Około kilometra od miejsca strzelaniny dzieci, Kali i Mea rozbili obóz, w którym czekali na noc. Staś martwił się o Nel, która prawie nic nie jadła. W jej oczach widział przerażenie i był przekonany, że po tym, co zobaczyła zawsze będzie się go bała. Przytulił się do niej i tłumaczył, że nie miał innego wyjścia, musiał zastrzelić tych złych ludzi, w innym przypadku prędzej czy później oni zabiliby ich.
Nazajutrz po wymarszu Staś postanowił kierować się do granicy abisyńskiej. W Abisynii żyli czarni i dzicy ludzie, ale za to chrześcijanie i nieprzyjaciele derwiszów. Miał nadzieję, że tam nikt nie będzie chciał ich zabić, a może nawet znajdzie się ktoś, kto im pomoże. Chłopiec znał język Zenzibarytów, więc mógł porozumiewać się nim z Kalim. Dowiedział się, że niewolnik był synem króla wielkiego narodu Wa-Hima, wojującego ze złym plemieniem Samburu.
Pewnego dnia, gdy Kali przepowiedział wielką ulewę, Staś nakazał rozbicie obozu pod wielkim drzewem. Zapadła noc i zaczął padać deszcz, a podróżników dobiegły ryki lwów. Przerażeni wdrapali się na drzewo, podczas gdy drapieżniki zaatakowały ich konie. Rano okazało się, że dwóm wierzchowcom udało się uciec, przez co mogli jechać dalej. Doszli do rzeki i zaczęli podążać wzdłuż niej, aż natknęli się na przeszkodę odłupany wielki kawał skały, który blokował kanion. Staś z Kalim wdrapali się na kamień, by się rozejrzeć. W dole zauważyli słonia leżącego na brzuchu. Zwierze było wygłodzone i wychudzone do tego stopnia, że nie miało siły wstać. Słoń musiał siedzieć w tym potrzasku około dwóch tygodni. Zapewne uciekając z płonącego buszu zawadził o skałę, która spadając odcięła mu drogę powrotną. Był uwięziony, ponieważ od drugiej strony parowu była wielka przepaść, w dole której płynęła rzeka. Dzieci nakarmiły go melonami i trawą, a słoń natychmiast zabrał się za zielone pyszności. Staś po przyjrzeniu się okolicy zarządził, że właśnie w tym miejscu rozbiją obóz.
Noc była spokojna. Z polecenia Stasia Kali z Meą od rana gromadzili pokarm dla słonia. Zwierze wciąż było głodne, co oznajmiało donośnym trąbieniem. Nel była nim zachwycona. Gdy dziewczynka podawała mu jedzenie, ten wyciągał w jej kierunku swoją trąbę. Nel karmiąc słonia wciąż do niego mówiła, a on sprawiał wrażenie, jakby wszystko rozumiał. Kali był tym zaniepokojony: Pan wielki zabić słonia, a Kali go jeść zamiast zbierać trawę i gałęzie – powiedział do Stasia.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 -