Następnego poranka, Santiago z pomocą chłopca oporządził łódź i razem z innymi rybakami wypłynął na morze. W odróżnieniu od kolegów po fachu, starzec odpłynął tak daleko, że z czasem stracił horyzont z zasięgu wzroku. Po kilku godzinach jedną z jego przynęt chwyciła ryba tak wielka, że doświadczony rybak nie mógł uwierzyć w jej rozmiary.
Marlin z łatwością holował łódkę Santiago przez wiele godzin, zaciągając ją wiele mil w głąb morza. Rybak nawet nie próbował walczyć z rybą, ponieważ od razu zdał sobie sprawę, że dopóki ta się nie zmęczy, to nie ma z nią żadnych szans. Mądry starzec zwracał się do marlina z wielkim szacunkiem i podziwem. Z niecierpliwością czekał, aż ryba wyskoczy nad powierzchnię wody, ponieważ nie mógł doczekać się jej widoku. Ponadto wówczas nabrałaby ona pęcherzy powietrza i mogłaby zanurzyć się w głębiny, co oznaczałoby zerwanie linki.
Holowanie było niezwykle wyczerpujące dla bohatera. Jego stare dłonie obficie krwawiły od tarcia linki, a w dodatku nękały go skurcze. Nagle, po kilku godzinach zmagań, marlin wyskoczył w górę i ukazał się rybakowi w pełnej okazałości. Santiago z przerażeniem i zachwytem zorientował się, że ma do czynienia z rybą większą niż jego łódka.
Osamotniony Santiago poszukiwał motywacji do stoczenia morderczego pojedynku z wielką rybą. Początkowo zwrócił się z prośbą o pomoc do Boga, lecz nie był człowiekiem zbyt religijnym. Następnie pomyślał o swoim wielkim idolu – Joe DiMaggio, baseballiście drużyny Jankesów z Nowego Jorku. Jednak najlepszą motywację odnalazł w swej pamięci. Przypomniał sobie, jak za czasów świetności, gdy był jeszcze młodym marynarzem, pokonał w siłowaniu na rękę wielkiego Murzyna w barze w Casablance. Ich pojedynek trwał kilkanaście godzin, lecz ostatecznie to Santiago został czempionem, chociaż nikt się tego nie spodziewał.
strona: - 1 - - 2 -