Rozpętała się walka. Krzywonos palił i mordowała każdego, kogo spotkał na swojej drodze. Podobnie czynił Wiśniowiecki, który kazał nie oszczędzać Kozaków.
Gdy zwrócił się do niego po pomoc wojewoda kijowski Janusz Tyszkiewicz, który nie miał już sił – pozostało mu zaledwie niespełna dwa tysiące żołnierzy – do obrony obleganej przez Kozaków Machnówki. Książę nie zwlekał ze wsparciem, mimo iż jego żołnierze także byli bardzo wyczerpani i zdziesiątkowani. Po przybyciu na miejsce, okazało się, że Machnówkę oblega młody Krzywonos (syn).
Wiśniowiecki ruszył na pomoc do zamku, gdzie na wieży broniło się zaledwie kilku pozostających przy życiu szlachciców. W wymianie ognia decydującym okazał się być atak husarii dowodzonej przez Skrzetuskiego, który w rozstrzygającym starciu pokonał Burdabuta:
„On zaś istotnie miał pianę na wąsach, a wściekłość w oczach. Dojrzał nareszcie Skrzetuskiego i poznawszy oficera po odwiniętym rękawie, runął na niego. Wszyscy dech zatrzymali w piersiach i bitwę przerwali patrząc na walkę dwóch najstraszliwszych rycerzy. Pan Jan się bowiem wołaniem: „Charakternik!”, nie strwożył - ale gniew zawrzał mu w duszy na widok tylu spustoszeń, zgrzytnął więc zębem i z furią natarł na watażkę. Zwarli się więc, aż konie na zadach przysiadły. Rozległ się świst żelaza i nagle szabla watażki rozleciała się w kawałki pod cięciem polskiego koncerza. Już się zdawało, że żadna moc nie wyratuje Burdabuta, gdy on skoczył, sczepił się z panem Skrzetuskim tak, iż obaj jedno zdawali się tworzyć ciało - i nożem nad gardłem husarza błysnął. Teraz Skrzetuskiemu śmierć stanęła w oczach, bo ciąć już mieczem nie mógł. Ale szybki jak błyskawica puścił miecz, który na rzemyku zawisł, a ręką za rękę watażki chwycił. Przez chwilę dwie te ręce drgały konwulsyjnie w powietrzu, ale żelazny to musiał być uścisk pana Skrzetuskiego, bo watażka zawył jak wilk i w oczach wszystkich nóż wypadł mu ze zdrętwiałych palców jak wyłuskwione ziarno z kłosa. Wtedy Skrzetuski rękę zgniecioną mu puścił i za kark ucapiwszy przygiął straszny łeb aż do kuli kulbaki, lewą zaś dłonią buzdygan zza pasa wychwycił, gruchnął raz, drugi - watażka zacharczał i spadł z konia. Jęknęli na ten widok ludzie kalniccy i biegli pomścić - w tej chwili jednakże rzuciła się na nich husaria i wycięła co do nogi”.
Bitwa zakończyła się zatem zwycięstwem oddziałów Wiśniowieckiego. Książę już miał ruszać na pomoc miejscowości Połonne, obleganej przez starego Krzywonosa, gdy dotarła do niego wiadomość od Kisiela. Donosił o układzie, który wkrótce zostanie zawarty z Chmielnickim i prosił o zaniechanie walk. Oczywiście Wiśniowiecki – za namową żołnierzy wojewodów, nie posłuchał, zamierzał dalej walczyć w imię wolności ojczyzny.
Rozdział XVIII
Skrzetuski wykonał polecenie Wiśniowieckiego i pojechał do pułkowników Osińskiego i Koryckiego, stacjonujących nieopodal Konstantynowa. Wszyscy razem mieli zmierzyć się ze starym Krzywonosem – taki był plan księcia. Nie uwzględnił on jednak tego, iż książę Dominik Zasławski zakazał wspierania go w walce z Kozakami – także był zwolennikiem „ugody” z Chmielnickim.
W drodze powrotnej od pułkowników Skrzetuski spotkał w lesie grupę chłopów rezunów. Nie zdając sobie sprawy, z kim ma do czynienia - kazał na nich uderzyć. Na szczęście w porę okazało się, że jednym z jeńców był dziad lirnik – Zagłoba w przebraniu! Okazało się, że ukrył Helenę w twierdzy w Barze. Radości Skrzetuskiego nie było końca:
„Tysiąc myśli i wspomnień cisnęło mu się do głowy; Helena jak żywa stanęła mu przed oczyma, taka, jaką ją widział ostatni raz w Rozłogach przed samym na Sicz wyjazdem: więc śliczna, zarumieniona, smukła, z tymi jej oczyma czarnymi jak aksamit, pełnymi niewysłowionych ponęt. Zdawało mu się teraz, że ją widzi, że czuje ciepło bijące od jej policzków, że słyszy jej słodki głos. Wspomniał ową przechadzkę w sadzie wiśniowym (…) więc dusza prawie wychodziła z niego, serce aż mdlało z kochania i radości, przy której wszystkie przeszłe cierpienia były jakby kropla przy morzu. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Chciał krzyczeć, to znów na kolana padać i znów Bogu dziękować; to wspominać, to pytać i pytać bez końca!”.
Rozdział XXIX
Wiadomości o rozkazie Zasławskiego bardzo rozzłościły i zasmuciły Wiśniowieckiego, który przecież od tylu miesięcy walczył z Kozakami. Czuł, że potraktowano go jak pionek. W końcu postanowił, że ze swoimi ludźmi pojedzie pod Zbaraż. Tak się jednak nie stało – doszły do niego wieści, iż Krzywonos zdobył Połonne, mordując dziesięć tysięcy mieszkańców. Podobno jego kolejnym przystankiem miał być Konstantynów. W obliczu takiej potworności do księcia przyłączył się wojewoda Tyszkiewicz i razem postanowili zapobiec kolejnej klęsce.
Rozdział XXX
Pierwszym przystankiem Wiśniowieckiego były Rosołowice, gdzie natknął się na owych pułkowników, którzy jeszcze kilka dni temu odmawiali połączenia się i zjednania sił przeciw Krzywonosowi. Teraz pułkownicy Osiński i Korycki prosili, by książę wziął ich pod swoją komendę. Jeremi przystał na ich prośbę. Jego samopoczucie i wiara w słuszność swoich decyzji poprawiły się jeszcze bardziej, gdy dołączył do niego pan Łaszcz z ponad tysiącem szlachty.
W ostatecznym rozrachunku okazało się, że Wiśniowiecki dowodził około dwunastoma tysiącami najlepszych żołnierzy. Wkrótce mieli zmierzyć się ze znacznie liczniejszą armią - prawie sześćdziesięcioma tysiącami Kozaków Krzywonosa.
Gdy podszedł pod Połonne, chorągwie książęce ruszyły ku obleganemu miastu, gdzie ścierali się już pierwsi harcownicy. „Dwie przeciwne potęgi patrzyły czas jakiś na się w milczeniu”.
Rozdział XXXI
Bitwę rozpoczął Wołodyjowski - pokonał Zaporożca. Zagłoba, który wcześniej obawiał się starcia i zarzucał pytaniami Skrzetuskiego o kondycję przeciwników Skrzetuskiego, ustawił się w bezpiecznej odległości i przyjął pozycję obserwatora. To on widział wyczyny ogromnego Kozaka Pułjana, który zabił Wierszuła oraz kilku innych Polaków, aż został pokonany dopiero przez Longinusa.
W końcu sam stanął do walki – odwagi dodawały mu przerażone oczy wrogów, którzy bali się jego grubej sylwetki. W pewnej poczuł gwałtowne uderzenie i coś owinęło mu głowę. Myśląc, że wzięto go do niewoli, poczekał na odpowiednią chwilę i zrzucił brzemię. Wtedy okazało się, że była to kozacka chorągiew pułkowa, za którą – jeśli była zdobyta w walce – należała się duża nagroda! Tak też się stało – wieczorem, gdy wszyscy składali przed Wiśniowiecki zdobyte trofea, Jeremi kazał wypłacić odważnemu szlachcicowi należne mu pieniądze.
Wieczorem do obozu dotarty wieści, że z pomocą Krzywonosowi zbliża się… Bohun, a rankiem wszyscy otrzymali rozkaz wycofania się z palcu boju.
Rozdział XXXII
Okazało się, że polskie wojska tylko udawały, iż się wycofują. Tym fortelem udało im się zdezorientować wroga, który nie krył zaskoczenia, że z goniącego w jednej, w następnej chwili stał się uciekającym. Oddziałom Wiśniowieckiego udało się dzięki temu zdziesiątkować walczących w taborze.
W tej bitwie poważnych obrażeń doznał Zagłoba – nie zdążył zrobić uniku i został uderzony cepami. Otoczony troskliwą opieką Skrzetuskiego, szybko jednak dochodził do zdrowia.
Kilka dni później Jan został wysłany pod Zasław, gdzie dominowały mordercze bandy rezunów. Dzięki tej misji doszło w końcu do spotkania rycerza i jego oddanego pachołka Rzędziana, który opowiedział mu o wkupieniu się w łaski Bohuna, który obdarzył go zaufaniem i sporym bogactwem: „Zresztą już oni mnie całkiem za swego mają.”. Dzięki informacjom zdobytym w czasie pobytu u Tatarów, Rzędzian mógł teraz bardzo pomóc swojemu panu.
Rozdział XXXIII
Po otrzymaniu nowego książęcego rozkazu, Skrzetuski wziął się za zbieranie rozproszonych po całej Rzeczypospolitej chorągwi, by potem móc je zaprowadzić pod Zbaraż. Gdy jego misja organizacyjna dobiegała końca, widząc zadowolenie Jeremiego, zdobył się na odwagę i poprosił o dwumiesięczny urlop, by pojechać do Baru po Helenę i w końcu ją poślubić. Zadowolony ze swojego najlepszego żołnierza Wiśniowiecki przystał na tą próbę – Jan miał wyjechać nazajutrz.
Noc upłynęła księciu na rozmyślaniach o mocy oddziałów, które powierzyły w jego ręce swój los. Czuł, że pokonanie Chmielnickiego jest tylko kwestią czasu, lecz aby nie okazać się zaślepionym dyktatorem, nad ranem na zwołanej przez siebie radzie oddał się pod komendę regimentarzy.
Skrzetuski już miał wyruszyć do Baru, gdy zorganizowaną z tej okazji ucztę przerwało pojawienie się wracającego z podjazdu Kuszela. Okazało się, że miasto, w którym przebywała Helena, zostało zdobyte przez Kozaków.
Tom II
Rozdział I
„Pewnej pogodnej nocy na prawym brzegu Waładynki posuwał się w kierunku Dniestru orszak jeźdźców złożony z kilkunastu ludzi”. Między końmi przywiązana była mała kołyska, w której leżała jakaś postać: „Srebrne promienie oświecały bladą jej twarz i zamknięte oczy”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -