuje emocje i wrażenia bardzo delikatnie, płynnie, sennie wręcz. Zmieścił Staff w wierszu znużenie, apatię, przygnębienie, melancholię, smutek i brak nadziei. Wspomniane kolory oraz dźwięk deszczu na szybie wywołują apatię. Otacza ona podmiot liryczny, jest on w nią wchłonięty. Chce spać (namiastka śmierci), wyłączyć się ze wszystkiego, co się dzieje. Jednakże cały świat przypomina mu o sobie.
Wiersz dzieli się na trzy części. Pierwszy fragment zawarty został w drugiej strofie, po pierwszym refrenie: mamy do czynienia z manewrami młodości w zdegenerowanym świecie, który pustynnieje, nie doradza się (bo minęła noc, ale nie wstaje dzień). Niezwykle sugestywny ten obraz, zakończony wielokropkiem.
Część druga opisuje odchodzenie ludzi (czwarta strofa), bliższych i dalszych, lubianych i kochanych. Nie mówi się wprost kto to, używa się wymiennie zaimków „kto, ktoś”. Chodzi nie tylko o odchodzenie, ale i umieranie oraz rezygnację z drugiej osoby, rezygnację z uczucia na rzecz nieczułości i niewrażliwości, a więc postawy bezpiecznej i ochronnej wobec siebie. Takie ubezpieczanie się ma także głębszy wymiar: jest to rezygnacja z wyzwań, z aktywności, z kształtowania samego siebie, a więc „Deszcz jesienny” niejako przeczy idei czynu zawartej w „Kowalu” Staffa. Podmiot liryczny mówi również o bezgranicznej samotności, w której teraz żyje, jednakże nie robi ona na nim wrażenia, gdyż jego serce stępiło się, znieczuliło, uniewrażliwiło. Stąd niepowodzenie miłosne, brak szczęścia. Zarazem czytelnik odnosi wrażenie, że jest to dobrowolny wybór podmiotu lirycznego, godzi się on na taki los, nie podejmuje żadnej walki.
Również ta strofa wypełniona jest wątkami funeralnymi, śmiercią: „zmarł nędzarz”, „ktoś umarł”, „spaliły się dzieci”. I – podobnie jak w strofie drugiej – zwrotka zakończona jest motywem płaczu.
Część trzecia wiersza skupia się na obrazie szatana oglądanego zza szyby, jak ten idzie przez ogród. I nie jest to przestrzeń arkadyjska, ocalająca świat, krajobraz sprzyjający wytchnieniu. Pejzaż został zdegradowany, zniszczony przez szatana, obrócony w ziemię jałową, w pustelnię. Kwiaty zostały przysypane popiołem, trawniki ukamienowane. W tym obrazie można dostrzec ślad staffowskiego i modernistycznego myślenia o naturze jako przestrzeni stanowiącej kontrę dla świata cywilizacji, który niesie ze sobą tylko katastrofę. Te kamienie, kolory ołowiu i szarości mogą odpowiadać kamieniom zaklętym w budowle, po prostu mogą odbijać miasto jako fetysz, ale i źródło niepokojów. W tym kontekście zastanawia postać płaczącego szatana, postaci przesiąkniętej złem, a w jakiś ambiwalentny sposób reagujący na spustoszenie, którego dokonał. W tym wierszu nawet diabeł jest śmiertelnie smutny, melancholia dotyka również jego. Wynika z tego, że nikt nie jest w stanie poradzić sobie z losem, nawet silna jednostka.
Ten niezwykły, wyrafinowany wiersz nie pozostawia wątpliwości co do nastroju poety w momencie jego pisania. Aczkolwiek to stwierdzenie może wydawać się ryzykowne, to mimo wszystko trudno odpędzić się od myśli, że tak sugestywny liryk oddaje dekadenckie nastroje epoki. Jest wybitnym przykładem wiersza sylabotonicznego, mistrzowskiego opanowania sztuki naśladowania odgłosów rzeczywistości i psychologizacji przestrzeni.
Deszcz jesienny - Leopold Staff
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurna pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich młodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...