Jerzy Ossoliński – pełnił niezwykle wysoką funkcję kanclerza wielkiego koronnego, przez co miał wielki wpływ na całą politykę Rzeczypospolitej. W powieści widzimy go jako głównego doradcę Jana Kazimierza, a także największego zwolennika zawarcia ugody pomiędzy Polską a Kozaczyzną. .
Czytelnik poznaje go dopiero podczas narady w Toporowie. Wówczas Ossoliński jawi się jako człowiek, którego twarz miała „więcej jeszcze urzędowej godności” niż oblicze samego króla, była ona
„poorana troskami i myślą, chłodna i rozumna twarz męża stanu, której surowość nie psuła nadzwyczajnej piękności. Oczy miał błękitne, przenikliwe, cerę mimo wieku delikatną; polski wspaniały strój, szwedzka strzyżona broda i wysoki chochół nad czołem dodawały jeszcze jego regularnym, jakby z kamienia wykutym rysom senatorskiej powagi”.
Ossoliński miał poważanie nie tylko w kraju, ale i poza granicami. W całej Europie szanowano jego dyplomatyczne umiejętności. Wszyscy wiedzieli także, że był politycznym przeciwnikiem Jeremiego Wiśniowieckiego. Ossoliński bardzo wcześnie zaczął sprawować najwyższe stanowiska w państwie, odgrywając coraz większą rolę na jego politykę. Dlatego też w „Ogniem i mieczem” jest obwiniany za doprowadzenie Rzeczypospolitej na krawędź rozbicia.
Nie sposób jednak nie zwrócić uwagi na fakt, iż był on urodzonym politykiem:
„Pracowity, wytrwały, rozumny, patrzący w dalszą przyszłość, obrachowywujący na długie lata, wiódłby każde inne państwo, z wyjątkiem Rzeczypospolitej, do bezpiecznej przystani pewną i spokojną ręką; każdemu innemu zapewniłby siłę wewnętrzną i długie lata potęgi... gdyby tylko był samowładnym ministrem takiego na przykład monarchy, jak król francuski lub hiszpański”. Sienkiewicz tłumaczył fakt, że Ossoliński był wybornym politykiem, ale nie na polskie warunki tym, że wychowywał się on poza granicami kraju, a
„wpatrzony w obce wzory, mimo całej wrodzonej bystrości i rozumu, mimo długoletniej praktyki nie mógł przywyknąć do bezsilności rządu w Rzeczypospolitej i nie nauczył się z nią przez całe życie rachować, chociaż to była skała, o którą rozbiły się wszystkie jego plany, zamiary, usiłowania – choć z jej przyczyny teraz już widział w przyszłości przepaść i ruinę, a później umierał z rozpaczą w sercu”.
Według autora Ossoliński był znakomitym teoretykiem, którego wiedza nie przekładała się jednak na praktykę. Stawiając sobie za cel realizację jakiejś idei, kanclerz gotów był dążyć do swojego celu nie bacząc na fakt, iż w rzeczywistości może być to zgubne dla państwa. Takim właśnie celem było dla Ossolińskiego zawarcie porozumienia z Chmielnickim za wszelką cenę. Z czasem Jan Kazimierz zrozumiał, że nie powinien kierować się jego radami, ponieważ mogą one doprowadzić do upadku Rzeczypospolitej.
Tuhaj-bej – pełnił zaszczyt murzy perekopskiego. Był jednym z czołowych wodzów tatarskich, który wsławił się niegdyś jako wielki pogromca Kozaków, a następnie ich sprzymierzeniec. Była to autentyczna postać historyczna.
W powieści widzimy go jako dzikiego dowódcę, „postrach Niżowców”. Sienkiewicz wielokrotnie przyrównuje go do drapieżnika:
„Twarz zmieniła mu się w jednej chwili, oczy rozszerzyły się jak u żbika, zęby poczęły błyskać. Nagle skoczył jak tygrys przed mołojców dopominających się o jeńca”.Był człowiekiem porywczym, ale w odróżnieniu od Krzywonosa, umiejącym dowodzić ludźmi. Jego oddziały siały postrach na polach bitew pod Żółtymi Wodami czy Korsuniem. Tuhaj-bej zginął podczas pamiętnej bitwy pod Beresteczkiem z ręki samego Jeremiego Wiśniowieckiego.
Rzędzian – to postać fikcyjna, stworzona przez Sienkiewicza na potrzeby Trylogii. Obok Zagłoby, młody pachołek Skrzetuskiego jest najbardziej komiczną postacią powieści. Najczęściej pełni rolę powiernika listów swojego pana, a czasem nawet jego szpiega.
Szesnastolatek wywodził się z drobnoszlacheckiego rodu z Podlasia. Sienkiewicz opisywał go jako „franta kutego na cztery nogi, którym niejeden stary wyga nie mógł iść o lepsze”. Rzeczywiście Rzędzian był bardzo sprytny i przebiegły, czym wielokrotnie imponował Skrzetuskiemu.
Młodzian uważał Jana za swój najwyższy autorytet, lecz mimo to potrafił mu się sprzeciwić. Czynił to jednak nie z przekory czy ze strachu, ale w trosce o życie swojego pana. Widzimy scenę, w której Rzędzian odmawia powrotu do Czehrynia, ponieważ nie chce zostawiać Jana samego w drodze na Sicz. Pachołek rozpłakał się nawet, byle Skrzetuski pozwolił mu zostać.
Swoimi talentami Rzędzian popisywał się wielokrotnie u boku Zagłoby, kiedy razem zbiegli Bohunowi, a następnie wyruszyli na ratunek Helenie. Wówczas stary szlachcic pomyślał sobie: „Diabeł będzie miał prawdziwą pociechę z tego chłopaka!”.
Rodzina Rzędziana od blisko pięćdziesięciu lat prowadziła spór z rodem Jaworskich o skrawek ziemi, na którym rosła grusza. Sienkiewicz odnalazł taką informację w siedemnastowiecznych zapisach i postanowił wykorzystać ją w swojej Trylogii.
Anusia Borzobohata-Krasieńska – była panienką respektową na dworze księżnej Gryzeldy Wiśniniowieckiej. Dała się poznać czytelnikowi jako osoba bardzo zalotna, która posiadała zdolność rozkochiwania w sobie mężczyzn. Wzdychali do niej nie tylko Skrzetuski, Wołodyjowski, Podbipięta ale także żołnierze chorągwi wołoskiej, artylerzyści czy husarzy.
Ona sama jednak nie poważała nikogo. Dziwiła się bardzo, kiedy zorientowała się, że Skrzetuski przestał się jej umizgiwać. Chociaż nie kochała Jana, to bardzo zależało jej na tym, by ją adorował swoimi pieśniami. Rycerze toczyli nawet boje o jej rękę. Sam Skrzetuski nie raz krzyżował szable z panem Wołodyjowskim, jednak panna nikomu nie chciała oddać swojego serca. Rezolutna Anusia sama wybrała sobie przyszłego męża. Zachwycona Podbipiętą mianowała go swoim rycerzem.
Charakterystyka szlachty jako bohatera zbiorowego
W „Ogniem i mieczem”, jak i w pozostałych dwóch częściach Trylogii, Henryk Sienkiewicz ukazał szereg wad i zalet polskiej szlachty, która w XVII wieku stanowiła najważniejszą część społeczeństwa polskiego. Wszyscy niemal główni bohaterowie powieści wywodzą się z tej warstwy, każdy z nich posiadał herb i rodowód, którego dobrego imienia bronił. Nie sposób jednak pojmować szlachty w sposób zbiorowy, ponieważ nie była to grupa spójna. W jej szeregach możemy zaobserwować szereg postaw, z których nie wszystkie były godne pochwały.
Sienkiewicz, starając oddać się charakter szlachty, posłużył się sceną zbiorową. W czehryńskim zajeździe na kresach Rzeczypospolitej zwanym Dzwonieckim Kątem miało miejsce wielkie spotkanie, byli tam
„i dzierżawcy Koniecpolskich, i urzędnicy czehryńscy, i właściciele ziem pobliskich siedzący na przywilejach, szlachta osiadła i od nikogo niezależna, dalej urzędnicy ekonomii, trochę starszyzny kozackiej i pomniejszy drobiazg szlachecki, bądź to na kondycjach żyjący, bądź na swoich futorach”. Łatwo domyślić się, że w takim towarzystwie znajdowali się ludzie o różnych charakterach, dążeniach, upodobaniach, zamiłowaniach i interesach. Wszystkich jednak połączyła wspólna sprawa, czyli ucieczka Chmielnickiego na Sicz. Oznaczało to dla nich nadciągające kłopoty. Spodziewali się, że wkrótce na zamieszkiwanych przez nich ziemiach wybuchnie powstanie, skierowane przeciwko Polakom.
Mężczyźni rozmawiali między sobą o ostatnich wydarzeniach, a w gwarze padały takie wypowiedzi:
„Zwyczajnie szlachcic szlachcicowi z nieprzyjaźni sadła zalewał. Nie jeden on i nie jednemu jemu. Mówią przy tym, że żonę starostce bałamucił: starostka mu kochanicę odebrał i z nią się ożenił, a on mu ją za to później bałamucił, a to jest podobna rzecz, bo zwyczajnie... kobieta lekka. Ale to są tylko pozory, pod którymi głębsze jakieś praktyki się ukrywają”. Widzimy, że codzienne problemy szlachty nie były bardziej dystyngowane i skomplikowane od reszty społeczeństwa. Byli to prawdziwi ludzie, z krwi i kości. Jedni z nich próbowali przekrzyczeć innych, aby zwrócić na siebie szczególną uwagę. Przykładem takiego szlachcica może był Czapliński, zaufany sługa chorążego Koniecpolskiego. Miejscowi szlachcice nie przepadali za nim, bo
„był zawadiaka wielki, pieniacz, prześladowca, ale miał niemniej wielkie plecy, przeto ten i ów z nim politykował”. Przekonał się o tym Skrzetuski, który został zmuszony by utemperować porywczego szlachcica wyrzucając go za drzwi karczmy.
Właśnie w zajeździe Jan poznał Zagłobę, który najlepiej chyba utożsamiał cechy zbiorowe polskiej szlachty. Onufry był wspaniałym kompanem do picia i jedzenia, umilał wszystkim czas przezabawnymi historyjkami, które przeważnie były zmyślone. Zagłoba był w pewnym stopniu nieuleczalnym mitomanem, co objawiało się w notorycznym przypisywaniu sobie cudzych zasług, lub wymyślanie ich. Widać to już w sposobie, w jaki się przedstawiał:
„Jan Zagłoba herbu Wczele, co każdy snadno poznać może choćby po onej dziurze, którą w czele kula rozbójnicka mi zrobiła; gdym się do Ziemi Świętej za grzechy młodości ofiarował”.W rzeczywistości ślad na czole był pamiątką po kuflu, a Ziemi Świętej nie widział na oczy.
Zarówno Zagłoba, jak i inni szlachcice zgromadzenie w Dzwonieckim Kącie co rusz wykrzykiwali wiwaty po adresem księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Ich służalczość wobec magnata wydawała się być obłudna i nieszczera, jednak nikt nie odważył się okazać namiestnikowi swojego prawdziwego stosunku do hetmana. W podobnym tonie, co szlachta o magnaterii, wypowiadali się poddani o szlachcie. Dysproporcje pomiędzy poziomem życia tych trzech grup społecznych były tak wielkie, że nie sposób ich nawet porównywać. Najciężej pracujący chłopi nie mieli wówczas nawet prawa, by nazwać siebie obywatelami Rzeczpospolitej, ponieważ przywilej ten zarezerwowany był dla szlachty.
W „Ogniem i mieczem” Sienkiewicz przedstawił szlachtę przede wszystkim jak tę grupę, której udało się obronić ojczyznę przed najazdem nieprzyjaciela. Głównie dzięki pospolitemu ruszeniu szlachty udało się obronić Zbaraż, a także wygrać bitwę pod Beresteczkiem. Wówczas szlachta podporządkowała się rycerstwu, tworząc silną armię:
„Żołnierz przeważał tam nad dworzaninem, żelazo nad złotem, dźwięk trąb obozowych nad gwarem uczt i zabaw. Wszędy panował wzorowy ład i nie znana gdzie indziej dyscyplina; wszędy roiło się od rycerstwa spod różnych chorągwi: pancernych, dragońskich, kozackich, tatarskich i wołoskich, pod którymi służyło nie tylko całe Zadnieprze, ale i ochocza szlachta ze wszystkich okolic Rzplitej”.Warto jednak pamiętać, że w rzeczywistości było inaczej. Szlachta migała się od walki, a sukces udało się osiągnąć głównie dzięki zaangażowaniu piechoty i chłopów.
Sienkiewicz pośrednio ukazał także drugie oblicze omawianej grupy społecznej, która przecież przyczyniła się w największej mierze do wybuchu powstania Chmielnickiego. Narrator opisuje sytuacje, w której okoliczna szlachta na Naddnieprzu posługuje się Kozakami do realizacji własnych celów:
„Kozak wszystko umiał, wszystko zrobił: dom postawił i siodło uszył. Powszechnie jednak nie byli to osadnicy spokojni, bo żyli życiem tymczasowym. Kto chciał wyrok zbrojno wyegzekwować, na sąsiada najazd zrobić lub się od spodziewanego obronić, potrzebował tylko krzyknąć, a wnet mołojcy zlatywali się jak krucy na żer gotowi. Używała ich też szlachta, używało duchowieństwo wschodnie, wiecznie spory ze sobą wiodące, gdy jednak i takich wypraw brakło, to mołojcy siedzieli cicho po wsiach pracując do upadłego i w pocie czoła zdobywając chleb powszedni”.
Wyrazicielem krzywd, jakie ponieśli Kozacy z rąk polskiej szlachty jest Bohdan Chmielnicki, który w rozmowie ze Skrzetuskim powiedział:
„Gdzież to bym znalazł pomocników, gdzie owe tysiące, które się już za mną opowiedziały i opowiedzą, gdybym jeno własnych ucisków chciał dochodzić? Spójrz, co się dzieje na Ukrainie? Hej! ziemia bujna, ziemia matka, ziemia rodzona! A kto w niej jutra pewien? kto w niej szczęśliw? kto wiary nie pozbawion, z wolności nie obran, kto w niej nie płacze i nie wzdycha? Sami jeno Wiśniowieccy a Potoccy, Zasławscy, a Kalinowscy, a Koniecpolscy, i szlachty garść! Dla nich starostwa, dostojeństwa, ziemia i ludzie, dla nich szczęście i złota wolność, a reszta narodu ręce we łzach do nieba wyciąga czekając bożego zmiłowania, bo i królewskie nie pomoże!”.Miał rację Chmielnicki twierdząc, że polscy szlachcice zagarnęli dla siebie nie tylko ukraińską ziemię, ale i wszelkie przywileje z nią związane. Kozacy stali się obywatelami drugiej kategorii na własnych włościach.
Z drugiej strony nie można także pominąć odpowiedzi Skrzetuskiego:
„Tyranię paniąt i szlachty widzisz, ale tego nie widzisz, że gdyby nie ich piersi, nie ich pancerze, nie ich moc, nie ich zamki, nie ich działa i hufce, tedyby ta ziemia, mlekiem i miodem płynąca, pod stokroć cięższym jarzmem tureckim albo tatarskim jęczała! Kto bowiem by jej bronił? Czyją to opieką i mocą dzieci wasze w janczarach nie służą, a niewiasty do sprośnych haremów nie są porywane? Kto osadza pustynie, zakłada wsie i miasta, wznosi świątynie boże?”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -