Przedmowa
Aby czytelnik niezaznajomiony z historią średniowiecznej Europy Środkowo-Wschodniej mógł w pełni odczytać znaczenie Konrada Wallenroda, Mickiewicz umieścił w Przedmowie krótki opis kontaktów litewsko-krzyżackich.
Pisze Mickiewicz, że Litwa tego czasu to kraj zróżnicowany etnicznie, zamieszkały nie tylko przez rodowitych Litwinów, ale także Prusów oraz Lettów. Nieznany właściwie Europie, dopiero w XIII wieku zmuszony ciągłymi najazdami krajów sąsiednich zaczął odgrywać poważną rolę w polityce wojennej, a nawet jak przedstawia to Mickiewicz stał się poważnym zagrożeniem dla okolicznych państw. To, że ten słaby i tak długo obcym hołdujący kraj okazał się nagle tak silnym, by nie tylko odeprzeć ataki Zakonu Krzyżackiego, ale także łupić Polskę i rozszerzać swoje wojenne działania aż do brzegów Wołgi i Półwyspu Krymskiego, jest niewyjaśnioną zagadką historii.
Najświetniejszym okresem historii Litwy jest czas panowania Olgierda i Witolda, których władza sięgała od Morza Bałtyckiego aż po Morze Czarne. Jednakże zbyt gwałtowny rozwój terytorialny, spowodował, że naród litewski nie zdołał wyrobić w sobie wewnętrznej siły, która by różnorodne jego części spajała i ożywiała. Ponieważ w tym czasie historycznym Litwa związała się kontaktami politycznymi z Polską, która była już wówczas krajem chrześcijańskim, stojącym w hierarchii cywilizacyjnej wyżej niż Litwa, powoli zaczęła Polska zdobywać przewagę nad silnym, ale pogańskim narodem. Przewaga ta miała przede wszystkim charakter kulturowy – jak zauważa Mickiewicz –
Jagiellonowie i możniejsi ich wasale stali się Polakami; wielu książąt litewskich na Rusi przyjęło religią, język i narodowość ruską. Tym sposobem Wielkie Księstwo Litewskie przestało być litewskie (...).
Obce wpływy kulturowe spowodowały, że dawne rozległe granice Litwy stały się rzeczywistymi granicami ludności litewskiej, a język litewski został wyparty z języka elit i pozostał tylko sposobem porozumiewania się najniższych warstw społecznych. Mickiewicz przedstawia tu Litwę jako kraj, który utonął w ogromie swoich zdobyczy wojennych, którego ranga została zmniejszona i który z pozycji kraju podbijającego, stał się krajem kulturalnie, historycznie i gospodarczo zdominowanym.
Autor podkreśla w Przedmowie, że czas przedstawianych wydarzeń nie jest oczywiście czasem mu współczesnym:
już kilka wieków zakrywa wspomniane tu wydarzenia: zeszły ze sceny życia politycznego i Litwa, i najsroższy jej nieprzyjaciel Zakon Krzyżacki (...).
Autor zauważa, że fakt przeminięcia tych wydarzeń jest sytuacją bardzo dogodną dla twórcy – może on odtwarzać tę rzeczywistość, a nie jest uwikłany w żadne współczesne komplikacje typowe dla czasów historycznie współczesnych. Nie stoją mu na przeszkodzie interesy danego państwa, nie towarzyszą jego twórczości emocje właściwe przeżywaniu teraźniejszości, nie kierują nim względy związane z pewną modą czytelniczą, z politycznymi sympatiami odbiorców. W swym analizowaniu i odtwarzaniu wypadków zamierzchłych jest więc rzetelny i obiektywny, a historycznie dawne czasy są najlepszym przedmiotem poezji. Na taką zależność zwraca też uwagę Schiller, którego słowa są przez Mickiewicza przywołane na zakończenie owej przedmowy:
Co ma ożyć w pieśni, zaginąć powinno w rzeczywistości.
WSTĘP
Wstęp do utworu jest poetyckim opisem Niemna jako symbolicznej granicy dwóch politycznie, kulturowo i obyczajowo odrębnych światów. Rzeka jest tą granicą, do której w swych krwawych podbojach doszedł Zakon Krzyżacki, od stu lat nawracający północnych pogan. W poetyckiej wizji Niemen rozdziela nieprzyjaciół – Litwę, która ukazana jest jako ogromna leśne królestwo pogańskich bogów i Zakon Krzyżacki, którego najważniejszym symbolem jest oczywiście krzyż, którego ramiona zdają się być groźnie wyciągnięte w naprzeciwległy pogański kraj.
Poeta ukazuje te dwa światy na zasadzie kontrastu – oto z jednej strony Niemna zobaczyć można tłumy litewskich młodzieńców odzianych w zwierzęce skóry, których bronią są łuki zakończone grotami. Po drugiej stronie rzeki natomiast Niemiec na koniu nieruchomy stoi, a jego atrybutami są zbroja, Nabija strzelbę i liczy różaniec. Jeden Niemiec i tłum litewskiej młodzieży to straż brzegów Niemna. Rzeka stanowi nieprzekraczalną granicę między tymi dwoma ludami, jest znakiem wzajemnej niezgody i podziału. Tylko przyroda nie bierze udziału w tym sporze szczególnej wagi, tylko ona pozostaje obojętna na te sztuczne podziały i tylko „gałązka litewskiego chmielu” pokonuje zakazaną przestrzeń, tylko słowiki litewskie wiodą nadal swe śpiewne spory ze słowikami krzyżackimi. Ludzie natomiast żyją we wzajemnej nienawiści, choć łączyła ich kiedyś ogromna zażyłość i braterstwo.
Podmiot liryczny zwraca się do Niemna – wyrokuje mu, że już niedługo wojna zniszczy otaczającą go przyrodę, wojenny huk wypłoszy ptactwo. Tylko serca dwojga kochanków pochodzących z dwóch nienawistnych sobie państw – złączą się znowu, ale... tylko w pieśni wajdeloty.
Część I - OBIÓR
Pierwsza część utworu opowiada o wyborze mistrza Zakonu Krzyżackiego. Jest to dla narodu dzień bardzo uroczysty, dzwonią dzwony, słychać huk tryumfalnych armat, uderza się w bębny. Krzyżaccy komturowie gromadzą się w kapitule, by z pomocą Ducha Świętego dokonać wyboru Mistrza. Insygniami wielkiego mistrza mają być wedle tradycji krzyżackiej wielki krzyż na piersi oraz wielki miecz. Kandydatów jest kilku, ale wśród nich najbardziej cenionym zdaje się być Konrad Wallenrod – cudzoziemiec, który podczas walk zyskał sobie ogromną sławę.
Podmiot mówiący przedstawia charakterystykę Wallenroda dokonaną przez obradujących komturów. Ogranicza się ona do wyłożenia pewnych cech zewnętrznych, opisania zachowań bohatera. Nie tylko odwaga i męstwo, którymi wykazał się podczas walk, są jego zaletami, ponadto zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty: ubóstwo, skromność i pogada świata. Właściwie niewiele wiadomo o nim, poza zewnętrznie widocznymi cechami. Pewne jest tylko to, że bohater spędził młodość w klasztorze, stroni od dworskich rozrywek, gardzi pochwałami. Nie wiadomo, czy jego duma i samotność są wrodzonymi cechami osobowości, czy też skutkiem bolesnych przeżyć. Mimo stosunkowo młodego wieku ma siwe włosy, a na twarzy wymalowane cierpienie. Choć zewnętrznie nieczuły, słowa: ojczyzna, powinność, kochanka budzą w nim szereg gwałtownych emocji. Wzruszenie wywołuje też każda wzmianka o Litwie i wyprawach krzyżowych. Konrad traci wówczas wesołość, zamyka się w sobie i pogrąża w nieznanych nikomu rozmyślaniach. Ma tylko jednego przyjaciela – starego mnicha zwanego Halbanem. Tylko on jest powiernikiem tajemnic komtura.
Wadą Konrada jest w opinii komturów skłonność do picia alkoholu. Pod wpływem trunku staje się zupełnie inną osobą. Surowość zachowania ustępuje miejsca gwałtownym namiętnościom, które rozpalają policzki, budzą w oczach złowrogie błyskawice i wywołują szloch. Wtedy zaczyna on nucić pieśni, których słów nie rozumieją jego niemieccy bracia, ale sam charakter melodii – smutek i melancholia z niej płynące, potrafią wstrząsnąć sercami słuchaczy. Wydaje się, że śpiewa o jakichś, nikomu nieznanych, minionych czasach i nigdy jego pieśni nie mają w sobie ani radości, ani nadziei. Często zdarza się także, że Konrad wpada ze znanych tylko sobie powodów w wielkie uniesienie, i wówczas wzburzony i gniewny wykrzykuje bezbożne wyrazy, grozi komuś, krzyczy na wojska. Jedyną osobą, która potrafiła opanować to wzburzenie był Halban. Uspokajanie Konrada chłodnym wzrokiem mnicha przyrównuje narrator do uspokajania przez dozorcę rozwścieczonych lwów na igrzysku.
Część II
Część drugą rozpoczyna hymn błagalny do Ducha Świętego i Chrystusa, którym zebrani w kaplicy urzędnicy, kapłani, mnisi i rycerze modlą się o pomoc w wyborze wielkiego mistrza zakonu. Po modlitwie zebrani udają się na spoczynek, natomiast Arcykomtur podczas nocnego spaceru wkoło jeziora zasięga rady Halbana i innych ważnych braci. Nad ranem dochodzi ich głos pustelnicy płynący z wieży, której historię przedstawia narrator. Dziesięć lat temu, z nieznanych mieszkańcom powodów (być może w ramach pokuty czy też z Bożego nakazu) pewna nieznana kobieta poprosiła o zamurowanie jej w wieży. Nikt nigdy nie widział jej w zakratowanym okienku. Wiedziano tylko, że nadal żyje, gdyż niekiedy dochodzą z wieży słowa pobożnych pieśni. Słowa, które słyszy Arcykomtur i pozostali rycerze to:
Tyś Konrad, przebóg! Spełnione wyroki, Ty masz być mistrzem, abyś ich zabijał.
Halban interpretuje usłyszane proroctwo pustelnicy jako przejaw działania niebios, jako wskazówkę Bożą, by Mistrzem Zakonu wybrać Konrada Wallenroda. Rycerze zgadzają się i pełni radości i tryumfu z dokonanego wyboru, odchodzą. Halban rzuca im spojrzenie pełne wzgardy i patrząc na wieżę nuci pieśń miłosną.
Owa sześciozwrotkowa pieśń opowiada o miłości Litwinki do cudzoziemca. Uczucie dziewczyny i ona sama zostają przyrównane do aktu scalania dwóch rzek – Wiliji i Niemna. I rzeka i dziewczyna są nieskazitelnie czyste, obie przebywają w otoczeniu kwiatów. Jednakże rzeka odnajdzie wreszcie swojego „oblubieńca” – Niemen, który porwie ją gwałtownie w swój nurt i razem zginą w morzu. Litwinka natomiast utonie w zapomnienia fali, ale smutniejsza, ale sama jedna, będzie samotnie płakać w pustelniczej wieży.
Część III
Część trzecia rozpoczyna się opisem nadziei, które wiążą rycerze z nowo obranym Mistrzem. Ufają, że jego wcześniejsze zasługi w bitwach, zapał i „groźne oblicze” są gwarantem niedalekich zwycięstw nad pogańskimi narodami. Oczami wyobraźni widzą już znak krzyża nad murami Wilna, w myślach straszą swojego największego wroga – Litwę przyszłymi zwycięstwami, które będą zasługą ich wielkiego władcy. Jednakże okazuje się, że wszelkie tego typu wizje były snute na próżno. Od wyboru Konrada na wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego mija już rok, a on sam nie kwapi się wcale do walki. Zamiast tego stary porządek wywraca opacznie, nakazując braciom dopełnienia złożonych ślubów zakonnych – modlitw, wyrzeczeń, postów oraz umiłowania cnót, w tym cnoty pokoju. Zakazuje ziemskich uciech i wygód, a wszelkie wykroczenia karze bardzo surowo – przez zamknięcie w lochach, wygnanie, a nawet śmierć.
Niezrozumienie zachowania Wielkiego Mistrza wśród rycerzy Zakonu potęguje ogólna sytuacja polityczna w kontaktach z Litwą. Litwini niemal co noc podpalają okoliczne wsie krzyżackie, łupiąc i porywając zamieszkałą tam ludność. Za natychmiastowym rozpoczęciem wojny z Litwą przemawiają też sprzyjające ku temu warunki – jest to najlepszy czas na wojnę, gdyż kraj jest osłabiony wewnętrzną niezgodą i obcymi najazdami. Ponadto do Zakonu przyjechał książę litewski – Witold, który skłócony z Jagiełłą szuka wsparcia i opieki Krzyżaków.
Bracia zauważyli, że Konrad każdego wieczora wymyka się z zamku i przez całą noc prowadzi pod wieżą tajemnicze rozmowy z pustelnicą.
Główny tok akcji zostaje przerwany przytoczeniem pieśni zatytułowanej Pieśń z wieży. Pustelnica w siedmiostrofowej pieśni opowiada historię swojej miłości. W pierwszej zwrotce, by zobrazować wielkość swojej rozpaczy i ogrom wylanych w cierpieniu i goryczy łez, zastanawia się, czy to łzy płynące z jej oczu od paru długich lat są przyczyną zardzewienia kraty okienka. Twierdzi, że każda jej łza przecieka głazy. W drugiej zwrotce mówi o tym, ze jej rozpacz i tęsknota nie są podsycane przez żadne zdarzenia ani żadnych ludzi, a mimo to miłość i ból trwale w niej istnieją.
W kolejnym fragmencie wspomina spokojne, pełne bezpieczeństwa i beztroski dni, które spędziła w domu rodzinnym, zanim poznała młodzieńca. Wyrzuca mu niemal:
Piękny młodzieńcze! Na coś mi powiedział, że jest inne szczęście? To, o czym w Litwie nikt pierwej nie wiedział?.Relacjonuje opowieści kochanka dotyczące Boga, aniołów, wiary, modlitwy. Z ostatniej zwrotki czytelnik dowiaduje się, że kochankiem Litwinki był rycerz Zakonu Krzyżackiego (Krzyż na twych piersiach oczy me weselił). Dziewczyna nie wyjaśnia jednak, co było przyczyną rozstania z ukochanym, kończy swą pieśń słowami:
Nic nie żałuję, choć gorzkie łzy leję,
Boś wszystko odjął, zostawił nadzieję.
Echo ostatnich słów pieśni budzi śpiącego Konrada. Czytelnik staje się świadkiem intymnej rozmowy kochanków. Konrad odpowiada dziewczynie, że pamięta jej szczęśliwe życie, które wiodła w rodzinnym domu, że wie, że on jest przyczyną jej łez i bólu. Nakazuje jej, by swoim śpiewem i przeklinała go, by ta łza, „co głazy przecieka”, spadła mu na czoło i paliła wyrzutem. „Głos z wieży” (takim określeniem nazywa się w dialogu kochankę) przeprasza za swoją pieśń, twierdzi, że tęsknota i długie oczekiwanie na przyjście kochanka mimowolnie spowodowały taką a nie inną treść piosenki. Kobieta twierdzi, że nie ma prawa narzekać na obecną sytuację, bo to, co razem przeżyli, było jej największym szczęściem i choć trwało tak krótko, na nic nie zamieniłaby tej chwili.
Konrad uważa, że lepiej dla niej byłoby zostać w klasztorze, niż tu, obok niego, ale „w krainie kłamstwa i rozboju”. Litwinka odpowiada jednak, że nie mogła oddać całej duszy Bogu, póki darzy kogokolwiek miłością ziemską, a poza tym ogromna tęsknota zmusiła ją, by zamknąć się w wieży, która znajduje się niedaleko ukochanego. Ich sytuację pojmuje jako niewyobrażalne szczęście – nie liczyła na to, by mogli ze sobą rozmawiać i wspólnie płakać.
Konrad natomiast przedstawia w niezwykle szczegółowy sposób swoją skomplikowaną sytuację wewnętrzną. Opowiada o tym jak poświęcił miłość do Litwinki na rzecz „krwawego przedsięwzięcia”, jak ogromnym było dla niego owo wyrzeczenie, w którym musiał dla wyższych celów poświęcić osobiste szczęście z ukochaną kobietą. I teraz, gdy zbliża się wreszcie czas wypełnienia życiowej misji, którą stanowi zemsta na nieprzyjacielu, mówi do kochanki:
ty mi przyszłaś wydzierać zwycięstwo.Bo znów żadne inne sprawy poza nią, ich miłością, nie mają dla niego znaczenia, bo znowu sens jego życia zamknął się w miłości do niej.
Konrad zwierza się też kochance, że Zakon pała chęcią wojny z Litwą, a „mściwy Halban” nieustannie przypomina o przyrzeczonych obietnicach zemsty za wyrznięte sioła i zniszczone kraje i potrafi na nowo, i z równą mocą rozbudzić w Konradzie uśpione spotkaniami z kochanką – ogromne pragnienie zemsty. Wielki mistrz Zakonu odwleka jednak moment rozpoczęcia wojny z Litwą, by przesunąć tym samym moment powtórnego rozstania z ukochaną. Wyrzuca sobie, że gdy był młody potrafił dla narodu poświęcić osobiste szczęście u boku litewskiej kochanki, a teraz, choć jest już stary, gdy się ważą narodów wyroki, tak ciężko jest mu pożegnać się z codziennymi z nią rozmowami. Na tym wyznaniu kończy się rozmowa kochanków, kolejne godziny nocne upływają w milczeniu, a nad ranem Konrad jak
duch piekielny od wrót pustelnika
Na odgłos dzwonu porannego znika.
Część IV - UCZTA
Akcja czwartej części utworu rozgrywa się podczas uczty odbywającej się w dzień świętego Jerzego - patrona zakonów rycerskich. Komturowie przybywają do stolicy, gdzie Wielki Mistrz zakonu wyprawia z okazji tego wielkiego święta ucztę. Wśród zaproszonych gości obecny jest też książę litewski – Witold wraz ze swoimi hetmanami, który zawiązał z Zakonem sojusz przeciwko Litwie.
Konrad jako gospodarz daje sygnał do rozpoczęcia ucztowania słowami „Cieszmy się w Panu”, które jak można się dowiedzieć z zamieszczonych na końcu utworu objaśnień autorskich, były w owym czasie hasłem uczt zakonnych. Początkowo główny bohater wykazuje znudzenie, z pogardą przysłuchuje się prowadzonym przy stołach rozmowom. Gdy zalega cisza, wspomina zwyczaje towarzyszące ucztom za czasów jego młodości – wymienia pieśń jako nieodłączną część każdej uczty. Wobec tego różni śpiewacy i bardowie próbują zainteresować mistrza swoimi pieśniami. Jedni w wychwalają męstwo i pobożność Konrada, tematyka innych pieśni to romanse pasterzy i rycerstwa. Jednak mistrz przepędza trubadurów żądając pieśni
dzikiej i twardej, jak hałas rogów i oręża szczęki
I tak ponura jak klasztorne ściany,
I tak ognista jak samotnik pijany.
Pragnie, by pieśń barda była odpowiednia do prowadzonego przez zakonnika-rycerza życia, by odzwierciedlała rzeczywiste dla niego niepokoje, udręki, a także świętości. Zadanie postawione przez Konrada postanawia spełnić wajdelota -
Sędziwy starzec, który od podwojów,
Między giermkami i paziami siedział,
Prusak czy Litwin jak widać ze strojów.,
który dawniej śpiewał pieśni Prusakom i Litwinom. Wspomina on swój ciężki los, wytyka grzechy zdrajców ojczyzny, opisuje uczucie obcości i samotności przede wszystkim tęsknoty za Litwą, które towarzyszą mu od lat na niemieckiej ziemi. Gdy oskarża zdrajców narodowych, wszyscy goście obserwują nerwowe zachowanie księcia Witolda, którego początkowy gniew po chwili zamienia się w płacz. To, co pozostało wajdelocie najcenniejszego to pamięć o kraju i dawnych czasach – „ubogie skarbów pamiątki”, dlatego prosi on zebranych gości, by zechcieli wysłuchać jego opowieści. Niemcy jednak protestują, by dopuszczać do biesiady żebraków, których pieśni i tak są zazwyczaj niezrozumiałe, wyszydzają starca. Konrad zwraca uwagę gości, że pieśń starego wajdeloty ma taką samą wartość jak składane w hołdzie podarunki od wielkich możnych i książąt, dlatego nie powinni odmawiać starcowi złożenia w hołdzie Zakonowi przysłowiowego „wdowiego grosza”, zwłaszcza, że gośćmi na uczcie jest przecież książę litewski, a wobec tego pieśń o rodzinnych stronach, będzie mu na pewno miłą.
Następująca dalej część utworu nosi tytuł Pieśń wajdeloty i stanowi jakby wstęp do zamieszczonej następnie Powieści wajdeloty.
Pieśń wajdeloty rozpoczyna się od opisu wyobrażeń gminnych, wedle których zjawienie się „morowej dziewicy” poprzedza nadejście zarazy. Gdy dziewczyna skinie swą zakrwawioną chustką, wszystko uśmierca, zamienia w ruinę i groby. Jednak wajdelota twierdzi, że gorszą od zarazy jest niebezpieczeństwo czyhające na Litwę ze strony Zakonu Krzyżackiego. Niszczy on nie tylko wioski i poszczególne miasta czy grody – wedle wajdeloty uśmierca całe narody.
W piątej strofie i w następnych opowiadający rozważa rolę i znaczenie pieśni. Jest ona „arką przymierza”, która łączy pokolenia i spaja historyczne dzieje. Stanowi wyraz myśli, uczuć i trosk każdego narodu, jej siła i moc są niezwykłe. To pieśń stoi „na straży narodowego pamiątek kościoła”, to w pieśni przechowywane są najważniejsze dla każdego narodu wartości, jest ona świadectwem tożsamości narodowej każdej społeczności.
Pieśń przechowuje tradycję i pamięć. Jest niezniszczalna w przeciwieństwie do wszystkich innych przechowujących pamięć narodową dziedzin dorobku kulturalnego, jak obrazy, które ulec mogą spaleniu czy skarby, które ktoś może ukraść.
Wajdelota chciałby sprawić, by poezja poruszyła serca słuchaczy, by pod wpływem ojczystej pieśni
Uczuli w sercach dawne serca bicie,
Uczuli w sobie dawną wielkość duszy
I chwilę jedną tak górnie przeżyli,
Jak ich przodkowie niegdyś całe życie.
W ostatniej zwrotce pieśni mówi jednak, że nie tylko dawne czasy mogą się pochwalić bohaterskimi czynami, że oto i współcześnie żyje wielki bohater litewski, o którym właśnie będzie opowiadała jego pieśń.
Słuchacze umilkli bardzo zaciekawieni, więc wajdelota zaczyna śpiewać pieśń, która jest jednak inna niż przedstawiony powyżej patetyczny hymn i bardziej niż pieśń przypomina opowieść, gawędę (I z hymnu stąpił do prostej powieści.). Dlatego Mickiewicz nadaje jej tytuł Powieści Wajdeloty.
Powieść Wajdeloty rozpoczyna się od słynnych słów pytania:
Skąd Litwini wracali? – Z nocnej wracali wycieczki.
Pierwsze wersy powieści ukazują powrót do Kowna rycerzy litewskich ze zwycięskiej wyprawy wojennej. Wiozą oni bogate zdobycze, skarby z zamków i cerkwi oraz niemieckich jeńców. Wśród pojmanych rycerzy tylko dwóch zachowuje spokój i nie poddaje się lękowi. Jeden z nich jest „młody i piękny”, drugi „latami schylony”. Okazuje się, że są to rycerze, którzy podczas walk niemiecko-litewskich uciekli z oddziałów niemieckich i przyłączyli się do Litwinów.
W zamku zostają przyjęci przez litewskiego księcia Kiejstuta, który chce się dowiedzieć, z jakiego pochodzą kraju i w jakich zamiarach przybyli na Litwę. Młodszy z rycerzy odpowiada księciu, że nie wie, z jakiego pochodzi rodu, że nie zna swojego prawdziwego nazwiska, gdyż od dziecka przebywał w niemieckiej niewoli. Od tego momentu narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, wypowiedź jest formułowana w jego imieniu.
Z wczesnego dzieciństwa pamięta tylko, że jego dom rodzinny znajdował się na Litwie, był z czerwonej cegły, otoczony pagórkami i jodłową puszczą. Przypomina sobie, że któregoś dnia obudził go ze snu straszny krzyk, dym pożaru i wezwanie do walki, gdyż do miasta wtargnęli Niemcy. Jego ojciec wypadł z orężem, wypadł i więcej nie wrócił, a jego samego porwali Niemcy. Do tej pory słyszy rozdzierający krzyk swojej matki. Od tego czasu Walter Alf – takie nazwisko mu nadano – pozostawał w niemieckiej niewoli i pomimo faktu, że wychowywał się wśród Niemców i miał nawet niemieckie nazwisko – zostało w nim poczucie przynależności do narodu litewskiego. Czuł się Litwinem i nienawidził Niemców.
Wychowywany był na dworze krzyżackim przez Winrycha – mistrza zakonu krzyżackiego, który obdarzył młodego Alfa ojcowskim uczuciem, kochał go jak własnego syna. Jednakże zamiast zabaw w pałacach Winrycha wolał młody Walter spędzać czas ze starym litewskim wajdelotą, który wzięty przed laty w niemiecką niewolę, pełnił w wojsku funkcję tłumacza. Stary Litwin zapraszał chłopca do siebie i opowiadał o kraju ojczystym, potęgując w chłopcu uczucie tęsknoty i nostalgii. Przez dźwięk mowy ojczystej śpiewanych pieśni odbywał z dzieckiem wędrówki po Litwie, ukazywał mu piękno litewskiego krajobrazu i podsycał tym samym nienawiść do Niemców. Początkowo nienawiść chłopca znajdowała ujście w niszczeniu materialnych przedmiotów należących do Winrycha, w rozbijaniu zwierciadeł, rysowaniu piaskiem błyszczących powierzchni tarcz czy pluciu na nie. Pamięta Walt jak zrywał kwiaty z brzegów litewskich i ich woń przenosiła go siłą wyobrażeń na rodzinne łąki, ogrody.
Opowiadania starca były piękniejsze nawet niż zapach litewskich kwiatów i ziół, słowo wajdeloty potrafiło w sposób niezwykle sugestywny przedstawić szczęśliwą litewską przeszłość. Równocześnie starzec ciągle powtarzał chłopcu, że przyczyną jego osobistych nieszczęść, jak i powolnej śmierci jego ojczyzny, jest Zakon Krzyżacki. W młodym Litwinie rosła coraz bardziej chęć walki z Krzyżakami i wzmagała się tęsknota za krajem ojczystym. Jednak oba te pragnienia były studzone przez starego pieśniarza. Przypominał on młodzieńcowi, że są niewolnikami i że jedyną drogą jego walki może być podstęp. Tłumaczy:
Wolnym rycerzom – powiadał – wolno wybierać oręże
I na polu otwartym bić się równymi siłami;
Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników – podstępy.
Nakazuje mu wstrzymać swoje pragnienia ucieczki do ojczyzny, uczyć się niemieckiej sztuki wojennej, zyskiwać ufność i uznanie Krzyżaków.
Walter chciał być posłuszny radom starca, ale już przy pierwszej bitwie Zakonu z Litwinami, gdy tyko usłyszał narodową pieśń patriotyczną, zabrawszy ze sobą wajdelotę, dołączył do litewskich oddziałów. W tym miejscu kończy się na razie monolog bohatera.
Książę Kiejstut z wielkim zainteresowaniem słuchał opowieści Waltera. Z równą ciekawością słuchała go także „piękna jak bóstwo” córka Kiejstuta – Aldona.
Narrator powieści roztacza następnie przed czytelnikiem następujący widok: w długie jesienne rozmowy, gdy Aldona z siostrami pracuje przy krosnach, Walter opowiada jej o swojej młodości, o krajach niemieckich, o bogactwie materialnym pałaców i zamków krzyżackich i przede wszystkim o religii chrześcijańskiej – o Bogu i Matce Boskiej. Opowieści niezwykle interesują dziewczynę, uczy się ich niemal na pamięć i „we śnie powtarza”. Pomiędzy młodymi rodzi się miłość.
Rodzące się uczucie zauważa ojciec Aldony – książę Kiejstut, którego przytoczone myśli na ten temat dają obraz zakochanego człowieka. Oto najstarsza z jego córek, gdy pozostałe idą na zabawę albo oddają się innym rozrywkom, siedzi samotnie, romantycznie zamyślona albo rozmawia z Walterem. Jest rozkojarzona i nieustannie pogrążona w swych myślach. Jej roztargnienie wyraża się na przykład w tym, że wyszywa kwiat róży, który ma zielone płatki, a czerwone listki, nici plączą jej się w krosnach. Wszystkie chwile spędza z Walterem w dolinie.
Kiejstut zgadza się na małżeństwo Waltera z jego córką. Po informacji o ich ślubie narrator zwraca się do niemieckich słuchaczy z zapewnieniem, że ślub młodych nie jest zakończeniem jego opowieści, tak jak to ma zazwyczaj w miejsce w opowiadaniach trubadurów, do których są oni przyzwyczajeni. Typowy romans kończy się frazą: „żyli długo i szczęśliwie”. Jednak, zauważa wajdelota, w przypadku tej pary
Walter kochał swą żonę, lecz miał duszę szlachetną,
Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie.
Wajdelota opisuje nieszczęścia, pożary i rzezie, których coraz mocniej doświadczała Litwa ze strony Zakonu. Walter wraz z Kiejstutem dzielnie bronili ojczyzny, ale ich wysiłki i starania są niewiele warte wobec potęgi wrogich wojsk. Walter, znający siłę, taktykę i militarne zdolności nieprzyjaciela, jest przekonany o rychłym zwycięstwie Krzyżaków nad Litwą. Jest tylko jeden sposób na pokonanie wroga, i choć jest to metoda skuteczna, niesie za sobą piętno hańby. Walter nie wyjawia na razie, na czym miałaby ona polegać.
Wajdelota przytacza następnie dialog między Aldoną a jej mężem. Przerażona kobieta prosi ukochanego by schronili się przez Krzyżakami w głębi Litwy, w lasach i górach i tym sposobem ocalili życie swoje i przyszłych dzieci. Jednakże Walter zdaje sobie sprawę, że ewentualna ucieczka tylko opóźni tragedię, a na pewno jej nie zastopuje. Ponadto nie wyobraża sobie tego, by zostawić ojczyznę, która jest w potrzebie na pastwę obcych wojsk. Bohater znów wspomina o jedynej możliwości, jaka mu pozostała, ale nie chce wyjawić swojego planu małżonce. Ów sposób ocalenia ojczyzny wydaje mu się haniebny, wstrętny i tylko w ostateczności, zmuszony koniecznością, będzie w stanie go wykonać.
Ciągły widok nieszczęść, których doznaje ukochana i upragniona ojczyzna, powoduje, że w Walterze budzi się i zaczyna dominować tylko jedno uczucie – ogromne pragnienie zemsty. Bitwa pod Rudawą jest punktem zwrotnym w działaniu bohatera. Po powrocie z walk Walter naradza się po niemiecku z Kiejstutem i wajdelotą, po czym wszyscy trzej zwracają na Aldonę smutne wejrzenia. Walter, najbardziej zrozpaczony, upada ze szlochem na kolana i przeprasza za wszelkie cierpienia, których doznała przez niego żona. Mówi:
Biada niewiastom, jeśli kochają szaleńców.Szaleńcy w jego opinii to ci mężczyźni, których życiowe powołanie wykracza poza spokój i szczęście domowego ogniska, których
Wielkie serca, Aldono, są jak ule zbyt wielkie,
Miód ich zapełnić nie może, stają się gniazdem jaszczurek.
Obiecuje, że dzisiejszy wieczór spędzą wspólnie w atmosferze dawnej, beztroskiej miłości, że na ten jeden wieczór zapomną oboje o rozpaczy i cierpieniu oraz wszelkich innych sprawach, a jutro... Walter nie może dokończyć tego zdania, nie może dopowiedzieć, co jutro się stanie. Aldona jest niezwykle uradowana tą obietnicą, ma nadzieję, że mąż znowu stanie się weselszy, że znikną z jego oblicza przejawy trosk i zmartwień związanych z dobrem ojczyzny. Przez całą noc małżonkowie wspominali pierwsze wspólnie spędzone chwile, rozkwit wzajemnej miłości, beztroskich, szczęśliwych czasów. Tylko złowieszcze słowo jutro wypowiadane od czasu do czasu przez Waltera sprawia, że w jego oczach pojawiają się łzy rozpaczy.
Nad ranem Aldona spostrzegła, że mąż wraz z wajdelotą uciekają w góry. Zabiegła im drogę w dolinie. Walter nakazuje jej wrócić do domu, mówi, że od tej chwili jest ona wdową i na pewno odnajdzie szczęście u boku innego mężczyzny. On zmuszony jest wyrzec się szczęścia w miłości dla dobra ojczyzny. Prosi, by czasem wspomniała go, gdyż od tej chwili będzie zupełnie samotny. W tym momencie swego życia traci wszystko, co dotychczas kochał, sam siebie skazując na wygnanie i cierpienia. Może kiedyś żona usłyszy w pieśni wajdelotów jego imię wypowiadane z dumą i duma ta będzie zadośćuczynieniem za cierpienia, które przez jego porzucenie, musiała znieść.
Aldona, załamana słowami męża, decyduje się na zakonne życie w klasztorze za Niemnem. Alf odprowadza żonę do klasztoru, opowiada jej o swoich zamiarach, które czytelnikowi nadal nie są znane, i pożegnawszy się z nią, odjeżdżają razem z wiernym wajdelotą.
Stary Litwin kończy swoją powieść o dziejach Waltera Alfa następującym przypomnieniem celu opuszczenia przez bohatera Litwy i groźbą nieszczęścia, jeśli jego przysięgi nie będą spełnione.
Biada, biada, jeżeli dotąd nie spełnił przysięgi;
Jeśli zrzekłszy się szczęścia, szczęście Aldony zatruwszy...
Jeśli tyle poświęcił i dla niczego poświęcił...
Zebrani na uczcie u Konrada goście domagają się dalszego ciągu dziejów Waltera. Tylko gospodarz przez cały czas trwania opowieści siedział w milczeniu, wzruszony, z pochyloną głową i co chwila dolewał do kieliszka wina. Nagle jakieś gwałtowne emocje zaczynają targać jego wnętrzem, zrywa się, nakazuje wajdelocie skończyć zaczętą opowieść, po czym wyrwawszy mu lutnię, zapowiada, że sam dośpiewa koniec pieśni. Zarzuca wajdelocie, że to śpiewacy wlewają
(...) w duszę najsroższe trucizny,
Głupią chęć sławy i miłość ojczyzny.
Po chwili zmienia jednak zamiar i śpiewa dla słuchaczy balladę, której nauczyli go Maurowie. Ballada ta nosi tytuł Ballada Alpuhara i opowiada o wodzu Maurów - Almanzorze, który walczył z dowodzonymi przez króla Ferdynanda wojskami hiszpańskimi. Walka między wojskami dobiega końca, Grenada jest już prawie zdobyta, tylko na wieży Alpuhary broni się jeszcze garstka rycerzy pod wodzą „króla muzułmanów” Almanzora. W Grenadzie panuje epidemia dżumy. Kiedy Hiszpanie zdobywają zamek, owej garstce żołnierzy wraz z dowódcą udaje się uciec.
Gdy Hiszpanie odbywają ucztę z okazji zwycięskiej bitwy, do zamku przychodzi Almanzor i oddając się w ręce wroga, błaga o życie, obiecując wierną służbę hiszpańskiemu królowi i nawrócenie z islamu na chrześcijaństwo. Ponieważ Hiszpanie potrafili docenić męstwo arabskiego dowódcy, następuje ceremonia wzajemnych uścisków i pocałunków. W pewnej chwili jednak gość słabnie, upada, jego twarz ma kolor blado-siny. Z mściwym uśmiechem oznajmia Hiszpanom, że ich oszukał, że wraca z Grenady, gdzie panuje epidemia dżumy i poprzez wylewne witanie się z nimi – zaraził ich wszystkich śmiertelną chorobą.
Na zakończenie ballady Konrad mówi, że jest to sposób zemsty Maurów, że w dzisiejszych czasach wodzowie litewscy (zwraca się tu do księcia Witolda) przychodzą, by oddać wrogowi własną ojczyznę i tym samym zemścić się znękanym ludzie. Wzburzony Konrad każe gościom opuścić salę i zostawić go samego.
Zdezorientowani gwałtowną reakcją mistrza rycerze próbują wyjaśnić całe zajście. Są zażenowani zachowaniem Konrada w obecności zagranicznych gości, chcą ustalić, co rozbudziło w nim tak potężny gniew, ale nie mogą znaleźć wajdeloty, którego pieśń była właściwym powodem dziwnego zachowania Konrada i oburzenia Witolda. Niektórzy podejrzewają, że tajemniczym starcem był przebrany Halban, który swą pieśnią chciał rozbudzić w rycerstwie chęć walki chrześcijan z pogańskimi ludami.
Część V
Część piąta Konrada Wallenroda rozpoczyna się od przedstawienia sytuacji Zakonu. Konrad nie może już dłużej zwlekać z rozpoczęciem działań wojennych, gdyż po pierwsze zmuszają go do tego nalegania ludności, a po drugie rycerstwo pragnie zemsty nad Witoldem, który po uczcie, dowiedziawszy się o zamiarach ruszenia Krzyżaków na Litwę, zdradził krzyżackiego sprzymierzeńca i wystąpił przeciwko Zakonowi.
Niemcy rozpoczynają walkę z Litwą. Mija jesień i zima, a do oczekujących zwycięstwa mieszkańców Malborka nie dochodzą żadne nowiny o chlubnym toku działań wojennych. Dopiero w zimie oczom ludu ukazują się brnący przez śniegi rycerze i okazuje się, że Wielki Mistrz, który wcześniej odnosił brawurowe zwycięstwa bitewne, teraz tak poprowadził swe wojska, że doprowadził je do wycieńczenia i w rezultacie przegrał najważniejsze bitwy. Zdawał się nie dostrzegać pułapek zastawionych przez Witolda, zbyt długo oblegał Wilno, skazał swoich rycerzy na śmierć z głodu, zimna lub z rąk nieprzyjaciół. Gdy nadszedł czas zakończenia działań, by nie tracić niepotrzebnie pozostałej przy życiu liczby rycerzy, Konrad przedłużał chwilę odwrotu, a w decydującym starciu pierwszy uciekł z pola walki, narażając dobre imię Zakonu na największą hańbę.
W Malborku zbiera się trybunał złożony z dwunastu sędziów, by sądzić czyny wielkiego mistrza Zakonu. Jeden z sędziów wyjaśnia pozostałym, że mistrz-zdrajca nie jest w rzeczywistości słynnym Wallenrodem. Kiedy prawdziwy hrabia Wallenrod zginął w Palestynie, jeden z jego giermków (zresztą podejrzany o zabicie hrabiego), uciekł do Hiszpanii i tam wsławił się licznymi zwycięstwami pod nazwiskiem Wallenroda, a następnie przyjął śluby zakonne i na zgubę zakonu został wybrany jego Wielkim Mistrzem. Rycerze wyśledzili także, że podczas nieumiejętnie prowadzonej wojny z Litwą Konrad spotykał się w lesie z Witoldem oraz co noc widywał się z pustelnicą, z którą prowadził rozmowy po litewsku. Sędziowie oskarżają Konrada o fałsz, zabójstwo, herezyją, zdradę i jednogłośnie wydają wyrok śmierci.
Część VI - POŻEGNANIE
Część szósta rozpoczyna się rozmową Pustelnicy z Konradem. Już z pierwszych wersów dialogu czytelnik odkrywa, że Pustelnica jest Aldoną, a Konrad Walterem Alfem.
Konrad przychodzi pod mury wieży, by poinformować małżonkę o wypełnieniu przyrzeczenia, o dokonaniu narodowej misji. Wskazując na pożary widoczne na horyzoncie opisuje klęskę Krzyżaków, wychwala broniącą się Litwę. Twierdzi, że z tej przegranej Zakon nie podniesie się przez następnych sto lat.
Wyznaje Aldonie, że jest zmęczony życiem w ciągłym kłamstwie, że nie chce się więcej mścić na Niemcach. Wspomina krajobrazy litewskie, miejsca spotkań małżonków i prosi Aldonę, by wrócili na Litwę i wiedli życie wypełnione szczęściem i spokojem, z daleka od wojen, krwi, wybuchów, jęków zwyciężonych i chwały zwyciężających.
Aldona jednak smutnie odpowiada, że błagania męża nie mogą już być przez nią wysłuchane, że teraz jest już na to zbyt późno, gdyż musiałaby złamać daną Bogu przysięgę, że nigdy nie opuści murów wieży. Obawia się także, że lata zmieniły tak ją samą, jak i ukochanego i obrazy, które mają w wyobrażeniach, mogą zupełnie nie pasować do rzeczywistości, a to stanie się przyczyną ogromnych rozczarowań. Chce, by obraz człowieka, którego kochała, pozostał na zawsze w jej pamięci takim, jakim był, gdy się poznali. Obraz kochanka przyrównuje do wiecznego piękna zatopionego w bursztynie motyla. Twierdzi, że złączą się znowu w szczęściu i w miłości, ale to złączenie nastąpi po śmierci – „nie na ziemi”.
Błądzący bez celu nad brzegiem jeziora Konrad-Alf słyszy głos powtarzający „biada, biada, biada”. Po chwili rozumie już znaczenie tych słów i świadomy czekającej go kary śmierci, wraca pod wieżę ukochanej, by się z nią pożegnać. Umawia się z małżonką, że da jej znak w postaci zrzucenia z okna gałązki i zgaszenia lampki w chwili, gdy będzie musiał umrzeć. Spotyka się także z Halbanem i prosi go, by po jego zgonie zrzucił z okna chustkę i tym samym przekazał pustelnicy wiadomość o jego śmierci. W tym momencie dochodzą ich odgłosy zbliżających się rycerzy. Słysząc je Konrad wypija truciznę i zachęca do tego samego starca. Ale Halban nie decyduje się na popełnienie samobójstwa. Chce po śmierci Alfa rozsławić w pieśni jego bohaterskie czyny, przekazać światu pamięć o nim.
Do sali wchodzą rycerze i oskarżając Konrada o zdradę, każą mu przygotować się na własną śmierć. Słaniając się, Alf zrywa z siebie płaszcz wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego i depcząc go mówi rycerzom, że jest gotowy umrzeć, że jak
Samson jednym wstrząśnieniem kolumny
Zburzyć mach cały, i runąć pod gmachem.
Samson to bohater biblijny, który walczył z Filistynami. Gdy ukochana zdradziła wrogowi, że źródłem nadzwyczajnej siły Samsona są jego włosy, Filistynowie podstępnie obcięli mu je i uwięzili bohatera. Ten jednak odzyskał dawną siłę i zgładził nieprzyjaciół, burząc gmach, w którym się wszyscy znajdowali, sam jednak zginął także pod gruzami owego gmachu. Konrad upada i umiera.
Zrzucona przed śmiertelnym upadkiem lampa, jest znakiem dla Aldony, że jej mąż zmarł. Niemal w tej samej chwili słychać krzyk nagły, mocny, przeciągły, urwany, krzyk oznaczający śmierć pustelnicy – Aldony.