Nadchodziła zima...
- jeszcze się barowała z jesienią i porykujący tłukła po sinych dalach jako ten zwierz srogi
i głodny, że nie wiada było, kiej przeprze a skoczy i lutymi kłami weżre się we świat...
- jeszcze czasami prószył śnieg nikły, płowy - jesienny śnieg...
Dość długo się zapowiadała, aż przyszła jakoś zaraz po świętej Barbarze. Zrobiło się ciemno i wietrznie. Wszystko było jak uśpione, aż do pierwszego dużego śniegu, kiedy to na dworze zrobiło się całkiem bielutko. Antkowie mieszkali teraz w bardzo skromnej chałupie Bylicy razem z rodziną Weronki.
Ciężki to był czas da Hanki, wciąż kłóciła się z siostrą, a i mąż się od niej oddalił. Poza zimnem domownikom doskwiera również głód. Zawzięty Antek zabronił Hance przyjmować jakiejkolwiek pomocy od Boryny. Gorycz Antkową pogłębiało to, że cała wieś się od niego odwróciła, od trzech niedziel nikt ich nie odwiedzał.
Tego dnia Hanka czekała na kupców, którzy mieli kupić krowę, patrzyła na męża siedzącego przy stole z zimną miną i rozmyślała.
Nie, tak być nie może dłużej, krowę sprzedadzą, jeść nie ma co, a on siedzi, roboty nie szuka, do młócki, choć proszą, nie idzie, a choćby i ten złoty groszy dwadzieścia zarobił na dzień, na sól by było, na okrasę, kiej już i tej kapki mleka zbraknie!
Hanka już miała skrzyczeć męża, kiedy spojrzał na nią żałośnie i jakoś odeszła jej złość. Pobiedzili się razem nad swoim losem chwilę, po czy Antek poszedł odkopać ziemniak, żeby sprawdzić, czy nie pomarzły. Przyszli Żydzi po krowę. Zaczęły się ostre targi, w końcu zabrali krowę. Hance tak się smętno zrobiło, jakby kogo z rodziny wywieźli. Antek kazał żonie popłacić wszystkie długi, a resztę schować. Sam wziął w kieszeń pięć rubli i powiedział, że idzie w świat roboty szukać, bo w Lipcach za wyrobnika nie będzie.
Nie uszedł jednak daleko, bo nagle obok przejechały sanie, a na nich Jagna z Boryną. Zgnębiony poszedł do karczmy, pod drodze minął jeszcze kilka sań, jechali na sąd z dworem o krowę i pobitego parobka. Antek siedział w prawie pustej karczmie i pił. Po czym wyszedł bez zapłaty, a przy wyjściu prawie pobił Jankiela.
Rozdział II
U Antków Hanka wciąż kłóciła się z Weronką i zamartwiała o męża. Spoglądała z tęsknością na Borynową chałupę i zazdrościła w duszy Jagnie dobrobytu. Kobieta pokrzątała się w obejściu, po czym kazała ojcu wszytego dopilnować i poszła do wsi. Po drodze spotkała Jankiela, który „wywróżył” jej nędzną przyszłość. Dalej natknęła się na płaczącą Magdę, dziewkę organistów, która właśnie z domu wyrzucano za to, że się z Frankiem prowadzała, a teraz jest w ciąży. Organiścina zaprosiła Hankę do środka.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -