Staś przedstawił się nieznajomemu i opowiedział swą historię. Biały człowiek nazywał się Henryk Linde i był podróżnikiem. Przemierzał Afrykę, by poznać niezbadany ląd. Murzyni pod ścianą byli jego pomocnikami, którzy zapadli w śmiertelną odmianę śpiączki. Ocalał jedynie trzynastoletni Nasibu, który stanowił teraz jego jedyną pomoc. Teraz Linde leżał rozgorączkowany w łóżku po napadzie dzika ndiri. Wiedział, że umiera. Kazał zabrać Tarkowskiemu konia i zapasy żywności. Dał mu również dwa słoiki proszków chininy. Szczęśliwy Staś natychmiast wyruszył w drogę powrotną. Pierwszy raz w Afryce miał poczucie, że oto wraca do domu, do swego Krakowa.
Następnego dnia Staś upolował dwie pantery i zawiózł je panu Linde, by chory pożywił się świeżym mięsem. Henryk był bardzo słaby, lecz dał Tarkowskiemu wskazówki do dalszej podróży i zalecenia w opiece nad Nel. Na koniec poprosił Stasia, by pogrzebał go pod kamieniami, gdy już umrze. Nie chciał, by jego ciało było pożywieniem dla hien. Miał się także zaopiekować Nasibu, ponieważ było to dobre dziecko oraz pokropić wodą każdego śpiącego pod ścianą Murzyna i powiedzieć ja ciebie chrzczę, w imię Ojca, Syna i Ducha. Linde miał wyrzuty sumienia i ogromny żal do siebie, że wcześniej sam ich nie ochrzcił. Chciał w ostatnią podróż życia odejść z resztą swej karawany. Chłopiec rozpłakał się na te słowa.
Nazajutrz Staś spełnił prośbę Lindego, który był już bardzo słaby, nic nie jadł i nie mówił. Ochrzcił po kolei każdego śpiącego Murzyna. Po śmierci podróżnika Staś z Kalim złożyli jego ciało w jaskini, zakrywając otwór cierniami i kamieniami. Tarkowski zabrał Nasibu do Krakowa.