Po złożeniu obietnic Zagłoba dał znak do rozpoczęcia walki.
Rozdział XII
„Świstnęły szable i ostrze szczęknęło o ostrze. Wnet zmienił się plac boju, bo Bohun natarł z taką wściekłością, że pan Wołodyjowski uskoczył w tył kilka kroków i świadkowie również musieli się cofnąć. Błyskawicowe zygzaki szabli Bohuna były tak szybkie, że przerażone oczy obecnych nie mogły za nimi nadążyć - zdało im się, że pan Michał całkiem jest nimi otoczony, pokryty i że Bóg jeden chyba zdoła go wyrwać spod tej nawałności piorunów. Ciosy zlały się w jeden nieustający świst, pęd poruszanego powietrza uderzał o twarze. Furia watażki wzrastała; ogarniał go dziki szał bojowy - i parł przed sobą Wołodyjowskiego jak huragan - a mały rycerz cofał się ciągle i tylko się bronił. Wyciągnięta jego prawica nie poruszała się prawie wcale, dłoń tylko sama zataczała bez ustanku małe, ale szybkie jak myśl półkola i chwytał szalone cięcia Bohunowe, ostrze podstawiał pod ostrze, odbijał i znów się zasłaniał, i jeszcze się cofał, oczy utkwił w oczach Kozaka i śród wężowych błyskawic wydawał się spokojny, jeno na policzki wystąpiły mu plamy czerwone”.
W końcu Wołodyjowski fortelem pokonał Kozaka – udał, że upada, co umożliwiło mu zranienie pochylającego się nad nim przeciwnika. Bohaterowie odjechali z pola z przekonaniem, że pozostawiają śmiertelnie ranionego Bohuna.
Do głównego pojedynku nie doszło, ponieważ Zagłoba pogodził Charłampa i Wołodyjowskiego.
Rozdział XIII
Za zabicie Bohuna Wiśniowiecki podarował Wołodyjowskiemu wartościowy pierścień i zezwolił, by mały rycerz pojechał pod Zamość i osobiście przekazał dobrą nowinę Skrzetuskiemu. Jan mógł jechać na poszukiwanie ukochanej.
Rozdział XIV
Elekcja zakończyła się wybraniem Jana Kazimierza. Koronacja odbyła się Krakowie. Pojechał na nią Wiśniowiecki.
Tymczasem Wołodyjowski i Zagłoba zbliżali się do Skrzetuskiego do Zamościa. W drodze natknęli się na jadącego z listami do księcia Podbipiętę. Wymieniwszy najnowsze wiadomości, przyjaciele dowiedzieli się, że Skrzetuski wyjechał w poszukiwaniu rozproszonych grup Kozaków.
Rozdział XV
Po dojechaniu do Zamościa, Wołodyjowski i Zagłoba otrzymali polecenie udania się do Zbaraża. Podczas długiej i ciężkiej podróży dowiedzieli się o śmierci Krzeszowskiego (został wbity na pal przez Niemców z regimentu Radziwiłła), a gdy w końcu dotarli na miejsce, Wierszułł poinformował ich, że Skrzetuski wyjechał.
W liście, który w kilka dni później dostarczono bohaterom Jan pisał, że jedzie do Jahorlika w poszukiwaniu ukochanej.
Rozdział XVI
Oddelegowani do negocjowania z Chmielnickim komisarze każdego dnia, mimo dowodzonych przez pułkownika Dońca stu dragonów i czterystu mołojców, wysłanych im dla ochrony, byli wystawieni na śmierć.
Jakie było ich zdziwienie, gdy pewnego wieczoru przybył do nich w przebraniu chłopskim Skrzetuski z prośbą zezwolenie na towarzyszenie im w tej iście samobójczej misji. To od komisarzy Jan dowiedział się o śmierci Bohuna. Informację tą przyjął jednak z pewnym niedowierzaniem – w końcu rozpowszechniał ją lubujący się w przekręcaniu faktów i swojej w nich roli pan Zagłoba.
Rozdział XVII
Następnego dnia poniżani przez Kozaków komisarze ruszyli w dalszą drogę. Chmielnicki czekał na nich w Perejasławiu, podobno był gotowy do zawarcia ugody.
Gdy w końcu doszło do spotkania, przywódca Kozaków za wszelką cenę starał się podkreślić swoją wyższość i władzę.
„Chmielnicki czekał przed swym dworcem wśród pułkowników, wszystkiej starszyzny i nieprzeliczonych tłumów kozactwa i czerni, chciał bowiem, żeby cały naród widział, jaką to go czcią sam król otacza”.
Mimo usilnych prób wypatrzenia w tym tłumie twarzy Bohuna, Skrzetuski nie znalazł znienawidzonego przeciwnika. Gdy zapytał jednego z ludzi o poszukiwanego dowódcę usłyszał, że rozkazem Chmielnickiego każdy, kto zadawał pytania o Kozaków miał być zabity: „taki jest rozkaz Chmiela, iż jeśliby ktokolwiek z was, choćby który z komisarzy, o co spytał - żeby go na miejscu ubić. Nie uczynię ja tego, to inny uczyni, dlatego ostrzegam cię z życzliwości”.
Rozdział XVIII
Następnego dnia komisarze wręczyli Chmielnickiemu dary królewskie: buławę hetmańską i chorągiew z orłem, którą ten natychmiast kazał przed sobą rozwinąć.
W czasie uroczystego obiadu Kozak upił się i wraz ze swoimi ludźmi zaczął wyzywać książęcych posłów:
„- Pokornie proszę, jedzcie i pijcie - rzekł Chmielnicki - bo będę myślał, że nasza prosta strawa kozacka przez wasze pańskie gardła przejść nie chce. - Jeśli mają za ciasne, tak może by im poprzerzynać! - zawołał Dziedziała”.
Nazajutrz Chmielnicki odwiedził Ksiela. Przypomniawszy sobie, jak kiedyś Skrzetuski uratował go przed Czaplińskim, ofiarował się, że spełni każdą jego prośbę: „- Nie bój się - rzekł Chmielnicki. - Słowo nie dym; proś, o co chcesz, byleś o takie rzeczy nie prosił, które należą do Kisiela”. Gdy usłyszał o postępowaniu Bohuna, poinformował Jana o śmierci Kozaka: „Bohun zabit Meni korol pysaw, że on w pojedynku usieczon” i zezwolił mu na wyjazd w poszukiwaniu ukochanej do Kijowa:
„- Ty mój druh, ty Czaplińskiego rozbił... Ja tobie dam nie tylko prawo, żeby ty jechał i szukał wszędy, gdzie zechcesz, ale i rozkaz dam, by ten, u którego ona jest, w twoje ręce ją oddał, i piernacz ci dam na przejazd, i list do metropolity, by po monastyrach u czernic szukali. Moje słowo nie dym!”.
Nazajutrz Skrzetuski wyjechał z Perejasławia. Przy sobie miał przepustkę od Chmielnickiego oraz dwustu ludzi dowodzonych przez pułkownika Dońca (brata Horpyny!).
Rozdział XIX
Tymczasem Wołodyjowski i Zagłoba nadal przebywali w Zbarażu, gdzie czekali na powrót Skrzetuskiego. Już mieli wyruszyć na poszukiwania, gdy pod koniec marca Kozak Zachar przyniósł im list, w którym Jan donosił o wsparciu Chmielnickiego w tropienie Heleny.
Rozdział XX
Chmielnicki przygotowywał się do wojny, a Wiśniowiecki - odsunięty od kwestii militarnych – zastanawiał się, jak najlepiej poprowadzić swoje wojsko.
W czasie jednego z podjazdów na watahę Kozaków, Wołodyjowski spotkał dwóch rycerzy Kurcewiczów-Bułyhów. Okazało się, że byli oni stryjecznymi braćmi Heleny i mieli pewność, że ich siostra zmarła! Dowiedzieli się tego od pewnego chorego rycerza nazwiskiem Skrzetuski, który był umierający.
Rozdział XXI
„- Imaginuj sobie waćpan (…) że ten człowiek tak się w jednej godzinie zmienił, jakoby o dwadzieścia lat postarzał. Tak wesoły, taki mowny, tak obfity w fortele, że samego Ulissesa w nich przewyższał, dziś pary z gęby nie puści, jeno po całych dniach drzemie, na starość narzeka i jakoby przez sen mówi. Wiedziałem to, że on ją kochał, alem się nie spodziewał, żeby do tego stopnia”– tak o zmianie, jaka zaszła w Zagłobie kilka dni po otrzymaniu informacji śmierci Heleny Wołodyjowski mówił do Longinusa.
Wszystko zmieniło się, gdy do Zbaraża przybył Rzędzian. Pachołek Skrzetuskiego utrzymywał, że kniaziówna żyje! Dowiedział się tego od napotkanego we Włodawie rannego Bohuna. Kozak, uważając Rzędziana na przyjaciela, wyznał mu miejsce ukrycia Heleny. Jakby tego było mało, oddał mu oznakę wyższych oficerów na Zaporożu i wysłał do wiedźmy z rozkazem przywiezienia kniaziówny do Kijowa! Nim Rzędzian wyjechał, sprytnie nasłał na Bohuna wojska książęce.
Wiadomość o miejscu przetrzymywania Kurcewiczówny do tego stopnia uszczęśliwiła Wołodyjwskiego i Zagłobę, że razem z Rzędzianem postanowili jeszcze tego samego dnia wyruszyć do Horpyny.
Rozdział XXII
Zagłoba, Wołodyjowski oraz Rzędzian przebrali się w stroje kozackiej starszyzny i zaopatrzyli w stare konie. Droga do Horpyny upływała dwóm ostatnim na słuchaniu opowieści tego pierwszego, który rozprawiał o swoich licznych przygodach, przedstawiając siebie w jak najkorzystniejszym świetle. Mówił na przykład o swojej znajomości z groźnymi Tatarami:
„Wspominałem ci przecie, jakom między nimi wiele lat spędził i do godności wielkich mogłem dojść; ale żem się nie chciał zbisurmanić, więc musiałem wszystkiego poniechać i jeszcze mi śmierć męczeńską zadać chcieli za to, żem ich najstarszego księdza na wiarę prawdziwą namówił”.
Przed wjechaniem w Czortowy Jar Rzędzian zaopatrzył się w pistolet ze święconą kulą, którą zastrzelił wiedźmę Horpynę. Jej pomocnik – karzeł Czeremis, zginął z rąk Zagłoby:
„W tej samej chwili pan Zagłoba ciął Czeremisa szablą przez głowę, aż kość zgrzytnęła pod ostrzem; potworny karzeł nie wydał ani jęku, tylko zwinął się w kłębek jak robak i począł drgać, palce zaś u jego rąk otwierały się i zamykały na przemian, na kształt pazurów konającego rysia”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -