Santiago wypłynął w daleki, samotny połów. Jedną z przynęt chwycił wielki marlin. Santiago szybko przekonał się o ogromnej sile ryby, gdy ta zaczęła ciągnąć jego łódź.
Godziny mijały, a ryba nie słabła. Santiago odczuwał już głód, pragnienie i zmęczenie. Dłonie rybaka cierpiały zarówno od skurczów, jak i ran, które spowodował nagłym szarpnięciem marlin. Santiago był dla niego pełen podziwu. Uważał go za wspaniałe i mądre stworzenie.
Kiedy marlin wzbił się ponad lustro wody, okazało się, że jest większy od łodzi. Santiago zaczął wątpić w swoje siły. Z tego powodu zwrócił się z prośbą o pomoc do Boga.
Marlin zbudził starca ponownym wyskokiem z wody. Słaniający się ze zmęczenia Santiago zdołał przyciągnąć do siebie rybę i wbić harpun prosto w jej serce.
Po godzinie marlina zaatakował pierwszy rekin. Krew zwabiła kolejne rekiny. Santiago próbował walczyć, ale z każdym atakiem znikały kolejne fragmenty ryby. Santiago po raz pierwszy żałował, że złowił marlina.
Nękany przez kolejne rekiny Santiago poddał się dopiero, gdy nie miał już czym z nimi walczyć. Wiedział, że z jego ryby został już tylko szkielet. Skrajnie zmęczony, wrócił do domu po dwóch dniach na morzu.
Manolin jako jedyny rozumiał dramat Santiago. Chłopiec uzmysłowił rybakowi, że pomimo porażki, pokonał największego marlina, jakiego w życiu widział. Chłopiec obiecał, iż od tej pory zawsze będą pływać razem.