„Czas był wiosenny o świtaniu”. Kiedy dokoła wszystko zaczęło się budzić do życia, Agata powracała z ogromną radością w sercu do Lipiec z zimowych żebrów. Ciągnęło ją do znajomych stron, bo czuła, że śmierć już bliska, a nie chciała umierać wśród obcych. Niosła ze sobą zresztą gromniczną świecę, wodę święconą i kropidło z myślą o własnym pochowku. Rozglądała się dokoła ciesząc oczy znajomym widokiem i wtedy zwróciła uwagę, na to że na polach brak pracujących ludzi.
Pomyślała „Próżniaki”, jednak niedługo dowiedziała się od Jagustynki a potem jeszcze od Kłębowej, że wszystkie lipeckie chłopy już trzy tygodnie siedzą w kryminale, czekają na sąd za najazd na dwór. Nie wiadomo, kiedy wrócą, a tu robota czeka. We wsi tylko kowal, wójt, kilku starszych, jeden parobek oraz ciężko rany Boryna się ostali.
Agata nie przybyła do krewniaków z pustymi rekami, po wieczerzy wyciągnęła ze swojego tobołka prezent dla każdego: sznury paciorków, koziki dzielne, paczkę machorki dla Tomasza oraz fryzkę dla Kłębowej. Każdy się radował otrzymanym podarkiem.
Rozdział II
„Nazajutrz była Palmowa Niedziela”. Hanka nad ranem wyszła z Borynowej chałupy, rozejrzała się po obrządku, pobudziła śpiących jeszcze parobków. Kobieta wprowadziła się z powrotem do domu Macieja zaraz po tym, jak chłopi wrócili z bitwy z dworem. Obawia się, że skoro Boryna zległ, to kowal może się wprowadzić do jego chałupy i już go nikt nie wygoni. Czuła, że musi teraz wszystkiego dopilnować, w końcu „toć Antkowy też był gront”. Hanka pilnie zajęła się gospodarstwem, a z Jagną toczyła ciągłą, milczącą wojnę.
Przeciech sama ostała kiej ten kierz na rozdrożnym wywieisku, jeno że się nie cofnęła
przed robotą ni ludzi nie ulękła. A przeciwko niej była Jagna; byli kowalowie, zawzięci na
nią, że niech Bóg broni; był wójt, któren był swoje zamysły na Jagnę powziął i bez to sielnie
się nią opiekował; był nawet dobrodziej, rychtowany na sprzeciw przez Dominikową.
Tymczasem Hanka starannie doglądała chorego Borynę, karmiła go, zmieniała pościel, posyłała po doktorów. Natomiast Jagnie coraz bardziej ckniło się w domu. Poszłaby do matki, ale ta kazała jej siedzieć u Boryny, swego pilnować, póki mąż nie zemrze. Jagna, kiedy mogła chodziła po wsi, odwiedzała znajomych. Coraz częściej odwiedzał ją wójt, bo sobie upatrzył dziewczynę.
Po śniadaniu, Józka, Jagna i parobkowie szli do kościoła z palmami. Hanka została w domu, pilnować starego, poza tym czekała na Rocha, który miał przynieść wieści o Antku. Okazało się, że z mężem wszystko w porządku, jednak jeszcze nie wiadomo kiedy wyjdzie. Borynowy syn kazał ubić wieprzka na Wielkanoc i sobie przywieźć – też chce mieć święta. Kowal co rusz to przychodzi węszyć za Borynowymi pieniędzmi.
Któregoś dnia Maciej nagle się przebudził począł wołać Hankę i kazał jej wszystkich odprawić z izby. Kowal nie chciał wyjść, bo miarkował, że Maciej chce synowej jakąś tajemnice wyjawić. W końcu jednak musiał ustąpić. Okazuje się, że w komorze we zbożu ukryte są pieniądze. Teść przykazuje, aby Hanka zrobiła wszystko, żeby Antka z więzienia wyciągnąć.
Rozdział III
Haka poszła odwiedzić siostrę i Bylice. A tam w chałupie straszna bieda i zimno, a ojciec ledwo żywy leżał pod kożuchem. Weronka narzekała na biedę, wypominała Jagnie, że się z wójtem po karczmach prowadza. Hanka obiecała, że sprawi więcej mięsa i siostry razem pójdą mężom świąteczną strawę zanieść. Kiedy ubito już u Borynów wieprzka, przyszedł kowal wojować o swoje. Hanka nie dała się wyprowadzić z równowagi, powiedziała kowalowi, że bez zgody Antka nie da kowalowi, ani walka słoniny.
Ten widząc, że nic nie wskóra, począł słowa zgody wypowiadać i wypytywać o rozmowę z ojcem, i pieniądze. Hanka się z niczym nie zdradziła, ale chytry kowal domyślił się, że kobieta musi coś wiedzieć. Tymczasem ksiądz szedł z Panem Jezusem do Agaty, która wygoniona od Kłębów, leżała teraz chora u Kozłów i czekała śmierci. Hanka przyłapała kowala jak ręce w beczkach ze zbożem zapuszczał i czegoś szukał. Pogoniła go, ale teraz jeszcze bardziej czuła, że musi pieniędzy pilnować.
Rozdział IV
Do wsi przybyli strażnicy, żądając koni i robotników do naprawy drogi. Ludzie pomstowali a nich i na biedę. Bo to już wiosna szła, a rąk do roboty nie było. Roch patrzył na to wszystko zmartwiony i wymyślał jakiś plan, tymczasem pomagał ile mógł.
(…) szedł dalej po chałupach miarkując, gdzie może być w czym pomocny.
Przyciszał kłótnie, spory łagodził, doredzał, a gdzie było potrza, i w robocie, choćby najcięższej, pomagał, bo jak u Kłębów drew narąbał widząc, że Kłębowa nie mogła poradzić
sękatemu pniakowi, a Paczesiowej wody przyniósł ze stawu; gdzie znowu rozswawolone
dzieci do posłuchu napędzał...
Nastała straszliwa wichura, wiele szkód we wsi poczyniła. Najgorzej, że Bylicowa chata się zawaliła. Hanka poleciała natychmiast do siostry i ojca. Znaleźli się dobrzy ludzie, co im dopomogli. Weronka zamieszkała w izbie u Sikorów, ksiądz przysłał trzy ruble na dobry początek. Bylica nie chciał zamieszkać u Hanki, choć prosiła bardzo. Zrobił sobie legowisko w sieni zawalonego domu, chciał zemrzeć, tam gdzie się urodził.
Trwały ostatnie przygotowania do świąt. Sprzątano, gotowano, krzątano się po obejściach. W sobotę ksiądz odwiedzał chałupy z kropidłem i święcił pożywienie. Następnego dnia rano, kiedy już wszyscy poszli na rezurekcje, Hanak wśliznęła się po cichu do ojcowej komory i cosik wyniosła po czym również poszła do kościoła.
Rozdział V
W kościele Hanka stała cała roztrzęsiona, nie mogła się skupić na pacierzach. Na Mszy było pełno ludu, tylko chłopów lipickich brakowało. Ksiądz przemawiał gorąco o Zmartwychwstaniu Pańskim. Potem huczało: „Alleluja, Alleluja!”. Hance cała złość na męża przeszła, chciała tylko, żeby wrócił już do domu.
Nazajutrz po święconym Hanka pojechała odwiedzić Antka. Na gospodarstwie została Józia. Jagna siedziała wystrojona w ubrania po zmarłej żonie Boryny. W domu było wesoło przez cały dzień, dziewczyny z parobkami się zabawiały. Hanka wróciła bardzo późno, po wieczerzy rozmawiała z Rochem o spotkaniu z mężem. Nie skarżyła się jednak na to co jej na sercu zległo, tylko się rozpłakała.
(…)toć Antek ją przyjął kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te kilkanaście złotych wziął, nie pytając, skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem daleką drogą!...
Następnego dnia był Lany Poniedziałek, chłopaki biegały za dziewczynami i polewali je srogo. Okazało się, że ktoś się wkradł do Borynowej komory i szukał czego w beczkach ze zbożem. Hanka wiedziała, że to kowal. Cieszyła się, że zdarzyła przed nim zabrać pieniądze. Przybyli sołtys i wójt oglądać miejsce włamania. Odeszli. Hanka w łóżku leżała, bo brzemienna była i odpocząć musiała.
Drugiego dnia świat Jagna spotkała na drodze syna organistów, Jasia. Młody Księżyk pokazywał Jagnie książki o dalekich krajach. Było między nimi jakieś napięcie, pragnienie bliskości, ale Jaś w ostatniej chwili się pożegnał i poszedł. Jagna była zauroczona Jasiem, ale jednocześnie romansowała z wójtem.
U Borynów w chałupie znowu gwarno, zebrali się wszyscy znajomi, a Roch opowiadał cudne historie. Nagle ktoś krzyknął: „Podlesie się pali!”. Nikt z lipieckich ludzie nie ruszył, by ratować dworskie zabudowania. Pan Bóg pokarał ogniem dziedzica – myśleli wszyscy.
Rozdział VI
Hanka niedawno urodziła syna i teraz leżała w łóżku, ale mimo słabości pilnowała gospodarki skrzętnie. Bylica siedział przy niej i opowiadał, tym, że pan Jacek zamieszkał u niego za komorne. Teraz obok niego w sieni zrobił sobie legowisko i śpi w chłopskiej chacie, choć dziedzicowy brat. Tymczasem Józia i Dominikowa przyniosły dziecko Hanki od chrztu i podały małego Rocha matce na ręce. Zaczęło się przyjęcie.
Tymczasem rozpogodziło się na dobre, wiosna szła głęboka, a w polu nie miał kto robić. Kobietom nie starczało już sił, ino narzekały na nędze. Tylko u Borynów robota szła jakoś, trochę wolniej, ale jednak Pietrek i Witek dawali radę. Hanka wszystkiego doglądała i popędzała do roboty wszystkich, sama też się nie oszczędzając.
Do wsi zawitali Cyganie, wszyscy zamykali drzwi, zaganiali zwierzęta, bo bali się kradzieży. Jagna jakby na złość Hance cały dzień z cyganami się prowadzała, a wieczorem wróciła całkiem pijana. Noc nie przeszła spokojnie. Balcerkowej ukradli konia z wozem. Pojechano szukać Cyganów, ale nic nie wskórano. Kradzieże się mnożyły po okolicy, a na ludzi padł strach o dobytek.
Jednak i szczęście się w końcu w Lipcach pojawiło. Po długiej nieobecności wrócił Roch z wiadomością, że czwarte na dwa dni chłopi z okolicznych wiosek przybędą na dwa dni pomagać w najpilniejszych robotach „za Bóg zapłać”. Roch chodził rozradowany, że coś dobrego mógł zrobić, że ludzie sobie po chrześcijańsku będą pomagać. Przez dwa dni we wsi wrzało w dzień od roboty, w noc od zabawy. Na koniec ksiądz jeszcze każdemu z osobna dziękował za pomoc, mówiąc:
Bo co dasz potrzebującemu, jakbyś samemu Jezusowi dawał! No, mówię wam, że choć nieskorzy jesteście dawać na mszę, choć o potrzebach kościoła nie pamiętacie, choć już od roku wołam, że dach mi zacieka na plebanii, co dzień modlić się za was będę, za waszą poczciwość Lipcom okazaną... –
Rozdział VII
„Chłopy wracają!” - rozległo się po wsi radosnym okrzykiem. Kobiety pognały do wójta, by potwierdzić wiadomość. Wyrywały sobie z rąk urzędowy papier. Gotowano się na przyjęcie chłopów, mało to wychodził w pole. Tymczasem Jaś od organistów wyjeżdżał do szkół, uczyć się na księdza. Jagna żegnała go wzrokiem. Czuła się bardzo samotna i co rusz to o Antku, jeszcze więcej o Jasiu, myślała.
Cala wieś ruszyła z procesją na nabożeństwo, ksiądz przewodził, dalej ludzie śpiewając i mówiąc litanie. Wśród nich była i Agata, która jakiś już czas temu ozdrowiała. Nagle ktoś zobaczył chłopów jakiś idących od lasu. Az się porwali ku nim, ale ksiądz pouczył, że nabożeństwo pierwsze. Hance też serce drgnęło, choć wiedziała, że Antka ta nie ma. Mówiono, że jeszcze drugim mogą długo posiedzieć. W końcu doszło do powiania, gorącego i radosnego.
Tylko Hanka i Jana czuły się tego dnia samotne. Jagna chciała powitać Mateusza, ale jakby jej nie dostrzegł. Matka go dopadła i siostra, i Tereska żołnierska, która odwiedzała go przez cały czas w wiezieniu, teraz trzymała go za rękę. Wieczór minął na wsi pod znakiem miłosnych powitań. Jagna wyszła na wieś i co rusz natykała się na jakąś parę. To jej brat Szymon z Natka, to Marysia Balcerkówna z Wawrzkiem, w końcu Mateusz z Tereską. Zawróciła szybko.
Rozdział VIII
Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby po tej burzy srogiej, co
szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszy z trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę,
imał się po ździebku pracy wetującej.
Do Tereski przyszedł list od męża, Jaśka, który właśnie z wojska miał wracać. Ciepły to był list, pełen troski o nią. W liście jeszcze Grzela prosił, by zawiadomiła jego ojca (Borynę) powrocie, nie wiedział bowiem, że Maciej ledwo żywy dogorywał w łóżku od miesięcy. Tereska wcale z powrotu męża się nie cieszyła, kochała Mateusza i cała wieś już wiedział o ich romansie. U wójtów wywiązała się awantura miedzy wójtową o Kozłową, tak ostra, że do bijatyki doszło. Mateusz obejrzał chałupę Bylicy – według niego trzeba było nową stawiać. Pan Jacek obiecywał zmartwionej Weronce, że drzewo na budowę się znajdzie.
We wsi wrzało od plotek o wójtowej bitce i o sprzedaży Podlesia. Nikt nie chciał mieć Niemców za sąsiadów, ale zadłużony dziedzic nie miał innego wyjścia. U Dominikowej w chałupie też nie działo się najlepiej. Synowi nie chcieli po dawnemu wykonywać w domu kobiecych obowiązków. Jagna też niewiele pomagała, romansowała z wójtem. A ludzie gadali. Hance to nawet na rękę było, ale u Borynów też robota kiepsko szła, bo parobek się rozhulał i gospodyni nie dawała sobie z nim rady. Któregoś dnia przyszedł kowal, z informacja, że Antka do procesu nie wypuszczą, a i potem nie wiadomo, bo dziesięć lat mu grozi. Podpowiedział, żeby go wykupi, a potem niech do Ameryki ucieka. Hanka nie wierzyła za bardzo słowom kowala, ale lękała się o męża.
Rozdział IX
Dzień przed Bożym Ciałem pojawił się Roch we wsi i od razu Hanki poszedł. Zobaczył Macieja i prorokował, że stary niedługo odejdzie. Dowiedział się od Hanki, że Stachowi i Weronce chałupę budują, bo pan Jacek dał na to „dziesięć chojałów”. Zdziwił się Roch tą hojnością. Stary niósł dobre wieści. Można było Antka wykupić za pięćset złoty jeszcze przed sprawą. Ale poręczenie było potrzebne, że nie ucieknie. Hanka wyciągnęła Borynowe pieniądze, trochę było za mało, ale uradzili, że inwentarza trochę sprzedadzą i wykupią jej męża.
Jagny nie było, pojechała z matka do miasta bo ta chciała córce cały grunt zapisać, po złości buntującym się synom. Ktoś potem widział Jagnę i wójta, jak leżeli pod jakim krzakiem i spici spali w najlepsze. Podobno Dominikową zostawili w mieście, co ty nie przeszkadzała. Plotki się rozeszły i słowa potępienia rzucano to na Jagnę, to na wójta. Jego najwięcej o wszystko obwiniali:
Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, zaraz mu trąba zmięknie! (…) - Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim i zesadzić! To, co dzisiaj zrobił, wstyd dla całej wsi, aleć gorsze robił, z dziedzicem zawdy trzymał na szkodę gromady, szkołę chce w Lipcach stawiać, Niemców na Podlesie to on pono dziedzicowi naraił. A hula cięgiem, pije, stodołę sobie postawił, konia przykupił, mięso co tydzień jada i herbatę pija - za czyje to pieniądze? co? Juści, nie za swoje, jeno za gromadzkie.
Następnego dnia ksiądz szedł z procesją od ołtarza do ołtarza. Lipce znowu tętniły życiem. Było kolorowo i gwarno. Wieczorem przy muzyce tańcowano i bawiono się długo. Przy wódce chłopi rozmawiają, że Podlesie jeszcze nie sprzedane, ale lada dzień będzie po wszystkim. Myślą odkupić ziemię i podzielić. Wiedzą, że w Lipcach jest za mało ziemi, a za dużo ludzi – wykup Podlesia rozwiązałby problem. Grzela – brat wójta – poddał pomysł, żeby „z dziedzicem się pogodzić i w zamian morgi lasu zażądać po cztery morgi pola na Podlesiu”. Inni jednak chcieli siłą brać Podlesie jak las. Potem poszli do karczmy na zabawę.
Rozdział X
Po Bożym Ciele Mateusz i inni chodzili po chałupach i namawiali ludzi przeciw Niemcom. Chcieli zmusić ich do wyrzeczenia się kupna Podlesia. Pomagał i Grzela, i Roch choć uważał, że to zbójecki sposób, to nie widział innego wyjścia. Cała wieś była przeciwko Jagnie, krzyczano za nią „wójtowa kochanica”.
Gdzież to teraz pójdzie? Drzwi przed nią pozawierają i jeszcze psami szczuć gotowi!... Nawet do matki nie ma iść po co: prawie ją wygnała mimo próśb i płaczów... że gdyby nie Hanka, już by co złego sobie zrobiła... Juści, jedna Antkowa zaopiekowała się nią poczciwie, nie cofając ręki pomocnej i jeszcze broniąc przed ludźmi...
Tymczasem przyszedł papier z urzędu, że Antka można wykupić. Rozradowana Hanka, poczuła nowe siły. Uwijała się ze sprzedażą, by zgromadzić cała sumę na wykup. Jagna choć nic jej nie powiedziano, czuła, że Antek niedługo wróci.
A w domu u Dominikowej wywiązała się awantura, Szymek oznajmił, że żeni się z Nastką, prosił matkę o pieniądze, co by dać na zapowiedzi. Dominikowa odmówiła, i zabroniła mu się żenić. Rozwścieczony, chciał brać pieniądze siła, doszło do szamotaniny i matka wpadła na kuchnię miedzy garnki z wrzątkiem. Choć poparzona, wstała i wyrzuciła syna z domu. Ten siadł przed domem i powiedział, że nigdzie nie pójdzie, co to jego, ojcowe. Obok przysiadł jego brat Jędrek oraz Mateusz. Ten ostatni widząc, że Jagna z domu wychodzi, poszedł za nią nad staw. Rozmawiali ciepło, Mateusz kazał jej „pogonić tę pokrakę”, wójta, obiecał pomścić dziewczynę. Jagna była znowu dobrej myśli.
Hanka wracała do domu, podprowadził ją Mateusz. Mówili o tym, że Jagnę i Tereskę ksiądz wypomniał na kazaniu. Pod domem czekali już chłopi na Rocha. Poszli do Niemców, ale ci nie chcieli nawet słyszeć o oddaniu Podlesia. Wtedy zaczęły się groźby, Niemcy chcieli się strzelać, ale Roch wycofał swoich. Nie tracili nadziei.
Rozdział XI
Anek miał wrócić za trzy dni. Hanka czekała na niego niecierpliwie. Poszła do Boryny powiedzieć mu o wszystkim. Stary leżał teraz w sadzie, bo chałupie za gorąco było. Hanka poszła na pole zanieść obiad wyrobnikom. Gadali o Niemcach, ze się wyniosą i zgoda z dziedzicem też będzie. Nagle przybiegł Witek. Hanka pognała o domu. Maciej się przebudził prosił o buty, chciał iść na pole. Przenieśli go do chałupy, widząc, ze to już koniec.
Posłali po księdza, co by go na maścił. Boryna leżał spokojnie w łóżku, już nic nie majacząc nawet. W dniu, w którym miał wrócić Antek, Hanka cały dzień go wypatrywała, ale się nie doczekała. W środku nocy Boryna się przebudził i wyszedł na dwór, myśląc że dnieje i trzeba iść na pole (księżyc świcie jasno). Poszedł i począł siać.
A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał - jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.
Boryna usłyszał jeszcze jakieś wołania i zmarł.