Księżyc świecił już wysoko, gdy chłopiec przedzierał się przez wysokie trawy, wśród których nawet człowiek na koniu byłby niewidoczny. Dzięki temu łatwo było zgubić drogę i chodzić w kółko. W końcu chłopiec po dwóch godzinach wędrówki wszedł na kamienisty grunt, gdzie trawy były niższe i było trochę widniej. Nagle dostrzegł odblask płomienia na skalanej ścianie. Jego serce biło jak oszalałe. Bał się ujrzeć postaci na dnie wąwozu. Może był tam Smain, a może dzicy Murzyni? Cały czas jednak skradał się w kierunku ogniska. Zdziwił go fakt, że nikt nie stał na straży. Usłyszawszy parskanie pięciu koni, doczołgał się do krawędzi i spojrzał w dół. Stał nad wielkim namiotem, przed którym na płóciennym polowym łóżku leżał człowiek w europejskim ubraniu. Obok mały Murzynek dokładał do ogniska, które oświetlało skalną ścianę. Dostrzegł tam śpiących czarnoskórych.
Staś przedstawił się nieznajomemu i opowiedział swą historię. Biały człowiek nazywał się Henryk Linde i był podróżnikiem. Przemierzał Afrykę, by poznać niezbadany ląd. Murzyni pod ścianą byli jego pomocnikami, którzy zapadli w śmiertelną odmianę śpiączki. Ocalał jedynie trzynastoletni Nasibu, który stanowił teraz jego jedyną pomoc. Teraz Linde leżał rozgorączkowany w łóżku po napadzie dzika ndiri. Wiedział, że umiera. Kazał zabrać Tarkowskiemu konia i zapasy żywności. Dał mu również dwa słoiki proszków chininy. Szczęśliwy Staś natychmiast wyruszył w drogę powrotną. Pierwszy raz w Afryce miał poczucie, że oto wraca do domu, do swego Krakowa.
Następnego dnia Staś upolował dwie pantery i zawiózł je panu Linde, by chory pożywił się świeżym mięsem. Henryk był bardzo słaby, lecz dał Tarkowskiemu wskazówki do dalszej podróży i zalecenia w opiece nad Nel. Na koniec poprosił Stasia, by pogrzebał go pod kamieniami, gdy już umrze. Nie chciał, by jego ciało było pożywieniem dla hien. Miał się także zaopiekować Nasibu, ponieważ było to dobre dziecko oraz pokropić wodą każdego śpiącego pod ścianą Murzyna i powiedzieć ja ciebie chrzczę, w imię Ojca, Syna i Ducha. Linde miał wyrzuty sumienia i ogromny żal do siebie, że wcześniej sam ich nie ochrzcił. Chciał w ostatnią podróż życia odejść z resztą swej karawany. Chłopiec rozpłakał się na te słowa.
Nazajutrz Staś spełnił prośbę Lindego, który był już bardzo słaby, nic nie jadł i nie mówił. Ochrzcił po kolei każdego śpiącego Murzyna. Po śmierci podróżnika Staś z Kalim złożyli jego ciało w jaskini, zakrywając otwór cierniami i kamieniami. Tarkowski zabrał Nasibu do Krakowa.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 -