„W kilka chwil później dziad pokrzepiał się silnie baraniną popijając obficie miodem, a nazajutrz rano ruszył wraz z pacholęciem wygodną telegą ku Zołotonoszy, eskortowany przez kilkudziesięciu konnych chłopów zbrojnych w spisy i kosy.
Jechali na Kawrajec, Czarnobaj i Kropiwnę. Po drodze widzieli, że wrzało już wszystko. Chłopi wszędzie zbroili się, kuźnice po jarach pracowały od rana do nocy i tylko straszna potęga, straszne imię księcia Jeremiego wstrzymywało jeszcze krwawy wybuch”.
Rozdział XXI
Tymczasem w Rozłogach Bohun kipiał z wściekłości. Jako że odniesiona w walce rana uniemożliwiała mu podróż konno, rozkazał między dwa wierzchowce przywiązać kolebkę. Usadowiwszy się w takim „powozie”, wyruszył w pościg ku Łubniom.
Będąc już w Wasiłówce zdał sobie sprawę, że sprytny Zagłoba nie uciekał w przewidywanym przez niego kierunku. Chcąc się dobrze zastanowić nad taktyką przebiegłego staruszka, wrócił do Rozłogów, a raczej do zgliszcz, pozostały po spaleniu dworu przez okolicznych chłopów. Ten krok mu się opłacił – zastawszy na miejscu Pleśniewskiego, poddał go torturom i dowiedział się o trasie Zagłoby.
Wszelki ślad za uciekinierami urwał mu się jednak tuż za Kahamlikiem. Dwie doby błądził w poszukiwaniu nowego tropu, aż w końcu skorzystał z rady jednego ze swoich ludzi i podzieli swój oddział na kilka mniejszych. Szanse na odnalezienie zbiegów znacznie się zwiększyły.
Bohun deptał Zagłobie i Helenie po piętach. Prawie udałoby się ich pojmać w czasie przeprawy promem na Dnieprze, jednak trzeźwy umysł staruszka pokrzyżował im plany. Wmówił on podróżujących z nimi chłopami, że Kozacy człowieka Bohuna – Antona, to pościg książęcy. Gdy tropiciele rzucili się wpław do rzeki, chłopi zaczęli do nich strzelać.
Rozdział XXII
Wieści o klęsce pod Korsuniem dobiegły także do księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Gdy dotarł do niego list od Chmielnickiego, zrozumiał, że ma do czynienia z przebiegłym i niezwykle inteligentnym wodzem. Przywódca Kozaków nie poczuwał się do winy za zaistniałą sytuację, podkreślał, że wiele problemów jest skutkiem złego, upartego charakteru Skrzetuskiego:
„Tej to właśnie pysze i poniewierce, jakie ustawicznie od Lachów Kozaków spotykały, przypisywał Chmielnicki wszystko, co się stało, począwszy od Żółtych Wód aż do Korsunia. Wreszcie list kończył się zapewnieniami żalu i wierności dla Rzeczypospolitej oraz zaleceniem pokornych służb, wedle książęcej woli”.
Odczytawszy słowa Chmielnickiego zebranym wokół siebie pułkownikom, Wiśniowiecki czekał na rady. Jedni namawiali do zebrania wszystkich sił i wyruszenia przeciw Kozakom, inni doradzali wstrzemięźliwość i czekanie na rozwój wypadków…
Nie wybrano dalszej strategii, ponieważ księciu doniesiono o spaleniu Rozłogów – majątku ukochanej jego najwierniejszego żołnierza. Wydawszy rozkaz o wysłaniu podjazdów do Czerkasów i Prochorówki, Wiśniowiecki prosił Boga, by nie było za późno.
Rozdział XXIII
Nazajutrz oddziały księcia Wiśniowieckiego dotarły do Rozłogów. Tak też doszło do spotkania czołowych żołnierzy Jeremiego i cierpiącego po stracie ukochanej Skrzetuskiego.
Gdy Jan otrząsnął się z pierwszego szoku, spowodowanego widokiem pogorzeliska, zaczął analizować wszystkie wiadomości, które dochodziły do uszu zebranych. Ktoś mówił o pogoni Kozaków za szlachcicem i jakimś chłopcem, ktoś inny o namówieniu przez kogoś chłopów do wstąpienia do książęcej chorągwi. Dzięki pomocy Zaćwilichowskiego, który połączył wszystkie fakty ze sobą, Skrzetuski zyskał pewność, że tajemniczym szlachcicem był Zagłoba. Miał nadzieję, że jeśli jego przyjaciel przeżył rzeź w Rozłogach, być może zabrał ze sobą Helenę. Z ochota wyruszył w drogę z żołnierzami oraz księciem.
Podczas podróży Jan zdał dokładną relację Wiśniowieckiemu ze swojego poselstwa, a Jeremi analizował położenie swojego ukochanego kraju,
„tej Rzeczypospolitej, którą kochał ze wszystkich sił swej gorącej duszy, a dla której zdawała się zbliżać dies irae et calamitatis”.
Wieczorem bohaterowie dotarli do Łubniów, gdzie księżna Gryzelda wszystko już przygotowała do dalszej drogi.
Rozdział XXIV
Gdy Skrzetuski dotarł do Łubni, nie odnalazł tam Heleny. Jego nadzieja została mocno nadszarpnięta i nie wiadomo, jakby poradził sobie ze smutkiem i złością, gdyby nie słowa księdza Muchowieckiego. Kleryk wytłumaczył mu, że kiedy dobro ojczyzny jest zagrożone, prywatne problemy schodzą na dalszy plan:
„A gromił w ten sens, iż nie wolno jest chrześcijaninowi w moc Bożą wątpić, a obywatelowi więcej nad swym własnym niż nad ojczyzny nieszczęściem płakać, gdyż prywata to jest swego rodzaju mieć więcej łez dla siebie niż dla publiki – i więcej swego kochania żałować niż klęsk powszechnych. Po czym te klęski, ten upadek i hańbę ojczyzny w tak wzniosłych i żałośliwych wyraził słowach, że zaraz wielką miłość dla niej w sercu rycerza rozniecił, od której własne nieszczęścia tak mu zmalały, że prawie ich dostrzec nie mógł”.Jan postanowił od tej chwili poświęcić życie walce o wolność i niezależność Rzeczypospolitej.
Następnego dnia oddziały księcia Wiśniowieckiego wyruszyły w drogę. Przed wyjazdem Jeremi złożył przysięgę, że nie spocznie, póki nie „utopi buntu we krwi”. Rozpoczęła się mozolna wędrówka przez bory, które systematycznie były podpalane przez Kozaków – dla utrudnienia drogi wojskom książęcym.
Gdy dotarła do oddziałów wiadomość o śmierci króla Władysława IV, Wiśniowiecki uznał, że najlepiej i sprawiedliwie będzie, gdy zastąpi go Karol Waza – brat Jana Kazimierza.
Rozdział XXV
Na dziesiąty dzień morderczej wędrówki i trzydniowej przeprawie przez Desnę bohaterowie w końcu dotarli do Czernihowa, gdzie Skrzetuski także nie odnalazł śladu swojej ukochanej. Chociaż bardzo się starał, nie mógł pojąć taktyki Zagłoby, który – zamiast kierować się w stronę obozów wojsk polskich, zmierzał w nieznanym kierunku. Nielogiczne zachowanie staruszka starał się wyjaśnić Janowi Longinus:
„- Jużże ty się uspokój, mileńki. Ja tego Zagłobę znam. Pił on ze mną i zapożyczał się u mnie. O pieniądze on nie dba ani o swoje, ani o cudze. Swoje ma, to straci, cudzych nie odda – ale żeby miał na takie postępki się puszczać, tego po nim się nie spodziewam (…) ale i frant, który każdego w pole wywiedzie i ze wszystkich niebezpieczeństw się wykręci. A jako tobie ksiądz prorockim duchem przepowiedział, iż ci ją Bóg powróci – tak i będzie, gdyż słuszna to jest, aby wszelki szczery afekt był wynagrodzony, którą ufnością pocieszaj się, jako ja się pocieszam”.
Gdy oddziały księcia dotarły do Lubecza nad Dnieprem, pożegnał on czule swoją małżonkę Gryzeldę i wyraził pewność, że wkrótce dotrze ona do bezpiecznego miejsca. Przed wyjazdem dama – widząc zachowanie swoich dwórek, wręczających rycerzom pamiątki na szczęście – podarowała rozpaczającemu Skrzetuskiemu złoty krzyżyk ozdobiony turkusami, mówiąc:
„- Niejeden tu podobno rycerz szkaplerzyk albo wstążeczkę na waletę dostanie, a że nie masz tu tej, od której byś waćpan najbardziej pragnął, przeto przyjm ode mnie jakby od matki”.
Bohaterowie musieli pokonać teraz rozległe bagna Prypeci. „Po dwudziestu dniach nadludzkich trudów i wysileń wychyliły się wojska książęce w kraj zbuntowany”, czyli na Ukrainę. Do ich uszu dotarły straszliwe nowiny.
Rozdział XXVI
„Tymczasem Chmielnicki, postawszy czas jakiś w Korsuniu, do Białocerkwi się cofnął i tam stolicę swą założył”, czekając cierpliwie na dalszy rozwój wypadków. Miał w planach podjęcie rozmów z Rzeczypospolitą, które mógł już prowadzić – z racji rosnącego w siłę jego wojska – z pozycji dyktatora. Nadal nachodziły go chwile lęku przed poczynaniami Kozaków, strachu przed wojskami książęcymi, przed atakiem na Warszawę i przed piętnem zdrady. Pocieszenia i wytchnienia zaczął szukać w alkoholu: „Gdy takie myśli opadły ciężką głowę hetmana, naówczas zamykał się w swej kwaterze i pił dnie całe i noce. Wówczas między pułkownikami i czernią rozchodziła się wieść: »Hetman pije« – i za przykładem jego pili wszyscy, karność się rozprzęgała, mordowano jeńców, bito się wzajemnie, rabowano łupy – rozpoczynał się sądny dzień, panowanie zgrozy i okropności. Białocerkiew zmieniała się w piekło prawdziwe”.
Gdy do hetmana zaporoskiego zaczęły docierać coraz to nowe wieści o sukcesach Wiśniowieckiego i jego oddziałów, przeprowadził poważną rozmowę z Tatarami. Nie sposób opisać jego gniewu, gdy nie zgodzili się na proponowany przez niego atak na Jeremiego, woląc prawie bez ryzyka łupić i okradać mniejsze miejscowości. Podobne stanowisko przedstawiali Kozacy, gdy za radą Wyhowskiego hetman zwołał naradę – żaden z dowódców nie zamierzał atakować Wiśniowieckiego.
W końcu, po wielu rozmowach, misji tej podjęli się Krzywonos oraz Pułjan. Decyzja ta – zwyczajem Kozaków – musiała zostać opita, i żołnierze zaczęli biesiadować bez nadzoru:
„Tłumy zaczęły śpiewać pieśni w sto tysięcy głosów. Rozproszono konie powodowe, które szalejąc po obozie i wzbijając tumany kurzawy wszczęły nieopisany nieład. Goniono je z krzykiem, zgiełkiem i śmiechami; znaczne watahy włóczyły się nad rzeką, strzelały z samopałów, parły się i cisnęły do kwatery samego hetmana, który kazał je wreszcie Jakubowiczowi rozpędzać. Wszczęły się bójki i zamęt, dopóki deszcz ulewny nie zapędził wszystkich pod szałasy i wozy”.Jakby tego było mało – rozpętała się straszliwa burza! „Grzmoty przewalały się z jednego końca chmur w drugi, błyskania oświecały całą okolicę to białym, to czerwonym światłem”. W takich mało sprzyjających okolicznościach Krzywonos wraz z sześćdziesięcioma tysiącami wojowników wyruszyli do ataku.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -