Po wypędzeniu owadów i węży, mieszkających dotąd w baobabie, Staś z Kalim zajęli się urządzaniem izb wewnątrz wielkiego drzewa. Po oczyszczeniu wnętrza pnia okazało się, że miejsca jest tak dużo, że pomieściłoby się w nim kilka dorosłych osób. Staś przedzielił wnętrze na dwie części za pomocą płótna namiotu. Jedna miała być dla chłopców i psa, a druga dla Nel i Mei. Dolny otwór w pniu służył za drzwi, a górny za okno. Dzięki temu w baobabie nie było duszno i ciemno. Nad otworami chłopcy zbudowali z kory okapy. Ziemię we wnętrzu drzewa zasypali piaskiem z rzeki wyprażonym wcześniej przez słońce. Na takim podłożu położyli suchy mech. Kali pracował bardzo ciężko, ponieważ poza urządzaniem baobabu wciąż zajmował się wędzeniem mięsa, a także zbieraniem żywności dla słonia. Cieszył się, że nie musi już rozstawiać co wieczór namiotu dla dziewczynki. Mówił Stasiowi, że jest mężczyzną, więc lubi próżnować. Według niego, wychowanego w plemieniu i nie znającego innego życia, pracować powinny tylko kobiety i to one muszą usługiwać.
Nową siedzibę bohaterowie urządzili w ciągu trzech dni. Staś nazwał ją Krakowem. Pora dżdżysta rozpoczęła się na dobre. Kilkanaście razy w ciągu dnia padał ulewny deszcz, po czym dżunglę zalewało jasne słońce. Trawy rosły tak szybko, że wydawało się, że są zaczarowane. Drzewa pokrywały się obfitymi liśćmi. Powietrze było tak przezroczyste, że wzrok sięgał w odległą przestrzeń.
Pewnego dnia Staś poszedł na polowanie, Kali łowił ryby nad rzeką, a Mea zajęła się gotowaniem obiadu. Murzynka nie zauważyła, jak Nel oddaliła się z obozu. Gdy młody Tarkowski wrócił z polowania, nie mógł znaleźć dziewczynki. W końcu usłyszał jej głos dobiegający z głębi wąwozu. Gdy pobiegł do krawędzi i spojrzał w dół, zobaczył Nel siedzącą przy słoniu. Jego serce zamarło ze strachu, że zwierze zrobi jej krzywdę. Natychmiast zsunął się po obdartej z kory lianie w dół. Jego pośpiech był zbyteczny. Słoń z radością bawił się z jasnowłosą Angielką.