Limba – analiza i interpretacja
Wiersz Adama Asnyk Limba należy do powstałego w latach 1878-1880 cyklu W Tatrach. Stroficzny, rymowany wiersz jest przykładem liryki filozoficzno-refleksyjnej, a tytułowa limba i jej losy przedstawione w kilkunastu wersach są symbolem życia dumnej, wyróżniającej się i wybitnej jednostki, niedocenianej przez otoczenie.
Limba rośnie wysoko na skały zrębie, gdzie doprowadziły ją panoszące się w dole świerki, nazwane łatwo wschodzącymi karłami, które:
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.
Drzewo jest wypierane ze swego pierwotnego miejsca. Choć wysokie i wspaniałe, to jednak nie zostało przystosowane przez naturę do życia w górskich warunkach, która lepiej wyposażyła niskie i karłowate świerki. Ich rozwój nie jest wstrzymywany przez warunki atmosferyczne, ponieważ potrafią o wiele szybciej się rozmnożyć.
Mimo samotności, ciągłego podmywania przez wrzące fale, egzystowania w krainie wiecznego śniegu, limba nie traci dumy i godności. Przeciwnie, z pogardą spogląda na piętrzące się drzewa:
Z godności pełną żałobą (…)
Ona się w chmurach kołysze -
Ma wolne niebo nad głową! (…)
Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie (…)
Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej...
Limba walczy, choć jest na straconej pozycji. Samotna rośnie na skale, / Prawie ostatnia już z rodu..., lecz mimo to nie zamierza dopasować się do otoczenia, rosnąć pośród rzeszy poziomej, ponieważ to nie mieści się w kodeksie jej zasad. Ma poczucie swej odmienności, wie, że jest wyjątkowa:
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie (…).
Woli samotnie z błękitu / Upaść strzaskana przez gromy, niż wyrzec się swych poglądów i dopasować. Przy całej swej zawziętości nie jest bezkrytyczna i zaślepiona. Zdaje sobie sprawę, że bezkompromisowość i trzymanie korony wysoko w chmurach przyniesie jej w końcu zagładę. Woli jednak to, niż życie w środowisku, które jest zbyt pospolite, by ją zrozumieć i pozwolić się rozwijać.
Poglądy i przekonania tytułowej limby zbliżają ją do romantycznego pojmowania świata, utożsamiają z niezwykłą jednostką, odznaczającą się w społeczeństwie i hołdującą prywatnym, odmiennym normom etycznym, a przede wszystkim dumną ze swej samotności, będącej efektem niezrozumienia jej przez świat. Podobnie jak asnykowska limba, bohater romantycznych liryków czy dramatów gardził światem, który nie miał tyle siły, by pozwolić mu się wykazać, by znieść jego odmienność. Romantyczny indywidualista, skazany z góry na zagładę, świadomie wybierał śmierć, zamiast zgody na kompromis z mdłą rzeczywistością, nie zdającą sobie sprawy z jego niezwykłości.
Kunszt warsztatowy oraz pomysłowość Asnyka widać w stworzeniu niecodziennej sytuacji metaforycznej, w której na przykładzie losów drzewa można dokonań diagnozy społeczeństwa. Limba została scharakteryzowana mnóstwem środków artystycznego wyrazu o pozytywnych konotacjach. Drzewo, choć rosło Wysoko na skały zrębie, to jednak Z godności pełną żałobą spoglądało na nędzne i małoduszne świerki. Siłę jej marzeń i bogactwo ideałów obrazuje dwuwiersz:
Ona się w chmurach kołysze,
Ma wolne niebo nad głową!
Nadanie drzewom rysów typowych ludzkich postaw wobec życia – konformistyczną i oportunistyczną, wygodnicką i wybierającą cięższą drogę, marzycielską i realistyczną – potwierdza także zabieg uosobienia. Tytułowa limba zachowuje się jak człowiek, tj. spogląda z godności pełną żałobą, chyli się i widzi, zaś jej wrogowie - świerki - kroczą w szeregu, są spanoszonymi przybyszami, karłami.
Wszystkie te spostrzeżenia i przemyślenia dowodzą, że tragedia limby przypomina dramat idealisty, żyjącego w świecie hołdującemu zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”, „albo się przystosuj, albo giń”.
Limba - treść
Wysoko na skały zrębie
Limba iglastą koronę
Nad ciemne zwiesiła głębie,
Gdzie lecą wody spienione.
Samotna rośnie na skale,
Prawie ostatnia już z rodu,
I nie dba, że wrzące fale
Skałę podmyły od spodu.
Z godności pełną żałobą
Chyli się ponad urwisko
I widzi w dole pod sobą
Tłum świerków rosnących nisko.
Te łatwo wschodzące karły,
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.
Niech spanoszeni przybysze
Pełzają dalej na nowo!
Ona się w chmurach kołysze
Ma wolne niebo nad głową!
Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie.
Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej...
Woli samotnie z błękitu
Upaść strzaskana przez gromy.