Rozdział II
W Korczynie Emilia bardzo zachorowała, nagle dostała ataku nerwów. Wezwano lekarza, który zalecił jej odpoczynek na świeżym powietrzu i dał kilka recept. Przy okazji usłyszał kasłanie Marty i stwierdził, że pomoc przydałaby się bardziej jej niż pani Emilii, Marta jednak nie chciała zgodzić się na żadną interwencje lekarską.
Tymczasem do Benedykta przybył jego szwagier Darzecki z córkami, domagając się wypłacenia posagu swojej żony. Benedykt próbował przekonać go, że taki wydatek byłby w tej chwili dla majątku korczyńskiego zgubny w skutkach i prosił o możliwość wpłacenia połowy sumy. Darzecki nie chciał się jednak na to zgodzić, dając jako powód konieczność zakupienia odpowiednich sprzętów i ubiorów na wyprawkę dla jednej z jego córek.
Podczas rozmowy mężczyzn córki Darzeckiego spędzały czas z Leonią, wyrażając negatywne opinie dotyczące wystroju salonu. Leonia za namową małych Darzeckich zaczęła przekonywać ojca do zmiany wystroju salonu, co kosztowałoby niemało. Po wyjściu Darzeckich Witold pokłócił się z ojcem o jego zachowanie w stosunku do szwagra oraz sposób wychowywania Leonii. Młody pozytywista twierdził, że ojciec był w stosunku do Darzeckiego “nadskakującym i pokornym”, a Leonia jest wychowywana na “lalkę i światową srokę”. Stary Korczyński oburzył się krnąbrnością syna i bardzo się z nim pokłócił.
Do dworu korczyńskiego przyjechał Kirło, oznajmiając pani Emilii i Teresie, że Różyc jest wielce zainteresowany Teresą i że może nawet ożeni się mimo różnic pochodzenia i majątku. Naiwna Teresa uwierzyła temu żartowi, zaczęła stroić się i mieć nadzieję na zamążpójście z bogatym kawalerem. Kirło śmiejąc się z naiwności tej starej panny oświadczył pani Emilii, że wszystkie te informacje tyczą się oczywiście nie Teresy, lecz Justyny.
Justyna, usłyszawszy wieści od Kirły, siedziała w swoim pokoju i rozmyślała. To, co mówił Kirło mogło być prawdą – sama przecież zauważyła zainteresowanie Różyca swoją osobą. Nie cieszyło to jednak Justyny wcale. Przeczytała list otrzymany od Zygmunta, w którym dawny kochanek wyrażał pragnienie odnowienia ich przyjaźni i rozmowy sam na sam. Do listu Zygmunt dołączył tom wierszy Musseta, które przed kilkoma laty kochankowie czytali wspólnie z wypiekami na twarzy. Teraz jednak te wiersze nie wzruszały Justyny, co więcej, miała zupełnie inne poglądy na miłość. Przypomniała sobie historię Jana i Cecylii i pomyślała: “Nie, nie! Kochać nie jest to wątpić o sobie i o drugich ani czuć się gardzoną, zdradzaną… Kochać to ufać i w dwa serca naraz spoglądać jak w czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów życia…”. Mając te myśli w głowie Justyna wzięła list od Zygmunta i podarła go na drobne kawałki.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 -