Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki
Nagle na krawędzi wału pojawiły się trzy pary rąk, a chwilę potem wynurzyły się trzy głowy Turków.
„W tej chwili rozległ się straszliwy huk kilku tysięcy muszkietów; zrobiło się widno jak w dzień. Nim światło zgasło, pan Longinus zamachnął się i ciął okropnie, aż powietrze zawyło pod ostrzem. Trzy ciała spadły w fosę, trzy głowy w misiurkach potoczyły się pod kolana klęczącego rycerza”.
Szczęśliwy po spełnieniu ślubowania, Litwin dzielnie walczył przez następne dwie godziny, aż atak został udaremniony.



Po całonocnym leżeniu krzyżem w kościele w podziękowaniu za pomoc w wypełnieniu ślubów, następnego dnia Podbipięta przyjmował szczere gratulacje od księcia i kompanów. Chętnie zgodził się także wypełnić niebezpieczną misję: przekraść się przez obóz kozacki, by poinformować króla o ciężkiej sytuacji oblężonego starosty jaworowskiego. Wraz z nim zgłosili się Skrzetuski, Wołodyjowski oraz Zagłoba.

Rozkazem Wiśniowieckiego pierwszy miał iść Podbipięta. Tak też się stało, lecz niestety misja ta zakończyła się śmiercią Longinusa, który zginął z rąk kilkunastu Tatarów skrywających się przed deszczem pod olbrzymim dębem.
„I gdy pan Longinus powiedział: „Gwiazdo zaranna!” - już strzały tkwiły mu w ramionach, w boku, w nogach... Krew ze skroni zalewała mu oczy i widział już - jak przez mgłę - łąkę, Tatarów, nie słyszał już świstu strzał. Czuł, że słabnie, że nogi chwieją się pod nim, głowa opada mu na piersi... na koniec ukląkł. Potem, na wpół już z jękiem, powiedział pan Longinus: „Królowo Anielska!” - i to były jego ostatnie słowa na ziemi. Aniołowie niebiescy wzięli jego duszę i położyli ją jako perłę jasną u nóg „Królowej Anielskiej”.




Rozdział XXVIII

Nazajutrz Kozacy podsunęli pod wały kilkanaście machin oblężniczych. Na jednej z nich - najwyższej - wisiało ciało pana Podbipięty.
„Zagłoba oderwał wreszcie dłonie od powiek; strach było na niego spojrzeć: na ustach miał pianę, twarz siną, oczy wyszły mu na wierzch.
- Krwi! krwi! - ryknął tek strasznym głosem, że aż dreszcz przeszedł blisko stojących. I skoczył w fosę. Za nim rzucił się, kto był żyw na wałach. Żadna siła, nawet rozkazy książęce nie zdołałyby powstrzymać tego wybuchu wściekłości”.
Po zabraniu ciała przyjaciela, w nocy pogrzebano go z wszelką czcią należną „rycerzowi bez skazy”.



Tej samej nocy Skrzetuski podjął się dokończenia misji Longinusa. Udał mu się przedostać przez obóz wroga, staw i rzeczkę, w których trafiał na pływające trupy. Po ukryciu się w trzcinach i zaspokojeniu głodu znalezionymi i ogryzionymi już kośćmi, przedostał się w końcu do lasu.

„I szedł ten nędzarz zgłodniały, zziębnięty, mokry, uwalany we własnej krwi, w czerwonej rudzie i czarnym błocie - z radością w sercu, z nadzieją, że wkrótce inaczej, potężniej wróci do Zbaraża. „Już nie zostaniecie w głodzie i bez nadziei - myślał o druhach w Zbarażu - bo króla sprowadzę!”. I cieszyło się to serce rycerskie bliskim ratunkiem dla księcia, dla regimentarzy, dla wojska, dla Wołodyjowskiego i Zagłoby, i wszystkich tych bohaterów zamkniętych w zbaraskim okopie. Głębie leśne otwierały się przed nim i osłaniały go cieniem”.




Rozdział XXIX

Na dworze w Toporowie czas na naradzie spędzali król, kanclerz Ossoliński i Radziejowski.
„Siedzieli (…) strapieni i smutni, nie wiedząc dobrze, co im począć należy, bo przy królu było tylko dwadzieścia pięć tysięcy wojska. Wici rozesłano za późno i zaledwie część pospolitego ruszenia ściągnęła do tego czasu. Kto był przyczyną tej zwłoki i czy nie była ona jednym więcej błędem upartej polityki kanclerza - tajemnica zaginęła między królem i ministrem - dość, że w tej chwili czuli się obaj bezbronni wobec potęgi Chmielnickiego”.

Gdy nagle stanął przed nimi wycieńczony i zeszczuplały Skrzetuski, dowiedzieli się wszystkiego o położeniu oblężonych. Po wysłuchaniu relacji, król rozkazał wojskom wymarsz:
„- Modlitwom waszym, ojcze - odpowiedział król - poruczam ojczyznę, wojsko i siebie, bo wiem, że straszna to impreza, ale już nie mogę pozwolić, aby książę wojewoda zgorzał w tym nieszczęsnym okopie z takim rycerstwem, jak owo ten towarzysz, który tu jest przed nami”.




Jan udał się na nocleg do plebani, do kapelana królewskiego księdza Cieciszowskiego.

Rozdział XXX

„Spał dni kilka, a i po przebudzeniu nie opuszczała go jeszcze zła gorączka i długo jeszcze majaczył, gadał o Zbarażu, o księciu, o staroście krasnostawskim, rozmawiał z panem Michałem i z Zagłobą, krzyczał: „Nie tędy!”, na pana Longina Podbipiętę - o kniaziównie tylko ani razu nie wspomniał”.
Gdy w końcu się przebudził, ujrzał pochylonego nad sobą Rzędziana.

Dowiedziawszy się od niego o wyprawie z Wołodyjowskim i Zagłobą, jak również o uwolnieniu Heleny i ich późniejszych losach (napotkanie czambułu tatarskiego, starcie z Dońcem), zdezorientowany Jan ubrał się i wyruszył naprzeciw czambułu tatarskiego, z którym do Toporowa zbliżała się Helena.

W międzyczasie przyjechali Zagłoba i Wołodyjowski z wiadomością o zawarciu pokoju w Zborowie. Wszyscy razem ruszyli na spotkanie Kurcewiczówny:
„Aż wreszcie w środku orszaku ukazała się kolaska ozdobniejsza od innych; oczy rycerzy ujrzały przez jej otwarte okna poważne oblicze sędziwej damy, a obok niej słodką i śliczną twarz Kurcewiczówny. - Córuchna! - wrzasnął Zagłoba rzucając się na oślep ku karecie - córuchna! Skrzetuski jest z nami... Córuchna! W orszaku poczęto wołać: „Stój! stój!” - uczynił się ruch i zamieszanie; tymczasem Kuszel z Wołodyjowskim prowadzili, a raczej wlekli Skrzetuskiego do karety, on zaś osłabł zupełnie i ciążył im coraz bardziej. Głowa zwisła mu na piersi i nie mógł już iść, i opadł na kolana przy stopniach kolaski. Lecz w chwilę później silne a słodkie ramiona Kurcewiczówny podtrzymywały osłabłą i wynędzniałą głowę rycerza.
Zagłoba zaś widząc zdumienie pani sandomierskiej wołał:
- To Skrzetuski, bohater ze Zbaraża ! On to się przedarł przez nieprzyjaciół, on ocalił wojska, księcia, całą Rzeczpospolitą! Niech im Bóg błogosławi i niech żyją!
- Niech żyją! vivant! vivant! - wołała szlachta.
- Niech żyją! - powtórzyli książęcy dragoni, aż grzmot rozległ się po toporowieckich polach”.




Kolejną ważną informacją była ta o pojmaniu przez Wołodyjowskiego Bohuna i jego niewoli u księcia. Okazało się, że Wiśniowiecki daruje Kozaka Skrzetuskiemu. Choć życie żołnierza było teraz w rękach Jana, nie zamierzał on go zabić czy podarować rządnemu zemsty Rzędzianowi. Na usilne prośby pachołka odpowiedział: „- Zemstę zostaw Bogu”.

Epilog

„Lecz tragedia dziejowa nie zakończyła się ani pod Zbarażem, ani pod Zborowem, a nawet nie zakończył się tam jej akt pierwszy. W dwa lata później zerwała się znów cała Kozaczyzna do boju z Rzecząpospolitą”.
Chmielnicki razem z chanem zebrali półmilionową armię, która stanęła naprzeciw ponad stutysięcznego oddziału polskich żołnierzy. Do starcia doszło pod Beresteczkiem, gdzie po trzech dniach walk Tuhaj-bej uciekł, a przywódca Kozaków opuścił swoich ludzi.



Pozostali Kozacy, kierowani przez Dziedziałe, rozbili obóz w widłach Pleszowy i nowym wodzem wyznaczyli Bohuna, który „ani chciał słyszeć o układach - pragnął bitwy i krwi przelewu, choćby i w tej krwi sam miał utonąć”. Choć zbudował on ogromny most umożliwiający przejście rozległych bagien, tuż przed wymarszem wojsk w oddziale zapanowała panika. Bitwa przypominała rzeź,
„Masy ludzkie wezbrały naraz na kształt rozszalałego potoku. Zdeptano ogniska, poprzewracano wozy, namioty, rozerwano ostrokoły; ściskano się, duszono. Straszliwa panika poraziła obłędem wszystkie umysły. Góry ciał zatamowały wnet drogę - więc deptano po trupach wśród ryku, zgiełku, wrzasku, jęków. Tłumy wylały się z majdanu, wpadały na pomost, spychały się w bagna, tonący chwytali się w konwulsyjne uściski i wyjąc do nieba o miłosierdzie, zapadali się w chłodne, ruchome błota. Na pomoście wszczęła się bitwa i rzeź o miejsca. Wody Pleszowej zapełniły się i zatkały ciałami. Nemezis dziejowa spłacała straszliwie za Piławce Beresteczkiem. Wrzaski okropne doszły do uszu młodego wodza i wnet zrozumiał, co się stało. Lecz na próżno zawrócił w tej chwili do taboru, na próżno leciał naprzeciw tłumom ze wzniesionymi do nieba rękami. Głos jego zginął w ryku tysiąców - straszliwa rzeka uciekających porwała go wraz z koniem, orszakiem i całą jazdą i niosła na zatracenie (…)
I nastał dzień gniewu, klęski i sądu... Kto nie był zduszon lub się nie utopił, szedł pod miecz. Spłynęły krwią rzeki tak, że nie rozpoznałeś, czy krew, czy woda w nich płynie. Obłąkane tłumy jeszcze bezładniej zaczęły się dusić i spychać w wodę, i topić... Mord napełnił te okropne lasy i zapanował w nich tym straszliwiej, że potężne watahy poczęły się bronić z wściekłością. Toczyły się bitwy na błotach, w kniejach, na polu.”.




Ciało Bohuna nigdy nie zostało odnalezione, a kolejne lata przynosiły nowe wiadomości o Kozackim dowódcy, któremu udało się w końcu to, o czym zawsze marzył Chmielnicki – zawładniecie dawnych ziem Wiśniowieckiego.
„Sam Chmielnicki, złamany, przeklinany przez własny lud, szukał protekcji postronnych, dumny zaś Bohun odrzucał wszelką opiekę i gotów był szablą swobody swej kozaczej bronić”.
Po osiedleniu się w pewnej wiosce nazwanej przez siebie Rozłogami, Bohun umarł w podeszłym wieku.





strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 -  - 8 -  - 9 -  - 10 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie „Ogniem i mieczem” w pigułce
2  Charakterystyka bohaterów „Ogniem i mieczem”
3  Motywy literackie w „Ogniem i mieczem”