Schulz sam charakteryzuje swój czas mówiąc:
„Tak, istnieją takie boczne odnogi czasu, trochę nielegalne, co prawda i problematyczne, ale gdy się wiezie taką kontrabandę, jak my, takie nadliczbowe zdarzenie nie do zaszeregowania – nie można być za nadto wybrednym”.
Jego czas jest podległy człowiekowi, jest mu posłuszny. Dla Schulza czas w jego powieściach był urzeczywistnieniem czasu, który autor pragnął mieć. Czasu, który w rzeczywistości nie miał prawa wystąpić. Jego czas jest przeciwnością czasu realnego, który tak ograniczał pisarza poprzez podporządkowanie sobie wszystkiego, co istnieje i kierowanie w stronę przemijania. U Schulza to czas rządzi, to rzeczywistość podporządkowania jest wymogom czasu. Czas ten jest subiektywny, psychologiczny, urzeczywistniony, także obiektywny. Jednak czas ten także jest podległy. Władcą czasu jest psychologia.
Fakt, iż Schulz jest prawdziwy nie wypływa z jego pisarskiej wypowiedzi, ani także z bezpośredniego wyrażania niepokojów, poczucia osaczenia, czy nawet z potworności egzystencji. Człowiek ten kamufluje treści duchowe. Nie ma w tym fałszu. Jest za to wyeksponowanie życiowych pragnień, tworzenie rzeczywistości, która będzie wyjściem z życiowej matni, a której w rzeczywistości odnaleźć nie mógł.
Schulza dręczył obsesyjny lęk przed czasem. Czasem, który pochłania wszystko, a jest skończony w swojej pojemności. Dlatego więc czas, który stworzył gotów jest pomieścić wszystko, jest obszerny, gotowy przyjąć to wszystko, co będzie miało w nim udział. Dlatego też tak często łączone są teraźniejszość z przeszłością, czasem mitu.
Jego własny świat zarażał, zafascynował innych. Izabela Czermakowa w swoim wspomnieniu o Schulzu pisze:
„Z blaskiem w oczach pokazywał nam orgię chwastów za domkami ulepionymi z gliny i fantazji. Wtajemniczał nas w <
Środkiem wali z przerażeniem jego czas mityczny. Podporządkowując się mu w rzeczywistości, pokonywał go w twórczości, w której czas mógł bezkarnie się zatrzymać, lecz także łączyć z przeszłością.
Twórczość była wielką rekompensatą.
„Jaki jest sens tej uniwersalnej deziluzji rzeczywistości, nie potrafię powiedzieć. Twierdzę tylko, ze byłaby ona nie do zniesienia, gdyby nie doznawała odszkodowania w jakieś innej dymensji. W jakiś sposób doznajemy głębokiej satysfakcji z tego rozluźnienia tkanki rzeczywistości, jesteśmy zainteresowani w tym bankructwie realności” .
Drażniąca nieuchronność reguł rzeczywistości przestaje obowiązywać. Nowa rzeczywistość jest projekcją marzeń, co staje się jednocześnie ich zaspokojeniem. Władza takiej kreatorskiej mocy jest tym większa gdyż nie może zostać unicestwiona.
Wspominając o „czasie dwutorowym”, o „bocznych drogach” czasu, określa je Schulz jako „nielegalne”, „problematyczne”; mówiąc o zdarzeniach, które się w tym osobliwym czasie dzieją, nazywa je „nielegalnymi dziejami”; proces przenoszenia się w owe strefy czasu to – wedle jego słów – „nieczysta manipulacja”. W „Wiośnie” uroda i rozmaitość świata, emanująca z albumu znaczków pocztowych, przeciwstawia się zbiurokratyzowanej wersji świata monarchii cesarsko – królewskiej, gdzie wszystko jest z góry wiadome i gdzie nie ma miejsca na niespodzianki. I oto „gdy już więzienie zamyka się nieodwołalnie, gdy ostatni otwór jest zamurowany, gdy wszystko sprzęgło się, ażeby Cię przemilczeć, o, Boże, gdy Franciszek Józef I zatarasował, zalepił ostatnią szparę, ażeby Cię nie dojrzano, wtedy powstałeś w szumiącym płaszczu mórz i kontynentów i kłam mu zadałeś. Ty, Boże, wziąłeś wtedy na siebie odium herezji i wybuchnąłeś na świat tym ogromnym, kolorowym i wspaniałym bluźnierstwem. O Herezjarcho wspaniały!”
Bóg, do którego zwraca się ta apostrofa, jest „herezjarchą” – to znaczy buntownikiem przeciwko panującej religii nudy; wybucha „bluźnierstwem” – to znaczy: ośmiela się głosić prawdę poezji, niepopularną wśród wyznawców „ewangelii prozy”.
Czas, który stworzył Schulz jest czasem „heretyckim”, odkrywczym, innym od innych wyobrażeń. Teoria względności czasu jest tu udowadniana w sposób poetycki. Nie ma tu odwołania do świata wiedzy, tylko poznanie zmysłowe. Czas przeszły powraca, staje się czasem realnym. Marzenia stają się jednością z faktami, są w jednakowy sposób realne. Często elementy realne i senne tworzą rzeczywistość, osadzoną w czasie, którego stworzycielem jest człowiek. Fakty dokonane mogą wracać stając się niedokonanymi.
Czas jest jednym z głównych bohaterów utworów Schulza. „Sanatorium Pod Klepsydrą” jest znakomitym przykładem. Czas jest tu pojmowany jako nierozerwalny związek ze światem, jednak jego absolutyzm został ograniczony. Tu czas dostosowuje się do własnej woli, walczącej z przemijaniem.
Sama nazwa jest już znakomitym drogowskazem. Jest ona dwuznaczna: klepsydra – to ogłoszenie o śmierci, nekrolog, ale także czasomierz. Sens takiego zabiegu jest jasny: czas zostaje w sanatorium zaprzęgnięty przekornie do przeciwdziałania śmierci.
W jednym z przebywających w sanatorium jest zmarły ojciec, któremu w warunkach sanatoryjnych dane jest znów życie za pomocą cofniętego czasu. Naczelny lekarz sanatorium, dr Gotard wyjaśnia:
”Cofnęliśmy czas. Spóźniamy się tu z czasem o pewien interwał, którego wielkości niepodobna określić. Rzecz sprowadza się do prostego relatywizmu. Tu po prostu jeszcze śmierć ojca nie doszła do skutku, ta śmierć, która go w pańskiej ojczyźnie już dosięgła. [...] Reaktywujemy tu przeszły czas z jego wszystkimi możliwościami, a zatem i z możliwością wyzdrowienia”.
Jerzy Ficowski odnajduje proste analogie mitologiczne w utworze Schulza: „Sanatorium to Hades przeniesiony z tamtej strony na ten brzeg Styksu, a zarazem metaforyczna powieść o sztuce – Schulzowskiej sztuce – wskrzesicielce minionego. Jest i pociąg, zastępujący styksowe czółno, jest Charon – stary kolejarz cierpiący na ból zębów, jest nawet pies – człowiek – groźna postać ze snu, a zarazem nowa wersja klasycznego Cerbera. Stworzony został nowy Hades, w pewien sposób ucywilizowany w swoich zewnętrznych narzędziach, a zarazem odwieczny w swojej mitologicznej istocie”.
Czas mityczny „Sklepów cynamonowych”, jak i "Sanatorium Pod Klepsydrą” powstał jako wynik szczególnego uwrażliwienia Schulza na czas, który jest niszczycielem powszechności. Odczuwalny od dziecka lęk przestrzeni znajduje wyzwalającą ulgę w scenie lotu porwanego przez wiatr, czy w brawurowym skoku przez okno ojca – strażaka; dominujące poczucie osaczenia przez czas towarzyszy kreowaniu „czasu Schulzowskiego”; ostry kompleks niższości dyktuje w sztuce, w twórczości posłannictwo. W swych opowiadaniach staje się Józefem synem Jakuba. Jest najmłodszym dzieckiem swojego starego ojca – również jak Józef z "Księgi Mojżeszowej".
Elementy czasu równoległego bohaterowi mieszają się z praczasem. Nie ma tu granic w tym łączeniu się epok wskrzeszanych w teraźniejszości. Przyszłość jest tą częścią czasu, która jest niedostępna, nieobecna. Ona w tym jakże obszernym dniu dzisiejszym nie pojawia się wcale, nie jest zarysowana. Jest kategorią czasu nie istniejącą: jest tylko czas obecny, a w nim tylko przywracane do rzeczywistości czasy przeszłe.
W „Sanatorium Pod Klepsydrą” czas jest usuwany ze świadomości kuracjuszy, co owocuje tym, że jego bieg jest powstrzymywany skutecznie przez psychikę pacjentów. Sen także przeradza się w stan, w którym chronologia nie jest nadrzędna, czas jest ignorowany. Ciągłe zapadanie w drzemkę i budzenie się z niej prowadzi do zatarcia chronologicznego porządku, poczucia ciągłego upływu czasu.
„Wiemy wszyscy, że ten niezdyscyplinowany żywioł trzyma się jedynie od biedy w pewnych ryzach dzięki nieustannej uprawie, pieczołowitej troskliwości, starannej regulacji i korygowaniu jego wybryków. Pozbawiony tej opieki skłania się natomiast do przekroczeń, do dzikiej aberracji, do płatania nieobliczalnych figlów, do bezkształtnego błaznowania. Coraz wyraźniej zarysowuje się inkongruencja naszych indywidualnych czasów. Czas mego ojca i mój własny czas już od siebie nie przystawały”.
Jest tu ciągły strach, obawa przed powtórzeniem zwykłych, z wysiłkiem powstrzymanych obyczajów czasu, jest nieustanny lęk wobec możliwości buntu trzymanego na uwięzi czasu. Poczucie bezpieczeństwa jest częściowe i nasycone tym właśnie lękiem. Sfera fantazji, świat wyobraźni – to tereny, na których głównie rozgrywała się jego istotna biografia. Udział w niej świata realnego był nikły, coraz niklejszy. Schulz obawiał się tej dysproporcji, pragnął – bezsilnie – umocnić swe związki ze światem.
W opowiadaniu "Wiosna" czasy przeszłe i czas teraźniejszy mają swoje miejsce egzystencji, na jednej płaszczyźnie, bohater staje się w niej i dzieckiem i człowiekiem dorosłym. Czas, który panuje w tym świecie nie jest ani czasem minionym, ani obecnym – jest to czas odkryć i tworzenia: czas wiosenny, w którym odbywa się zielona odnowa, odwieczne powoływanie do ponownego życia minionych wydarzeń, nieświadoma repetycja dawności.
Czas stał się bohaterem dramatu, nie jest tylko jego tłem. Schulzowskie fabularyzacje nie biegną równolegle z chronologią czasu. Rezygnują z linearności i łańcucha następstw na rzecz pogłębiania się, „zstępowania w esencjalność”. Odnajdywanie korzeni rzeczy, podążanie w ślad za realizującą się metaforą – nieuchronnie prowadzi w czas wielowarstwowy i o nierównomiernym przebiegu, posłusznie dostosowujący się do potrzeb twórczej wyobraźni, przemieniony z dyktatora w posłusznego sługę. Ficowski wysuwa wniosek, iż: „Można by powiedzieć, że Schulzowska rzeczywistość jest „poza czasem”, poza zasięgiem jego autokratycznej władzy.”
Pamięć faktów, której brak Schulz odczuwał, nie jest pamięcią czasu w Schulzowskim rozumieniu tego słowa. Fakty dzieją się zawsze, mieszczą się wszędzie i nie one stanowią o zabarwieniu czasu, o jego swoistej morfologii. Czas przeszły jest terenem naszych wyjętych z przestrzeni podróży, wymiarem, w którym rozgrywają się rozległe problemy psychiki, jej ciała stwórcza archeologia.
Pozory, względnie obiektywnego zjawiska kurczenia się i rozszerzania czasu to magiczny zabieg Schulzowski, który urzeczywistnia wpływ psychiki na przemiany zewnętrznego świata. Czas jest więc zjawiskiem subiektywnym, psychicznym, indywidualnym. Kiedy głupia Maryśka spała rankiem w swojej izbie przy akompaniamencie głośnego odgłosu zegara
„Jakby korzystając z jej snu, gadała cisza, żółta, jaskrawa, zła cisza, monologowała, kłóciła się, wygadywała głośno i ordynarnie swój maniacki monolog. Czas Maryśki – czas więziony w jej duszy, wystąpił z niej straszliwie rzeczywisty i szedł samopas przez izbę, hałaśliwy, huczący, piekielny, rosnący w jaskrawym milczeniu poranka z głośnego młyna – zegara, jak zła mąka, sypka mąka, głupia mąka wariatów”.
W ten sposób osobliwości psychiczne stają się samodzielne w Schulzowskim, jakże magicznym świecie.
Podważeniu ulega także kalendarzowy sposób liczenia przemijającego czasu. Bywa, że „w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swojego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym – jak szósty, mały palec u ręki – wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc”.
Te „apokryfy, wsunięte potajemnie między rozdziały wielkiej księgi roku”, to Schulzowskie mitologiczne nawiązanie do kalendarza, z którym magiczny palimpest chce rywalizować. I kiedy opowiada o swym marzeniu, aby historie o ojcu, przemykające na karty starego kalendarza, urzeczywistniły się w nim, równouprawnione z jego właściwym tekstem – daje wyraz swemu – nie tylko charakterystycznym artystom – pragnieniu realizacji tęsknot wyobraźni, nadania jej kreacjom walorów rzeczywistości obiektywnej, zatarcia granicy między faktem a uroszczeniem fantazji.
Świat, przestrzeń w opowiadaniach Schulza są charakteryzowane także przez Artur Sandauer:
„jest immanentny, rządzą nim nie fizykalne, lecz psychologiczne prawa. Jak we śnie, nie obowiązują w nim zasady tożsamości ani sprzeczności; przedmioty mogą równocześnie być i nie być sobą: pokój, w którym bohater "Wiosny" rozmawia z Bianką, okazuje się właściwie lasem, las – właściwie – pociągiem. Jak w filmowej przebitce kształty przeświecają zza siebie, pierwszy plan wciąż się zlewa z drugim. Co więcej, nie wiadomo, który jest właściwie pierwszy, a który drugi, co jest rzeczywistością, a co porównaniem, co – wiadome, a co – domyślne: cały ten świat jest, bowiem jednolicie psychiczny. Stosunek między przedmiotem oznaczającym, a oznaczanym, który ma charakter często mentalny, przemienia się w realny związek między przyczyną, a skutkiem. Podobnie dzieje się w praktykach magicznych, gdzie operacja dokonana na kukle, przenosi się na wskazaną przez nią osobę. Ojciec zmienia się w kondora, którego wyglądem przypomina, przedmiot realny wchodzi – jakby przez taflę lustra – w aktywny kontakt z własnym odbiciem (...) Tak np. opisując gigantyczny rozmach wichury, napomyka raz po raz, że jest to donkiszoteria, kłamliwa przesada, imitacja i autoironiczne określenia, które odnoszą się oczywiście nie do burzy realnej, lecz do opisywanej. Równie donkiszotowskie i niepoważne są próby ojca, aby zrewolucjonizować senne miasteczko, wydobyć je z dziewiętnastowiecznej martwoty; przebiegają one w tak fantastycznych rejonach, że w niczym nie zagrażają normalnej rzeczywistości.”
Dla Schulza przeżycia i doznania, których doznajemy podczas wczesnego dzieciństwa są odpowiedzialne za późniejszą osobowość. Odczucia te nie są zawsze w pełni zrozumiałe i trudne w odczycie. Wpływ świata zewnętrznego tak bardzo ingeruje w proces twórczy osobowości człowieka, iż świat ten staje się wewnętrznym światem człowieka. Takie pojmowanie świata czyni przestrzeń otaczającą człowieka, jego własną przestrzenią życiową, tworząc nierozerwalną więź między tymi elementami.
W twórczości pisarskiej, szczególnie w „Sklepach cynamonowych”, obecny jest wątek autobiograficzny. Wątek przenosi także elementy otaczającej pisarza przestrzeni w realia opowiadania. Przykładem może być postać ojca Schulza. Także dom, sklep, czy subiekci istnieli naprawdę. Autor uosabia w opowiadaniu także część swojej rodziny, czyniąc z niej istotny element przestrzeni. Można też wysunąć wniosek, iż także rodzinne miasto, jakim był Drohobycz, znajduje swoje odzwierciedlenie w twórczości poety. Nigdy w „Sklepach cynamonowych” nie pada konkretne stwierdzenie, że akcja dzieje się w tymże właśnie mieście, ale wnioskując z poszlak, jakie zostawia nam autor można wyciągnąć właśnie taki wniosek. Stara się jak najbardziej wiarygodnie przedstawić jego senną atmosferę, prowincjonalność miasteczka, przez które przepływa Tyśmienica.
Pokonywanie, zwyciężanie ograniczeń, mityczna droga do wolności przemienia bezradność w siłę, moc. I dokonuje się nowe stworzenie świata, którego najważniejszą doktryną jest silna wiara w marzenia:
„Czy mam zdradzić, że pokój mój jest zamurowany? [...] W jakiż sposób mógłbym zeń wyjść? Otóż to właśnie: dla dobrej woli nie ma zapory, intensywnej chęci nic się nie oprze. Muszę sobie tylko wyobrazić drzwi, dobre stare drzwi, jak w kuchni mego dzieciństwa, z żelazną klamką i ryglem. Nie ma pokoju tak zamurowanego, żeby się na takie zaufanie nie otwierał, jeśli tylko starczy sił, by mu je zainsynuować”.
Po jednej stronie owych drzwi jest życie ograniczające, zaś po drugiej dla przeciwwagi jest sztuka. Drzwi są połączeniem niewoli Brunona z wolnością Józefa.
Ficowski tak podsumowuje pojmowanie świata, i tego co z nim związane: „Oto credo Brunona Schulza – Wielkiego Herezjarchy, insynuującego czasowi nowe wymiary, biorącego w ten sposób rewanż na nieustępliwym, niepodatnym magii o burzącym nadziej życiu. Stąd, zza mitologicznej wiary pisarza, wyziera raz po raz drwiący uśmieszek rzeczywistości, odsłaniającej efemeryczność kreacji, które próbują z nią konkurować”.
Myślę, iż można wyciągnąć bardzo prostą konkluzję, mianowicie, iż Schulz w swoich utworach, jak i można powiedzieć szeroko zakrojonej twórczości plastycznej, kreuje świat tylko sobie podległy. Tu rządzą tylko jego wytyczne. Podporządkowuje sobie wszystko. Także czas i miejsce. Czas u Schulza jest pozbawiony czasu przyszłego. Tu funkcjonuje tylko określenie teraz, nigdy potem. Tu tylko rzeczywistość i przeszłość ma miejsce. Nawet wtedy, gdy powinien był pojawić się czas przyszły mamy zupełnie odwrotny zabieg. Wracamy do przeszłości, która staje się teraz rzeczywistością, która całkowicie eliminuje potrzebę trzeciej płaszczyzny czasu. Także powrót do czasów przeszłych, jak zdawać się było jest inny. Mianowicie jest to czas nie dokonany, powracając daje nam możliwość zmiany, jest drugą szansą, możliwością poprawienia błędów.
Przestrzeń także charakteryzuje się podobnymi cechami. Jest bardzo specyficzna, względnie określona, ale nie to jest istotne. Ważne jest to, iż właśnie w tej przestrzeni wiele rzeczy niemożliwych do zrealizowania ma swoje miejsce. Przestrzeń ma wymiar magiczny, tworzy otoczkę do poznania, kontemplowania. Razem z czasem tworzą rzeczywistość, która kusi, wabi skupia uwagę. Tworzy świat idealny, odpowiadający Schulzowi, będący urzeczywistnieniem jego własnych pragnień i marzeń.