Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki
Frantiszek czuł się Czechem, lecz wielokrotnie podkreślał swą przynależność do polskiego dywizjonu. Anglicy zachwycali się jego zdolnościami i starali się ściągnąć go do swych dywizjonów, lecz on był niezłomny. Miał opinię niezrównanego strzelca i pilota. O wyjątkowej przytomności umysłu i błyskawiczności działania świadczyło pewne zdarzenie, którego świadkami było całe lotnisko angielskie. W czasie walki nad Kentem przeciwnik dzielnego sierżanta dał znak, że chce się poddać i wylądować na pobliskim lotnisku.

Frantiszek przestał strzelać, a Messerschmitt zaczął schodzić do lądowania. W chwili, kiedy kołami dotykał ziemi, dodał gazu i poderwał się w górę. Parę sekund później otrzymał serię pocisków od Czecha i rozbił się na pasie startowym. Pod koniec września sierżant zaczął bać się ziemi i jedynie w powietrzu czuł się bezpiecznie. W czasie nocnych nalotów jako pierwszy pędził do schronu i był niezwykle przewrażliwiony. Strach ten przyczynił się do jego tragedii. W dniu 8 października, podczas wykonywania zwycięskiej beczki, zaczepił skrzydłem o kopiec i zginął na miejscu.

Szare korzenie bujnych kwiatów

Polscy myśliwcy darzyli szczerym przywiązaniem i miłością grupę żołnierzy, którzy stanowili ziemską obsługę dywizjonu. To właśnie im, mechanikom, zawdzięczali nie tylko swą chwałę, ale i życie. W oczekiwaniu na rozkazy piloci odpoczywali i byli spokojni, wiedząc, że w tym czasie jego samolot znajduje się pod pieczołowitą opieką mechaników. Wiedział, że może polegać na ich nieomylności i niezawodności.

Kiedy myśliwiec wracał z zwycięskiej walki, obwieszczał swe powodzenie beczką, wykręcaną nad głowami mechaników. W ten sposób składał im hołd, a kiedy w chwilę później kołował pilot pokazywał im podniesiony kciuk, uśmiechając się szeroko. Mechanicy odczuwali zadowolenie i szczęście, ponieważ zwycięstwo odniósł samolot ich ręką naprawiony i dopieszczony. Myśliwca i mechanika łączyła miłość do samolotu, choć laury zbierał wyłącznie pilot. Mechanicy byli niczym skromne korzenie kwiatu lotnictwa, niezbędny do jego rozwoju, lecz zacienione bez promieni podziwu. Jednak dla lotnictwa znaczyli bardzo wiele.

Kiedy myśliwiec opuszczał swój samolot, nie troszczył się o jego los do następnego startu. W tym momencie zaczynała się służba mechaników, którzy uzupełniali amunicję, napełniali zbiorniki paliwem i sprawdzali funkcjonowanie wszystkich przyrządów. Polski mechanik, niedościgniony w swej zręczności, stał godnie obok polskiego myśliwca i zdawał egzamin życia. Podobnie jak inni polscy żołnierze, również mechanicy przedarli się do Anglii i po trzech tygodniach zadziwili wszystkich znajomością Hurricanów.

Swe wspaniałe zwycięstwa z września 1940 roku Dywizjon 303 w dużej mierze zawdzięczał właśnie nim. Naprawiali maszyny, które powinny zostać odesłane do fabryki, dzięki czemu polski dywizjon nie miał ani dnia przerwy w walkach. Po bitwie, która rozegrała się 15 września, samoloty dywizjonu przedstawiały żałosny obraz zniszczenia. Dziesięć z nich nie nadawało się do lotu, jednak mechanicy nie stracili otuchy i pracowali przez całą noc, świadomi, że wróg zaatakuje ponownie. Dokonali rzeczy wręcz nieprawdopodobnej – rankiem dwanaście maszyn było gotowych do akcji. Ich kierownik, porucznik-inżynier Wiorkiewicz, był znakomitym konstruktorem i potrafił porwać swych ludzi do czynu. Wojna nauczyła pilotów szacunku dla mechaników, lecz nie zmieniła przepisów wojskowych. Mechanik nie mógł otrzymać Virtuti Militari ani Krzyża Walecznych, które przyznawane były za czyny w obliczu wroga. Nie walczyli bezpośrednio z nieprzyjacielem, lecz ich zasługi na tym polu było ogromne i wiele od nich zależało. Dlatego też im należała się najgłębsza wdzięczność i najwyższe odznaczenia.

Lotnik bez lęku i skazy

Często mówiono, że II wojna światowa w powietrzu była wyłącznie wojną zespołów. W rzeczywistości wszystkie walki rozpoczynały się w zespołach, lecz już w pierwszej chwili natarcia klucze rozsypywały się i poszczególni lotnicy w pojedynkę atakowali bombowce. Szereg heroicznych pojedynków rozstrzygał wówczas o zwycięstwie bądź porażce. W tych osobistych zmaganiach wybijały się najtwardsze jednostki – asy.

Najwybitniejszym z nich był Witold Urbanowicz, zwycięzca w siedemnastu spotkaniach z przeciwnikiem. Wyróżniał się stalowymi nerwami, mocną postawą i energią. Był żołnierzem służby czynnej, kapitanem Wojsk Polskich i majorem w armii brytyjskiej. W roku 1940 miał trzydzieści cztery lata. We wrześniu 1939 roku otrzymał rozkaz przedarcia się ze swym plutonem do Rumunii, a kiedy wykonał polecenie, wrócił do Polski i dostał się do niewoli. Uciekł z niej po kilku godzinach i wraz ze swymi podwładnymi przedostał się do Francji, skąd w styczniu 1940 roku wysłano go do Brytanii.

Początkowo przydzielono go do brytyjskiego dywizjonu, a pierwszego wroga zestrzelił w sierpniu tegoż roku. Owego dnia zgłosił się do lotu jako ochotnik i leciał jako trzynasty na końcu dywizjonu. W pobliżu Portsmouth dostrzegł cztery Messerschmitty i bez chwili wahania rzucił się na trzy z nich, rozbijając klucz, po czym ruszył w pościg za czwartym nieprzyjacielem, który ratował się ucieczką. Pierwsza walka uwidoczniła wszystkie zalety Urbanowicza – trafność decyzji, szybkość reakcji, odwagę i zaciekłość.

Kilka dni później wszedł w skład Dywizjonu 303 i 5 września stanął na jego czele. Tu również wykazał się wytrwałością i swoistą drapieżnością, odnosząc kolejne sukcesy. Ostatniego dnia walki, 30 września, prowadził swój dywizjon przeciw niemieckim bombowcom i rozbił ich zgrupowanie. Sam zaatakował Dorniera 215 i zestrzelił go nad Kanałem. W ciągu kilkunastu minut zestrzelił dwa kolejne samoloty. Po skończonych walkach Anglicy zatrudnili go w dowództwie Grupy Myśliwskiej, a jego Dywizjon 303 został przeniesiony na lotnisko wypoczynkowe.

Mit Messerschmitta 110

W pierwszych miesiącach wojny hitlerowcy donosili, że mają w zanadrzu nową i niezwykle skuteczną broń w postaci supersamolotu, stanowiącego szczyt wynalazku. Nowe maszyny zostały wykorzystane w kampanii wrześniowej oraz francuskiej, lecz było ich niewiele i Alianci nie mieli możliwości zdobycia pewnych informacji na ich temat. Wiedzieli jedynie, że Messerschmitty 110 były samolotami dwusilnikowymi, o dużym uzbrojeniu i posiadały tylnego strzelca.

Dopiero w bitwie o Anglię Luftwaffe wykorzystała większą ilość osławionych Messerschmittów 110. Obrońcy dość szybko przekonali się, że po unieszkodliwieniu tylnego strzelca, co było rzeczą niezwykle łatwą, niemiecka maszyna nie jest tak straszna, jak zapewniali hitlerowcy. Mit Messerschmitta 110 zniszczyło definitywnie wydarzenie, które miało miejsce pewnego wrześniowego dnia.

Owego dnia Dywizjon 303 napotkał zgrupowanie trzydziestu bombowców, Heinkli 111, lecących w kierunku Londynu pod osłoną Messerschmittów 109. Rozpoczęła się zażarta bitwa, a po chwili nadleciały brytyjskie dywizjony i wspólnymi siłami powstrzymano nieprzyjaciela. W czasie potyczki Urbanowicz, zaatakowany przez kilka Messerschmittów, wyrwał się z potrzasku i odskoczył w kierunku zachodnim.

Nagle ujrzał zdumiewające zjawisko – w stronę stolicy leciało gęsiego ponad czterdzieści samolotów, w których rozpoznał Messerschmitty 110. W pobliżu Polaka znalazło się kilka brytyjskich myśliwców i wszyscy przepuścili atak na wroga. Przeciwnik nie wdał się w walkę, lecz utworzył zamknięte koło, tworząc olbrzymią redutę powietrzną. Brytyjskie samoloty krążyły bezradnie nad nimi, wypatrując słabych punktów. Tymczasem nadleciały kolejne Hurricany i Urbanowicz dał sygnał, machając skrzydłami. Dołączyło do niego pięciu myśliwców i zwartą grupą spadli na najbliższy odcinek koła, wytrącając z niego trzy maszyny. Urbanowicz znów wzniósł się w górę, aby powtórzyć atak, lecz w tej samej chwili został zaatakowany przez dwa Messerschmitty 109, które przybyły z odsieczą.

Udało mu się zestrzelić jednego z nich i wrócić do zwartego koła. W międzyczasie inni piloci zdołali trafić kilka niemieckich maszyn, które leciały wolniej niż pozostałe i przerywały spoistość reduty. Nieustannie nadlatywały kolejne Hurricany, tworząc wokół niemieckich samolotów obręcz. Jeden z Messerschmittów nie wytrzymał napięcia i wyrwał się, lecąc w stronę Francji, prosto na Urbanowicza. Ten, bez zastanowienia, rzucił się do walki, strzelając kilkoma seriami. Czwarty atak definitywnie zniszczył wroga i maszyna rozbiła się o ziemię. Kiedy Polak wrócił do koła, okazało się, że pozostało w nim zaledwie kilka dymiących samolotów, które kręciły się jak w obłędzie. Niemcy po raz kolejny ponieśli druzgocącą klęskę.

Podstępy

Groteskowość wojny wynikała z faktu, że instynkt barbarzyński podporządkował sobie najwspanialsze wyniki wiedzy i technicznego postępu. Cudem ówczesnej techniki był Messerschmitt 109, którego w powietrzu pilotował człowiek, zmieniający się w prymitywnego jaskiniowca, wykorzystującego każdy podstęp, aby zwyciężyć.

Podczas jednej z potyczek pilot Messerschmitta 109 chciał zaatakować z góry porucznika Henneberga, lecz wycofał się, widząc nadlatującego z pomocą podporucznika Jana Zumbacha. Przeleciał przed Polakami, zbyt pewny siebie i nie docenił ich karabinów. Po chwili wpadł w korkociąg, zestrzelony przez Zumbacha i zaczął spadać na ziemię. Podporucznik, przekonany o zwycięstwie, dołączył do dowódcy klucza i zerknął w stronę wroga. Okazało się, że Niemiec zdołał wyprowadzić maszynę i uciekał w stronę Francji.

Zumbach ruszył w pościg, a kiedy nieprzyjaciel dostrzegł go, ponownie wpadł w korkociąg. Tym razem podporucznik Jan nie dał się oszukać i zszedł za wrogiem, cały czas strzelając. Zeszli tak na wysokość trzech tysięcy metrów, kiedy Polak zrozumiał, że przeciwnik chce wciągnąć go w zasadzkę. Przestał więc strzelać i niczym cień leciał za Messerschmittem, mając świadomość, że mu nie ucieknie. Kilkaset metrów nad ziemią Niemiec wykonał nagły zwrot i wyrwał się z korkociągu. Zumbach natychmiast zaczął strzelać, lecz wróg wykonał beczkę, zmuszając go do poderwania samolotu. Potem zaatakował przeciwnika i z satysfakcją patrzył, jak rozbija się o ziemię.

Chłopcy z Dywizjonu 303, zdrowi, krzepcy i przystojni, szybko zyskali uznanie w oczach angielskich dziewcząt i kobiet. Lady Smith-Bingham, matka-opiekunka polskiego dywizjonu, pewnego dnia urządziła dla lotników cocktail-party, zapraszając najpiękniejsze panny z londyńskiego towarzystwa. Jedna z nich, młoda wdówka, upatrzyła sobie Jana Zumbacha i prawiła mu czułe słówka. Młodzieniec odparł, że również mu się podoba i nagle przypomniał sobie polską dziewczynę, której również wyznał miłość. Jego zapał natychmiast ostygł i już nie potrafił powiedzieć pięknej lady, że ją kocha.

Losy się ważą

Niedziela 15 września była pogodna i upalna. Tego dnia sztab hitlerowski postanowił rozstrzygnąć wojnę na zachodzie. Atak powietrzny na Brytanię trwał już sześć tygodni, a Luftwaffe ponosiła każdego dnia straty, przekonana, że większe straty zadała przeciwnikowi. Niemcy mylnie ocenili sytuację, lecz doskonale znali własną potęgę i dwieście pełnych dywizji czekało na sygnał do rozpoczęcia inwazji. Losy tego dnia i losy wojny zależały od tego, czy Alianci zdołają pokonać hitlerowską armię powietrzną.

W niedzielę kolejne bombowce nadciągały nad Londyn. Pierwsza, najsilniejsza, uderzyła w południe. Pierwsze klucze Messerschmittów można było dostrzec na niebie już po godzinie 9 rano. Miały na celu zdezorientowanie przeciwnika, który nie dał się tak łatwo oszukać. Dwie godziny później pojawiło się więcej samolotów, które kierowały się prosto na miasto. Brytyjczycy pozwolili, aby dotarły w głąb kraju i dopiero wtedy przystąpili do ataku.

Dowództwo ani na chwilę nie straciło kontroli, wypuszczając kolejne dywizjony i przejmując inicjatywę. Kilka minut później nadciągnęła wyprawa bombowców, eskortowanych przez Messerschmitty. Natychmiast zostały zaatakowane przez nieliczne dywizjony Spitfirów, które – zgodnie z planem dowództwa – wciągnęły Messerschmitty do walki, pozbawiając bombowce osłony. W głębi kraju czekała na nich zapora, utworzona z Hurricanów, stanowiąca główną linię oporu. Wyprawa bombowców, zmuszona do walki, rozproszyła się i straciła swą siłę uderzeniową. Niespełna pięć minut później okazało się, że nad Anglię nadleciało kolejne, liczniejsze zgrupowanie niemieckich maszyn, a nad krajem zawisło bezpośrednie zagrożenie.

Bombowce przeleciały nad wybrzeżem, nie zatrzymywane przez nikogo i zmierzały prosto na Londyn. Nieoczekiwanie pojawiły się świeże dywizjony angielskich myśliwców i zdołały zatrzymać część napastników. Reszta parła do przodu i dotarła do miasta w chwili, kiedy Big Ben wybijał południe. W tym samym czasie napłynęło kilka nowych dywizjonów myśliwców, ściągniętych z dalszych rejonów wyspy. Wśród nich znajdował się również Dywizjon 303. Wróg został rozbity i ratował się ucieczką. Dowództwo hitlerowskie nie odważyło się na kolejny atak, który mógł przeważyć szalę zwycięstwa na stronę Niemców.

Dywizjon 303 walczył w tej bitwie wspaniale, prowadzony przez kanadyjskiego kapitana Kenta, młodego i niezbyt doświadczonego myśliwca. Kapitan, skuszony zgrupowaniem dwudziestu Messerschmittów, puścił się w pogoń za nimi wraz z dywizjonem. Przeciwnik wywabił myśliwców nad ujście Tamizy i rozbił ich na cztery klucze.

Pierwszy z nich, dowodzony przez Kenta, zuchwale zaatakował kilkanaście Messerschmittów i z potyczki wyszedł cało. Drugi klucz, porucznika Henneberga, rozleciał się na wszystkie strony, a Jan Zumbach przy tej okazji zniszczył podstępnego wroga, który ratował się korkociągiem. Trzeci klucz, kierowany przez porucznika Paszkiewicza, zaskoczony przez wrogów, również rozpadł się, lecz myśliwce zdołali strącić jeden samolot.

Podczas starcia podporucznik Łokuciewski został ciężko ranny i musiał lądować. Dowódca czwartego klucza, porucznik Marian Pisarek, dostrzegł sierżanta Frantiszka, który swoim zwyczajem odłączył się od grupy i odleciał w stronę Kanału. Dywizjon 303, choć rozproszony wykazał się walecznością i spisał się znakomicie tego dnia – zniszczył dziewięć z sześćdziesięciu zestrzelonych niemieckich maszyn. Winston Churchill obserwował przebieg bitwy z centrali operacyjnej brytyjskiego dowództwa. Był zadowolony i z uśmiechem podziękował później lotnikom za wypełnienie powierzonego im zadania. Jednak niedziela jeszcze się nie skończyła…

Losy się rozstrzygnęły

Niemieckie dywizjony wciąż czekały na sygnał do inwazji. Minęły zaledwie dwie godziny, kiedy nad brzegami kanału pojawiły się kolejne bombowce Luftwaffe. Drugi atak był równie potężny jak pierwszy. Po godzinie drugiej do walki wezwano Dywizjon 303. W powietrze wzniosło się dziesięć samolotów i na wysokości ośmiu tysięcy stóp weszły w gęstą warstwę chmur, która uniemożliwiała łączność między kluczami.

Wreszcie klucz Urbanowicza wydostał się z obłoków i myśliwcy daremnie szukali wzrokiem kolegów z pierwszej eskadry. Byli zupełnie sami, lecz lecieli dalej w wyznaczonym kierunku. Nagle ujrzeli przed sobą wyprawę bombowców, zbliżających się do Londynu. Powyżej sunęła osłona z Messerschmittów. Urbanowicz dostrzegł pięć Messerschmittów 110, lecących w tym samym co polski dywizjon kierunku. Rzucił się za nimi w pogoń, lecz w chwilę później przekonał się, że to próżny trud.

Wziął więc na cel Dorniery i dał sygnał do ataku. Pięciu myśliwców runęło od strony słońca na wroga, ubiegając zbliżające się brytyjskie dywizjony. Nieprzyjaciel stracił głowę, zdruzgotany nieprzewidzianym uderzeniem. Dwa Dorniery zderzyły się ze sobą, inne uciekały w popłochu. Polscy piloci rozbili w ten sposób niemiecką wyprawę. Odsiecz Messerschmittów przyszła za późno i nie uchroniła bombowców przed zagładą. Luftwaffe poniosło kolejną klęskę, tracąc tego dnia 185 maszyn. Wielka bitwa, zwana Bitwą o Brytanię, rozstrzygnęła się na korzyść Aliantów i zadecydowała o losach drugiej wojny światowej.

strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij




  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie Dywizjonu 303 w pigułce
2  Plan wydarzeń „Dywizjon 303”
3  „Dywizjon 303” – problematyka i ponadczasowość utworu