Cala wieś ruszyła z procesją na nabożeństwo, ksiądz przewodził, dalej ludzie śpiewając i mówiąc litanie. Wśród nich była i Agata, która jakiś już czas temu ozdrowiała. Nagle ktoś zobaczył chłopów jakiś idących od lasu. Az się porwali ku nim, ale ksiądz pouczył, że nabożeństwo pierwsze. Hance też serce drgnęło, choć wiedziała, że Antka ta nie ma. Mówiono, że jeszcze drugim mogą długo posiedzieć. W końcu doszło do powiania, gorącego i radosnego.
Tylko Hanka i Jana czuły się tego dnia samotne. Jagna chciała powitać Mateusza, ale jakby jej nie dostrzegł. Matka go dopadła i siostra, i Tereska żołnierska, która odwiedzała go przez cały czas w wiezieniu, teraz trzymała go za rękę. Wieczór minął na wsi pod znakiem miłosnych powitań. Jagna wyszła na wieś i co rusz natykała się na jakąś parę. To jej brat Szymon z Natka, to Marysia Balcerkówna z Wawrzkiem, w końcu Mateusz z Tereską. Zawróciła szybko.
Rozdział VIII
Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby po tej burzy srogiej, co
szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszy z trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę,
imał się po ździebku pracy wetującej.
Do Tereski przyszedł list od męża, Jaśka, który właśnie z wojska miał wracać. Ciepły to był list, pełen troski o nią. W liście jeszcze Grzela prosił, by zawiadomiła jego ojca (Borynę) powrocie, nie wiedział bowiem, że Maciej ledwo żywy dogorywał w łóżku od miesięcy. Tereska wcale z powrotu męża się nie cieszyła, kochała Mateusza i cała wieś już wiedział o ich romansie. U wójtów wywiązała się awantura miedzy wójtową o Kozłową, tak ostra, że do bijatyki doszło. Mateusz obejrzał chałupę Bylicy – według niego trzeba było nową stawiać. Pan Jacek obiecywał zmartwionej Weronce, że drzewo na budowę się znajdzie.
We wsi wrzało od plotek o wójtowej bitce i o sprzedaży Podlesia. Nikt nie chciał mieć Niemców za sąsiadów, ale zadłużony dziedzic nie miał innego wyjścia. U Dominikowej w chałupie też nie działo się najlepiej. Synowi nie chcieli po dawnemu wykonywać w domu kobiecych obowiązków. Jagna też niewiele pomagała, romansowała z wójtem. A ludzie gadali. Hance to nawet na rękę było, ale u Borynów też robota kiepsko szła, bo parobek się rozhulał i gospodyni nie dawała sobie z nim rady. Któregoś dnia przyszedł kowal, z informacja, że Antka do procesu nie wypuszczą, a i potem nie wiadomo, bo dziesięć lat mu grozi. Podpowiedział, żeby go wykupi, a potem niech do Ameryki ucieka. Hanka nie wierzyła za bardzo słowom kowala, ale lękała się o męża.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 -